Może to tylko mój roztrzęsiony umysł sobie to wymyślił, ale wydaje mi się, że dobre gry, tworzone przez niszowych producentów (czytaj: na tyle dobre, żeby trafić na łamy poczytnego czasopisma o grach) nigdy nie dostają oceny niższej, niż sześć i wyższej niż osiem (w skali dziesięciostopniowej rzecz jasna). Jakimś dziwnym trafem profesjonalni redaktorzy nigdy nie mają serca, żeby je za mocno skopać, ani na tyle odwagi, żeby dać im 9/10. A to – według mnie – jawna niesprawiedliwość.
Rozumiem, sam fakt, że gra załapała się do recenzji na pół strony, oznacza, że nasz niszowy brylant nie jest grą na poziomie dwójki, czy trójki. Ale czasem nie umiem wyjść z podziwu, jak recenzentom łatwo jest obciąć kilka punktów pełnoprawnej, dopracowanej i wysokobudżetowej grze tylko za to, że nie spełniła ona ich oczekiwań. Generalnie gierka jest bardzo fajna, przyjemnie się w nią gra, ma ciekawą grafikę i niezłą fabułę, ale ponieważ nie ma w niej nic oryginalnego, ani przełomowego – użyjmy ulubionego argumentu „przeciw” czyli „to zwyczajne wyciąganie kasy” i już z czystym sumieniem możemy walnąć szóstkę, a czasem nawet piątkę.
Tymczasem, kiedy naczelny każe nam zrecenzować grę, w której odbija się kolorowe piłki, z chęcią korzystamy z argumentu „generalnie kiepsko, ale w grze czuć pasję i oryginalność” i od razu z czystym sumieniem możemy huknąć siódemkę. Czasem zachodzę w głowę, jak to możliwe, że taki Ghost Recon: Advanced Warfighter (nota bene, gra uznana przez niektórych za produkcję roku) od niektórych prestiżowych serwisów dostawał ocenę w granicach 50%, podczas gdy jakiś scrolling-shooter, który „przypominał redaktorowi najlepsze gry z przeszłości” zgarniał np. 69% (i to z bólem serca, bo red bawił się świetnie). Rozumiem, że dając po nosie wielkiemu koncernowi, możemy się czuć jak wyzwoliciele-rewolucjoniści, ale są chyba jakieś granice przyzwoitości? Rozumiem, że małym i biednym się daje „na zachętę”, a dużym i bogatym rozdziela klapsy, żeby się nie rozleniwili, ale czasem ta siódemka dla tysięcznego klona pac-mana zwyczajnie mnie wkurza.
Jeśli już decydujemy się na system procentowo-punktowy, to trzymajmy się pewnych reguł. Rozumiem, że w porównaniu z najnowszymi produkcjami potentatów, niszowe gierki nie miałyby większych szans. Ale starajmy się to jakoś wypoziomować, żeby nagle się nie okazywało, że niedopracowane AI w świetnej gierce kosztuje ją 10% punktów, a tymczasem gra, która w ogóle o żadnym AI marzyć nie może, siedzi sobie spokojnie i cieszy się, że może ktoś wreszcie usłyszy o jej producentach. Rozumiem, że dla niektórych mogę brzmieć teraz jak obrońca McDonald’sa, Microsoftu i George’a Busha, ale niestety tak to już jest na tym świecie, że jeśli ktoś może wywalić tysiące dolarów na dobrych grafików, to jego gra będzie ładniejsza.
Nie mówię, że gry niszowe trzeba zmarginalizować, odrzucić i nie poświęcać im czasu na łamach prestiżowych pism. Ale na Trygława i Swaroga – warto czasem porównać świeżo opisywane przez nas „Pogo-logo 2012” z jakąś produkcją Ubisoftu, EA, Take 2 czy Activision, która została zjechana w poprzednim numerze. I zastanowić się – czy skoro daliśmy jej piątkę za to, że nie była tak cudowna, jak się spodziewaliśmy, to czy nasze „Pogo-logo” nie powinno dostać trójki albo czwórki. Na tej samej zasadzie możnaby zjechać tę niszową gierkę – naczelny dał nam to do zrecenzowania, bo na pierwszy rzut oka wyglądało nieźle, ale ostatecznie okazało się być dużym rozczarowaniem.
Wiem, że gry niszowe nie sprzedają się za dobrze i pewnie takich przypadków nie ma zbyt wielu, ale zastanówmy się, czy dając takiej grze siódemkę, nie krzywdzimy naszych czytelników. Ja nie chciałbym kupić kolejnego, kolorowego Tetrisa czy Puzzle Bobble tylko dlatego, że jakiś redaktor zlitował się nad tą gierką i uznał, że siedem to ocena „w sam raz”. Nie, siódemka to dość sporo. Nie szafujmy nią zbyt pochopnie, szczególnie, jeśli potencjalnym bestsellerom nie boimy się dać czwórki w imię „walki z lenistwem dużych koncernów”. Oceniajmy sprawiedliwie.
Szczególnie, że taka mentalność jest też krzywdząca dla produkcji niezależnych. Z jednej strony żal nam zjechać gierkę do kości, ale z drugiej strony nie umiemy się przełamać i dać jej dziewiątki. No bo przecież – kto uwierzy, że coś, co wygląda tak, jak wygląda zasługuje na super ocenę? Takie gry z urzędu dostają siódemki, to dajmy siódemkę. BŁĄD! Jeśli gra zasługuje na wyższą ocene – to dawać! Jeśli coś jest super grywalne, rozsądne i wciąga na siedemdziesiąt godzin, to ładować dziewiątkę, a nawet dziesiątkę! Zdejmijmy z oczu te klapki, sugerujące podział „niszowa/mainstreamowa” i oceniajmy OBIEKTYWNIE. Nie patrzmy na producenta, tylko na grę. I w ogóle najlepiej przestańmy przyznawać siódemki. To chyba najmniej wyrazista ocena w całej skali.
Uf, ale się podjarałem! Ho ho!
No i tu się zagalopowałeś i wpisałeś sprzeczność. Przypominam ponownie to o czym wielokrotnie tu rozmawialiśmy, że każda ocena jest z natury subiektywna. Myślę, że słowem, które powinno się tu użyć to SPRAWIEDLIWE, czyli tak jak gra na to zasługuje bez sugerowania się innymi czynnikami. Bez patrzenia czy producent jest biedny czy bogaty i na to jak oceniają inni. Sprawiedliwie i zgodnie z naszym sumieniem. Wtedy takie oceny będą bardziej wartościowe.
Sprawiedliwie nie znaczy po równo. Myślę, że do każdej gry powinno się podchodzić indywidualnie. Poza tym, nie widzę niczego złego w mocno subiektywnych ocenach gier. Ludziom się to podoba, zwłaszcza, kiedy jest to napisane w żartobliwym tonie.
Dramatyzujesz Mal. Od kiedy to w recenzji liczy sie cyferka? Rozumiem, ze ma to znaczenie dla GameRankings i jesli na podstawie GR oceniamy gre, no to faktycznie – wtedy numerek przedstawia jakas tam wartosc. Ale kiedy w gre wchodzi czytanie recenzji, to chyba nikt nie zwraca uwagi na dwa znaczki (z kropką trzy!) obok recenzji, tylko na te kilka tysięcy, ktore ona zawiera.
Odwracając pytanie – skoro się nie liczy, to po co w ogóle ją umieszczać? 🙂 Klasyczna odpowiedź brzmi – ocena cyferkowa służy szybkiemu zorientowaniu się czytelnika, o jakiej grze czyta właśnie recenzję. :] Do tego niedawno doszedł jeszcze aspekt merkantylny, czyli „sprzedawanie” ocen przez media szmatławe i parcie na „dziewiątki” ze strony dystrybutorów. Ale w idealnym świecie cała ta szopka z oceną liczbową (zwłaszcza tak drobiazgową, jak na Valhalli) nie ma właściwie sensu, bo ocena zadowolenia, jakie odczuł recenzent (a do tego oceny się sprowadzają) zawarta jest w tekście recenzji. Wracając do drobiazgowości – valhallowy model ocen pozwala na wystawienie 100 różnych ocen. Czy jakiś czynnik oficjalny potrafiłby mi wyjaśnić, czym się różni fajnościowo gra oceniona na 8. 3 od gry ocenionej na 8. 6? 🙂
Jezli jakiegos tytulu nie znam, to dobra ocena moze mnie zachecic do przeczytania recenzji. Podnie jest gdy gra dostanie 1 punkcik. Jest to jakis sposob na przyciagniecie czytlenika do recenzji. Ale jezli jakims tytulem interesuje sie od dawna, to wtedy cyferki mnie przestaja obchodzic, a liczy sie tylko tresc recenzji.
Od czasu jak z GameSpotu wylecial Jeff Gerstmann 😀
Skala od 0 do 1000? No to chlopaki zaszalaly. Gdybym byl tam recenzentem to moja ulubiona ocena bylaby liczba 666 😉
Cyferki, czy procenty obok recenzji to czysta fikcja. W zasadzie to czas poświęcony na zastanawianie się ile dać danej grze, można by dużo lepiej spożytkować na np. dodatkowe kilka akapitów w tekście recki. Nie istnieje bowiem coś takiego jak całkowity subiektywizm. Końcowa ocena zawsze będzie lekko skażona np. osobistymi upodobaniami. Nie ma siły. Tekst zresztą podobnie, lecz z tekstu da się o wiele więcej wyłowić. Nie wspominam tu oczywiście o różnych ciemnych matactwach pod tytułem „artykuł sponsorowany” i tym podobne, bo to najzwyklejsze oszustwo. Tak że serwisy pod tytułem Gamespot i tym podobne, mogły by sobie spokojnie darować punktację zbiorową, gdyby oczywiście w grę nie wchodziła potężna kasa, a co do tego nie mam raczej wątpliwości. A co do gier niszowych i ich kiepskich ocen, to jest to dokładnie identyczna sytuacja, co z superprodukcjami amerykańskimi i kinem niezależnym, które w większości wypadków bije hamburgerożerców na głowę – reklamuje się i ocenia to co przynosi kasę, a nie to co posiada większą wartość intelektualną. Błędne koło.
Tym, ze gra na 8. 6 jest minimalnie lepsza od takiej, na 8. 3 :PBTW – mnie bardzo ciekawi na jakiej podstawie redaktorzy Electronic Gaming Monthly wstawiaja oceny w swojej skali majacej 1 000 (slownie – tysiac) stopni. Juz 100 mozliwych ocen do wysatwienia, to gigantyczny wachlarz. . . ale 1 000?
nie, nie od 1 do 1 000. Od 1 do 10, ale z setnymi punkta. Tak wiec dla przykladu Zelda: Phantom Hourglass, najwiekszy handheldowy hit w tym roku, dostala u EGM bodaj 8,67/10. Ciekawe cczego braklo, zeby wystawic 8,68? :DEDITJesli Wikipedia nie klamie, to juz chyba wiem jak to dziala w EGM-ie. Kazda gre ocenia trzech recenzentow dysponujacych skala stustopniowa (1-10, do jednego miejsca po przecinku), ale podaje sie tylko jedna ocene – usredniona. Takze dlatego zdarzaja sie kwiatki jak 8. 67 dla Zeldy i 9. 17 dla Mass Effect oraz Call of Duty 4 😀
Ja tam widze tylko jeden ważny element do oceny – GRYWALNOŚĆ. Gra może być piękna, róznorodna – ale jak będzie NUDNA, to po co grać? Miodność się liczy, gorzej jeśli ktś jak EA Sports serwuje nam tą samą „grywalność” przez 5sezonów z rzędu. . .
Malacar, a ile byś dał takiemu 5 Days a Stranger na przykład? 🙂 Wujo444—> sęk w tym, że ocena grywalności jest diabelnie subiektywna, zwłaszcza w przypadku niszówek. Dasz takiego FSX recenzentowi, który w życiu z symulatorem nie miał do czynienia, to da ocenę 2/10, bo nawet z lotniska nie wystartuje 😀 to oczywiście przypadek skrajny, ale jednak. Wiele czynników składa się na ocenę, a o jednym nie wspomniano – cena. Niższa cena ciągnie w górę ocenę, bo recenzja to przede wszystkim informacja dla kupujących „czy się opłaca”. I na przykład ta sama gra mogłaby być oceniona całkiem inaczej, gdyby tylko w jednym przypadku kosztowała 100 a w drugim 30 złotych. Wielu recenzentów nie zwraca na to uwagi, a szkoda, bo przede wszystkim powinno się myśleć o odbiorcy-kliencie, który na podstawie recenzji będzie dokonywał decyzji. Swoją drogą nie wiem jak „papier”, ale takie do niedawna prestiżowe sajty jak GameSpot potrafiły docenić taką gierkę jak Space Rangers 2 bardzo wysoką oceną – ba, gra znalazła się też bardzo wysoko w rankingu Game of the Year z tego co pamiętam.
Polecam wiadomość
A innym daj najnowszą grę sieciową do recenzji to będzie śmiech na pół kraju
Seraphimie, musiałbym najpierw w 5 Days a Stranger zagrać, żeby się wypowiadać :)Space Rangers 2 raczej nie jest grą niszową. To pełnoprawny produkt, tyle, że Ruski 😛