Oryginalny FEAR, choć był porządną produkcją pozostawił we mnie uczucie lekkiego niedosytu. Niby próbował straszyć, ale robił to za pomocą oklepanych, dobrze znanych środków. O wiele lepiej sprawdzał się jako strzelanka. Nie będzie więc zapewne przesadą kiedy napiszę, że ja i armia podobnych do mnie fanów elektronicznej rozrywki, czekała na kolejne spotkanie z ubraną w krwistoczerwoną sukienkę Almą. Kiedy piszę te słowa od premiery recenzowanego tytułu dzielą nas niecałe dwa tygodnie. Sprawdźcie czy mamy się czego bać.
To samo, ale inaczej
Mroczny klimat już na starcie
Jedną rzecz miejmy z głowy już na starcie. Największą wadą recenzowanej gry jest dla mnie jej długość. Pozostałe wymieniane przeze mnie wpadki to drobnostki, które nie psują wizerunku tej naprawdę bardzo dobrej produkcji. Kiedy otrzymałem jej kopię powiedziałem sobie „Ok, znikam ze świata żywych – zarwę dla niej kilka nocek”. Zabawa szybko się jednak skończyła. Rozpocząłem ją koło dziewiątej wieczorem (nie grajcie w dzień – to nie ma sensu), by nad ranem obejrzeć napisy końcowe. Dawkując sobie przyjemność czerpaną z przechodzenia trybu dla jednego gracza można posiedzieć przy tym tytule maksymalnie dwa lub trzy wieczory. Niestety dla mnie to za mało.
Akcja Project Origin rozpoczyna się na kilka chwil przed końcem oryginalnego Strachu. Prowadzony przez nas komandos – Michael Becket – wyrusza z kilkoma kompanami do apartamentowca, w którym mieszka Genevieve Aristide. Elitarni żołnierze mają ją przechwycić, by wyjaśnić jaki jest jej udział w wydarzeniach, które właśnie rozgrywają się w siedzibie korporacji Armacham (czyli w pierwszej części gry). Zanim akcja gry rozkręci się na dobre, wszystko co nas otacza trafia szlag, a my zostajemy zmuszeni do improwizowania, jako że otaczające nas miasto zamieniło się właśnie w piekło.
Weterani wiedzą o co chodzi, a nowicjuszom nie zamierzam psuć zabawy z odkrywania gry na własną rękę. Teraz wspomnę tylko, że nawet nie znając pierwszej odsłony Strachu można zasiąść do drugiej części gry i poznawać opowiadaną w niej historię. Większość tajemnic i wydarzeń, o których powinniśmy wiedzieć, zrozumiemy dzięki znajdywanym w trakcie zabawy plikom tekstowym. Przyznam jednak, że choć jest w miarę interesująca, fabuła gry nie zachwyciła mnie. Szybko skoncentrowałem się na strzelaniu i przerażających rzeczach dziejących się wokół mnie, a o opowiadanej historii praktycznie zapomniałem.
The Streets
Jedną z największych wad pierwszego Strachu było to, że praktycznie cała jego akcja toczyła się w olbrzymim budynku korporacji Armacham. Nie podobało mi się w grze to, że ciągle wędrowaliśmy ciasnymi korytarzami, a całe otoczenie było po prostu mało urozmaicone i szaro-bure.
Jak u Hitchcocka
Project Origin nie kopiuje tej wpadki swojego starszego rodzeństwa. Już pierwsza misja przenosi nas do całkiem ciekawej lokacji, a dalej jest jeszcze lepiej. Słowa uznania należą się studiu Monolith za to, że nawet kiedy trafimy w miejsca, które odkrywaliśmy już w niejednej grze, na nudę na pewno nie będziemy narzekali. Duża w tym zasługa tego, że ciągle naokoło nas coś się dzieje. W grze często spotykamy się z tzw. „momentami” – coś się urywa, z hukiem spada z nieba, wybucha albo „zupełnie przypadkowo” próbuje nas zmiażdżyć. Niby nic nowego, ale w Project Origin takie przerywniki zrealizowano z głową. Sprawiają one, że po prostu stajemy w miejscu i podziwiamy kunszt, wyczucie autorów gry.
Stalker?
Bardzo dobrze ułożono również jej tempo. Kiedy dochodzimy do momentu, w którym marzymy o czymś „innym” Project Origin pozwala nam postrzelać do wrogów z potężnego karabinu maszynowego. Po kilku chwilach, gdy górę zaczynają brać mroczniejsze części gry, nagle mamy okazję wsiąść do potężnego, uzbrojonego po zęby „mecha”, by pokazać wszystkim, czym jest prawdziwa moc piekielna. Na dokładkę dostajemy części plansz wprost idealnie nadające się do używania karabinu snajperskiego (podnieście go z ziemi kiedy tylko go znajdziecie. Na pewno się przyda). Taka konstrukcja recenzowanej produkcji sprawia, że ciągle czujemy się jak w wagoniku rozpędzonej kolejki górskiej. Nigdy nie wiemy jaki będzie kolejny kawałek toru, a z reguły kiedy spodziewamy się „spokojniejszego” momentu zaczyna się szaleńczy pęd z górki. Nad złożeniem FEAR 2 do kupy pracował ktoś, kto zna się na swoim fachu.
Gwóźdź programu
Pragnę też uspokoić osoby zaniepokojone wprowadzeniem do zabawy pancerza bojowego i obsługi stacjonarnego działka. Z tymi nowościami spotkamy się w trakcie gry tylko po dwa razy. Oczywiście są one odrobinę przegięte, nasz bohater dysponuje wtedy taką siłą ognia, że nikt nie jest mu w stanie podskoczyć, ale jednocześnie są na tyle krótkie, że nikomu nie powinny przeszkadzać. Mnie, jak wspominałem przed chwilą, spodobał się ten powiew świeżości, ponieważ idealnie dopasował się do tempa recenzowanej produkcji.
Ma duże oczy
Jeśli myśleliście, że największą zmianą w FEAR 2 jest wyprowadzenie gry z korporacyjnego wieżowca, to jesteście w błędzie. Dla mnie zaskakujące było to, że gra bardziej stara się być horrorem niż strzelanką i na dodatek nieźle jej to wychodzi.
Konkretna impreza
W Project Origin częściej niż w pierwszej części gry odpoczywamy od używania broni. Wiele jest tu chwil kiedy poczujemy się zupełnie samotni, a atmosfera gry zacznie oplatać naszą duszę czarnymi mackami strachu. I tu należą się autorom słowa uznania, gdyż bardzo umiejętnie tworzą w swojej produkcji nastrój. Robią to za pomocą złowrogich szeptów, psychodelicznych podróży do nierealnej krainy, znajdującej się zapewne w naszej albo Almy głowie. Często szwankuje nam wzrok, zaczynamy widzieć duchy i wciąż słysząc te dziwne głosy, powoli przestajemy odróżniać rzeczywistość od koszmaru. Studio Monolith nie raz puszcza zresztą oko do znawcy kina grozy, pokazując mu gdzie szukano inspiracji dla recenzowanej gry. Jeśli wiesz skąd pochodzi wymalowany krwią napis „Liberate Tutame Ex Infernis”, to w FEAR 2 poczujesz się jak w domu. Generalnie straszenie w tej produkcji wskoczyło na wyższy poziom niż w pierwszej części gry i wykonane jest po prostu bardzo dobrze, by nie rzec znakomicie. To nie jest tytuł dla ludzi o słabych nerwach.
Muszę także wspomnieć, że nie jest to pozycja dla najmłodszych fanów elektronicznej rozrywki. Śmierć zbiera tu żniwo bardzo często. Nie robi tego oczywiście tylko i wyłącznie w trakcie walki kiedy to przybijamy przeciwników do ścian kołkami czy rozrywamy ich, strzelając do nich „z przyłożenia” ze śrutówki. Swoje trzy grosze dodaje tu sadystyczna Alma, która najwyraźniej zapoznała się z trzema tomami książki „Zabij go na 1001 sposobów”. Krótko mówiąc zobaczycie tu rozszarpywane, spopielane i miażdżone wirtualne ciała, a dominującym kolorem jest krwista czerwień.
Ta gra pobije na głowę nawet dead space! Na demie bałem się grać a co dopiero w full version ;D
Baardzo duzy punkt dla pana recenzenta za napisanie prawdy o dlugosci tej gry!(której ciezko bylo sie doszukac gdzie idziej) Teraz wiem,ze mamy do czynienia z kolejna:(. . . niestety flash gierka,na pare godzin. . . smutne.
aduma—>Niestety ale takie FPS się robi teraz;/. Czyli krótkie ale mega grywalne. Świetna recenzja
F. E. A. R. numer jeden bardzo mi przypadł do gustu. Klimatem przyciągał a jednocześnie sprawiał, że po jakiejś godzinie chciało się schować pod biurko :PW F. E. A. R. 2 (no ile można z tymi kropkami. . . toż to prawie jak Stalker. . . ) być może zagram, na razie przerabiam inny tytuł. Choć wielka szkoda, że przewidywany czas na przejście gry jest tak krótki. Hehe, zrobię wszystko co się da, żeby grać jak najdłużej 😉
to mi się podoba, recenzja naprawdę gorąca, jeszcze przed premierą gry. Oby więcej takich! Dzięki przeczytaniu jej już wiem że szybko w FEAR 2 nie zagram. Zrobiłem nawet preorder, ale po rozważeniu za i przeciw, a w szczególności długości rozgrywki, dałem sobie spokój. To z pewnością porządna gra, ale może poczekac, tym bardziej że mam jeszcze w co grac.
@5 jak CDP przeczyta Twój komentarz to będzie to ostatnia przedpremierowa recenzja wydawanych przez nich gier 😉
A ja na odwrót dopiero teraz wiem, że kupię. Nie podobał mi się pierwszy Fear ani dodatki. Dwójka powinna przypaść mi do gustu. worldisyours przyzwyczajaj się do tego. Tyle teraz gry trwać będą. Singielek w kilka godzin i ciao!
cóż, dałem za wygraną i przyzwyczaiłem się już jakiś czas temu do tego. . . i jak pustka wokół to chwytam FPSik na parę wieczorów. Ale w obliczu faktu że kilka gier (również całkiem „świeżych”) zbiera kurz z mojej półki, to nie jest w tej chwili must-have. Dlatego popieram działalnośc wypożyczalni gier. Dla mnie to przydatne szczególnie gdy na horyzoncie jest bardzo porządna produkcja nie grzesząca niestety długością.
Ja już się boję jak ty chodzisz sam w nocy po osiedlu ^^ Grając w demko zupełnie zapomniałem o S. T. R. A. C. H. U ;)Gratuluję niezłej recki, samej gry na razie nie kupię, bo czasu nie ma, choć czas gry to jak dla mnie ważny czynnik w ocenie gry (i mamy pełną cenę), więc jak dla mnie z 8. 1
„Liberate tute me Ex Infernis, (bo tak się to chyba pisze) – Film z zawartym w nim powyższym sloganem jest jedną z najlepszych i najbardziej pomysłowych produkcji kina SF jakie kiedykolwiek powstały. Tylko co niby ma on wspólnego z FEAR2? Wydaje mi się to nieco naciągane.
Mowa o event horizon rozumiem? Recenzja ok, a gra. . . hmm ja nie jestem zwolennikiem wielkich dreszczy ect, ale. . . chyba się skuszę:D
No ja w takiej chwili bym sp. . . inkalał jak najdalej ;)Ostatnio wróciłem do Max Payne 2 i 2 razy z rzędu dałem się jaką belą przywalić przez takie podziwianie. Nie polecam.
Też czekałem z niecierpliwością na FEAR 2. Jednak to, co widzimy w demie niewiele ma wspólnego ze znanym nam FEAR. Najbardziej brak mi sztucznej inteligencji wrogów, tak charakterystycznej dla pierwszej części FEAR – no ale wiadomo, padem nie trafisz przeciwnika, który będzie starał się schować przed twoimi kulami. A to właśnie potyczki – niektóre z przyjemnością powtarzałem wielokrotnie (dzięki quicksavom, których w dwójce już nie ma) sprawiały mi w FEAR największą przyjemność. Brakuje mi też możliwości wychylania się zza zasłony i nie bawią mnie te mechy psujące klimat zagrożenia. Ale i tak zagram bo nie ma ostatnio zbyt dużego wyboru FPSów z dobrym singlem. A nie można ciągle grać w stare hity.
kupię na peceta, ale czy mi się spodoba nie wiem. W demko nie grałem od razu mówię
Jeśli gra kosztuje X zł to powinna trwać chociaż X/15 * 1,5h, żeby nie opłacało się kilka razy pójść za te same pieniądze do kina. Już nie mówiąc o cenie gir na konsole. Ja nigdy nie kupie nowej gry na konsole chyba, że zniknie bezsensowna różnica w cenie w porównaniu z PC.
f. e. a. r. klimatem i mocna dawka strachu przebije 5 resi. . . . . . . . . !!!!!!!!!!!
Oto najbardziej oczekiwany przeze mnie moment, FEAR 2 na PC. Data premiery to piątek 13, bardzo klimatyczny dzień, biorąc pod uwagę rodzaj gry. Na temat samem recenzji złego słowa nie mogę powiedzieć. Bardzo mi się spodobała, łatwo się ją czytało, a w dodatku zawierała wiele przydatnych informacji. Sama z siebie zachęca gracza do kupienia FEAR’a 2. Pozdrawiam
ja wysiadam nerwowo. . przeszedlem demo ale gdyby bylo nieco dluzsze to zawal gwarantowany :Oa to ciekawe, bo EH widzialem nie raz – to chyba jednak element interakcji i fakt, ze nie moge sie schowac pod koc (no moge ale wtedy mnie zabija 😉 dodaja F. E. A. R’owi sily
No a gdzie Shogo 2?!
Krótko zwięźle i na temat. . . Gra Fear Project Origin niestety sprzeda się tylko dzięki tytułowi. Dlaczego niestety? Bo większość osób po przejściu tej gry będzie czuło się jakby przeszli dopiero z2 „Intervały” Gra jest krótka. Dynamiczna? Tak ale rozmaitością wrogów nie ma co się pochwalić. Straszne momenty? Może 2 razy dygnąłem gdy Alma stała za mną gdy się odwróciłem. Wielkim plusem jest mech dzięki któremu możemy zrobić ładną rozwałkę na ulicach. Jednak podsumowując F. E. A. R. 2 słynący z tytułowego strachu nagle tego strachu gdzieś zapomniał. Choć części 2 oczekiwaliśmy dosyć długo to grając ma się wrażenie że robiono to nagle na „szybkensa” by tylko kasy natrzaskać do portfela. Niestety gdzieś daleko Monolith zapomniał o tym jaką ta gra zrobiła kiedyś furorę a może bardziej przez co ta gra zrobiła furorę i przez to wypuściła na rynek prostą strzelaninę która oprócz grafiki nie różniła by się niczym od polskiej produkcji. Niestety ale tym razem nie popisali się. Szkoda. Oglądając demo czułem że to będzie gra przy której będę musiał siedzieć na sedesie jednak spokojnie można w nią grać czy za dnia czy w nocy. Ps. szkoła która myślałem że będzie taka straszna stała się maratonem który szybciutko przebiegłem. Duchy które tam występowały zabijałem biegnąc a straszyć to one mogą pierwszaków w tamtejszej szkole. Tyle ode mnie;)
Dooobra, moja kolej. Wlasnie skonczylem drugiego stracha. I jestem wniebowziety! Jedyne, do czego moglbym sie przyczepic to moc lasera (jakos w FEAR:EP byl mocniejszy), oraz wygladu kolkownicy. Jesli chodzi o dlugosc to gra stykla mi na 3 wieczory po kilka godzin. Styknie jak dla mnie. A gra jest tak miodna ze zara zaczne od nowa 😉 Jesli chodzi o rozmaitosc wrogow to tez jakos nie widze tu minusow. A w takim CoD to moze wiecej ich jest? Mamy pancerz, ze dwa, trzy rodzaje zolnierzy repliki, ”malego” robota, wielkiego mecha, duchy, zolnierzy Armachamu no i sama gwiazde gry – wszyscy wiedza o kogo chodzi 🙂 Arsenal moze faktycznie troche maly a polowy sie nie uzywa. Jak dostalem w swoje lapki rakietnice to do konca gry ja targalem ze soba a prawie jej nie uzywalem. Grafika i dzwieki sa wyborne. Gralem oczywiscie dopiero po zmroku ze sluchawkami na uszach (z dzwiekiem surround) i zdarzalo sie ze podskakiwalem na krzesle. A nawet sie spocilem pare razy. Wielki plus za roznorodnosc terenu, zniszczone Auburn jest wrecz sliczne, a podziemne laboratoria przerazajace – takie, jakie powinny byc. Strachu w STRACHU 2 faktycznie wiecej niz w poprzedniku, ale to imo dobrze. I na koniec chcialbym sie wypowiedziec o rzeczy, do ktorej autor recenzji nie przywiazal zbyt duzej wagi – fabula wciaga i powala. Co prawda juz wiemy kim jest Alma i co nia kieruje, ale tworcy ladnie ”wytlumaczyli” zdolnosc bullet-time’u naszego bohatera a takze czemu Alma go sciga. Samo zakonczenie jest mocne, aczkolwiek troche dziwne. No i jest cliffhanger, czyli na bank bedzie dodatek/kolejna czesc. Juz sie nie moge doczekac!
I to było piękne w FEAR i tworzyło grozę. Teraz mamy wszystko kolorowe aż do przesady i wg mnie klimat gdzieś wyparował po drodze. Ot taki cukiereczek. Strzelanie do przeciwników nie sprawia już takiej frajdy jak w pierwowzorze. Zgodzę się z autorem, ze przez grę można „przebiec” bez zatrzymywania się. Tylko co w tym fajnego :)Wydaje mi się że gdyby tytuł gry był inny i nie związany z pierwszą częścią gra poszła by w zapomnienie tak szybko jak zajmuje jej przejście. Szkoda bo oczekiwałem czegoś innego a dostałem dokładnie takie coś jak w przypadku Far Cry 2 (prawie jak Far Cry ale prawie robi wielką różnicę 😉