Przedstawiciel studia BioWare – Casey Hudson – rozmawiał z redakcją Official Xbox Magazine, której powiedział kilka słów na temat klimatu Mass Effect 3. Z tego co ujawnił wynika, że trzecia część gry nie będzie taka mroczna jak jej poprzedniczka. Przygody Sheparda i spółki tym razem mają być w miarę zabawne, lekkie. Największymi żartownisiami będą oczywiście nasz pilot – Joker – i pokładowa SI – EDI. Postaci te wnosiły elementy humorystyczne już do drugiej części gry. W kolejnej żartów ma być trochę więcej.
Hudson zaznacza jednak, że oprócz humoru w dziele BioWare będzie też miejsce dla mrocznych akcentów. Ich wprowadzenie wymuszać ma sama budowa gry. ME 3 będzie zakończeniem całej trylogii. Wielki finał musi więc jednocześnie być i mroczny, i zabawny. Jak to wyjdzie w praniu? Zakładamy, że bardzo dobrze. Odrobinę martwią nas jednak informacje mówiące o możliwości wprowadzenia do gry trybu multiplayer. W przeciwieństwie do humoru, nie wydaje nam się by Mass Effect go potrzebował.
Eh i dobrze. Bo dwojka z ta swoja trauma, chaosem, zdrada, smiercia, powaga i cala ,,mrocznoscia” w pewnym momencie zrobila sie nie realna, a wrecz nawet banalna i smieszna. . . ;/
Tja, rownie to bylo traumatyczne co Smerfy :E
Mroczne tą są np. Sillent Hill, Ju oh, niektóre Warszawskie przejścia podziemne ale nie Mass Effect 2.
ME3 przede wszystkim powinno być super-epickie. Parę patetycznych scen batalistycznych w tej grze to IMO absolutny mus, a co do reszty. . . zdaje się na pomysłowość BioWare, ale oczekiwania mam przeogromne 😉
Mnie osobiście smuci to, że to już koniec ME. Dla mnie to był(i będzie) najlepszy erpeg. Żadna gra dla mnie nie była tak klimatyczna 🙁
@aeonflux, teraz to EA trzyma w garści Mass Effect. Nie liczyłbym na to, że szybko zabije taką markę :p
Licencja Mass Effect pewnie przewinie się przez rynek jeszcze nie raz – ja się nie zdziwię, jeśli po ME 3 zobaczymy jakiegoś RTS-a, MMO, może nawet zwykłą strzelankę albo inne action RPG. Ale historia Sheparda zostanie zamknięta w kolejnej odsłonie i w tej kwestii akurat ufam BioWare i pokładam w ich ekipie spore nadzieje.
Ja sobie życzę by zwieńczenie trylogii było bardziej erpegiem niż shooterem. Płonne moje nadzieje bo to druga część bryluje z ocenami 95% więc Bioware zapewne podjeło już decyzję odnośnie balansu pomiędzy RPG, a shooterem w ME3. O standardowym ekwipunku mogę zapomnieć, o pancerzach i broniach mających statystyki również, o unikatowych broniach poukrywanych gdzieś na nieodkrywtych światach tak samo. Ale liczę chociażby na mniejszą liczbę długotrwałych walk. Takie przejęcie Jack wyobrażałem sobie zupełnie inaczej niż było w rzeczywistości. W końcu kompleks więzienny mógłby śmiało posłużyć jako kolejny „świat” do zwiedzenia, a był jedynie nużącym i czasem wnerwiającym (Na Insane) polem bitwy. Takie „shooterowe”przebrzmiałe atrakcje zdarzały się praktycznie przy każdym werbowanym członku załogi. Pod koniec wykonywania tych misji wymiotowałem na samą myśl kolejnej próby powiększenia ekipy. To się musi zmienić jeśli Bioware nadal chce się nazywać najlepszą firmą tworząca erpegi. Rozumiem przystosowanie swojego flagowego produktu do wymagań dzisiejszych graczy ale na miłość boską, nie można z action-erpega zrobić shootera z elementami RPG, bo ludzie szukający w ME role-pleja w końcu się odwrócą od Bioware.
A od kiedy role playing ma coś wspólnego ze standardowym ekwipunkiem, czy broniami mającymi statystyki? Przecież to nie rzędy tabelek, staty, ani drzewka umiejętności tworzą RPG. Chyba, że się mylę. Ale wówczas świetnym RPG jest seria Football Manager.
Odkąd RPG weszło pod strzechy komputerów i konsol. Czyli od dobrych kilkunastu lat. Nie oszukuj się Siergiej – ME2 jest shooterem bo się w nim więcej chowa za osłonami i strzela do przeciwników niz gada z NPCami i dokonuje się wyborów moralnych. Po prostu balans pomiędzy shooterem a RPG został w ME2 przesunięty za bardzo w stronę tego pierwszego gatunku. Tak bardzo, że fan RPGów zagra, doceni fabułę (lub jej tylko koniec), fajne niektóre postaci ale reszta? Nie chciało mi się grać po raz trzeci w ME2. Przy pierwszej części chcicę na kolejny raz miałem dużą, przy drugiej magia prysła z powodów wymienionych w tym poście. Niech to posłuży za moją recenzję ME2 jako RPG. Zasiadając do tej gry oczekiwałem erpega, nie shootera z domieszką. I to mnie najbardziej boli w dziele Bioware. Podsumowując dobry -ZACHODNI- RPG to taki który ma mocne strony ME2 (dialogi, uniwersum, wybory dialogowe itd) plus tabelki ekwipunku, statystyk broni, pancerzy. W Falloucie 2 też strzelasz do wrogów. Ale jak często wykonujesz tą czynność w porównaniu z pozostałymi czyli eksploracją, rozmowami i wykonywaniem questów? Jak nie wiesz to zagraj a będziesz wiedział czemu śmieję się gdy widzę jak ludzie łączą nazwy ME2 i „RPG”.
No choćby to ulepszanie ekwipunku. Mimo, że w ME2 nie wyciągnięto na wierzch miliona statystyk to one i tak zakamuflowane miały wpływ na ekwipunek. No i zrezygnowano z pewnej umowności, która klasycznym RPGom od zawsze ciążyła, a mianowicie fenomen polegający na umiejętności wprowadzania zaawansowanych modyfikacji do ekwipunku przez praktycznie każdą postać w praktycznie każdych okolicznościach. W ME2 mieliśmy odpowiednie laboratorium prowadzone przez odpowiednią osobę i modyfikacji mogliśmy dokonywać w odpowiednich warunkach ; ). To mi się akurat podobało.
A może czas to wreszcie zmienić? I może takie gry jak ME2 to jeden z pierwszych małych kroków ku temu, by cały ten RPGowy system nieco schować i cRPGi unowocześnić?Nie mówię o tym by balans przesunąć w stronę szuterów (bo z tym akurat Twoim zarzutem w 100% się zgadzam), ale właśnie te tabelki, suwaczki i punkciki zamienić na coś sensowniejszego. Ja to pewnie już mówiłem, ale marzy mi się taki system, gdzie nie będziemy mieli absolutnie żadnego wpływu na tabelki i manualny rozwój postaci. Niechże się ona rozwija zgodnie z tym co w świecie gry robimy – po części taki system działał bardzo dobrze np w Vagrant Story czy Oblivionie.
Diablo III powiadasz. . . ?Wiem, wiem, mówimy o RPGach, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać 😉
Nie wiem jak to tam będzie zrealizowane ; ). Ale to zbiorowe oburzenie hardkorofcóf kiedy pojawiła się stosowna informacja mnie rozśmieszyło. Jak dla mnie zawsze największym idiotyzmem w RPGach było np wyżynanie ścierwa, żeby tylko przy kolejnym level-upie sobie za to inteligencję polepszyć ; ). Ja mówię o takim systemie, gdzie gracz na swoje statystyki będzie miał wpływ tylko poprzez trening określonych cech. Jak np po części we wspomnianym Oblivionie.
Mass Effect 2 to gra, która pokazuje, że można zrobić RPG, nie obładowując go tuzinem nudnych tabelek. O tym, czy gra jest erpegiem świadczy chyba to, jak bardzo można się wczuć w swoją postać. Poznać świat. Pozostałych bohaterów przygody. Wejść w klimat danej opowieści. Niestety, gry komputerowe utarły idiotyczny schemat, wedle którego każdą grę, bez smoka, z którego wylatuje kolczyk + 2 do charyzmy, skarpety szybkości i pianka do włosów -10% obrażeń od wiatru z góry uznaje się za „nie-RPG”. A dla mnie Mass Effect 2 jest dużo bardziej erpegowy od, żeby daleko nie szukać, choćby Dragon Age. Chociaż mój pogląd może być nieco spaczony, bowiem zdecydowanie wolę rpg przy stoliku, z grupą kumpli, niż na monitorze albo ekranie telewizora 😉
Zgadzam sie z gooralesko , ze ME to zwykla strzelanina. Ta gre przechodzi sie bez najmniejszego problemu bez zadnych ulepszen. Ba, w wiekszosci lokacji wystarcza zwykly pistolet. Zdecydowanie brakuje porzadnego ekwipunku i rozwoju postaci.
Gadanie jak do ściany. . .
Siergiej, ja się poniekąd zgadzam z tym, co piszesz. Co więcej, uważam, że z kategoryzacją nie można przesadzać, bo dzisiejsze gry zwykle łączą wiele tradycyjnych gatunków, dlatego sztywne ramy mają coraz mniej sensu. Ale jeśli wyznacznikiem RPG miałoby być tylko tzw. „immersion” (a to de facto opisujesz) to RPG’iem w moim mniemaniu musiałby być chociażby Half Life 2. Albo Bioshock. A raczej się zgodzimy, że nazywanie tych gier RPG nie ma sensu, bo to są, ponad wszelką wątpliwość, shootery. W tym drugim przypadku dokładniej shooter z elementem RPG. Oczywiście, miliony tabelek też mogą znudzić. Dlatego podobał mi się system z Deus Ex (który swoją drogą też opierał się na łączeniu shootera z RPG), gdzie te elementy były sprowadzone do niezbędnego minimum. Ale to, co mówisz Siergiej sugeruje, ze chciałbyś definiować gatunek poprzez subiektywne odczucia gracza. Dla mnie np. wejście w klimat i wczucie się w postać jakiejkolwiek gry w stylu fantasy jest całkowicie niewykonalne (niezależnie od jej konstrukcji), a przecież nie powiem, że z tego powodu nie są to dla mnie gry RPG. . . Oczywiście wybrałem przegięty przykład, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi. Swoją drogą, nie miałem okazji niestety grać w „stolikowe” RPG, ale z tego co wiem duża część takiej rozgrywki również opiera się na statystykach. Prawda jest taka, że te statystyki w komputerowych RPGach nie wzięły się znikąd (inna sprawa, że da się je schować oczywiście). Tak czy siak, cRPG to jeden z najtrudniejszych do określenia gatunków, ponieważ bardzo często łączy w sobie elementy wielu innych. Jakby tego było mało, ich balans może być bardzo różny. Dlatego ja staram obchodzić problem, jak najrzadziej używając określenia „gra cRPG”. Raczej wolę mówić o elementach RPG — statystyki (nie ważne, czy ręczne czy automatyczne), nieliniowość, story-driven gameplay, opcje dialogowe itd. Moim zdaniem takie postawienie sprawy znacznie lepiej oddaje dzisiejszy kształt rynku (choć jestem pewny, że niektórzy się z tym nie zgodzą, z różnych powodów). Tym bardziej, że definicja RPGa rozwadnia się coraz bardziej z każdym rokiem, i nie chodzi tu o casualizację, ale o ewolucję pozostałych gatunków. Kiedyś w shooterach nie dało się znaleźć głębokich światów, (względnie) dobrze napisanych historii, czy chociażby tych statsów, które tak rozpaliły tą dyskusję. A teraz? Dzisiaj te elementy można znaleźć coraz częściej (niektóre nawet w grach wyścigowych). Natomiast postawienie sprawy tak, jak zrobił to Siergiej skazuje nas na subiektywność i sprawia, że miano RPG staje się bardziej wyróżnieniem, czymś w stylu niebieskiej wstążki dla developerów i writerów za świetną konstrukcję świata i wywołanie immersji, aniżeli faktycznym gatunkiem gry.
No właśnie – swego czasu DX był okrzykniety FPP-RPG. A tak naprawdę można powiedzieć, że tego „Role Playing” było mniej niż w ME2. Było za to nieco więcej możliwości rozwoju.
No i w ME2 są one subtelnie schowane. Bo tylko osoba, która nie bawiła się ulepszeniami i nie eksperymentowała z różnymi rodzajami broni powie, że nie ma znaczenia czym strzelamy i co montujemy. Problem jest tu taki, że w umysłach wielu graczy definicja cRPG jest zamknięta na te klasyczne stare RPGi z typowo „kostkowym” systemem gry. A wręcz – tak jak mówisz – o tym, czy gra jest cRPG czy nim nie jest świadczy obecność systemu znanego z RPG. Dlatego oparty na d20 KotOR jest „bardziej RPG” niż Mass Effect, choć poza systemem to ja nie wiem, czy KotOR był bardziej erpegowy i czy podejmowane decyzje, budowa drużyny, (nie)liniowość były na jakimś dużo wyższym poziomie.