Ostatnie kilka dni były dla mnie ciężkie. Mój komputer choć wciąż spełniający większość wymagań rekomendowanych stał się niezdatny do gry. Dlaczego? Pewnego pięknego, a właściwie późnego wieczora, podczas zabaw z Larą, pełną skupienia ciszę nocną przerwał nagle przeszywający pisk, dochodzący wprost ze stojącej pod biurkiem czarnej skrzynki. Ze zdumieniem zdjąłem słuchawki i nasłuchiwałem. Dźwięk był niepokojący, a co najważniejsze na tyle natarczywy, że nie dało się go zignorować. Chcąc nie chcąc musiałem przerwać zabawę z Tomb Raiderem, a że pora była już późna nie zdecydowałem się na dochodzenie, które miałoby wyjaśnić okoliczności tajemniczych pisków dochodzących z wnętrza obudowy.
Następne dni upływały pod znakiem pracy toteż moment rozwiązania problemu piszczącej skrzynki się oddalał. Instynkt gracza nie odpuszczał, ale przegrywał z lenistwem toteż wieczorami zamiast wziąć się za rogi z problemem próbowałem grać pomimo dochodzących spod biurka pisków. Wprawdzie Tomb Raidera skończyłem, ale trudno powiedzieć abym odczuwał wielki komfort z gry, musząc co jakiś czas zrzucać ją na belkę, korzystając z ALT+TAB aby przerwać piszczenie.
Dlatego też wczoraj spragniony grania postanowiłem rozwiązać sprawę raz na zawsze i zająć się moim czarnym podopiecznym. Skrzynka została odpięta i wyprowadzona na środek salonu, a ja cały zadowolony rozsiadłem się nad nią uzbrojony w pędzelek, gruszkę oraz odkurzacz. Tak jak przypuszczałem po otwarciu skrzynki moim oczom ukazał się kurzowy stwór, który był już o krok od wykształcenia własnej inteligencji i założenia własnej cywilizacji wewnątrz mojego komputera. Uzbrojony w gruszkę i różne inne straszliwe narzędzia zagłady ruszyłem do boju. Z drugiego końca salonu żona z córką obserwowały mój bój z mieszanką przerażenia (ta pierwsza) i chorobliwego zaciekawienia (ta druga).
Pochylając się nad otwartą skrzynką, z narzędziami w dłoniach czułem się jak chirurg. Między kolejnymi dmuchami czule przemawiałem do leżącego u moich stóp pacjenta zapewniając go, że wszystko będzie OK. Przerażenie żony rosło. A ja spokojnie operowałem. Pół godziny później było po wszystkim. Pacjent przeżył, a ja zamykając obudowę informowałem go, że operacja się powiodła, a on zaraz wróci na swoje ulubione miejsce pod biurkiem.
Nie wiem czy to czułe, niemal ojcowskie słowa czy może faktycznie wygarnięcie ze skrzynki tony kurzu spowodowały, że piszczenie faktycznie ustąpiło.
Przygoda z piszczącym komputerem uświadomiła mi, że podchodzę do niego w sposób specyficzny, do czego na szczęście przyzwyczaiła się moja żona. Nie dziwi ją więc widok mnie o 2-3 w nocy siedzącego przed monitorem, gadającego do komputera, przekonującego do współpracy czy też grożącego w przypadku jej braku. Normalnym jest również, że rankiem, wchodząc do pokoju witam się z komputerem, a wieczorem życzę mu spokojnej nocy.
Czy to źle, czy to objaw uzależnienia, a może choroby psychicznej? Nic z tych rzeczy, to najlepszy dowód na to, że komputer stał się dla nas czymś więcej niż tylko domowym meblem czy narzędziem do pracy. Wielu z nas ma do niego stosunek osobisty, często go personalizując. Znam nawet przypadki nadawania imion!
A wy mówicie pieszczotliwie do swoich komputerów, grozicie im czy wymyślacie kiedy nie chcą współpracować?
Swojemu komputerowi często grożę, kiedy zaczyna zachowywać się niepoprawnie tj. zawiesza się, zwalnia itp. Do etapu życzenia dobrej nocy czy nadawania imion jednak nie doszedłem. Wydaje mi się to lekkim przegięciem. Jednocześnie dziwi mnie, że autor tak bardzo zaniedbał swój ukochany komputer. Ja swój bezimienny sprzęt czyszczę regularnie. Pomyśl sobie – gdyby tak ktoś tobie powiedział: „umyjesz się w przyszłym miesiącu?” ;-).
ja w zasadzie tylko jedna rzecz mowie bezposrednio do mojego komputera kiedy ten zaczyna mi juz wyjatkowo dzialac na nerwy (no moze nie tyle komp co os) – „do . . . uja jak babcie kocham ze wymieniam cie na maca” ;)ps: ja od czasu do czasu tez czyscze kompa z kurzu (z reguly przy okazji jakiegos upgrejta) – ale w zyciu bym sie nie bawil jakas gruszka – albo niose calego na balkon i mocno w niego dymam (dmucham) aby cale to ustrojstwo polecialo na balkon do sasiada albo bezczelnie zasysam odkurzaczem 🙂
Tak, zdarza mi się mówić do komputera. Do konsoli nawet tez. Ale są to słowa na „k” i „ch”, który nie będę powtarzał na forum publicznym 😉
Czy „Ty j*****a oszuście!” „Co zaś Ci k**** nie pasuje?” zaliczane są do czułych? 🙂 Przpraszam za wulgaryzmy, ale bywa. . . Za to Jolo uświadomił mi coś innego. Ostatnio sprzątałem w kompie jeszcze w paleolicie, i wypadałoby wytoczyć działa przeciw nieelektornicznej cywilizacji wewnątrz obudowy ;]
Wujo, do komputera wołasz „oszuście”? Wszystko OK z tobą? 😉
Mój komputer lata świetności ma już za sobą a z uwagi na architekturę, także i możliwość upgrade’u staje się nieopłacalna. Mimo to dbam o niego, regularnie wywalam smieci z autostartu, defragmentuję dyski, czyszczę rejestry, dbam by sie nie przegrzewał i nie brudził i w miare wiedzy oraz mozliwości optymalizuję dzałanie systemu jak tylko się da. Nieznane mi s ą crashe ani inne dziwne zachowaniaz popiskiwaniami na czele. Właściwie nie mam co mu zarzucić – robi co mu każę. A jednak czasem rzucę „Ani mnie denerwuj, cholero” – gdy mam lagi czy inne spadki fps-ów, „Dajesz, dajesz!” – gdy mierze jego wyniki w benchmarkach albo „No mój Paskudniku, zobaczymy na co cię stać” – jesli biorę się za overclocking. Już jednego swojego (i to znacznie lepszego) kompa zabiłem grzebaniem w bebechach – o tego muszę już dbać 😉
Heh. Właśnie takze wczoraj zacząłem się denerwować na mojego „Mirka”. Tak właśnie tak go nazywam. Dostawał ostatnio strasznych gorączek. Sprawdzając temperaturę radiatora procesora sięgała około 60 stopni podczas grania i bardzo często się zawieszał. Nie mogłem tego bagatelizować. Również go rozebrałem i ładnie rzeczysćiłem mu wszelkie chłodzenia oraz ogólnie poodkurzałem troszkę. Nie mogłem uwierzyć po raz kolejny uruchamiając GTA 4. Jego temperatura spadła z 60 stopni do 36 stopni. Gra odrazu przestała się zacinać i chodziła bardzo płynnie. Morał z tego płynie taki iż warto dbać o swojego blaszaczka. Nie tylko na poziomie systemowym ale także i fizycznym 🙂
Mój komputer poza tym, że jest rodzaju żeńskiego, bo jakoś słabo znosi kontakty z kobietami to do tego jest do mnie bardzo przywiązany(a). Kilka razy kiedy mieliśmy rozstać na dłuższy czas po prostu strzelał(a) foacha symulując (jak się po powrocie okazało), że dysk padł, tudzież RAM czy inna płyta.
Ja jestem już na tym etapie, że nie mówię do komputera. Zacząłem za to rozmawiać sam ze sobą.
no i co ciekawego ugadaliscie ? ;D
Wiesz, jest sporo ciekawych tematów. Możemy usiąść, wyluzować się, pogadać, napić się piwa itd. 😉