Uwe Boll jest najbardziej rozpoznawalną postacią, jeśli chodzi o ekranizacje gier. Popularność Niemca ma jednak stosunkowo negatywne oblicze. Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej jego twórczości żeby stwierdzić jednoznacznie, jakim tak naprawdę jest reżyserem.
Uwe Boll urodził się 22 czerwca 1965 r. w niemieckim Wermelskirchen. Już jako młodzieniec kręcił swoje pierwsze amatorskie filmy. Po napisaniu matury udał się na studia reżyserii filmowej w Monachium i Wiedniu. Poza filmem uczęszczał również na zajęcia z literatury, zarządzania i marketingu. W 1995 r kończy studia z tytułem doktora literatury na Uniwersytecie Kolońskim i od razu zaczyna prace reżysera filmowego. W stosunkowo krótkim czasie, bo na przełomie trzech lat 91-93 stworzył aż trzy filmy „German Friend Movie”, „Amoklauf” i „Mord in Genf?”. Poza ekranizacjami Boll zajmował się również reklamami takich firm jak E-plusu, Lucky Strike, Porsche czy Pall Mall. Początkowo pracuje w rodzimym kraju. Później przenosi się do Hollywood.
Spis treści
Gry i Film
Strzelają dużo. Jak w grach
Osoba Uwe Bolla nie budziłaby naszego zainteresowania gdyby nie adaptacje gier. On podobnie jak my spędzał godziny, dni, tygodnie, lata tocząc pojedynki na ekranie swojego PC. Różnica pomiędzy nami jest taka, że pan Boll postanowił połączyć swoje zainteresowania, czyli film i gry. Poszedł więc w ślady Paula W.S. Andersona i jego „Mortal Kombat” czy Stevena E. De Souza twórcy „Street Fighter”.
Pierwsze koty za płoty
Na potrzeby własnej działalności Uwe Boll założył firmę Boll KG, której sloganem reklamowym jest śmiałe hasło „Światowy lider w adaptacjach gier komputerowych”. Pierwszym filmem spełniającym idee sloganu został „Dom śmierci” – „House of the Dead”, który miał wyrobić markę reżyserowi. On sam skomentował tą produkcje mówiąc „Bądźmy szczerzy: tak wielkiej masakry nie przedstawiono w żadnym filmie tego gatunku w całej historii kinematografii”. Ekranizacja została odebrana stosunkowo chłodno. Nie zniechęciło to naszego bohatera, który ochoczo zabrał się za kolejny tytuł nabywając prawa do Alone in the Dark. Dokładnie dwa lata po premierze, HofD do kin trafia filmowa adaptacja popularnej gry utrzymanej w specyficznym dwudziestowiecznym klimacie z Christianem Slaterem w roli głównej. Niestety był to kolejny film, któremu krytycy filmowi nie szczędzili gorzkich słów. Zarzucali reżyserowi porzucenie survivalhorrorowego klimatu na rzecz dynamicznej akcji. Boll odpowiadał: „Alone in the Dark’ jest o wiele lepszym filmem od ‘Domu śmierci’ i większości produkowanych dzisiaj horrorów. Czytałem dzisiaj opinie ludzi na temat ‘Alone in the Dark’ i w wielu recenzjach oceniono je jako średnie, w porządku, a nawet dobre. Ten film nie jest gównem i każdy, kto twierdzi, że jest gównem, nie zna się na horrorach”. I ta reakcja nie wywarła na nim większego piętna, bowiem już w 2006 r. do kina trafia „BloodRayne” z Kristanną Loken znaną nam z „Terminator 3: Rise of the Machines”. Produkcja miała przywrócić dobre imię reżyserowi. Bogata kampania reklamowa, liczne wywiady i obietnice przełomowej produkcji prysły w dniu premiery. Mimo to film został uznany za najlepszą produkcje w dotychczasowym dorobku autora.
Pieniądze szczęścia nie dają
Bloodrayne
Wiele osób zastanawia się skąd Uwe bierze pieniądze na filmy, które przynoszą straty. Prawda jest taka, że nie schodzi on „pod kreskę” a wręcz przeciwnie zarabia na swoich produkcjach. W jednej z wypowiedzi zdradził nam „Być może to wiecie, ale nie jest łatwo skompletować budżet filmu. W Niemczech mam specjalny fundusz ochraniający. Jeśli inwestujesz w Niemczech w film, zasadniczo możesz dostać pięćdziesięcioprocentowy zwrot podatku od rządu”. W związku z czym pomimo niskiej frekwencji Uwe korzystając z prawa jest w stanie po każdej produkcji wyjść na prostą. Budżet ekranizacji naszego reżysera z reguły oscyluje w granicach 20 milionów dolarów. Jedna czwarta zwraca mu się zazwyczaj już w pierwszym tygodniu po premierze filmu. Tak też było w przypadku „Alone in the Dark”, który w jeden weekend zarobił 5.1 miliona dolarów. W porównaniu z kasowymi produkcjami, które zwracają się w pierwszych dniach od premiery jest to mizerny wynik jednakże dla niszowego reżysera jest to przyzwoity rezultat, który sam podkreślał wielokrotnie w wywiadach. Warto również wspomnieć o wpadkach inwestycyjnych takich jak promocja „Alone in the Dark”, która została skomentowana przez Uwe „Lions Gate dostało 20 milionów dolarów na kampanię reklamową! Ale ja nie widziałem ani jednego pieprzonego plakatu! Ani billboardu! Więc zastanawiałem się, co jest z tą kampanią! Zdecydowałem, że już nigdy nie będę robił interesów z Lions Gate. Spierdolili sprawę!”
Niepokojące dla reżysera są również wyniki pozostałych produkcji, które przynoszą coraz to mniejsze zyski. „House of the Dead” w ciągu dwóch dni zarobił 5,37 miliona dolarów natomiast najnowszy film BloodRayne w tym samym czasie jedyne 2,42. Wniosek w tej sytuacji jest bardzo prosty – gdyby nie niemiecka ustawa pan Boll powróciłby do pracy nad reklamami.
Krytycy o twórczości
Jest strasznie
Nie ma co ukrywać Uwe Boll jest kontrowersyjną osobą. Sam pomimo niskich ocen krytyków porównuje się do takich osobistości jak chociażby David Lynch, co u wielu wywołuje lekkie drganie warg jak i zakłopotane spojrzenie. Jego dotychczasowa twórczość związana z ekranizacją gier znajduje się na liście stu najgorszych filmów wedle rankingu IMDB. Krytycy wielokrotnie zarzucają mu, że nie stara się odwzorowywać wzorcowej produkcji, a zamiast tego tworzy własne filmy w oparciu o swoje „wizje”. Sami widzowie też nie pozostawiają na nich suchej nitki pisząc soczyste wypowiedzi na forach. Reżyser śmiało odpisuje: „ludzie piszą te wszystkie gówna o mnie, siedząc w domu, gdzie mamusia za wszystko płaci”. Z kolei krytyczną recenzje filmu „BloodRayne” na łamach Ain’t It Cool News skomentował krótką odezwą do autorów „Harry i Quint to niedorozwoje”. Ponadto postanowił osobiście skonfrontować się ze swoimi krytykami zapraszając ich do odegrania krótkiego epizodu w obecnie kręconym filmie Postal. Dodatkowo krytycy mogli stoczyć z Bollem mały sparing bokserski na ringu.
Sukces medialny?
Pomimo licznej krytyki pod adresem reżysera można mówić o pewnym sukcesie medialnym. Pierwsze ekranizacje wymagały dużej kampanii reklamowej. Obecnie nazwisko Uwe pojawia się na największych serwisach informacyjnych, które z zaciekawieniem monitorują aktywność niespełnionego twórcy. Jednakże jak to mawiają w USA „nieważne jak o tobie piszą ważne żeby pisali”, co w przypadku Bolla można uznać za sukces. Mimo to ten medal ma dwie strony, bowiem dotychczasowe produkcje wytworzyły pewien stereotyp wokół reżysera. Jego praca jest przez to oceniana zanim on ją w ogóle rozpocznie, co zmusza go do licznych polemik z mediami.
Co dalej?
Got game? Nope
Spoglądając na listę gier, które zostaną zekranizowane przez Bolla doznajemy szoku, bowiem w tym roku Uwe spłodzi aż cztery filmy, a wśród nich BloodRayne 2: Deliverance, Hunter: The Reckoning, In the Name of the King: A Dungeon Siege Tale czy wcześniej wspomniany Postal (ponoć nie jest taki zły przyp. red.). Ponadto reżyser zakupił już prawa do takich tytułów jak Far Cry i Fear Effect, które mają się ukazać na przełomie 2008-09 r. Skoro już piszę o tych produkcjach to nadmienię, że warto zwrócić uwagę na ciekawie zapowiadający się In the Name of the King: A Dungeon Siege Tale. Spoglądając chociażby na samą obsadę, w której zobaczymy Jasona Stathama (Przekręt, Transporter), Raya Liotta (Revolver, Hannibal) czy John Rhys-Davies (Władca Pierścieni) można wywnioskować, że jeśli fabuła filmu będzie na przyzwoitym poziomie to otrzymamy dobrą ekranizację gry.
Jest nadzieja
Przyszła twórczość Uwe Bolla rysuje nam coraz bardziej wyrazisty pejzaż. Jest to dobra prognoza dla nadchodzących ekranizacji. Osobiście nie jestem pod wrażeniem dotychczasowej twórczości tego reżysera jednak zupełnie nie zgadzam się z osobami przekreślającymi jego produkcje zanim te trafią do kin (chyba nie widziałeś Mouse of the Dead przyp. red.). Każdy kolejny film wychodzący spod ręki Bolla jest ambitniejszy od poprzedniego. Pragnę zwrócić również uwagę, że poza jego twórczością takie osoby jak Paul W.S Andersen i jego „Alien Vs. Predator” również próbują swoich sił w tej tematyce z podobnym skutkiem. Robienie z Uwe czarnej owcy wynikać może więc z nieznajomości kinematografii.
Fuzja rynku gier wideo z przemysłem filmowym stała się faktem. Obecnie korzystniej na tym wypadają gry, w których znani aktorzy tacy jak Jet Li uczestniczą w sesjach motion capture czy użyczają swego głosu ich bohaterom. W kwestii filmów mamy już bardzo udaną adaptacje Silent Hilla czy Tomb Raidera, którego minusem jest płytka fabuła (a plusem Angelina przyp. red.). Można jednak odnieść wrażenie, że są to produkcje będące przysłowiowym „światełkiem w tunelu”.
Doceniając jego zapał i determinację i zakładając nawet, że przyszłość przyniesie mu jakiś sukces i uda mu się w końcu zrobić film, który przynajmniej da się obejrzeć, trzeba przy tym wszystkim pamiętać jaką ten koleś zrobił krzywdę kinu opartegmu na grach komputerowych. Każdy producent teraz 10 razy się zastanowi, zanim postanowi wydać tego typu film. Facet nie ma wyczucia i za grosz nawet pokory. Mam nadzieję, że (dla naszego dobra) mu się to zmieni.
No Paul Anderson probuje ze skutkiem troche lepszym, MK 1 oddaje swietnie atmosfere gierki, z reszta zdaje sie obraz zarobil calkiem sporo kasy – chyba najlepszy film na podst. gry jak do tej pory. Resident Evil byl gorszy, ale szlo obejrzec, Alien vs Predator troche lepiej niz RE. . . Swoja droga Anderson tez stworzy nast. film na podstawie gry – Castlevanie :)A i niebawem czeka nas MK 3, ktory moze zatrze zle wrazenie po nieudanej dwojce (Johnny Cage wroci 🙂 ).
Aaaaa kolejny gracz który lubi fatalnego moim zdaniem Cage’a. Co Wy wielbiciele blond herosa chcecie w przemyśle filmowym robić czy jak? Ehh wczoraj odpaliłem Mortal Kombat na 360tce i Kabalem masakrowałem wszystkich
Nie lubiłem uwe, ale jak kiedyś napisał valhallowy kolega – Stanie się legendą. . . Na swój sposób już jest. . .
katmay : Cage w filmie byl po prostu zabawny, i to duzo filmowi dalo Tego z gry (MK 1,2,3,4) nie lubie , tego aktualnego blondyna juz zupelnie. Johnny grany przez Lindena Ashbeya jest zupelnie inny niz ten z gry 🙂
Krewki – ufff, już się bałem. Swoją drogą jeden cios miał niezły >> szpagat i uderzenie w „kule” 😀
W filmie mu sie ten cios bardzo przydal :)Sam obejrzyj, MK1 jest znacnie lepszy niz serial ktory lecial w TV (ponad 5 lat temu, zdzierzylem z bolem pol odcinka:) ) czy Street Fighter Movie. Fajnie sie oglada, mialem okazje skonfrontowac wspomnienia z faktami ostatnio i teraz tez mi sie podobal. . Lambert grajacy Raydena tez wypadl dobrze, reszta tez, tylko Shang Tsung troche smieszny 🙂
Filmowe Mortal Kombat i Street Fighter to w ogole inna liga – tego nie ma co porownywac. MK mozna sobie obejrzec z przyjemnoscia – sam zrobilem to juz kilka (kilkanascie?) razy, podczas gdy ekranizacja SF z boskim Żan Klocem w roli glownej to po prostu, jak to mawia Tomasz Jachimek, popis bezceremonialnej zenady i jednokrotne jej ogladniecie (w calosci) graniczy z cudem ;]
Uwe Boll to taki Ed Wood XXI wieku, ale koleś czuje pismo nosem. Ekranizacje gier to rozwijający się biznes. Takie Legendary Pictures nie bez powodu wydaje kupę kasy robiąc filmy wg Blizzarda – World of Warcraft i Diablo, a John Woo kombinuje z Brianem Fargo nad oryginalnym projektem Ninja Gold, przy którym wspólne projekty tarantino i Rodrigeza wydają się arcyretro. Cosik na ten temat zresztą już napisałem, więc w sumie nie powienienem się powtarzać http://crpgnef. blox.pl/2007/05/Sprzezenie-growo-filmowe.htmlPS. Literówki w nazwiskach to się zdarza, ale wrażenie pozostawia fatalne.
Liotta i Rhys-Davies?
Dzięki Nefthegrey za zwrócenie uwagi literówki niestety się zdążają. Jeśli chodzi o ten trend to niema, co ukrywać z czasem filmów na podstawie gier będzie przybywać czy tego chcemy czy nie.
Heh, jaki zbieg okolicznosci, dzisiaj na TVN wlasnie MK 1 bedzie 😀 Tylko ze pewno z lektorem, a to tlumaczenie jest fatalne. . .
Pragne tylko zauwazyc, ze gra AvP to adaptacja komiksu i tak tez nalezy traktowac ten film. Nie ma on zupelnie nic wspolnego z komputerowa wersja tego uniwersum. Swoja droga poczatkowo byl to swietny cross-over, ale czym dalej w las, tym wieksza kila, zreszta jak ze wszystkim. Wystarczy spojrzec na dzisiejsze komiksy i te z lat ’80. . . nic tylko sie za glowe zlapac i plakac. . . Ale AvP jest 100 razy lepszy niz pomioty Uwe, wiec moze odstawmy go na bok 🙂
odnosnie Silent Hill. . . to chyba jak na razie najlepsza ekranizacja gry. A i RE był ciekawy. . . A czy ktos pamieta taki hardcore’owy film jak Super Mario? Jako szczeniak ogladalem namietnie, ciekawe czy gdzies mozna jeszcze kupić. . . 🙂
itsaaaa miii Mario – serial (kreskówkę?) pamiętasz ?? 🙂
Pamietam, pamietam :). O ile to ta, w której w pryerwach byli jeszcze „zywi” Hydraulicy 🙂