Szczególnie kontrowersyjny jest wzór herosa, który wykształcony został w głównej mierze przez japońskie RPG-i, z serią Final Fantasy na czele. Teoretycznie, protagoniści z jRPG-ów niemal idealnie wpisują się w starogrecki ideał Kalos Kagathos – pięknych i dobrych. Oczywiście z tą różnicą, że mało który może być szlachetnie urodzony. Mogą być złodziejami, żołnierzami, mordercami, mrocznymi rycerzami, no po prostu kimkolwiek, ale i tak prędzej czy później poczują nieodpartą chęć wyruszenia w długą podróż, która zakończy się uratowaniem świata. Ach, zapomniałbym – sam fakt, iż nasi herosi są piękni nie wystarcza. Muszą być wręcz zniewieściali. No i, rzecz jasna, raczej nie zdarza się, by mieli powyżej dwudziestu lat, a jeśli już, to niewiele. Wyjątkiem może tu być Laharl z Disgaea: Hour of Darkness, który miał na karku przeszło millenium, a mimo to był dzieckiem (a jakże!), ale on zdecydowanie wyłamywał się z tego, niestety bardzo bliskiego prawdy, stereotypu japońskiego bohatera gier video.
Nadzieja na kolejny po Laharlu „skok w bok” leży w tragicznej postaci głównego bohatera Lost Odyssey Hironobu Sakaguchiego – paradoksalnie – jednego z większych wyznawców japońskiego Kalos Kagathos.
Powyższe słowa mogą być odebrane jako mocno pejoratywne, czego ja oczywiście bym nie chciał. Sam lubię jRPG-i i kiedy byłem parę lat młodszy, to postacie takie jak Cloud, czy Squall po prostu uwielbiałem, a Raidena z Metal Gear Solid 2 (jest on trochę bardziej skomplikowaną osobowością, ale mimo wszystko wciąż zawiera się w tym typowo japońskim archetypie) lubię po dziś dzień niemal tak jak Snake’a, no ale ileż można grać bliźniaczo podobnymi bohaterami? Tym bardziej, iż mają oni jedną, momentami naprawdę irytującą wadę. Niby są „mejn hirołami”, ale nigdy, PRZENIGDY nie mają do powiedzenia nic mądrego. NIC! NUL! ZERO!
Nieco bardziej amerykański, ale pojawiający się również w produkcjach dalekowschodnich, jest typ zdystansowanego twardziela, który ma wszystko…no wszyscy wiedzą gdzie. Pierwszy lepszy przykład – Duke. Książę i jego teksty nawet dziś są genialne. Bohater najdłużej wyczekiwanej gry w historii nigdy nie sprawiał wrażenia kogoś, kogo obchodzi coś więcej niż trochę rozrywki (na przykład: zabijanie kosmicznych świń) i ładne kobiety, które można spotkać po drodze.
W wydaniu nippońskim wygląda to jednak zgoła inaczej. Tam nie ma silnego, zabawnego Duke’a, ale za to jest Dante, operujący bronią białą z chirurgiczną precyzją. Szkoda tylko, że półdemon ów, zwłaszcza w swojej odmłodzonej wersji (Dante’s Awakening), za bardzo stara się być „cool, jazzy i trendy”, przez co wypada po prostu żałośnie. Jego teksty powodują zdecydowanie więcej uśmiechów politowania, niż faktycznego rozbawienia, ze nawet nie wspomnę o hiper-super-wypasionych zagraniach, w stylu wyjeżdżania motorem po pionowej ścianie i bicia nim przeciwników. Może skośnookim braciom to się podoba, ale ja osobiście czułem się lekko zażenowany oglądając cut-scenki w tym klimacie.
Powtarzając za pewnym popularnym przysłowiem – co za dużo, to niezdrowo. Odrobinę lakoniczny, cięty i wręcz ociekający luzackim sarkazmem język Księcia sprawdza się znakomicie, podczas gdy gadatliwy, przesadnie „zajefajny” Dante to żałość. Taki trochę pogardliwy i brzydko mówiąc, olewający wszystko bohater potrafi być świetny, ale nie można przesadzić, bo nawet najlepsze żarty mogą się przejeść. A te niższych lotów robią to w zaskakująco szybkim tempie.
Warto jeszcze pamiętać o herosie-wybrańcu. To chyba najbardziej przewałkowany, odgrzewany i przynudnawy archetyp, jaki przewinął się przez świat gier video. Przykładów nie trzeba szukać daleko – Evil Islands i, choć bardzo ciekawie przedstawiony, Fahrenheit (tudzież Indigo Prophecy). Na siłę można by tu jeszcze dorzucić znanego z God of War Kratosa, ale zważywszy na los, jaki go spotkał, to równie dobrze da się mówić o Edypie z rodu Labdakidów, iż był wybrańcem bogów. Dlatego może łysego Spartanina pozwolę sobie w tej kwestii pominąć.
Tak czy siak – zaczyna się zawsze niewinnie. Zupełnie zwyczajny człowiek, nie wyróżniający się niczym spośród innych. Aż tu nagle odkrywa w sobie tajemnicze właściwości, które oczywiście mają doprowadzić do tego, iż taki ktoś prędzej czy później wykorzysta je w jakimś mniej lub bardziej szczytnym celu. Oczywiście – najczęściej jest to ratowanie świata, ale pewnie możliwym byłoby znalezienie na rynku kilku chwalebnych wyjątków od tej reguły.
Wstydem i hańbą byłoby pominięcie wśród najpopularniejszych archetypów bohatera doświadczonego, zmęczonego życiem, najlepiej pozbawionego wszystkich bliskich mu osób i w ogóle idealnie pasującego do rozprzestrzeniającej się kultury EMO. I chyba tutaj bardziej nadaje się wspomniany już w tym tekście Kratos – morderca własnej rodziny, który w swoim życiu do osiągnięcia satysfakcji potrzebuje tylko przelania krwi bogów, którzy zgotowali mu taki, a nie inny los.
Jednak najlepszą „żywą” definicją tego typu postaci wydaje mi się Solid Snake, doskonale znany każdemu, kto słyszał o serii Metal Gear Solid. Regularnie oszukiwany przez swoich przełożonych, uzależniony od alkoholu, dystansujący się od legendy, jaka go otacza. Mnie osobiście najbardziej pasuje właśnie ten doświadczony bohater, który swoje już przeżył i choć ratuje świat po raz n-ty, to bynajmniej nie dlatego, że tak, bo…tak. Wąż i Kratos przynajmniej mieli jakieś sensowne (lub niekoniecznie) powody. Jakiekolwiek. No i nie mieli po piętnaście lat.
Oczywiście to tylko kilka pierwszych lepszych archetypów, jakie przyszły mi na myśl przy refleksji na temat postaci, jakimi dane jest nam kierować. Jest ich zapewne dużo więcej i chętnie dowiem się, co o nich myślicie. A może akurat znacie jakieś kompletnie niesztampowe postacie, które elektronicznej rozrywce przydarzyły się tylko jeden, jedyny raz? Jeśli tak, to podzielcie się swoją wiedzą z innymi i to już!
Ja zawsze najbardziej lubiłem postacie wielowymiarowe i niejednoznaczne. Najlepiej nie bohater tylko anty-bohater. Taki zawsze ma dużo więcej do zaoferowania pod kątem fabularnym. Nie rycerz bez zmazy ni skazy, w świecącej zbroi z aureolą nad złotymi puklami, tylko człowiek z krwi i kości z jego ludzkimi rozterkami, słabościami i dylematami. W filmie będzie to na pewno ktoś taki jak Snake Plissken z „Ucieczki z Nowego Yorku/Los Angeles”. Może trochę zbyt sztampowy ale na pewno niejednoznaczny i bezkompromisowy. To taki ktoś, kto nie powstrzyma się przed wpakowaniem kulki w łeb przeciwnika w imię politycznej poprawności. Na myśl przychodzi tutaj jeszcze Marv z Sin City, chociaż tam wszystkie postacie lawirują na krawędzi dobra i zła. W grach? Może Max Payne? Człowiek, który stracił wszystko i poszukuje ukojenia w zemście. To nie jest znowu szczyt wysublimowania, ale mam tutaj swoją przystań, której jak na lekarstwo. Podoba mi się, kiedy twórcy myślą „fuck it” i robią na przekór cenzorom i świętoszkom. Kiedy zarówno fabuła jak i protagonista są, jak to mówią Amerykanie – badass. Nie ma półśrodków, głaskania się po główkach, nie ma czarne/białe, tylko szare. Kiedy jest prawdziwie. A bishoneny ze skośnych produkcji? Wypowiadałem się wielokrotnie na ich temat, więc teraz powiem jedynie, że wystarczy jeden screenshot, gdzie widzę postać z gry i zastanawiam się czy to on czy ona – moje zainteresowanie spada poniżej zera.
Max Payne czy Bezimienny z Planescape: Torment. Payne może nie jest szczytem oryginalności, ale sposób w jaki przedstawiono jego historię bardzo mi się spodobał. Za to Bezimienny? Coś niesamowitego. Człowiek poszukujący odpowiedzi i sposobu na odzyskanie swojej śmiertelności, nawiedzany przez demony przeszłości i prześladowany przez czyny swoich poprzednich wcieleń, w końcu pokutujący za ich i swoje grzechy. Ogromna dawka rozważań filozoficznych, pytań na wiele egzystencjalnych tematów, które same nasuwają się podczas rozgrywki i obserwowania świata Planescape i czytania wypowiedzi Bezimiennego i innych postaci. Dla mnie – ewenement w skali gier komputerowych/video w ogóle.
Fajne postaci mialo. . . Interstate 76. Ben z Full Throttle tez byl spoko 🙂 Zanthia z Hand of Fate, wlasnie gram troche i tez nie jest taka sztampowa. . . Gabriel Knight. . . Larry. . . Zolnierze z ‚Z’. . . Duke (wzorowany troche na kolesiu z filmu Armia Ciemnosci 🙂 ) . . . W Gender Wars chyba tez. . . Avatar z Ultimy. . . Po przeczytaniu tego bloga i tego o seksie naszlo mnie, czy moze jednak dzis faktycznie gry sa plytsze niz kiedys ? Nie tyle pod wzgledem gameplayu, ale jakby kiedys bylo wiecej w miare ciekawych bohaterow ? Z tego punktu widzenia tym bardziej cieszy Wiedzmin, choc na tym trailerze angielskie dialogi byly zaskakujaco SLABE. . . Moze na konsolach o dziwo jest lepiej? Niby ludzie sie smieja z nich , ze to prostsza rozrywka, ale to tam gry bywaja oryginalniejsze niz na PC. . .
No, nikt nie wspomniał o Kainie z Legacy of Kain i z kolejnych sequeli. Zamordowany człowiek, zamieniony wbrew jego woli w wampira, szukający zemsty na swoich nowych ancestorach. Gwoli wyjaśnienia, to typ europejskiego, klasycznego brutalnego wampira, rodem prosto z Transylwanii, a nie jakiś pseudo laluś a’la Wywiad z wampirem. Jego losy pokazano w sposób narracyjny, coś pięknego, to po prostu trzeba zobaczyć. Gra przypomina dobrą książkę, grasz i co jakiś czas słuchasz narratora (czyli samego Kaina), tak jakby sam opowiadał całą swoją historię. Dodatkowo postać jest targana pomiędzy chęcią czysto wampirzej, brutalnej zemsty, a resztkami ludzkich odruchów, przez co staje się nad wyraz złożona. Powiem szczerze, jedyne postaci podobnie skomplikowane spotkałem jedynie w pierwszej części MGS, i nie był to bynajmniej Snake, który jakby nie dorósł w tej grze do pięt swoim przeciwnikom. Raven, Sniper Wolf, Psycho Mntis i reszta oddziału, te imiona zatarły sie na stałe w mojej pamięci, lecz żadna z nich nie dorównuje Kainowi.
Wolf byla fantastyczna. Moze to glupio zabrzmi, ale pamietam, ze kiedy ja pokonalem, to poplakalem sie na cutscence, ukazujacej jej smierc. Mimo wszystko, choc doceniam geniusz Kojimy i znakomite wykreowanie wszystkich postaci, wydaje mi sie, iz wszyscy bossowie ktorych wymieniles sa zrobieni jakby wedlug jednego schematu – zły zwolennik Liquidowego pomyslu przywrocenia do zycia Outer Heaven, ktory po zostaniu pokonanym przez Snake’a nagle doznaje olsnienia i zaluje za swoje grzechy. Wiem, ze splycam, ale w telegraficznym skrocie tak to mniej-wiecej wyglada 🙂
Ciekawy wpis Siergiej. Co do moich ulubionych bohaterów, to mogę właściwie wszystkimi kończynami podpisać się pod wypowiedziami Cujo i Zertha. Dosłownie te same typy. Gra tego typu postaciami sprawia mi najwięcej przyjemności bo nie jest sztampowa. Grając „hirosem-paladynem” wiadomo, że zawsze będziemy dobrzy, będziemy przeprowadzać staruszki przez ulicę (nawet jak tego nie chcą), wynosić dzieci z płonących kamienic, bla bla bla bla. . . grając Maxem miałem naprawdę pełne wrażenie unurzania się w tym g. . . , w które on musiał wejść w imię zemsty. Jasne, może jest to w jakimś stopniu schematyczne – ale IMO historia była podana pierwszorzędnie i naprawdę można było utożsamić się z bohaterem. Bezimienny też był pierwszorzędny. Ale w tej grze wiele postaci było niesamowitych. Właściwie każda była oryginalna, a jej problemy stawały się w jakimś stopniu naszymi problemami. Takie gry są wyjątkowo (IMO) rzadkie tym większa wartość tych, które są.
Ja z kolei podpisuje się pod komentarzami Cuja, Zertha i Jola:). Max Payne to postać niesamowicie „prawdziwa”. Grając w Max Payne 1 i 2 autentycznie można odczuć więź łączącą gracza i bohatera gry. Poza Maksem bardzo lubię postać Bezimiennego z serii Gothic. To postać zagubiona w obcym, nieznanym świecie, której nikt nie obiecuje bogactw i nie narzuca konieczności ratowania świata po raz n-ty. Przynajmniej na początku:). . . Zapomniałbym jeszcze o Julii z gry Heavy Metal F. A. K. K 2 (świetna produkcja- szkoda, że tak szybko zapomniana;/). Julia to postać właściwie niczym nie wyróżniająca się od innych herosów i heroin ratujących świat, ale to śliczna wirtualna piękność, posiadająca własny styl więc napewno rozumiecie co mam na myśli. . . Jest jeszcze Snake z Metal Gear Solid, Lucas Kane, Tyler Miles i Carla Valenti z Fahrenheit (polecam tę grę!) i wielu, wielu innych, ale to już raczej temat na osobny artykuł niż na posta zwykłego, szarego użytkownika Valhalli:). . . Dobra robota Siergiej!
Max Payne jako postać przemawia do każdego, bo to archetyp „everymana” – zwykłego gościa postawionego w niezwykłej sytuacji. Łatwo nam się w niego wczuć, bo to nie superman. Supermanów, twardzieli takich jak Duke (faktycznie wzorowany na Ashu z Evil Dead) czy John McClane 🙂 się podziwia, ale się z nimi nie identyfikuje – i to jest generalnie rzecz biorąc druga i ostatnia kategoria bohaterów. Doskonałym przykładem everymana, z którym identyfikujemy się od pierwszej sekundy jest chociażby rudzielec z Another World. Nic nie mówi, ekspozycję ma krótką, ale od razu się wczuwamy, nie? Tak samo Gordon Freeman – też nic nie mówi, przedstawienie postaci też nie jest długie, ale to właśnie jego osobowość (czy też jej brak) jest siłą Half-Life. W przypadku bohaterów drugoplanowych istnieje tylko jedna gra – Bloodlines oczywiście :Da odnośnie tych wymienionych w tekście – pomijam. Japońskie wzorce w tej dziedzinie zupełnie do mnie nie przemawiają. Postacie płaskie, jednowymiarowe, infantylne, dramatyzmem nadrabiające brak charakteru. Rany, oni nawet gdy myślą, to wyglądają jakby mieli biegunkę i świadomość, że w promieniu pięciu kilometrów nie ma ani szaletu, ani nawet małego krzaczka.
Do japonskich gier trzeba miec odpowiednie, nieco inne podejscie. . . bohaterowie czesto sa tam przerysowani, troche jak charaktery Smerfow 😛
Do mnie trafiły kreacje Raziela i wspomnianego już wcześniej Kaina z Legacy of Kain. Z resztą cała seria jest napakowana wręcz nietuzinkowymi postaciami drugoplanowymi. A postać, która naprawdę mi się spodobała to Książę Persji, w szczególności z drugiej osłony tej gry. Zwróćcie uwagę, że on nie zamierzał uratować świata, ale ewentualnie naprawić to, co sam zniszczył. Bardzo podobało mi się to, że kierowały nim typowo ludzkie odruchy i słabości: chęć zaimponowania swojemu ojcu, chęć zemsty, za wszelką cenę zachowanie swojego życia, poświęcając przy tym załogę statku itd.
A ja lubię Japoński sposób przedstawienia postaci. Zapominacie że często pod przykrywką kiczowatych fryzur i kolorowych strojów kryją się świetnie zrealizowane charaktery które moim zdaniem wcale nie ustępują zachodnim wzorcom. Jest inaczej ale nie znaczy że gorzej. Jasne, pełno jest dennych rpg z sztampową fabułą ale też całą masa świetnych fabularnie gierek. Widzicie pojedyncze drzewa a nie ogarniacie całego lasu,różnice kulturowe i uprzedzenia przyćmił wam móżgi i zapomnieliście lub nawet nie zdawaliście sobie sprawy jak wile dobrych fabularnie jrpg powstało na przestrzeni tylu lat. Taki Final fantasy 6 lub 7 gdzie każda postać miała charakter i na pewno nie była jednowymiarowa no bo z pewnością nie można tak nazwać Clouda czy Terre pustymi wydmuszkami. Co prawda Cloiud ma pedalską fryzurę ale ma też skomplikowany charakter. Jest postacią tragiczną. Na początku jest zimnym typem który udaje że świat go nie obchodzi,bierze kasę za misję która może uratować świat. Taki wredny zimny drań. Z czasem jednak pod wpływem pewnych wydarzeń zmienia się i ta, chce ratować świat ale za to w jakim stylu to robi. Nie ogranicza się jednak jak Duke do kilku kwestii a stać go na filozoficzne teksty i nie jest głupi ,ba na dodatek jest dynamiczny jego charakter cały czas ewoluuje i by osiągnąć epicentrum które niemal doprowadziło go do utraty zmysłów. Na jaw wychodzi jego rozdwojenie osobowości i przykra przeszłość. On jednak się nie poddaje i dalej dąży ku swojemu celowi. Ja nie nazwał bym takiej postaci Smerfem. Dalej mamy Barreta który przewodzi Avalanche jest charyzmatyczny i twardy Ale i on będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości. Albo jak można zapomnieć o Aerith,mistycyzmem i tajemniczością bije od niej na kilometr. A ileż takich gier wyszło to trudno zliczyć. Persona,większość finali,Xenogears,,Vargant story,Valkiriya Chronichles. Jasne często jest tam dużo patosu,żałosnego humoru i dramatyzmu. No ale w Matrix,Władcy pierścieni i wielu innych filmach też to jest a jakoś nikt nie narzeka. Jak zawsze szle przeważa to jaki mają ubiór i jaką fryzurę. No bo po co zgłębić się w charakter jakiejś postaci skoro już na pierwszy rzut oka widać że jest głupia i śmierdzi. To nieprawda że Japońskie gry maja. sztampową fabułę i są puste. Po prostu jak wszędzie zdarzają się lepsze i gorsze gry . A po Devil may Cry nie można oceniać całości bo to że Nero ma głupie odzywki nie znaczy że każdy bohater Japońskich gier taki jest. To że Japończycy mają teraz kiepski okres i nie wydają kozackich gier z kozacką fabułą nie znaczy że kiedyś nie powstało nic godnego uwagi. Ba nawet i teraz potrafią zarzucić ciekawą historie. Persona i MGS4 mówią same za siebie.
Zapomnieliśmy o kimś. O kimś „nowym” i jednocześnie świeżym. Niko Bellić. Rewelacyjna postać. Charakter, jakiego w grach chyba jeszcze nie było. Nie ratuje świata, nie morduje dla przyjemności. Szuka zemsty, a właściwie szuka samego siebie. Zdaje sobie sprawe, że jest zniszczonym człowiekiem, ale chce przebrnąć przez to, co sobie postanowił. Musi zamknąć pewien rozdział w życiu, by zacząć nowy (co i tak kończy się jak sie kończy). Postać tragiczna. Żaden superbohater.