Kiedy odzyskujesz przytomność rozmazane plamy przybierają powoli konkretne kształty, ukazując twoim oczom pokaźnych rozmiarów grotę. Co gorsza, leżysz w niej sam, nie wiedząc skąd i dlaczego się tu wziąłeś. Czujesz tylko dziwną pustkę, niepokój, lecz nad wszystkimi tymi uczuciami dominuje jedno – zagubienie. Gdzie reszta drużyny, co właściwie stało się po pokonaniu Króla Cieni i jak do diabła się tu znalazłem – to tylko niektóre pytania, które pojawiają się w twojej głowie. Z tego przedziwnego otępienia wyrywają cię kroki nadchodzącej postaci. Niestety, jesteś tak osłabiony, że nawet nie masz siły się bronić. Z tym większym przerażeniem zauważasz, że zbliżająca się postać jest Czerwoną Czarodziejką z Thay. Wprawdzie nigdy wcześniej nie spotkałeś żadnego przedstawiciela tej grupy, ale w plotkach, które słyszałeś zdecydowanie zbyt często pojawiały się dwa określenia: „niebezpieczny” i „zła sława”. Tym większe zdziwienia pojawia się na twojej twarzy kiedy słyszysz – „Witaj, jestem Safiya, przyszłam tutaj aby ci pomóc…”
Spis treści
Khelgar is back?
Są różne odcienie szarości
Tak rozpoczyna się przygoda w Masce Zdrajcy – pierwszym dodatku do Neverwinter Nights 2. Historia opowiedziana w grze rozgrywa się oczywiście po tym jak pokonany został przez nas Król Cieni. Twórcy postanowili jednak opuścić okolice Neverwinter i wybrać się do odległego o setki mil Rashemenu – przedziwnej krainy gdzie duchy i cienie odgrywają niebagatelną rolę. Jako, że Maska Zdrajcy jest dodatkiem, który ma umożliwić nam zabawę postaciami wysokopoziomowymi zaczynamy grę będąc już na 18-tym poziomie, czyli mniej więcej w okolicach gdzie zakończyliśmy przygodę w „podstawce”. Oczywiście postać, którą graliśmy do tej pory możemy importować lub stworzyć zupełnie nową, awansując ją na samym początku do wymaganego poziomu startowego.
Choć pomysł przeniesienia akcji gry z dala od Neverwinter wydaje się atrakcyjny twórcy postanowili również zrezygnować z naszych dotychczasowych przyjaciół. Oznacza to, że przygodom, które przyjdzie nam przeżyć nie będą towarzyszyć dosadne komentarze krasnoluda Khelgara czy kąśliwe uwagi czarodzieja Sanda. Wprawdzie zakończenie NWN2 wyraźnie sugeruje koniec drużyny, ale skoro uratował się główny bohater dlaczego nie mogła reszta? Przyznam szczerze, że w tej kwestii poczułem zawód, liczyłem bowiem na powtórne spotkanie ze świetnie zarysowanymi w „podstawce” bohaterami.
Autorzy „Maski” jakby przewidując rozczarowanie wielu graczy taką decyzją postarali się jednak, aby napotkane tutaj postaci były równie dobre, jeśli nie lepsze od tych w podstawowej wersji gry. Spotkamy więc wspomnianą już Czarodziejkę z Thay, półniebiankę Kaelyn, Szamana Dusz kroczącego przez krainy snu, nieumarły konstrukt czy nawet boga. Każdemu z nich towarzyszy ciekawa historia, a wykreowani bohaterowie są bez wątpienia unikalni.
Cukierków nie będzie
Olbrzymią siłą tego tytułu jest świat przedstawiony w grze oraz opowiedziana w niej historia. W porównaniu z Neverwinter Nights 2 jest on bardziej dojrzały. Przez cały czas towarzyszyło mi przekonanie, że zrezygnowano z cukierkowości na rzecz bardziej mrocznych sfer egzystencji. Tak wyraźną w „podstawce” czerń i biel zastąpiły tu różne odcienie szarości, a wiele decyzji, które podejmiemy nie będzie tak naprawdę wyborami między dobrem, a złem, a szukaniem mniejszego zła. Wynika to z fabuły, jak i samej natury głównego bohatera, która okaże się bardziej mroczna niż moglibyśmy się tego spodziewać. Szarości nie pojawią się w Masce tylko w sposób metaforyczny, pojawią się też dosłownie. Wielokrotnie odwiedzimy bowiem świat cieni – mroczne odbicie naszej rzeczywistości zamieszkane przez duchy i upiory. Wielkie brawa dla twórców za tą część designu gry. Mnie niesamowicie przypadła ona do gustu, choć starałem się przebywać w tej sferze jak najmniej. Wszystko przez to, że szarość świata cieni jest niezwykle sugestywna. Za każdym pobytem w niej towarzyszyło mi poczucie przytłoczenia i jakiegoś niewypowiedzianego zagrożenia.
W Masce Zdrajcy wodze fantazji i kreatywności będą mogli puścić gracze lubiący grać po „ciemnej strony mocy”. Stać się uosobieniem najgorszych ludowych koszmarów? Siać postrach i zniszczenie gdziekolwiek się pojawicie? Proszę bardzo! Choć sam jak zwykle grałem „po jasnej stronie” (wiem, wiem – jakie to nudne…) kilkukrotnie kusiło mnie żeby zmienić front.
Wyjątkowo ciekawie prezentuje się kwestia piętna, które przyjdzie nam dźwigać na swoich barkach. Żeby nie zepsuć zabawy powiem tylko tyle, że niezależnie od tego, którą z dróg wybierzemy będzie to wybór trudny i brzemienny w skutkach. Pozostanie po „jasnej stronie” odbije się na naszym zdrowiu, zaś „mroczna sfera” obnaży nasze słabości wobec Głodu.
Powrót do korzeni, czyli to czego brakowało w NWN2
Tym, co najbardziej ucieszyło mnie na samym początku gry jest powrót twórców do mechanizmów znanych nam i doskonale sprawdzonych choćby w Baldur’s Gate. Przyznam szczerze, że byłem zszokowany kiedy nie znalazłem ich w Neverwinter Nights 2. O czym mówię? O banałach i podstawach – takich jak choćby możliwość zaznaczania całej drużyny przeciągnięciem klika i zarysowaniem wokół drużyny prostokąta, czy też wyboru postaci poprzez kliknięcie jej, a nie portretu znajdującego się w rogu ekranu. To też możliwość automatycznego segregowania ekwipunku, co niezwykle ułatwia zabawę szczególnie kiedy uzbieramy już sporą kolekcję artefaktów. Rozwiązano (a właściwie powinienem napisać – przywrócono do normalności) kwestie awansu członków naszej drużyny. Awans nie ma charakteru hurtowego (jak w podstawce – kiedy wszyscy wchodzili na wyższy poziom w tym samym momencie), ale kwestia ta została zindywidualizowana.
Od czerni
Teraz (podobnie jak było to w starych RPGach) każdy z bohaterów awansuje wtedy kiedy jego PD osiągną odpowiedni pułap. Przywrócono również cykl dnia i nocy (ten był w NWN2, ale trudno uchwytny bo nigdzie nie dało się sprawdzić pory dnia/nocy) – są one teraz wyraźnie zaznaczone starym dobrym zegarem z wyobrażeniem słońca i księżyca. Podobnie z kwestią odpoczynku – możemy wybierać między 8-godzinnym przywracającym siły i czuwaniem do świtu. W Masce możemy też sprawdzić stopień wpływu na naszych towarzyszy – zarówno wyrażony słownie jak i liczbowo. To wszystko o czym piszę to drobnostki, ale wyjątkowo istotne i wpływające na przyjemność z gry. Można się tylko dziwić, że wszystkie te elementy pojawiają się dopiero w dodatku.
Ciężko było mi się przyzwyczaić do zmiany tryby pracy kamery. Teraz pracuje ona w dwóch trybach – strategicznym (rzut z daleka) i postaci (kamera za ramieniem bohatera). Niestety obracanie i jej przemieszczanie zmieniono w stosunku do podstawowej wersji NWN2 i nie wiem czy była to zmiana korzystna, choć po pewnym czasie i do tego można się przyzwyczaić.
Nowinki i radość bycia wymiataczem
Maska Zdrajcy jako dodatek oferuje nam różnego rodzaju nowinki w stosunku do podstawowej wersji gry. Najważniejszą jest oczywiście zabawa postaciami wysokopoziomowymi. Tym razem będziemy mogli doprowadzić naszych herosów aż do 30 poziomu. Fakt rozpoczynania zabawy na 18-tym sprawia, że od samego początku nasi magowie nie będą służyć za łatwe ofiary, ale będą filarami drużyny. Stosunkowo szybkie awanse pozwolą na uzyskanie dostępu do dużej ilości potężnych zaklęć (szczególnie polecam Burzę Zemsty). Także wojownicy będą niezłymi wymiataczami o czym przekonałem się kiedy mój mnich/Niewidzialne Ostrze uzbrojony w dwa magiczne sztylety siał zniszczenie w szeregach wroga. Od samego początku dysponujemy też potężnymi artefaktami co oczywiście znacznie uatrakcyjnia rozgrywkę.
Jak w każdym dodatku w Masce Zdrajcy pojawiają się nowe rasy (np. Dziki Elf, Półdrow czy Genasi – rasa nierozerwalnie związana z żywiołami). Uzyskamy też dostęp do nowych klas – dwóch podstawowych i pięciu prestiżowych. Od 21 poziomu bohaterowie są uznawani za epickich i otrzymują tym samym dostęp do takowych atutów. Są one wyjątkowo potężne i znacząco przyczynią się do wzmocnienia naszych postaci.
Na uwagę zasługuje torba zaklinania, którą od samego początku przygody będziemy mieli w swoim ekwipunku. W połączeniu z esencjami żywiołów, które pozyskamy z ciał pokonanych wrogów dzięki niej będziemy mogli łatwo i szybko zaklinać przedmioty tworząc potężne magiczne artefakty. Jest to doskonałe rozwiązanie, które przywraca radość z „craftowania”, którą nieco odebrała mi konieczność szukania odpowiednich warsztatów w NWN2. Ponownie brawa dla twórców za ten jakże prosty i udany pomysł.
Poza nowinkami należy też wspomnieć o tym, że widoczna jest w grze praca nad wydajnością jej silnika. Maska Zdrajcy działa zdecydowanie lepiej niż „podstawka”, zachowując większą płynność i pożerając mniej zasobów systemowych. Miałem też wrażenie, że poziomy wczytywały się nieco szybciej niż w NWN2, podobnie jak i zapisy stanów gry.
Ideały nie istnieją
Do białości
Oczywiście nie obyło się bez wpadek, choć od razu muszę zaznaczyć, że ich kaliber nie jest poważny. Już na samym początku gry (na etapie tworzenia postaci) trafiłem na nieprzetłumaczony fragment (w jednym z życiorysów postaci). Potem w czasie gry zdarzyło mi się to jeszcze kilkukrotnie – głównie wśród kwestii wypowiadanych przez członków drużyny np. w czasie bitwy. Były też angielskie komunikaty i opisy potworów. Wprawdzie nie było to zbyt częste jednak w porównaniu z NWN2 gdzie udało się tego całkowicie uniknąć (przynajmniej ja na nic takiego nie wpadłem pomimo ponad 100h gry) rzucało się w oczy. Jeśli już jesteśmy przy lokalizacji należy podkreślić, że ta stoi na wysokim poziomie, jest spójna, a przede wszystkim trzyma klimat tak istotny w grach cRPG.
W czasie gry przydarzyły mi się jeszcze dwa dość dziwne błędy. Pierwszy omal nie spowodował zacięcia się w grze – po wymieszaniu składników do mikstury, którą miałem zrobić gra zakomunikowała mi jej stworzenie jednak z nieznanych mi przyczyn nie umieściła w ekwipunku. Po histerycznych poszukiwaniach zakończonych porażką musiałem sięgnąć po zapisany ponad godzinę wcześniej stan gry (zorientowałem się za późno przez co nadpisałem stosunkowo bliski czasowo save). Na szczęście za drugim razem wszystko przebiegło bez zakłóceń.
Drugi błąd nastąpił po zapisaniu stanu gry w trakcie ciężkiej walki. Kiedy po mojej śmierci chciałem wrócić do zapisanego momentu okazało się, że komputer nie wiedzieć czemu uznał, że przeciwnika pokonałem i przeskoczył do następnej kwestii dialogowej. Nie żebym się tym szczególnie zmartwił, bo ów olbrzym był wyjątkowo irytujący, ale wywołało to u mnie pewną konsternację.
Smakowite szarości
Po tym wszystkim co napisałem wypadałoby podsumować czyli odpowiedzieć na pytanie czy i nam Maska Zdrajcy skradnie duszę? W moim przekonaniu zdecydowanie tak. Ludzie z Obsidian stanęli na wysokości zadania i wypuścili porządny produkt, a nie maszynkę do odcinania kuponów. Ok. 20-godzinna rozgrywka oferuje mnóstwo przygód i walki, dobrą fabułę i zdecydowanie ciekawszy niż czarno-biały świat, w którym historia Zjadacza Dusz wije się niczym zaraza atakująca niewinne ofiary. Zdecydujecie się walczyć z klątwą Boga Śmierci czy może jej ulegniecie? Wszystko w waszych rękach…
Nad Rashemenem zbierają się ciemne chmury. Wrócił ktoś, kto miał od dawna nie istnieć, ktoś o kim zapomniano, kim straszono małe dzieci, ktoś kto uosabia klątwę i jest dowodem gniewu Boga Śmierci – Zjadacz Dusz. Czy i nasze dusze są w niebezpieczeństwie?
Świetny tekst Jolo :)Hmm. . . po zapoznaniu sie z ta recenzja nachodzi mnie takie dziwne skojarzenie, bycmoze wywolane moja Eriksonomanią, ale jednak bardzo silne. Czy zarys historii bohatera Maski Zdrajcy nie zdaje sie czasem przypominac dziejow Toca Młodszego przedstawionych w 3-cim tomie Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych? Przeniesienie w jakas odlegla kraine (kurhany K’Chain Che’Malle) podczas walki z poteznym wrogiem (Loczek) oraz spotkane po drodze postacie – półniebianka (Pani Zawiść, córka Draconusa), nieumarły (bezklanowy T’lan Imass, ktorego imienia zapomnialem), Bog Smierci czy tam inny Zjadacz Dusz (Okaleczony). Well, sounds familiar to me. . .
Tak, całkiem przyjemny tekst. Recka podstawki i dodatku już raczej przekonały mnie do zakupienia pełnej wersji gry. Zapowiada się fajna zabawa. Chociaż chciałbym troszkę ponarzekać – ani w recce podstawki, ani w recenzji dodatku nie wspomniano nawet słowem o multiplayerze (dodatek coś dodaje?).
Świetna i zachęcająca recenzja, która przekonała mnie do zagrania z kilku powodów. . . wyprostowała moje złe zdanie o serii NWN w pewnym sensie. . . Nie mogłem ścierpieć rozgrywki NWN1, ponieważ:- szczegółowość świata 3D pozostawiała sporo do życzenia- grało się jedną postacią z możliwością wymiany na inną- potworne liniowość fabuły odstraszałaPo takich doświadczeniach uznałem 120zł za bezpowrotnie stracone i obiecałem sobie przejść do końca BG2+TB co mi sie nie udało, bo zdjąłem level cap bez dodatku :/Autor jednak poza kawałkiem świetnej recenzji zamieścił kilka ważnych screenów:- świat 3D wygląda zachęcająco i obiecuje wiele ślicznych widoczków (kilka lat zrobiło swoje)- oni biegają całą grupką = rewelacja, mam nadzieję, że można znaleźć przynajmniej kilkunastu członków do wyboru? Odpowiedzi na to nie znalazłem w tekście. – Po takiej recenzji jestem gotów zagrać w grę nieważne jaka będzie jej fabuła 😀
no to i ja dolaczylem do grajacych w maske. jolo mnie przekonal ta recka. najlepsze ze sprawdzaja sie dylematy z ostatnich artykolow na v – tworzenie charaktreru zajelo mi wieki, zywcem nie wiedzialem na co sie zdecydowac. w przeciwienstwie do mmorpgow tutaj wybor klasy healerskiej, albo (w szczegolnosci) buffujacej nie jest latwy 😉 jeszcze gorsza zagwozdke mialem kiedy przyszlo sie zdecydowac czy zostac przy nowym charakterze (ktory po wbiciu sie w klase prestizowa zaczynal tylko na levelu afair 9+7 !!! swoja droga charakter jednoklasowy chyba zaczyna od 18 lvlu, a tu wychodzi jak by nie liczyc 16. . . ciekawe to) czy zaimportowac ten z podstawki (ktory nie dosc ze mial fajny equipment, czkolwiek ten argument przepadl bo juz na poczatku maski wpadaja itemy niemal na poziomie tych najlepszych z podstawki; ale tez mial ZNACZACO wyzszy lvl – po zaczeciu nim gry przeskoczyl mi na poziom 15+7 czyli w sumie o az 6 lvli wyzej niz nowy charakter, ze nie wspomne o fajnych ze sie tak wyrazee ‚legendarnych traitach’). suma summarum stracilem pol dnia ale w koncu postawilem na nowy charakter (wole zeby bylo trudniej niz zebym potem przez cala gre myslal – a moze trzeba bylo grac nowa postacia) – a udalo mi sie tylko wyjsc z pierwszych podziemi. ale teraz pojdzie juz z gorki (o ile za 2 dni sie nie okaze ze jednak zle zrobilem z ta postacia ;p). coz, nwn jak nwn, po heroikach z mmorpgow lazenie po jego swiecie to piece of cake – w koncu naprawde zaznam troche prawdzwego relaksu (do czasu koncowki gry, o czym takze bylo na v ;)) a znajac bioware na fabule tez pewno nie bedzie wieszana psow 🙂
Miło mi słyszeć że udało mi się zachęcić Was moim tekstem do gry – ja wciąż podtrzymuję, że warto. Lovebeer—>a jaką postacią grasz? Ja zdecydowałem się na mnicha/niewidzialne ostrze i przyznam, że o ile zazwyczaj na walczące postaci narzekam tym razem gra mi się bardzo przyjemnie. To o czym piszesz (pozornie słabsza postać) nie jest do konca tak, bo widzę że te lvl się jakby sumują, bo po przekroczeniu 21 lvl (po zsumowaniu) postać uzyskuje atrybut epicki, a nie „czeka” aż jedną z klas dobije do 21 lvl. Na szczęście. . . 🙂
Zachęca do gry , tylko brakuje mi jednego :- Jakie są rozsądne wymagania sprzętowe tej gry?