Bitewny zgiełk, dym zasnuwający pole bitwy, przerywane serie z CKMu, odległe wybuchy, a może krzyk szarżujących właśnie oddziałów – to coś, co od małego działało na moją wyobraźnię. Wizje wielkich bitew, genialnych dowódców i ich równie genialnych planów zawsze budziły w mojej głowie spore emocje. Może dlatego jeszcze w podstawówce nabyłem (a może dostałem?) gry strategiczne Grunwald 1410 i Ardeny 1944. Do dziś pamiętam godziny wycinania i klejenia kartonowych żetonów, aby ostatecznie rozstawić je na wielkiej papierowej planszy. Wprawdzie nigdy nie udało mi się zakończyć kampanii w żadnej z tych gier, do dziś jednak mają one swoje honorowe miejsce na szafie. Trudno powiedzieć czy było mi pisane zwycięstwo czy tez porażka – prawda jest taka, że nigdy nie powiedziałbym o sobie, że jestem genialnym strategiem. Nigdy jednak ten fakt mnie nie zniechęcał. Prawdziwym przełomem okazał się komputer, który nie dość, że rozwiązywał mój problem braku partnera do gry to jeszcze oferował dziesiątki tytułów strategicznych. Od czasów C-64 i zmagań w Defender of the Crown czy też Supremacy minęło sporo czasu, a ja na swoim koncie mam już znacznie więcej strategii poczynając od klasycznych heksówek przez serię Close Combat, Combat Mission na Total War kończąc.
Ostatni tydzień spędziłem nad Great Battles of Rome – grze przedstawiającej podboje Rzymu od IV do I w. p.n.e. Moje wrażenia poznacie już wkrótce w recenzji tegoż tytułu, dziś chciałem napisać jednak o czymś innym co uświadomiła mi dopiero zabawa w GBoR – większość tytułów nazywających się strategiami ma jej w gruncie rzeczy niezwykle mało. Przekonuje się nas, że trafiają w nasze ręce coraz bardziej zaawansowane gry. Na pudełkach marketingowcy zachwalają zawrotne ilości jednostek, zróżnicowane pola bitew, różnorodne taktyki, tryby, rozwiniętą infrastrukturę, drzewa technologiczne etc. Prawda jest jednak taka, że w 90% przypadków kiedy obierzemy owe tytuły z kolorowej otoczki i marketingowego bełkotu okaże się, że otrzymujemy grę w której różnice między jednostkami są tak niewielkie, że nieistotne zaś cała strategia sprowadza się do zmasowanego uderzenia wszystkim co mamy pod ręką.
Oczywiście, tego typu uogólnienia są krzywdzące dla niektórych wyróżniających się tytułów, nie zmienia to jednak faktu, że przytłaczająca większość „strategii” idealnie wpisuje się w ten schemat. Wprawdzie od czasów Shogun: Total War (swoją droga to pierwsza gra, która uświadomiła mi jak ważny jest dobór jednostek) nie wypada już robić gier gdzie szarża konnicy na pikinierów kończy się łatwym zwycięstwem jednak wciąż produkuje się gry, które poza kilkoma oczywistymi schematami nie potrafią zdobyć się na coś więcej niż uznanie dominacji większości. Wciąż ze świecą można szukać gier gdzie komputer umiejętnie potrafi wykorzystać odwód, zaatakować z flanki, otoczyć nasze siły czy też skutecznie kontratakować. Zaś praktycznie każde wirtualne pole bitewne po minucie gry zamienia się w istne pandemonium, gdzie każdy walczy z każdym, gracz traci jakąkolwiek kontrolę, a o wyniku jak zwykle decyduje podstawowa strategia – kto ma więcej, ten zwycięża. W przypadku wspomnianego Great Battles of War taktyka zmasowanego ataku sprawdzała się praktycznie bez pudła. Jeśli tylko w pierwszym zderzeniu armii nie straciłem zbyt wielu jednostek nie musiałem nawet starać się kontrolować sytuacji na polu bitwy – ta wygrywała się praktycznie sama. Może to ja popełniam błąd, ale praktycznie każda moja gra w strategię ostatnimi czasy sprowadza się do zbudowania ogromnej armii i przetoczenia jej niczym walca po siłach wroga. Wyrafinowane ataki na tyły przeciwnika, precyzyjne uderzenia, szeroko zakrojone operacje – żadne z nich nie sprawdzają się równie dobrze jak Totalne Uderzenie.
Czyżby więc w 2009 roku zrobienie dobrej gry strategicznej wciąż było problemem nie do przeskoczenia dla większości twórców? To zrozumiałe, że komputer nie zastąpi ludzkiego intelektu jednak chyba stać nas na coś więcej niż schemat „wyprodukuj milion jednostek i rzuć je na wroga”? A może jedynym ratunkiem dla graczy spod znaku generała Tacticusa są gry, których akcja toczy się na poziomie taktycznym, a nie strategicznym? Tylko jak w ten sposób rozegrać wielkie historyczne kampanie?
Tylko o ile sprzedaż by się zmniejszyła danego growego produktu jeżeli trzeba by było być doskonałym strategiem ? No i ile nerwów straconych ? Rozumiem i twórców którzy nie posilają się na symulacje którzy by tracili pieniążki i zdegustowanych graczy którym nudzi się ciągle ten sam schemat. Chyba nic na to nie poradzimy.
W swojej „podróży” po grach strategicznych , muszę przyznać rację . Gra głównie opiera się o zbudowanie jak największej armii i zdeptaniu wroga , a jedną „strategią” jest wybór co pierwsze zniszczyć . . .
ahhh grunwald 1410 i niezliczone godziny stracone przy tej grze. . . 😉
Możesz podać przykład gry strategicznej z ostatnich 5-10 lat która spełnia Twoje oczekiwania? pytam z ciekawości bo ostatnio naszło mnie na tego typu gry i powoli zbieram się do Panzer Campaigns Moscow.
dmk —->Bardzo przyjemnie grało mi się w Combat Mission – choć tu mówimy bardziej o poziomie taktycznym niz stratgicznym. Nie zmienia to jednak faktu, że komputer nie raz mnie zaskoczył i skopał tyłek 🙂 Dobrze wspominam też heksowe Battles in Normandy – choć tu może działał bardziej sentymentalny czar heksówek 🙂 Obiecująco wyglądał też War in The Pacific – choć poziom komplikacji i brak czytelności mechaniki gry nieco odstraszał, dlatego też nie wgryzłem się nigdy w ten tytuł. Nie należy zapomnieć o Total Warach. Wspomniany w tekscie Shogun był dla mnie absolutnym odkryciem. Medieval II też przykuł mnie do monitora na dłuższy czas – choć niestety w Total Warach tez obserwowałem u siebie syndrom wielkiej armii – ale możliwe że to efekt mojej zachowawczej strategii 😀
Jolo całkowicie sie z toba zgadzam bo tez gralem w te tytuły i to jedyne prawdziwe strategie:) nawiazujac do masowosci wojska o ile w singlu da sie jakos to zniesc to w multi to wkurza chociaz tam nie tylko masowosc sie liczy. Nieraz rasy,nacje,narody itp w strategiach są słabiutko zbalansowane, pamietam jak kiedys gralem multi w taka jedna strategie i juz zaczynalem produkowac wojsko gdy nagle przylecial oponent horda helikopterow i rozwalił mi baze: co sie okazało po zagraniu nacja ktorą on wybrał wygrywałem kazda rozgrywke z innymi nacjami, bo po prostu te helikoptery byly tanie i produkowaly sie w mgnieniu oka co za tym idzie gra znudzila mi sie szybciej niz zajelo mi przejscie Mirror’s Edge czy Crysisa Warhead:D czyli jezeli juz ktos grał w te tytuły i jest co najmniej dobrym graczem to wie, ze bylo to mniej niż 12 godzin:)
Jedną z fajniejszych strategii w które miałem okazje zagrać jest Knights of Honor. Chociaż tam rozterki miałem innego typu : ‚Wybrać kleryka, czy marszałka. . a może jednak szpiega i wysłać go do Szkocji. . ” Przy starciach taktycznych dało się pomyśleć i teoretycznie słabszymi armiami pokonywać mocniejsze. No i najwięcej dawało dobre ustawienie i ochrona łuczników (tak, w tej grze jest friendly fire 🙂 )
Grunwald 1410! Grałem w tą grę z bratem. Zawsze przegrywałem, mimo że Krzyżacy (którymi zawsze grałem) mieli silniejsze jednostki. Stosował zawsze taktykę Jagiełły, a ja nie znałem na nią „odtrutki”. Aż pewnego razu zastosowałem popularną dzisiaj technikę frontalnego ataku wszystkimi posiadanymi siłami. Ku memu (ale przede wszystkim jego ;-)) zdziwieniu rozniosłem armię polską. Doszło do tego, że zabrakło żetonów rozproszenia ;-). To były czasy. . . 🙂 Gdyby tak była komputerowa konwersja tej gry, w którą możnaby grać przez sieć. . . eh – pomarzyć można. . . Z wymagających strategii przypominam sobie Piotrków 1939. Była wersja planszowa i komputerowa (śmigała nawet na 386DX!). Grając Polakami trzeba było się nieźle namęczyć. Poza tym pamiętam, że Sir Haszak kiedyś pisał dłuuugie recenzje gier V for Victory. Sam w nie nie grałem, ale przypuszczam, że pewnie warto.
hmmm wiekszosci tytułów ktore tu wymieniliscie wogole nie kojarze hehe choc mam w swoim dorobku troche ukonczonych strategi 🙂 mi najbardziej przypadla do gustu Twierdza i Twierdza Krzyżowiec, w krzyzowca do dzisiaj od czasu do czasu zagram przez neta 😉
Dziwne że nikt nie wspomniał o serii Sudden Strike ,tam system całe wojsko na wroga nie działa,a w Knights of Honor pół europy moje.
Knights of Honor tez spoko gierka, duzo jednostek do wyboru co mi sie najbardziej w niej podobalo chyba.