Choć w rzeczywistości byłem na korcie raz w życiu, a moje wysiłki trudno nazwać grą, tenis lubię. Może nie oglądam na Eurosporcie wszystkich turniejów, ale od czasu do czasu lubię usiąść przed komputerem i „poodbijać piłeczkę”. Zaczynałem oczywiście od gier w erze komputerów 8-bitowych. Na nowo odkryłem ten sport na PC właśnie za sprawą wydanego dwa lata temu VT3. Gra wyjątkowo przypadła mi do gustu, stanowiąc doskonały „odstresowywacz” po ciężkim dniu pracy, toteż równie chętnie sięgnąłem po jej najnowszą odsłonę.
Jak w domu, czyli zagrajmy w to jeszcze raz
Bartek Jolorer?
Gracze, zaznajomieni z VT3 nie powinni w najnowszej odsłonie czuć się zagubieni. Właściwie można powiedzieć, że poza oprawą audio-wizualną niewiele się zmieniło. Wciąż możemy rozpocząć karierę, rozegrać pojedynczy mecz, turniej czy też włączyć jedną z tzw. mini gier na kortach. Nie zmieniła się także mechanika gry czy organizacja sezonu.
Wielu zapewne powie – lepsze jest wrogiem dobrego, jednak moje oczekiwania zmian wobec Virtua Tennis 2009 były większe. Owszem, VT3 wyśmienicie sprawdził się w większości rozwiązań (przede wszystkim jeśli chodzi o samą grę na korcie), ale tegoroczna edycja dla znających grę sprzed dwóch lat może po prostu oferować zbyt mało. Jedyne widoczne zmiany to pojawienie się nowych mini gier, zawodników oraz ulepszona mechanika gry na korcie. Czy to nie za mało jak na dwa lata pracy?
Być jak siostry W.
Ta część recenzji dedykowana jest przede wszystkim tym, którzy z serią Virtua Tennis spotykają się po raz pierwszy. Postaram się tutaj przybliżyć specyfikę tego tytułu.
Prawie jak Rock Band
Jak można się domyślać najważniejszym składnikiem gry jest tryb kariery. Zaczynamy od stworzenia własnego zawodnika. Warto podkreślić, że w edycji 2009 opcja ta została mocno rozbudowana. Poza określeniem wieku naszego tenisowego herosa możemy zdefiniować szczegóły jego wyglądu w każdym możliwym aspekcie – koloru, kształtu, formy etc. Przypadkowi nie pozostawiono nawet takich rzeczy jak rozstaw oczu czy wypukłość podbródka. Są również i te najważniejsze cechy fizyczne jak fryzura, kolor skóry czy sylwetka zawodnika. Jednym słowem – gra, jeśli tylko zechcecie daje możliwość stworzenia swojego komputerowego alter ego.
O dziwo już na tym etapie zabawy (i tylko na nim) pojawiły się problemy. Kiedy chciałem wpisać ksywkę mojego zawodnika okazało się to niemożliwe. Zamiast JOLO wpisało się JOPO. Początkowo myślałem, że to literówka, szybko jednak wyszło, że pod niektórymi literami klawiatury kryją się zupełnie inne znaki. Dlaczego? Do dziś nie mam pojęcia. Bartek też spalił na panewce gdyż nie dało się wpisać R – zamiast niego wpisywało się przedziwne Wii (podprogowa reklama konsoli?). Stanęło więc na SOZE (KAJZER jak się domyślacie też nie wchodził w grę). Na szczęście potem poszło już z górki.
Kup pan rakietę!
Tryb kariery stawia przed nami wyzwanie dostania się na szczyt listy rankingowej amatorów, aby powtórzyć ten wyczyn w gronie profesjonalistów. Wspinać się po szczeblach rankingu będziemy dzięki zwycięstwom w turniejach rozgrywanych na całym świecie. Jednak nie samymi turniejami człowiek żyje. Nie możemy zapomnieć również o rozwijaniu swoich umiejętności w trzech różnych kategoriach – uderzeń, techniki oraz serwisu. Każda z nich po osiągnięciu odpowiedniego poziomu otwiera przed nami możliwość określenia swojego stylu gry. Preferujemy mocny backhand, forehand, a może gramy wykorzystując atomowy serwis? – odpowiednia dawka treningu i dany styl zostanie odblokowany. Rozwój umiejętności odbywa się na trzy sposoby. Pierwszym z nich są mini gry, w których np. zbijamy kręgle, przewracamy beczki czy zatapiamy pirackie statki. Wypełnione zadanie oznacza niewielki wzrost danej umiejętności. Drugą metodą, zdecydowanie bardziej efektywną jest wykonywanie zadań narzuconych nam przez trenera w akademii tenisa. Serwujemy, odbijamy, zdobywamy punkty po konkretnym typie uderzeń. Trzecim sposobem jest rozegranie meczu sparingowego. Zwycięstwo w takim pojedynku oznacza wzrost wszystkich trzech typów umiejętności – odbić, techniki i serwisu.
Poza turniejami i treningiem musimy dbać o sprzęt i kondycję. Ta ostatnia, spada za każdym razem kiedy nasz zawodnik gra lub ćwiczy. Jeśli ją zaniedbamy i spadnie do zera możemy być pewni, że nasz heros nabawi się kontuzji, która wyeliminuje nas z gry na długie tygodnie.
Zwycięstwa w turniejach owocują nie tylko awansem w rankingu, ale również wygranymi pieniężnymi. Wysokość wygranej zależy od poziomu turnieju. Tak zdobyte pieniądze możemy wydać w sklepie. Poza kupnem strojów, które nie mają wpływu na naszą grę możemy zainwestować w rakiety o lepszych parametrach niż ta, którą dysponujemy na początku gry.
Poza grami rankingowymi i sparingowymi od czasu do czasu pojawia się zaproszenie na mecz sponsorski czy też turniej charytatywny gdzie mamy okazję zmierzyć się z najlepszymi rakietami na świecie. W ten właśnie sposób po kilku sezonach mozolnej wspinaczki powinniśmy wdrapać się na samą górę rankingu i skrzyżować rakiety z takimi sławami jak Nadal, Federer czy panna Williams.
Mi się gra podoba tylko szkoda, że tak mało zmian w porównaniu z 3!