Ach, praca w branży gier wideo – czy może być coś wspanialszego? Ostatnie perturbacje ekonomiczne pokazują, że może, gdyż wielu mistrzów klawiatury (włącznie ze mną, hehe), zaczyna cienko piszczeć, ale ja dziś nie o tym. Zastanawiałem się bowiem ostatnio, czy rzeczywiście możliwość grania w gry, pisania o nich i jeszcze pobierania za to opłat jest takim świętym Graalem, za jaki niektórzy ją mają. Często mówi się i pisze, że nie ma to jak pracować przy czymś, co się kocha – i to jest prawda. Niestety, istnieją też bardziej mroczne strony tego biznesu.

Jakie? Ależ to bardzo proste! Wyobraźmy sobie na przykład zagorzałego miłośnika motoryzacji, który rozpoczyna pracę w czasopiśmie samochodowym. Od dziecka marzył o obracaniu się wśród Jaguarów, Ferrari i Aston Martinów. Czytał, szukał, pasjonował się i marzył. A kiedy jego marzenie wreszcie się spełniło, a koledzy z zawiścią zaczęli myśleć – „temu to się powodzi, pracuje w branży związanej ze swoją pasją”, przychodzi nagłe otrzeźwienie. Bo do pierwszego testu w owej gazecie nasz początkujący pismak nie dostanie bynajmniej Bugatti Veyrona. Każą mu przetestować rodzinny kompakt z najniższej półki. I tak oto nasz bohater będzie stał uwięziony w korkach, w ciasnym maluchu, marząc, że kiedyś może pojedzie na jakiś salon samochodowy.

Nie inaczej jest w branży gier, uwierzcie. Tak, nie można zaprzeczyć, że recenzenci dostają gry za darmo. To prawda, że grają cały dzień i później jeszcze (czasem) dostają za to pieniądze. Ale pomyślcie sobie – jeśli ja cały rok czekam na Mass Effect 2 i nie mogę się już doczekać, kiedy położę na nim łapy, a tymczasem do recenzji dostaję… Księżniczki z Wybrzeża Jednorożców III: Powrót Księcia, to naprawdę – można załapać mega doła. A to nie koniec. Trzeba siedzieć, sprawdzać, testować, a na koniec jeszcze czasem napisać solucję – no bo przecież na tym polega moja praca! I tak, zamiast bawić się grami i cieszyć kolejnymi magicznymi opowieściami, ja siedzę i stukam jakieś bzdety marząc, żeby dostać prawdziwą grę do recenzji. A naczelny nie wybacza. Naczelny żąda wyników!

Prawda jest taka, że zmuszanie do grania potrafi zniszczyć prawdziwą pasję. Kiedyś, jeszcze dawno temu, sam zastawiłem na siebie tę pułapkę. Oto zdradziłem, że uwielbiam symulatory lotu. Rzeczywiście, zawsze się nimi pasjonowałem, a klasyki takie jak F-19 Stealth Fighter II czy Gunship 2000 firmy Microprose wspominam do dziś. I co się okazało? Że odtąd każdy symulator lotu musiałem w redakcji recenzować ja. Dobry, zły, ładny, brzydki, wszystkie jak leci – nikt inny nie chciał ich brać. Skończyło się na tym, że na widok symulatora lotu dostawałem odruchu wymiotnego i gdzieś od roku 2004 nie zagrałem w żaden. Okropność.

Dziś już na szczęście nie muszę pisać recenzji, a i atmosfera na Valhalli jest zupełnie inna, ale kiedy słyszę od kogoś „ten to ma szczęście, zarabia recenzjami”, to od razu robi mi się żal tego, komu zazdroszczą. On chce grać w hity, w Gears of Wary, w Batman: Arkham Asylum, w drugiego Assassina. Chce jeździć do LA, podrywać dziewczyny w Lipsku, czarować. A tymczasem musi grać w to, co mu każą i jeszcze słyszeć, jak to ma dobrze. Pomyślcie czasem o trudnej doli recenzenta. On naprawdę nie ma łatwo 😉

[Głosów:0    Średnia:0/5]

16 KOMENTARZE

  1. To już nie pierwsze gorzkie żale na V. W każdej robocie są momenty lepsze i gorsze i nawet instruktor surfingu na Florydzie musi czasem ponosić sprzęt do magazynu. U was i tak tych lepszych momentów jest sporo, więc wybaczcie, ale nie będę raczej płakał nad ciężką dolą recenzenta. Inna sprawa(i tu zgadzam się z autorem), że wszyscy zawsze mówią: „jeśli coś naprawdę lubisz, to zacznij na tym zarabiać”, a rzeczywistość trzeszczy i z czasem okazuje się, że kiedy pasja zamienia się w obowiązek to wszystko przestaje być takie przyjemne i kolorowe. Także jeśli coś się naprawdę kocha, warto zastanowić się dwa razy zanim uczynimy z tego PRACĘ.

  2. Oczywiście proszę o traktowanie powyższego tekstu z przymrużeniem oka (co zresztą zaznaczyłem już we wstępie). Zwracam po prostu uwagę, że robienie PRACY Z PASJI (jak dobrze napisał zdzichon) czasem może być niebezpieczne :)No i jestem ciekawy Waszych opinii na ten temat 🙂

  3. „jeśli coś naprawdę lubisz, to zacznij na tym zarabiać”

    A ja słyszałem inną wersję:”Jeśli coś naprawdę lubisz i jesteś w tym dobry to spróbuj na tym zarobić” 😉

  4. Odczucia te raczej ni są mi obce. Sam przekształciłem swego czasu moją pasję w pracę zarobkową i generalnie na obecną chwilę mam o tym posunięciu nieco odmienne zdanie niż na początku. Najpierw oczywiście jest ekstaza, zadowolenie, poczucie zawodowego spełnienia itd. Niestety po jakimś czasie dochodzi się do wniosku, iż oto lawinowy rozwój własnych umiejętności zakończył się z głośnym hukiem, ponieważ dzień w dzień klepie się dokładnie to samo, z uwagi na to, że na tym akurat najlepiej się zarabia. Za nic tak na prawdę ciekawego i nowego nie można się złapać. Typowe stanie w miejscu, a jak wiadomo stanie w miejscu to w zasadzie ciągłe cofanie się, ponieważ cały świat idzie naprzód. Pomimo ciężkiego okresu, jednak zawsze lepsze to niż stanie na taśmie przy jakiejś maszynie, która może ci pourywać wszystkie wystające części organizmu i to często za jednym zamachem. Przynajmniej tak się pocieszam. . .

  5. Wciaz pamietam jak dostalem Bicycle Board Games czy bete Armobiles (taka niewydana polska strzelanka samochodowa, w klimatach futurystycznych, ale trudnych do opisania bez mozliwosci podparcia sie screenem 🙂 ) albo Speedwaya ktoregos do recenzji. . . i mi sie pisanie o tym nawet spodobalo. Samo granie nie bylo przyjemnoscia, ale juz opowiadanie o niedoszlych hitach latwiej przychodzilo. I duzo prosciej i przyjemniej bylo zrecenzowac takie Pet Soccer niz Warcrafta 3. . .

  6. nie nazwałbym tego recenzowaniem, raczej opisywaniem gier. . . jakoś nigdy nie trafiłem na ciekawe recenzje, więc nie ma się co dziwić że nie da się wyżyć. Swoją drogą coraz rzadziej tu zaglądam, robi się równie przeciętnie co u konkurencji a sądziłem, że V skoczy w jakiś ciekawszy nurt niż „nie wiadomo co”.

    • nie nazwałbym tego recenzowaniem, raczej opisywaniem gier. . . jakoś nigdy nie trafiłem na ciekawe recenzje, więc nie ma się co dziwić że nie da się wyżyć. Swoją drogą coraz rzadziej tu zaglądam, robi się równie przeciętnie co u konkurencji a sądziłem, że V skoczy w jakiś ciekawszy nurt niż „nie wiadomo co”.

      Hmm diametralna zmiana od czasu komentarzy tutaj http://www.valhalla.pl/recenzja214-Balkanski-t. . . to-IV.htmlCo do opis/recenzja tam również była o tym dysputa i naiwnie sądziłem, że zamknęła tematIntryguje mnie też to rozmyte i nic nie mówiące „wskoczenie w ciekawszy nurt”

      cureman, coś nie na rączkę czy lewą nogą się wstało?

      to pytanie również dobrze można kierować do Ciebie 🙂 Bo wybacz. ale twój komentarz to niemal flame z pretensjami w dodatku dość pobieżnie wyartykułowanymi. Poza tym ty jakiegoś doła masz czy co? Ostatnio strasznie sarkałeś na gry na PC o ile dobrze pamiętam. . . 😀

  7. primo fakt powinienem jaśniej wyartykułować swoją opinię i tu się zgodzę. Tyczy się ona recenzji w ogóle jakie pojawiają się w Polsce a dokładniej odniosłem się do postu Loona o czym zapomniałem już wspomnieć. Swoje zdanie podtrzymuję, niekoniecznie jednak musi się tyczyć V. Co do mojego kolejnego postu, to przepraszam bardzo ale: „oj prosze ,piszesz TO WIECEJ NIE PISZ!!!!” o co tu chodzi, zdanie bez ładu i skład, że o sensie nie wspomnę, sensowną krytykę przyjmę lub nie ale tego nawet skomentować się sensownie nie da. Co do ciekawszego nurtu to po prostu od jakiegoś czasu V zaczyna a właściwie przestaje ciekawić mnie jako czytelnika, oprócz dość sensownych dyskusji samych użytkowników coraz mniej pojawia się ciekawej zawartości wykraczającej poza newsy, zapowiedzi i wpisy w blogach (których ostatnio było brak wcale). Stąd moja opinia, oczywiście najprościej podciągnąć ją pod flame ale cóż nie mnie to oceniać. Na rynku PC od dłuższego czasu nie było dobrych tytułów AAA, mimo iż nie mam konsoli trudno bym ślepo wierzył, że na PC przetrwa coś więcej niż tylko rozgrywka sieciowa.

  8. @curemanmoja wypowiedź jest całkiem sensowna i chętnie odpowiem na rozsądne argumenty, krzykiem i frustracją nic się nie zdziała.

  9. heh ja zaczynałem od pisania scenariuszy gier skończyłem na warsztacie samochodowym to może kolega szanowny się zamieni ja chętnie zrecenzuje księżniczkę z wybrzeża 🙂 swoja droga gunship to był kozacki tytuł do dziś mam po nim pudelku 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here