Gry wideo obwinia się o wiele, chwali się je chyba za jeszcze więcej rzeczy. Że psują młode umysły, że naprawiają młode umysły, że odciągają od nauki, że wykształcają zdolności poznawcze i manualne, że wzmagają stres, że zwalczają stres, że zabijają kreatywność i że kształtują kreatywność. Ale jeśli – w co ja osobiście nie wątpię – chociaż jeden kretyn na świecie przestał szaleć swoim stuningowanym maluchem na polskich drogach, a zamiast tego wyżywa się w jakiegoś Unreal Tournamenta czy Mortal Kombata na swoim kompie/konsoli, to być może w ten sposób producent tej gry/komputera/konsoli uratował komuś życie. Proste.

Piractwo drogowe to ohydne zjawisko, którego ja nie chcę i nie umiem zrozumieć. Dobra, niech sobie każdy, kto mnie wyprzedza, myśli, że jestem lokalnym fajtłapą, który tam, gdzie trzeba jechać pięćdziesiąt, jedzie tylko sześćdziesiąt pięć. Ja przynajmniej z wystarczająco czystym sumieniem mogę dojechać do celu, będąc niemal w stu procentach pewnym, że jeśli kiedyś dokonam żywota w swoim aucie, to nie z własnej winy, tylko przez jakiegoś kretyna, który wyprzedza na zakręcie, bo mu się spieszy. Czy jestem taką – przepraszam za wyrażenie – drogową ciotą, bo potrafię jednym kliknięciem myszki – znowu przepraszam za wyrażenie – rozpierdziuszyć tysiącletnią cywilizację? Bo umiem poderżnąć gardło trzem strażnikom, wyskoczyć przez okno i chwycić się helikoptera? Bo potrafię ustrzelić z łuku pochodnię, a potem zakraść się od tyłu do rycerza i zdzielić go z wielką gracją w jego zakutą pałę? Może. A może nie.

Ale jeśli choć jeden z tępaków, których spotykamy czasem na serwerach online – trolujący, denerwujący, a co gorsza – lepszy od nas, bo przesiaduje tam dzień i noc i potrafi ustrzelić headshota z półobrotu z 50% skutecznością… Jeśli ten właśnie tępak zrezygnował z „tuningowania” swojego gruchota i testowania go w miejskim ruchu… Jeśli gra komputerowa zapewnia mu już dość adrenaliny, żeby nie musiał sprawdzać, czy ten zakręt będzie jego ostatnim, czy tylko przedostatnim… Jeśli malowanie lakierów na wirtualnych autach daje mu wystarczający substytut, żeby samemu nie malować DEATH na piętnastoletnim BMW i lecieć na złamanie karku, krajową jedynką… To ja chętnie tego tumana wytrzymam na onlajnowym serwerze. A niech mnie wyzywa od n00bów i zarzuca swoimi LOLami. Na zdrowie.

Nie czaruję się, że któryś z tych, którym się wydaje, że 160 na drodze za miastem to fajna zabawa, czytuje Valhallę. Ale może znacie kogoś takiego. I może on nie wie jeszcze, że istnieją gry komputerowe. Zaklinam, zróbcie wszystko, żeby kupić mu konsolę, posadzić przed nią i dopilnować, żeby zobaczył, że za jednym kliknięciem padem może mieć i Subaru i Audicę i Mercedesa. Że może je odmalować, posłuchać ich, pojeździć nimi i skasować na dowolnie wybranym drzewie/furze/przechodniu. Wiem, wiem, to mu do końca nie zastąpi dreszczyku związanego z tym, że może przy okazji zginąć, ale i to da się załatwić. Po każdym przegranym wyścigu może się chłopak z całej siły walnąć młotkiem w głowę. Każda przegrana będzie niezwykle emocjonująca.

Proszę was, drodzy projektanci i marketingowcy gier. Pojeździjcie trochę po polskich drogach, wyłapcie odpowiednią ilość kandydatów i przeprowadźcie na nich badania. Na pewno dojdziecie do tego, jak zrobić taką grę, żeby odciągała ludzi od wariowania na ulicach, a przyciągała do konsol. Ja tu widzę ogromne pole do popisu. Pamiętajcie, każdy taki kretyn może wam zabić zacnego i wiernego klienta, który z przyjemnością kupuje wasze produkty. Opłaci się.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

14 KOMENTARZE

  1. Przesłanie tekstu rozumiem i popieram, ale jakoś się nie łudzę, że przyjemność z szybkiej jazdy prawdziwym samochodem zastąpi komuś przyjemność wirtualna.

  2. mam 30 lat i nie mam prawa jazdy i nie umiem prowadzić samochodu. . . mam za to doskonałe umiejętności żeglarskie. Dlatego wyżywam sie na grach samochodowych wirtualnie i bezpiecznie, a potem wsiadam na żaglóweczkę (tudzież pokaźny żaglowiec) i spokojnie, bez nerwów i hałasu silnika płynę bezpiecznie przed siebie ;-)Na serwerach FPP ginę w 6 sekund, w Tiger Woodsa łomotam niejednego. Czy z powyższego wynika cokolwiek na temat mojej osoby? Nie sądzę. . . Nie wydaje mi się, żeby świat wirtualny w jakikolwiek sposób definiował nasze osoby, i żeby miał wpływ na nasze osobowości (a przynajmniej w zdrowym przypadku nie powinien). Tak jak napisał Cujo. . . nie wierzę, żeby któryś z młodych gniewnych za kierownicą miał taka samą adrenalinę dotykając konsoli. Żaden z nich nie zamieni swądu palonej gumy na brzęczenie silniczków force-feedback.

  3. Kiedyś chciałem skręcić „na ręcznym”. 250 dukatów mandacik. . . Pech. Acha – tak chciałem tak jak w grze 😉

  4. A ja mam 33 lata i również nie mam prawa jazdy ani samochodu i co więcej nie mam zamiaru mieć. Znakomicie za to jeżdżę na rowerze, co niestety nie jest zbyt bezpieczne, o czym świadczą dziesiątki zrostów na moich kościach. ;] Ścigałek również nie lubię, zgadzam się za to z obcym w jednej kwestii. Żaden bezmózgi maniak pędzący 200km/h po dwupasmówce w mieście, nie pomyśli nawet o tym, aby zastąpić to doznaniami na konsoli.

  5. Żaden bezmózgi maniak pędzący 200km/h po dwupasmówce w mieście, nie pomyśli nawet o tym, aby zastąpić to doznaniami na konsoli.

    Oj, nie byłbym taki pewny. Jeśli dzieciak może wyładować nagromadzoną frustrację i agresję w jakimś tam Doomie i potem zamiast natłuc kumplowi na podwórku, to tylko go zbluzgać, to — może w jakimś stopniu — dotyczy to i dresiarza w BMW? Po wirtualnych wyścigach część jego jestestwa będzie na tyle usatysfakcjonowana, że zamiast 200 po dwupasmówce w mieście pojedzie tylko 150 i — jakimś cudem — uniknie zderzenia z niewinnym? Może. . . Ja tam wierzę w ludzi 🙂 Oczywiście, zakładając, że tacy w ogóle grają w cokolwiek. . . No i zakładając że wirtualnego wyścigu taki kretyn potraktuje, jako rozgrzewki do ataku na drogach. Swoją drogą, co musiało spotkać Autora tekstu, że jest tak rozgoryczony? Mam nadzieję, że to było tylko „o mało co”. . .

  6. Nie czaruję się, że któryś z tych, którym się wydaje, że 160 na drodze za miastem to fajna zabawa, czytuje Valhallę.

    zdarzyło mi sie RAZ ze za miastem sunąłem 230 a na stalowym rumaku 270 w końcu każdemu zawsze coś odbije do głowy. Ale trzeba jednak jezdzic z rozsądkiem bo to nie zabawa chwilka i jesteś ty i ktoś niewinny na drzewie, u niejednego kumpla byłem na pogrzebie bo pijany wracał z imprezy.

  7. nie wiem gdzie się ukuło to stwierdzenie, że „jeżdżę wolno, znaczy się bezpiecznie”. Sam nie cierpię dużych prędkości ale niektórzy kierowcy na drodze powodują zagrożenie właśnie jazdą nie wiadomo jak wolną prędkością, jadą nawet poniżej przepisów z sobie tylko wiadomej przyczyny. Powiecie mi pewnie, że jadą bezpiecznie ale ja będę polemizował bo nie od dziś wiadomym jest iż manewr wyprzedzania jest tym najniebezpieczniejszym tak więc, ktoś musi podjąć to ryzyko jakie ktoś inny być może nieświadomie stwarza. Pewnie znacie to uczucie kiedy mieliście okazję jechać za traktorem, i nie piszę tu o terenie zabudowanym,

  8. Może i pomysł zacny, lecz nie sądzę, aby był skuteczny. Widzę po sobie. . . Wyżyć się w wirtualnym świecie? Świetna sprawa, lecz nie zastąpi to przyjemności z prowadzenia samochodu, ani innych realnych uciech. Nie wiem ilu z Was prowadzi samochody, ale następnym razem jak wsiądziecie za kierownicę, poobserwujcie to co się dzieje na drodze. . . Kto Cię bardziej naraża na niebezpieczeństwo: młody gniewny, „niedzielny” kierowca, czy może starszy Pan, który „wie wszystko” o prowadzeniu samochodu. Ogólnie wpis uważam za bardzo tendencyjny, gdyż albo „dres” ugryzł autora w kostkę, albo ten bardzo rzadko jeździ samochodem. Nie przepadam za panami z paskami na boku, lecz częściej widzę na drogach przedstawicieli handlowych, którzy cisną ostatnie poty z firmowych furek, niżeli „beemek” z „dresem” w środku. I bardzo mi przykro, ale 160 na drodze za miastem, to naprawdę fajna sprawa – o ile są na to warunki.

  9. Fakt, dziadki i robole robią więcej zamętu na drogach niż festyniarze. Dodajmy do tego taksiarzy i mamy cały wesoły folwark, który za nic ma innych na drodze. Dresy najwięcej fermentu czynią na światłach, gdzie nie stanowią realnego zagrożenia.

  10. Co ciekawe biorąc pod uwagę dziadków trzeba wziąć pod uwagę kiedy robili prawo jazdy i jakie były wtedy kursy przygotowawcze. Pod względem przygotowania do prowadzenia samochodu mają mniejszą wiedzę od ludzi którzy jeżdżą od niedawna. A myślicie że „dziadki” przyswajają sobie wiedzę o nowych zasadach ruchu drogowego? A takiego! Raz się nauczył to umie. Co to jakiś smarkacz jest że będzie jak smarkacz się szkolił. On 30 lat komuny przeżył. A my tylko kolejny znowelizowany egzamin na prawo jazdy w nowej lepszej cenie. Osobno odniosę się do przedstawicieli handlowych „szybujących po nad trasami szybkiego ruchu w swych wspaniałych cieniasach”. Kiedyś w swoim mieście widziałem jak pośpieszny przedstawiciel handlowy „odparkowywał” autko i włączał się do ruchu. Koleś cofał, źle się rozejrzał i pech chciał, że jakiś dzieciak na góralu znalazł się na wprost tylnej szyby od „cieniasa”. Potem było „puk”, tłuczone szkło, wystraszony dzieciak i rozjuszony przedstawiciel. Mało chłopakowi ręki ze stawów nie wyrwał, bo mu popsuł służbowego cieniasa. Dobrze, że działo się to w pobliżu przystanku autobusowego, a ludziom nie spodobał się „przedstawiciel handlowy na warszawskich numerach”. No cóż widocznie gość bał się, że teraz szef przydzieli mu co najwyżej „służbowy rower” i nie będzie miał się czym w swojej rodzinnej wiosce chwalić. Piszę wiosce, bo tacy „ultramiastowi” najczęściej stamtąd pochodzą.

  11. Mam prawo jazdy i zdarzało mi się robić głupie rzeczy na drodze, choć daleko mi do wyczynów ABS-ów (Absolutny Brak Szyi) i innych mutantów z zanikiem zdrowego rozsądku. Ale poza dużą prędkością jest sporo innych zagrożeń na drodze, za które odpowiedzialni są kierowcy innych typów. Cała masa ludzi z komórkami w ręku, kobiety poprawiające makijaż w ruchu miejskim czy wręcz czytające gazetę trzymaną na kierownicy (!) – widziałem takie akcje na własne oczy. Im się wydaje, że multitasking jest ich mocną stroną ;). Dalej – emeryci z refleksem szachisty i „wyczuciem”. Jestem zwolennikiem obowiązku okresowego powtarzania egzaminu na prawo jazdy – to by wymagało „bycia na bieżąco” z przepisami i jednocześnie odfiltrowywałoby ludzi, którzy do prowadzenia samochodu się już nie nadają – brzmi to brutalnie, ale niestety – w pewnym wieku refleks już nie ten, a i wzrok czasem nie najlepszy. A imbecyli z IQ < 70 w ogóle bym nie dopuszczał do egzaminu 😛

  12. Zadna gra nie dostarczy tylu wrarzen i adrenaliny co jazda po polskich drogach i zaden mlody kierowca nie zastapi swojego leciwego BMW na pada czy myszke, wiem bo sam gram i jezdze zawodowo od 6 lat. Jednak trzeba przyznac ze granie poprawia koncentracje, wiec moze powinni wprowadzic obowiazkowe godziny za padem na kursie prawa jazdy ;]

  13. Ale ludzie – co Wy gadacie – dziadki, czy kobiety poprawiajace mejk ap jadąc 40 czy 50 km/h jak pukna w inne auto to sie raczej nic nie stanie – tyle za auta uszkodzone. a Taki bezmuzgowiec co pruje 150, bo musi byc lepszy od innych i wyprzedza na ciaglej na drugiego, to idac na czolowe troche jednak wiecej szkody wyrzadzi. Gorzej z pieszymi, bo w obu przypadkach mają przegwizgane.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here