Choć bez wątpienia 29 kwietnia był istotny dla wielu graczy z czysto rozrywkowego punktu widzenia – ukazała się gra, która oferuje rewelacyjną zabawę datę tą należy zapamiętać również dlatego, że po raz pierwszy w nasze ręce został oddany tytuł, który tak wiernie oddaje realia miejskiej metropolii. O tym jak ciekawą i ważną rolę może odgrywać miasto w obrazie (twórczym) wiedzą wszyscy, którzy oglądali filmy Woody Allena. Nowy Jork staje się tam często równie istotny (choć dyskretnie ukryty) co główny bohater.
Oczywiście premiera najnowszego dziecka Rockstara to nie pierwszy raz kiedy przyjdzie nam obcować w grze z miastem. Historia tego intrygującego mariażu jest zapewne stara jak elektroniczna rozrywka. Takie połączenie występowało już wielokrotnie. Początkowo miasto odgrywało rolę co najwyżej drugoplanową stanowiąc tło dla akcji gry. Zależnie od fantazji twórców było ono mniej bądź bardziej sugestywne i przemawiające do wyobraźni gracza.
Miasto jako takie wdarło się do świadomości graczy przede wszystkim dzięki legendarnej dziś serii SimCity autorstwa Willa Wrighta. Tu bez wątpienia zostało ono potraktowane podmiotowo. Było głównym i jedynym bohaterem zabawy. Stając się obiektem naszych wysiłków z jednej strony stawało się nam bliskie, z drugiej jednak strony nigdy nie potrafiłem poczuć w nim ducha metropolii, tego nieuchwytnego czegoś co czuję stojąc pod Wieżą Eiffla, w wąskich praskich uliczkach czy choćby na krakowskim rynku. Perspektywa, z której obserwowałem rozgrywkę w SimCity pozbawiała ów urbanistyczny twór głębi. Nie było w niej nieprzeniknionej plątaniny ulic i zaułków, które tak lubię w wielkomiejskiej dżungli. Nie było też tajemnicy, pytania co kryje się za następnym zakrętem, za budynkiem przed którym stoję – w zamian wszystko było poukładane, odkryte czy wręcz obnażone. Magiczną atmosferę zastąpił Wielki Budowniczy (bo przecież nim byłem!) i jego plan.
Miasta w grach zdecydowanie bardziej wolę oglądać z perspektywy chodnika, kiedy dookoła mnie znajdują się budynki, ulice przecinają pędzące samochody, zaś obok szwendają się zupełnie anonimowi niezwracający na mnie uwagi przechodnie. Tutaj doskonale sprawdza się właśnie model znany z produkcji Rockstara. To właśnie w GTA – Vice City po raz pierwszy zachwyciło mnie miasto (w GTA III wcześniej nie grałem). Całymi godzinami potrafiłem kręcić się po nim, ciesząc oczy różnorodnością tego wirtualnego organizmu. Oczywiście po pewnym czasie schematyczność i powtarzalność napotykanych modeli kłuła w oczy – mimo to bawiłem się doskonale. Miami odwiedziłem jeszcze w Scarface, choć tutaj jakoś mniej czułem ducha miasta. Budynki w większości były zaplombowane zmieniając się tym samym w wirtualne pudełka jedynie otaczające ulice. Zdecydowanie lepiej wyglądało to w przypadku San Andreas gdzie każda z metropolii występujących w grze miała swój oryginalny klimat, a przede wszystkim zachowała unikalne cechy swoich pierwowzorów. Wjeżdżając do Las Venturas czuliśmy ducha stolicy hazardu, sam widok wielkiego czerwonego mostu w San Fierro i pędzących jego ulicami tramwajów przywoływał na myśl San Francisco. W ten sposób miasta nie stanowiły już tylko anonimowego tła mającego pełnić rolę labiryntu ulic dla toczących się policyjnych pościgów. Stały się integralnym elementem gry budującym określony klimat.
Podobnie było z Nowym Jorkiem w Driver – Parallel Lines. Także w tym tytule charakterystyczne budynki czy lokacje miały przywoływać określone skojarzenia i emocje. Budynek Chryslera, Times Square, most brooklyński. Symbolicznego wymiaru nabierał widok dwóch wież w roku 1978 i ich brak w 2006.
Ten sam Nowy Jork w futurystycznym, mrocznym i cyberpunkowym przebraniu wystąpił w Deus Ex. I choć model był mocno uproszczony bez wątpienia klimat niesiony przez tę wizję był niesamowity (szczególnie widok Liberty Island). Była ona na tyle sugestywna, że kiedy w Invisible War znów zobaczyłem podświetloną Statuę Wolności po plecach przeszły mi ciarki. Podobną rolę odegrał Hong Kong z jego pełnymi neonów uliczkami. Najlepszym dowodem na to, jak ważne dla Deus Ex są miasta (z czego świadomie nie do końca zdawałem sobie sprawę) jest zażarta dyskusja na oficjalnym forum DX3 dotycząca tego gdzie powinna zostać umieszczona akcja nowej części. Propozycje obejmują wszystkie większe metropolie – od Mexico City, przez Jerozolimę, Paryż po Władywostok, Moskwę i Tokio.
Kluczową rolę jaką w grach zaczynają odgrywać miasta potwierdza również kampania reklamowa poprzedzająca premierę Assassin Creed. Do znudzenia byliśmy bombardowani prześlicznymi panoramami Jerozolimy obserwowanej przez głównego bohatera. Śmiem twierdzić, że sukces tego tytułu opiera się właśnie na spektakularnej wizualizacji miasta.
Przytoczone przykłady dowodzą, że miasto w grach komputerowych przeobraziło się z drugo- czy nawet trzecioplanowego bohatera w niezwykle istotną część wizji oferowanej nam przez twórców gry. Nie są już tylko tłem, ale czynnikiem odpowiadającym za klimat towarzyszący zabawie, wywołującym emocje i prowokującym działania. Potwierdza to doskonale casus GTA4, a poprze go (mam nadzieję) Fallout 3 z jego postapokaliptyczną wizją zdewastowanych i odbudowujących się metropolii. Najlepszym dowodem tego jak olbrzymie emocje budzi ona wśród graczy jest dyskusja towarzysząca publikacji artworka prezentującego zniszczony Waszyngton.
W świetle tego wszystkiego przed nami ciekawe czasy. Tym bardziej, że na solidną wizualizację i umieszczenie w nich akcji gier czeka cała gama miast Azji i Europy oraz tak egzotyczne miejsca jak Addis Abeba, Kinszasa czy Nairobi.
Miasto jedną z głównych części składowych gier – co o tym sądzicie? Jakie są wasze ulubione metropolie i które tytuły najlepiej oddały ich klimat?
Odpowiedź na ostatnie pytanie: Mafia – The City of Lost Heaven. W tamtym mieście był klimat, zróżnicowanie dzielnic, życie na ulicach. . nie widziałem na oczy GTA4, ale z tego co wszędzie czytam to właśnie Liberty City z GTA4 wysunie się na prowadzenie pokonując dopier o po 6 latach Mafię.
Moim zdaniem miasta w grach grają ważną rolę- budują klimat i pozwalają się lepiej wczuć w bohatera. Mimo iż w gta 4 gram już od kilku dni wciąż nie mogę wyjść z podziwu jaką wspaniałą metropolię stworzyli programiśći z R*. Teraz może być tylko lepiej. . .
co ja będę mówił, ankieta mówi sama za siebie
No właśnie Mafia. Nawet takie drobne szczegóły jak to, że podjechałem na stację, pracownik podlał pod korek pożegnał. . . odjechałem. Poezja
Do tej pory miasta były . . . zlepkiem połączonych ze sobą ulic i przeszkodami(czyt. budynkami) . . . Teraz może się to zmieni, gdzie miasta będą pełno życjącym organizmem jak to jest i w życiu.
A stąd już niedaleko do Matrixa xD
wierzę, że goście z Luxoflux zamiotą w temacie. Mam nadzieję, że kleją nowego True Crimes. Juz w ostatnim TC:Streets Of NY na poprzednią generację konsol pokazali na co ich stać.
Bo to co pociaga gracza najbardziej, to przeniesienie realnego swiata do wirtualnej przestrzeni, w jak najbardziej mozliwy posob. Im wiecej elementow towarzyszacych nam na co dzien w swiecie realnym, zaimplementowanych do wirtualnej rzeczywostosci, tym bardziej gracz czuje sie oswobodzony z ograniczen jakie mu narzuca prawdziwy swiat, a to prowadzi z kolei do poczucia wyzszosci nad zwyklymi smiertelnikami ? Wszakze, nie codziennie mozemy kogos odstrzelic w ciemnym zaulku, ukrasc auto, czy obrobic bank. Sztuka takiego odwzorowania i przeniesienia jednego swiata do drugiego, jest niezwykle trudne, bo tak naprawde w ilu produkcjach moglismy sie poczuc jak w innym wymiarze swiata w ktorym zyjemy na codzien ? Dzis mamy GTA i Mafie, ktore juz teraz porazaja ogromem mozliwosci jakie daja nam miasta, w ktorych mozemy sie poruszac. A co to bedzie za 10, 20 lat ?
W GTA IV, LC tętni życiem międzynarodowym 🙂 Kto z Was spotkał się już z żywo reagującymi Polakami w Liberty? To na pewno nie wynikało z przemęczenia od gry, ale kilka razy usłyszałem całkiem niecenzuralne zwroty mieszkańców LC – i to w polskim języku. ” Co to ku**a ma być” wykrzyczał jakiś gościu gdy kradłem jego fure. Mała rzecz a cieszy!
Lubie miasto bo ile można grać w jakichś krainach SF czy fantasy. Normalny świat w grach to jest to
Mafia i GTA IV rządzą na tym polu a za nimi długo długo nic. . . Tym bardziej że miasta tych gier są bardzo zblizone do siebie układem geograficznym. Mafia jak na tamten pamiętny rok 2002 to był po prostu odjazd i dopiero po 6 latach ktoś nadgonił ten dystans. To wyraźnie dowodzi jak wielkim przedsięwzięciem jest taki zabieg w grach. Wyobraźcie sobie chociażby potencjalną ilość błędów, jakie mogą „zagościć” w takiej grze – nie mówię o tu o wątku głównym gry,zwykły tryb free-ride i interakcja z otoczeniem to kosmiczne wyzwanie dla autorów. Chylę czoła twórcom za te dwie kapitalne gry.
No to ja nie jestem wyjatkiem. Takie zboczenie od czasow ujrzenia Daggerfall – setki miejscowosci, ludzie na ulicach, to robilo olbrzymie wrazenie – pierwszy raz zajelem sie turystyka i zwiedzaniem zamiast gra:) I dlatego tez bardzo rozczarowal mnie Morrowind, Oblivion w sumie tez – bo tam sa zadupia same, a gdzie prawdziwe stolice, he? A w Daggerfallu sie czulo, ze wkracza sie do metropolii, takie podobne uczucie do pierwszej wyprawy do Poznania za dzieciaka (mieszkam w malej miescinie nieopodal:) ) Druga taka gra to GTA – wlasnie jedynka, reszta oczywiscie tez (z wyjatkiem dwojki), ale jednak te pozniejsze wywarly nieco mniejsze wrazenie. I wlasnie m. in. tego uczucia szukam w grach na tyle, ze po glowie mi zaczyna chodzic pomysl zakupu konsoli i GTA4 🙂 W Mafie akurat piewszy raz gralem calkiem niedawno i po latach wcale az tak rozowo nie jest pod tym wzgledem, niestety pod tym wzgledem sie zawiodlem troche (chociaz gra oczywiscie pierwsza klasa).
Mafia, Mafia, Mafia – Lost Heaven od pierwszych sekund intra było najważniejsze. Do dzisiaj jego różnorodność jest ciężka do pobicia. Dzielnice slumsów, magazyny, na wzgórzach dzielnica willowa. Często odpalam tą grę tylko po to, żeby sobie pochodzić po mieście, albo wsiąść do tramwaju i przejechać całą trasę. Może to zasługa oddania tamtych czasów? Może muzyki, którą słyszymy podczas grania? Sam nie wiem, ale pomimo upływu lat ta gra jest dla mnie magiczna. Miałem nadzieję, że „Ojciec chrzestny” będzie choć zbliżony do tego ideału, ale zawiodłem się – dopóki jechało się samochodem przez NYC jakoś to wyglądało, ale schematyczność budynków w których rozgrywało się misje porażała. Trzeba czekać na „Mafię II” i mieć nadzieję, że przeskoczy poprzeczkę którą sama sobie postawiła.
Ojciec Chrzestny czekanie na tą grę skończyło się ogromnym zawodem. Szkoda szkoda szkoda.