Odgłosy wojny
Podobnie wygląda sprawa z dźwiękiem. O ile trudno jest zazwyczaj napisać coś twórczego na ten temat, tak w przypadku G.R.A.W. jest o czym mówić. W czasie gry muzyki jest niewiele, ale pojawia się w naprawdę przemyślanych sytuacjach. Szczególnie doskonale obrazuje to obrona płonącej ambasady przed tak zwanymi przeważającymi siłami wroga – muzyka, która przygrywa w tle, podkreśla beznadziejność sytuacji. Kiedy już spodziewasz się, że truchło Mitchella lada moment padnie na ziemię, oto nadlatuje Apache, który w mig robi porządek z atakującymi. Dźwięki otoczenia kreują niesamowitą atmosferę, zwłaszcza w mieście, gdzie z domów słychać grające radia i płacz dzieci… małych, bezbronnych dzieci… przerażonych wystrzałami… wtedy właśnie, niczym postać z mangi, podskakujesz na kanapie i wrzeszczysz na cały głos „tak nie może być!”, po czym ruszasz do boju. Naprawdę, można to poczuć.
„Nie o piorunującą prędkość tu chodzi. „
Zagraj w dobry film
Sama rozgrywka, choć raczej nieskomplikowana, szczególnie z taktycznego punktu widzenia, jest doskonale przemyślana. Z pewnością jest to gra Hollywoodzka w sensie, że niektóre sceny stworzone są tak, żeby kojarzyły się z dobrymi filmami. Jeżeli więc Mitchell natrafi na gniazdo karabinowe, to jest duża szansa, że lada moment zza zakrętu wyłoni się ciężarówka z mięsem armatnim, lub że zza chmury wyleci helikopter. Mapy miejskie doskonale oddają problematykę starć zbrojnych na ograniczonych przestrzeniach, umożliwiając równocześnie rozwiązanie każdej sytuacji na kilka sposobów.
Misje z helikopterem należą do najlepiej wyglądających w grze.
Co prawda walka z lotnictwem i oddziałami pancernymi to raczej apoteoza, a nie prawdziwa symulacja, bo G.R.A.W. najlepiej radzi sobie z ukazywaniem walk piechoty, ale wydawanie rozkazów kolumnie czołgów i helikopterom potrafi być równie przyjemne. Dzięki doskonałemu systemowi sterowania zaś nie jest to zbyt skomplikowane, choć należy z pewnością poświęcić parę godzin na przyzwyczajenie się do ustawień. Po nauce można natomiast swobodnie wykonywać iście hollywoodzkie zagrywki, a’la wychylanie się zza rogu, turlanie po ziemi, czy uskakiwanie z linii ognia, wykrzykując przy tym ogniste rozkazy podkomendnym. Fani gier akcji i FPS-ów mogą się jednak poczuć zawiedzeni, bo nie o piorunującą prędkość tu chodzi – wyjście pod lufy z intencją szybkiej likwidacji wroga wiązać się będzie z równie szybkim zgonem.
Ale głupi ci Amerykanie
Powiedziawszy tyle dobrego, aż głupio jest się zabierać za rzeczy mniej przyjemne, czyli wady. Przede wszystkim powiedzieć należy jasno, że nie jest to gra następnej generacji. Mapy są duże, ale nie są to mapy w pełni otwarte, gdzie hulać można jak tylko się graczowi podoba. Nie chodzi już nawet o to, że nie można wejść do byle domu, ale o to, że jak na komandosa, Mitchell to straszna pierdoła – nie może przeskoczyć murku, sięgającego mu do pasa, ani przerwać siatki z drutu. Nie umie wejść na stromą górkę. Nie umie wdrapać się na czołg. I tak dalej. Można również dumać nad zasadnością umieszczenia w grze etapów, w których koniecznym elementem jest prowadzenie ostrzału z pokładu helikoptera, wzorem licznych zręcznościowych gier budżetowych. Ja wiem, że dzisiejsza młodzież ma ADHD, ale jeżeli już mamy grę w przeważającej części taktyczną, to po co wsadzać durnawe elementy zręcznościowe? Inna sprawa, że zdania są podzielone, a w redakcji mamy osoby lubujące się w elementach zręcznościowych właśnie, zwłaszcza tych w dalszej części gry.
Mitchell pięknie wychyla się zza ścian, ale murku nie przeskoczy.
Niektóre rozwiązania nie pozwalają zapomnieć, że mamy do czynienia z grą. Żeby nie było za trudno, Mitchell odnajduje raz na jakiś czas zrzucone przez samoloty lodówki (tak to wygląda) z amunicją, w których znaleźć może również nową broń – najczęściej taką, jaka zaraz mu będzie potrzebna. Co gorsza, od czasu do czasu na środku pola bitwy stoi sobie najzwyczajniej w świecie ciężarówka z kolegami z oddziału. Absurdalność sytuacji jest powalająca – żołnierze siedzą i czekają aż się zjawisz, i to pomimo odgłosów walki za zakrętem. Biednym Mitchell – musi dokonać wyboru, bo jego hełmofon (nie bójmy się tego słowa) pozwala na komunikację jedynie z trzema kolegami na raz. Reszta musi wrócić do bazy.
Od czasu do czasu Mitchell otrzymuje rozkazy lub transmisje wiadomości wprost do swojego super hełmu (mogliby puścić jakiś mecz) i muszę stwierdzić, że jakość tych obrazków to zbrodnia przeciw ludzkości. Po prostu wstyd. Co więcej, dokładnie tych samych animacji użyto w abominacji, jaką niewątpliwe jest wersja G.R.A.W. na PS2. Tryb Online zaś jest do niczego – ponieważ mapy są bezsensownie wielkie, a Mitchell to po prostu krowa, ruchy postaci są znacznie przyspieszone. Całość przypomina bezsensowną strzelankę.
Jak więc widać, ocena gry nie jest bezproblemowa. Ludzie, którzy zrobili G.R.A.W. to nie bezbłędni mistrzowie i zdarza im się robić błędy. Pytanie tylko co z tego? Większość z nich to tak naprawdę drobnostki. Historia w grze jest przedstawiona w tak przekonywujący sposób, że naprawdę nie można jej przepuścić. To po prostu kawał doskonałego kina akcji w przekonywujących realiach. Warto!
Oddział amerykańskich komandosów, polityczna intryga w Meksyku i kilku porwanych polityków – to wciągająca recepta na naprawdę dobrą grę, którą stworzył autor bestsellerów political fiction, Tom Clancy.
Plusy
+ Doskonała intryga
+ Fimowa rozgrywka
+ Niesamowity dźwięk
+ Mexico City wygląda lepiej, niż w rzeczywistości
Minusy
+ Idiotyczne rozwiązania i ograniczenia
Grałęm chwilke 😛 Niby fajne, ale sam nie wiem ;P
Czegoś tej grze brakuje. . .
Małe sprostownie, Ghost Recon: Advanced Warfighter nie jest kolejnym „wcieleniem” Rainbow Six. Rainbow Six to inna seria tak samo jak Splinter cell, choć też z nazwiskiem Tom Clancy’s w tytule.