Nie, nie chodzi o coś, co pieszczotliwie nazywa się flaczkami, a co serwują w różnych miejscach (a szczególnie na weselach) i obiecują, że będzie to pyszniutkie i mięciutkie. A tymczasem wygląda to jak krowie flaki (wow!) i powoduje, że dostaję nieciekawych zawrotów głowy. Flaki jako potrawa są zdecydowanie dziełem Szatana i jeśli Jack Thompson rozkręci kiedyś przeciw nim nagonkę i będzie chciał doprowadzić do zakazania ich, to będę stał w pierwszym rzędzie tłumu i trzymał transparent z napisem „PRZECZ Z FLACZKAMI”. Ale to nie jest vortal kulinarny, tylko growy, postaram się więc składnie wypowiedzieć w temacie flaków, krwi i gruchotanych kości. W grach.
Nie wiem, czy to wyznanie jest jakieś wstydliwe, czy nie, ale ja lubię flaki (który raz jeszcze to powtórzę?). Lubię, kiedy krew leje się strumieniami, a zęby piły łańcuchowej wgryzają się w przeklętego Locusta, jak gorący nóż w masło. Lubię krew chlapiącą na telewizor od „drugiej strony”, lubię od czasu do czasu jakiemuś potworowi (albo nawet i człowiekowi), odciąć głowę albo sprzedać mu zatrutą strzałę prosto w ucho.
Jeżeli jakaś gra została paradoksalnie – OKALECZONA – poprzez odjęcie czerwieni, zamianę ludzi w zombiaki albo niemożność urwania komuś tego, czy tamtego, zwyczajnie się denerwuję. Jeżeli coś jest reklamowane jako gra akcji, w której można ZABIJAĆ, to nie widzę powodu, dla którego to zabijanie miałoby być lipą. Szczególnie, jeśli jest lipą tylko dlatego, żeby gra dostała kategorię wiekową 12+ zamiast 18+. To już naprawdę jakaś schizofrenia.
Od czasu, gdy pierwszy raz sprzedałem impowi strzał z BFG z bliskiej odległości, a ten rozpadł się na tysiące rozpikselowanych, acz krwawych kawałków, uznałem, że tak ma być. Nie czułem jakiejś morderczej ekscytacji, nie odezwały mi się w głowie demony, które podpowiadały, żebym wypróbował to samo na sąsiedzie z przeciwka. Zobaczyłem krwawe flaki i pomyślałem „spoko”. I nigdy nie byłem jakimś SZCZEGÓLNYM fanem jatek czy operacji na otwartym sercu. No ale skoro już kogoś zabijam (choćby i w grze), to chyba należy mu się szacunek w postaci realistycznej i dopracowanej animacji, a nie jakaś ściema.
I nie, nie jestem jakimś krwiożerczym diabłem bez sumienia. Powiem, że na takich filmach jak Hostel, czy nawet Desperado 2 (przestrzelone kolana ;)) potrafiło mnie zemdlić. Ale no właśnie – to było na filmach. Póki co, nawet Manhunt nie był dla mnie na tyle brutalny, żeby czuć się nieswojo. I bardzo się cieszę, że to właśnie gry wideo dostarczają mi idealnie wyważonej, zbrutalizowanej rozrywki. I że ich producenci nie dają się zastraszyć różnym piewcom pseudo-moralności.
A nie dają się zastraszyć, bo w tym przypadku akurat prawo rynku sprawdza się idealnie. Ja lubię flaki, ale wygląda na to, że miliony ludzi na całym świecie też je lubią. I morderców z tego powodu nie przybywa, a gry jakoś nie stają się coraz bardziej zbrutalizowane. Są tak brutalne, jak trzeba, pokazują tyle krwi, ile chcemy (a przynajmniej ile ja chcę) i ciągle dają nam do zabawy potężne szotgany i piły łańcuchowe. Bez nich świat gier wideo byłby gorszy. A dlaczego? Dlatego, że ja naprawdę lubię flaki.
„flaczki są spoko” -powiedziała babcia podsuwając mi blizej nieokreśloną substancję na talerzu 😉
tak, po warszawsku 🙂
Ciekawy temat. Podobno poprzez gry „flaki” działają bardziej, znieczulają na cierpienie, przyzwyczajają do przemocy, zachęcają do walk na sztachety. Film natomiast to tylko oglądanie a nie współudział, a poza tym sztuka wizulalna, ple,pleMoże, nie wykluczam, że są ludzie, na których tak to działa. Tylko że ja mam całkiem inaczej; filmy w rodzaju „hosteli” i „pił” są dla mnie „nie do przejścia”. Dałem radę jedną „piłę” i pół „hostela” i – śmiejcie się ze mnie, proszę bardzo – nie dam rady ani minuty więcej. Ale co do gier. . . uwielbiam flaki, ćwiartowanie i posokę na ścianach – wszystko oczywiście własnoręcznie spowodowane! Dwie moje najprzyjemniejsze gry ostatniego kwartału to Suffering2 i Dead Space. Niektóre etapy DS przechodziłem trzy razy, bo tak fajnie się spiętrzały cieknące trupy!I czy ja jestem normalny? Flak w telewizorze to dla mnie trauma i obrzydzenie, a flak na monitorze to najlepsza zabawa.
Wydaje się, że gdyby owe flaki były odwzorowane z fotorealistyczna precyzja, wtedy zabijanie nawet na ekranach monitorw wiekszosci by nie przynosila satysfakcji. A tak – wiekszosc z nas wie ze to tylko gra. Taki ala udoskonalone warcaby
Soldier of Fortune, Harvester, Blood, Thrill Kill na stare Playstation, jest wiele produkcji które „przyciągają” swoją hmm, estetyką. Lecące na nas kończyny, obrzydliwość, brutalność się w przypadku gier sprawdza. Taki Sof, prosty jak cep, ale dostarczył mi wiele przyjemnych chwil. Harvester unurzany w najbardziej paskudnych, i miejscami przerysowanych scenach, Blood ze swoją trumienną atmosferą wypełnioną po brzegi zwłokami. Według mnie jest jednak jakaś bariera która pozwala nam zachować treść żołądków bez uszczerbku. Gdy widzimy Bloodrayne to jednak potrafimy popatrzeć na to z przymrużeniem oka, dystansem. Chyba najbardziej „kopiący” jest Postal, ta gra nie uczy niczego, oprócz braku szacunku dla ludzkiego życia. Tłumiki z kotów, palenie zwłok, sikanie na nie, typowe przyjemności Postal Dude’a ;). Choć dziwię się niektórym, że odchodzą przy Hostelach i Piłach. Radzę nie sięgać po produkcje japońskie w których nie ma duchów z kruczoczarnymi włosami. Ogólnie Azjaci w kwestii „flaczków” mogliby napisać parę opasłych tomów. Ale nie będę ukrywał że i ja czasami wysiadam przy niektórych tytułach. A co do ankiety- tak, lubię od czasu do czasu, nie rozumie czemu autor wybrzydza ;).
@ polo_tuc – ja mam dosłownie identycznie. Piłę 1 wprawdzie obejrzałem w całości (tylko dla tego, iż w tamtych czasach to był naprawdę nowatorski film), ale i tak podczas oglądania bolało mnie dosłownie wszytko. Na prawdę mnie bolało. Jakiś takiś wrażliwy jestem i już. Od tego czasu, gdy w jakimkolwiek filmie pojawiają się takowe sceny od razu odpuszczam. Wyjątkiem tutaj może być jedynie „Dotykając Pustki”. Przebrnąłem przez ten film tylko i wyłącznie dla tego, że po pierwsze to paradokument, a po drugie diabelsko ciekawy. Kto widział ten wie. W grach natomiast kompletnie mi to zwisa. Może dla tego, że gry w których latające dookoła flaczyska, oraz inne niezidentyfikowane fragmenty ludzkiej anatomii stanowią sedno rozrywki, specjalnie mnie nie interesują. Jeżeli jednak pojawiają się w grze, która to zaciekawia mnie innymi aspektami, jakoś specjalnie nie przywiązuje do nich wagi, czy wręcz ich nie zauważam. Choć z drugiej strony muszę przyznać, że piła w bebechach jakiegoś Locusta prezentuje się nadzwyczaj malowniczo ;)ps. Mal, bo flaczki to trzeba umieć przyrządzić. Zapraszam na flaczki na ostro w wykonaniu mojej małżowiny. Może zmienisz zdanie. 😉
To polecam panom Cannibal Holocaust : )
@ coppertop -> Jak to „dla kogo”? Dla Tego, o, o, tam stoi 😉
Również lubię growe ‚flaki’. Jednak niektóre firmy chcąc teoretycznie obniżyć wymagania wiekowe (co ma zwiększyć teoretycznie sprzedaż) pozbawiają tego miodu gier. Na przykład za co kochamy (ja kocham) Mortal Kombat? Za owe flaki oczywiście między innymi. W najnowszej odsłonie na przykład zniknęły i co? Pograłem i ciągle myślałem ‚a co będę się wysilał i robił fatality – tak nie ma co oglądać’. Nie ma co się oszukiwać – brutalność przyciąga dzieciarnię do gier. Największym motorem napędowym sprzedaży w tym wypadku było to 18+ według mnie. Tyle narzekania na ten konkretny tytuł. Najlepszym rozwiązaniem jest umieszczanie w opcjach danej gry coś jak ‚Gore Level’, która pozwoli zbulwersowanym ilością miodu aka flaków zmniejszyć ich ilość.
Dzięki za zaproszenie, digital, wiele razy słyszałem ten argument i każdy zarzekał się, że przyrządza NAJLEPIEJ. Oczywiście wspomniane przez Ciebie flaczki małżonki (pozdrów) na pewno są NAJLEPSZE, ale mam już jakąś traumę do tej potrawy ;P