Odkąd kilka miesięcy temu dostałem do recenzji Flight Simulatora, moje zwyczaje w kwestii gier uległy dramatycznym zmianom. Pomijając fakt, że nawał pracy i tak nie pozwala na więcej niż jedną grę na raz na twardym dysku, wirtualna awiacja wciągnęła mnie bez reszty.
Flight Simulator to o tyle ciekawy zwierz, że zachęca, a wręcz zmusza do nauki. Jasne, można odpalić podstawowy samolot z tych udostępnionych przez Microsoft, włączyć najniższe ustawienia realizmu i za pomocą dwóch klawiszy i myszki wznieść się w przestworza.
Można jednak grać inaczej – stopniowo uczyć się obsługi samolotów, czytać o aerodynamice i poznawać procedury lotnicze, by niedługo potem testować je w sieci VATSIM z niemal prawdziwymi kontrolerami.
Dla tych, którzy chcą więcej, udostępniono kilkadziesiąt dodatków – od hiper-realistycznie odwzorowanych Jumbo Jetów, poprzez dodatki, które pozwalają wcielić się w rolę pilota linii lotniczych po programy ładujące prawdziwe rozkłady lotów do wirtualnego świata, o licznych aktualizacjach scenerii nie wspominając.
Za mało? Można kupić też hardware – od wymyślnych wolantów z elementami sterującymi przednim kołem samolotu i przepustnicą, przez nakładki TrackIR, które symulują na ekranie ruch głowy pilota z rzeczywistości, po prawdziwe moduły wyposażenia samolotu, podpinane do komputera via USB. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Flight Simulator to temat rzeka, który zasługuje na to, by przybliżyć go nieco bliżej szerokiej publiczności. Tu pojawia się jednak problem, bo polska społeczność fanów jest raczej mało otwarta na nowych lotników. To zresztą bolączka każdego forum i społeczności poświęconej jakiejś pasji – grupa trzymająca władzę, czyli tzw. Guru, robią prywatne folwarki z ogólnodostępnych for. Każdy newbie skazany jest na niezbyt ciekawy żywot.
Oczywiście i wśród wspomnianych żółtodziobów znajdzie się zawsze element „bydła”, ale problem tkwi w tym, że polskie usposobienie każe nam przyjmować postawy jedynie ekstremalne – totalnej otwartości lub ksenofobicznej w swoim usposobieniu profesjonalizacji stron społecznościowych.
Polecam więc każdemu, kto stawia pierwsze kroki, by na dobry początek bytności w jakiejkolwiek społeczności rozpoczynał swoją przygodę na zachodnich forach, gdzie międzynarodowy charakter gawiedzi wymusza o wiele bardziej cywilizowane relacje.
zastanwiam się jakby to wyglądało na xbox360, to byłby czad! Trzeba by tylko podpiąć klawiaturę Qwerty inaczej to po co. YO!
Heh. I jaki w tym tekscie news? 😛
siergiej, to nie news – to blog.
A, no to w takim razie ja Cie pardon KK 🙂 na forum wyswietla sie to jako news ;]A co do samych symulatorow lotu – chetnie bym kiedys sporobwal, ale zbyt szybko sie zniechecam, by przez pierwszy miesiac uczyc sie startowania do lotu ;]
Ja bym z chęcią spróbował, ale obawiam się że mój komputer może tego nie pociągnąć nawet na minimum detalach. . . . Zresztą co to za przyjemność grać na minimum po zobaczeniu screenów. . .
Najbardziej spodobał mi się ten prosty i łatwy w zrozumieniu fragment: „. . . ksenofobicznej w swoim usposobieniu profesjonalizacji stron społecznościowych. ” Przez moment poczułem się jak za dawnych lat na lekcji wychowania obywatelskiego. 🙂
Dokładnie, podobno jak wejdzie DX10 ma lepiej chodzić, ale to może jest kolejny chwyt reklamowy żeby Viste kupić.
@ 6 –> czasem mnie ponosi :/Ja latam na minimalnych detalach. Natomiast na dobry początek jest FS9 w empiku za bodaj 29 złotych. Nowszy Flight Simulator: Century of Flight kosztuje nieco ponad stówkę, działa ze wszystkimi dodatkami a dotego nie zabija komputera. Ponoć poprzednie wcielenie FS-a z add-onami wygląda lepiej niż goły FSX!
A czy gra z tym całym fikuśnym osprzętem ma jakiekolwiek porównanie do prawdziwego lotu? Nawet podoba mi się taki latanie w zaciszu własnego domu, ale to hobby trochę kosztuje
Zależy co masz na myśli – jeżeli chodzi o wizualia, to z pewnością w FSX odkręconym na maksa niewiele brakuje do wrażenia rzeczywistości. Lecisz samolotem, a pod kadłubem rozciągają się prawdziwe lasy, miasta, szosy z samochodami, itd. Lądowanie na lotnisku to również kołowanie z dzisesiątkami innych samolotów. W słuchawkach ciągle ktoś nadaje – kontrola ruchu, piloci. . . Natomiast pędu powietrza we włosach, przeciążeń, oślepienia słońcem i szarpnięcia przy lądowaniu raczej nie uraczysz. Fakt, że FS to kosztowne hobby, jednak nie bardziej, niż np. zaawansowana akwarystyka (nigdy dla mnie niezrozumiała). Co więcej, nawet najbardziej wypasiona konfiguracja i bajerzy jest kilkudziesięciokrotnie tańsza niż szkolenie na pilota samolotu pasażerskiego. A ludzie. . . cóż, robią niesamowite rzeczy. Taki Stanisław Drzewiecki – pianista i fan FS-a – od kilku lat buduje sobie kokpit i pokazuje, że można to robić tanim kosztem. Popatrzcie, jak chłopak sobie radzi – płyty pilsniowe, monitory LCD, kilka dodatków. . . i już jest kabina małego samolotu!
Tu link: http://drzewiecki-design.net/homecockpitpl. htm
O Matko, ty mi nie pokazuj takich rzeczy, bo ja szybko się zarażam. Boję się kolejnej pasji 🙂 Ale coś czuje, że w końcu nadejdzie ta chwila. Maszynę w domu mam na 4 procesorach, monitorów sztuk 3 – więc teoretycznie jestem przygotowany do rozpoczęcia zabawy. Dokupić pare gadżetów, przepustnicę, etc. i szaleństwo się rozpocznie. Ale wtedy rozwód murowany 🙂
Jestem pod wrażeniem Stanisława Drzewieckiego. Kiedyś też o tym myślałem ale nie wypaliło z przyczyn różnych. Może nie jest to 100 % realizm ale zabawa takim prototypem musi być przednia. Brava dla tego Pana za wytrwałość i zapał do pracy jaką w ten projekt włożył.
A pamięta ktoś jeszcze Ił2-Sturmovik?To był symulator z prawdziwego zdarzenia. Nigdy nie zapomne chwili gdy wszedłem do salonu Empik a tam na takiej ślicznej małej półce leżała ta gra po przecenie:). O ile wszelkie symulatory jazdy lub lotu mnie nie ruszają to jednak do starego Ił’a zawsze chętnie wracam. . . PS. Są nawet polskie samoloty do oblatania!!! Gorąco polecam. Ludzie, grajcie w to!
Bardzo się cieszę, że symulatory na Valhalli to nie jest gorsza rodzina wśród gier 🙂
empeck—> a czegóż to miałyby być gorszą rodziną? Gry jak wszystkie inne. . . 🙂 No, może mają grubsze i bardziej skomplikowane instrukcje 🙂
W sumie masz rację, ale jednak simy są bardzo niszowe w porównaniu do reszty gier. Co widać po wysypie nowych tytułów. W tym roku o ile się nie mylę ma wyjść tylko jeden sim który nie jest ciągiem dalszym jakiejś serii, mianowicie Knights of the Sky – http://www.gennadich. com
Ale prawie zawsze tak bylo, choc pamietam niezly boom na symulatory w latach 90. Po prostu teraz dzieciaki sa, nie ukrywajmy, malo-sprytne, i taki symulator przerasta ich o 100 lat. Zreszta wystarczy spojrzec co sie najlepiej sprzedaje – banalne strzelaniny, jakies mordobicia i rooshofe wyscigi w stylu NFS. Grafika jest przyzwoita, ale gdzie reszta? Rozumiem, ze jest miejsce dla pozycji typu „zabili go i uciekl”, bo kazdy czasem lubi odreagowac. Ale jesli takie gry zaczynaja przewazac, to cos jest nie tak. Kiedys bylem duzym fanem symulatorow, ostatnio troche mi przeszlo. Z dosc blachego powodu – popsul mi sie joy i jakos nie mialem okazji wybrac sie po nowy. Tak to sie zakonczyla moja przygoda 😉 Ale wszystkie te Gunshipy, Apache, F-15 i inne Silent Huntery zostaly milym wspomnieniem. Takie pozycje jak M1 Tank Platoon mialy w sobie to cos, to nie pozwalalo wylaczyc kompa, myslec o czyms innym niz kolejne natarcie na wroga flanke 🙂 Nie stronilem tez od Mechwarriorow, ktore wprowadzaly powiew swiezosci i pozawalaly na spedzenie relaksujacego popoludnia z wyrzutnia rakiet i kompletem dzialek laserowych. A wszystko to przyprawione ciekawa historia, a nie jakims wannabe storyline jak obecnie. Obecnie jak odpalam jakies demko, to nie wiem czy mam sie smiac, czy plakac, taka zalosc. . . Czasem uda mi sie popykac w jakas gre taktyczna, czasem jakis RPG, ale wyboru wielkiego nie ma. Same pozycje na odmozdzenie. Nic zeby troche pomyslec, wczuc sie w akcje, wysilic te ostatnie szare komorki. A nie walic samochodem w bande i lapac rakiety na klate. . . Czlowiek by pomyslal, ze sie starzeje i marudze. Jednak wielu znajomych, nawet znacznie mlodszych, ma bardzo podobne odczucia. Osoby ktore regularnie graja, z mojego badz co badz informatycznego otoczenia, moge policzyc na palcach jednej reki i jeszcze kilka zostanie. Suutne to, ale prawdziwe. Kiedys robilem regularne upgrady kompa, a dzis nie potrafie znalezc usprawiedliwienia dla kupna karty pokroju X1650XT i od poltora roku juz chyba siedze na X1300Pro. Czasem cos odpale na X360, ale tez bez przekonania. Ostatnio z jakas nadzieja (wiem, czyja matka jest nadzieja) czekam na Fallout 3. Moze bedzie to pierwsza gra od kilku lat, ktore przejde wiecej niz jeden raz zanim wsadze do pudelka i odstawie na polke.
Ja też gram bardzo mało. Praktycznie tylko w symulatory, czasem w platformówki pokroju Tomb Raidera czy Prince of Persia, które nawet lubię. Mój przypadek jest o tyle zabawny, że pracuję w game dev 😉 Dlatego staram się choć „zaliczyć” dema co większych produkcji. Co do wieku graczy latających w simy to masz rację, bardziej jest to widoczne na zachodnich forach, gdzie średnia wieku sprawia wrażenie dużo wyższej niż 30 latCo do boomu, czasy w których wychodziły tytuły Microprose, czy Janes, to był złoty wiek symulatorów 🙁
Dla wszystkich, którzy chcą spróbować, jak wygląda „prawdziwe” latanie, a nie koniecznie mają ochotę ściągać gigantyczne demo FSX, jest alternatywa – opensourceowy symulator lotu FlightGear (www.flightgear. org). Sam w sobie zawiera wszystko co potrzeba do latania, do tego można ściągnąć sporo maszyn (nie wszystkie dokończone, niestety), z fajnych rzeczy jest też. . . sceneria całego świata. 🙂 Serio serio – trzeba ją ściągać na raty (waży sporo, jest podzielona na segmenty więc ściąga się tylko interesujący rejon), nie jest to ta jakość co płatne scenerie do FSX, ale też przewyższa pod każdym względem podstawową scenerię FSX, przynajmniej jeśli chodzi o Europę (w scenerii do FG na dzień dobry są np. rzeki i drogi, co pozwala na upartego na loty VFR :). No i w FG domyślną maszyną jest jedynie słuszna Cessna 172, w odróżnieniu od szmatolota i jakiegoś plastikowego jeta w demie FSX. 😉 FG ma też wady – praktycznie nie ma społeczności w Polsce (siebie nie liczę :), nie ma VATSIMu (jest w jakichś strasznie odległych planach), nie jest tak zaawansowany graficznie jak FSX (bo, jak wiadomo, do właściwego odbioru wrażeń z lotu potrzebna jest implementacja odbicia słońca na nitach :), póki co wstydliwym milczeniem pomija się temat taxi i taxiwayów, które co prawda są, ale potraktowane po macoszemu, ATC raczkuje. Nie latałem jeszcze najbardziej mnie interesującymi maszynami w FSX, więc trudno mi porównywać wrażenia z lotu, ale model (wybieralny z resztą) w FG wydaje mi się bliższy rzeczywistości – sliniej „czuć” podmuchy wiatru i ground effect, ogólnie ma się wrażenie, że samolot leci w powietrzu, które nie „stoi”. Tymczasem ultralight z dema FSX lata jak po szynach, dla początkujących może i fajnie, ale w mojej świadomości ultralighty są jednak bardziej „nerwowe”. 🙂
Potwierdzam info o Flight Gear – próbowałem i stwierdzam, że jest OK. Bez sensacji, ale na szłabsze komputery i dla fanów Open Source jak najbardziej. Problem w tym, że interface jest naprawdę toporny, a do tego mam wrażenie, że to, co najwazniejsze, czyli mechanika lotu, nie za wiele mają wspólnego z rzeczywistością. Tu jednak mogę się mylic, bo samolotami latam czasami jedynie na tylnim fotelu. Jest też inna kwestia – Flight Simulator 2002 kosztuje teraz w każdym EMPIK-u 25 złotych. To naprawdę dobre miejsce, by zacząć. Chłopakom z Flight Gear życze jednak jak najlepiej.
Przebóg, interfejs czego? 🙂 W sensie – launcher i menu? Może nie najładniejsze, fakt, ale spełniają swoje zadanie i szczerze mówiąc szybciej się w nich poruszam, niż w grająco-błyszczącym wypasie FSX. W sensie panelu? Latałem tylko Cessną 152 i też nie jako pilot, ale na tyle, na ile mogę stwierdzić, to kokpitl 2D oddany jest idealnie i wszystko to faktycznie tak wygląda i tak działa. Bawiłem się tylko kokpitem tego jeta z FSX (siłą rzeczy w ultralightcie wiele do zabawy nie było 😉 i np. obsługa kręcenia gałkami i machania przepustnicą jest IMHO w FG zrealizowana lepiej. Co do mechaniki, to nie bardzo mam podstawy by się wypowiadać – za mało mam porównania z FSX.
Hehehe, niemalże „pierwsza działka gratis”. 😀 Tu należy dodać, że do lotów VFR (moje hobby) należy jeszcze dokupić scenerie za 200-300 zł jedna, a jedna zazwyczaj nie wyczerpuje tematu (bo osobno można kupić drogi, rzeki, osobno landmarki, osobno fotoscenerię), dodatkowe modele maszyn też zazwyczaj są płatne, ale przyznać należy, że podobno ich wykonanie stoi na bardzo wysokim poziomie (w FG – modele poprawne albo w powijakach). Prawdziwe płacenie zaczyna się jednak, gdy zechcemy nasze latanie nieco urealnić – za interfejs do FSa (FSUIPC) trzeba dodatkowo zapłacić, do tego większość glass kokpitów jest płatna. W FG cały interfejs do komunikacji ze sprzętem, multiple displays, i glass kokpitami jest po prostu wbudowany. 🙂 Przesadziłbym straszliwie, gdybym stwierdził, że działa idealnie, ale jest. :]
no ja mialem dokladnie ten sam problem – GT HD tylko na PS3. . . ale sie skusilem i zaczynam jezdzic :)a co do latania to pamietam TFXa – gra na ktora czekalem z bratem latami, jak juz sie pojawila dala duzo radosci 🙂 teraz to jednak bardziej samochody niz samoloty 😉
Jeśli symulatory to dla mnie przede wszystkim seria Silent Hunter – nie ma to jak kilka dobrych godzin przed komputerkiem i patrolowanie sektora na Atlantyku w poszukiwaniu jakiegoś zacnego konwoju. . . :)Co zaskakujące kilka lat temu zagrałem w Railroad Simulator i ku memu zdziwieniu też mnie niesamowicie wciągnęło, choć z początku wydawało mi się to potwornie nudne. Z lataniem to różnie, choć ten recenzowany przeze mnie ostatnio Battle of Britain II też całkiem nieźle przykuł mnie do monitora 🙂 Muszę przyznać że kawał przyjemnej zabawy, choć oczywiście daleko mi do wytrawnego „pilota”. . .
W Silent Huntera mój brat dużo gra, dobra gra, ale to nie dla mnie, ja wolę samoloty :)Co do simów cywilnych, to prędzej do FSXa bym porównał xPlane niż FlightGear