Generalnie i tak mam jednak lepiej niż tytułowy bohater najnowszej produkcji fińskiego studia Remedy. Alan Wake jest pisarzem cierpiącym na niemoc twórczą. Autor kilku bestsellerów od dwóch lat nie napisał nic nowego. Za namową żony – Alice – wyruszają do malutkiego miasteczka Bright Falls leżącego gdzieś w stanie Waszyngton. To tu nasz protagonista nareszcie ma się odblokować. Tak zaczyna się koszmar.
Aliiice, Aliiiiice!!!
O fabule recenzowanego dzieła nie mogę napisać zbyt dużo, bez psucia zabawy tym, którzy jeszcze go nie ukończyli. W skrócie wygląda ona tak, że po dotarciu do miasteczka, żona naszego bohatera zostaje porwana. Nie wiadomo przez kogo i dlaczego. Wake zrobi jednak wszystko by ją odzyskać.
Takiej żony każdy by szukał…
Kierując pisarzem przeżyjemy przygodę składającą się z sześciu epizodów mających przypominać telewizyjne seriale. Jej ukończenie zajmie nam dwa lub trzy wieczory w zależności od tego jak bardzo zależy nam na odszukaniu wszystkich „znajdziek” i eksplorowaniu świata gry. Samą fabułę tej produkcji uważam za bardzo udaną. Miała w sobie to coś, co sprawiło, że kiedy wieczorem uruchomiłem konsolę, to wyłączyłem ją dopiero o szóstej nad ranem z powodu zmęczenia.
Remedy Entertainment opowiada zgrabną i pasjonującą historię, w której znajdziemy Wielkie Zło, prawdziwą męską przyjaźń czy miłość tak silną, że można jej tylko pozazdrościć. Gracz obeznany z popkulturą dostrzeże tu też (mniej lub bardziej oczywiste – z reguły bardziej) odwołania do twórczości Kinga, Lovecrafta, kultowej Strefy Mroku, a nawet Maxa Payne’a. Autora scenariusza (Sam Lake) recenzowanego tytułu muszę pochwalić.
Niestety, jak to często bywa, w beczce miodu znalazła się i łyżka dziegciu, którą jest „specyficzne” zakończenie gry. Na całe szczęście nie ma tu takiej tragedii jak chociażby w Fahrenheit. Tak to jednak już jest kiedy jednocześnie próbuje się w sensowny sposób zamknąć fabułę, pozostawiając w niej coś z tajemnicy, a przy okazji zostawia się otwartą furtkę, która umożliwi napisanie kontynuacji gry. O tej ostatniej ludzie z Remedy już zresztą mówią.
Kolejnym elementem Alana Wake’a, który mi się spodobał były występujące w nim postaci. Choć na pewno nie można ich nazwać oryginalnymi, to miały na tyle dużo charyzmy, że potrafiłem się z nimi związać – zależało mi na ich losie.
W trakcie zabawy poznamy agenta pisarza i człowieka z FBI, który zrobi wszystko, by nas dopaść. Inne interesujące postaci to dwaj zwariowani wielbiciele heavy metalu na emeryturze, właściciel zakładu dla osób „postrzegających świat inaczej” czy starsza pani, której najbardziej w świecie zależy na żarówkach. Tak, żarówkach.
Za mgłą
Kiedy ładnych kilka lat temu pokazano pierwsze materiały z recenzowanej gry, szczęki większości graczy z hukiem uderzyły o podłogę. Oprawa Alana Wake’a była po prostu fenomenalna. Dzieło Remedy Entertainment powstawało jednak niemiłosiernie długo. Można się więc było obawiać tego, że świat elektronicznej rozrywki „uciekł” ludziom z Finlandii.
Czy oddali oni w nasze ręce produkt nie mający żadnych szans w starciu z najpiękniejszymi grami tego roku (a umówmy się, kilka ślicznotek od stycznia już wydano)? Na całe szczęście nie.
Dzięki wielu różnym zabiegom Finowie powołali do życia świat, który potrafi zauroczyć. Słońce powoli kryjące się za zaśnieżonymi górskimi szczytami, jego promienie zamieniające jezioro w płynne złoto czy księżyc świecący trupim blaskiem nad naszymi głowami. W Alan Wake jest na co popatrzeć. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że zasięg naszego wirtualnego wzroku jest naprawdę bardzo duży. Do tego dochodzą świetne efekty oświetleniowe towarzyszące wypalającym się flarom i pracy latarki, którą nasz bohater zawsze ma przy sobie.
Alan poszedł na grzyby
Przede wszystkim należy jednak docenić atmosferę recenzowanej gry. Dzięki bardzo udanemu połączeniu fabuły, grafiki i muzyki rzeczywiście można nazwać ją wirtualnym dreszczowcem. Nocne wędrówki we mgle, przedzieranie się przez las, w którym każde drzewo wyciąga w naszym kierunku gałęzie są tym, co tygrysy powinny polubić. Za ten punkt programu ludziom z Remedy należą się słowa uznania.
Muszę także pochwalić lokacje stworzone na potrzeby ich dzieła. Niczym Stephen King, potrafili oni stworzyć „coś z niczego”. Zwykły metalowy most, olbrzymia tama, elektrownia, świecący w oddali maszt radiowy czy niewielki młyn mają w sobie coś mrocznego i tajemniczego – zostały idealnie dopasowane do świata gry. Niestety na ich tle słabo wypada las. Choć z początku potrafi on oczarować, to zdecydowanie zbyt dużo po nim biegamy, przez co towarzyszące nam napięcie potrafi zamienić się w nudę.
Krotko wiec mowiac, mozna nacieszyc oko „drobiazgami”, ale nie zaspokoic w pelni glodu, ktory wzmagal przez te dlugie lata.
Wygląda to tak jakby Remedy Studios chciało się pozbyć problemu. Za dużo czasu i pieniędzy zostało włożone żeby odwołać, za mało chęci aby doszlifować. Szkoda 🙁 A miał być taki rewolucyjny, godny następca M. Payna.
Fabuła niedomaga (Remedy ją zmieniało kilka razy), główny bohater cienki jak barszczyk. Za dużo nudnej walki i ten las las las. Klimat nie jest nawet w połowie tak dobry jak w starym dobrym Maxie Payne. Powiem tyle – jeśli tak mają wyglądać gry eksclusive na X360 to błagam Boga o szybkie nadejście nowej generacji konsol. X360 już najwyraźniej niedomaga. Ta gra miała wyjść kilka lat temu i szkoda, że tak się nie stało. Poza tym Alan pewnie wiele zyskałby wizualnie gdyby pojawił się na PC. Na dzień dzisiejszy PS3 że tak powiem „zapina” Xboksa jak ogier smętną klacz.
Naprawdę radziłbym najpierw zagrać, fabuła jest niezwykle wciągająca i ciekawa, walka jest urozmaicana na rózny sposob, choc strzelanie to najsłabszy punkt AW, trzeba przyznac, ale jakoś specjalnie nie uprzykrza. Bardzo dobrze poprowadzona narracja, genialne cutscenki nie licząc drętwej mimiki twarzy. @kot, co ty pleciesz ? graficznie to najwyzsza półka, GENIALNE oświetlenie, fizyka, design lokacji, gra w przeważającej większości czasu jest po prostu śliczna. Ode mnie równe 9/10
Może trochę szerzej napiszę: AW jest w sub-hd a dokładniej w rozdziałce 960×540 i niestety bardzo to widać kiedy gramy epizody dzienne gdzie nie można zamaskować niedoróbek tak jak w bardzo klimatycznych graficznie (przyznaję to szczerze) sekcjach nocnych. Nie odważyłbym się nazwać AW „wizualnie najwyższą półką”, a jeśli to jest ta najwyższa półka dla X360 to podtrzymuję zdanie, że z mojego punktu widzenia czas na nową generację konsol i to szybciutko. Nadal też sądzę, że AW byłby świetny na mocnym PC i w naprawdę wysokiej rozdzielczości wyglądałby obłędnie. Zgadzam się, że efekty świetlne są bardzo ładne i bardzo plastyczne, ale w 99% przypadków służą do maskowania niedoróbek graficznych. klimat. . . jakoś Max Payne 1&2 – a w szczególności dwójka ze swoim ciężkim klimatem i onirycznymi wizjami Maksa przebija Alana. Co jeszcze? Fabuła i jej prowadzenie: Niczym mnie fabularnie AW nie zachwycił co gorsza jej prowadzenie jest dla mnie fatalne. Żeby zbytnio nie popsuć zabawy tym co jeszcze nie przeszli zakończenie jest fatalne, a wcześniej. . . olaboga żonę porwali i latam. . . latam latam po lesie wałęsam się tu i tam (maly spojler) kiedy porywacz kazał mi się stawić w pewnym miejscu i doczłapałem tam (sekcja dzienna w której nic się nie dzieje) w samo południe i oczywiście się nie zjawił! Co robi przygłup Alan. OCZYWIŚCIE czeka do nocy w zasr. . . ruderze. Hops i mamy epizod nocny w którym again, and again tłuczemy biednych wieśniaków opatulonych całunem mroku. . . i tak w koło macieju. A skoro już jesteśmy przy walce to jest je za dużo i przez swoją powtarzalność nudzi i nie straszy. Mówiąc szczerze to paradoksalnie bardziej podobały mi się fragmenty rozgrywki w dzień (tak te pozbawione akcji) niż wałęsanie się po lesie z latarką i strzelanie do tych samych bidulów. Pudełko gry dumnie głosi, że to „A Psychological Action Thriller” Tego pierwszego nie ma wcale, trzeciego jest tyle co na lekarstwo jest tylko dużo nudnego „Ekszyn”.
A ja grę widziałem kiedyś w sklepie na TV, jakiś game-playowy trailer – opcja chodzenia z latarką tak mnie ujęła, że chciałem ją mieć jak najszybciej. Problem tylko że nie widziałem jak się nazywa 😉 Ale recenzja mi podpowiedziała :DTylko coś te daty premier są nie tak, bo już chyba widziałem gierke w markecie do kupienia 😉