Nie wybacza
Velvet Assassin to gra trudna. Powiedziałbym nawet, że miejscami absurdalnie trudna. Przez długie godziny zabawy towarzyszy nam schemat: schowaj się w krzakach lub w rogu. Zabij po cichu strażnika, zanieś trupa w zaciszny kącik i tak w koło Macieju. Czasem poświecisz sobie latarką, albo ustrzelisz z pistoletu (koniecznie tego z tłumikiem!) jakiegoś biedaka. Dość powiedzieć, że podczas pierwszej misji zginąłem chyba ze sześć razy i mozolnie cofałem się do punktu kontrolnego zaczynając moje szpiegowskie manewry od początku. Dlatego na początku tego akapitu napisałem o „długich godzinach”. W Velvet Assassin będziesz powtarzał nieudane fragmenty misji do znużenia… albo wyłączysz komputer z pianą na ustach. Naprawdę takich gier już się dziś nie robi.
Velvet Assassin to najbardziej przejmująca wizja II wojny światowej jaka kiedykolwiek pojawiła się w grach wideoGo to France!
Nasza morderczyni posiada też na wyposażeniu latarkę, a jej drobne ciało chronić może kamizelka kuloodporna. Miejsca pełne gazu przejdziemy natomiast tylko w masce. Najważniejszy jest jednak tryb morfiny. W końcu nasza Wiola tak naprawdę leży na łożu śmierci i wszystko rozgrywa się w jej gasnącej z wolna podświadomości. Aplikowanie zastrzyków z morfiny sprawia, że czas we wspomnieniach staje w miejscu, a nasza bohaterka w kusej, białej haleczce może zbliżyć się do „zamrożonych” przeciwników i skrócić ich marny żywot.
Złota jesień
Wykonując kolejne misje rozwijamy też naszą postać. Za punkty doświadczenia możemy zwiększyć czas działania wymienionej przed chwilą morfiny. Możemy tez rozwinąć naszą siłę, a raczej odporność na obrażenia. Najważniejsza umiejętność to szybkość skradania się. Sugeruję rozwijać przede wszystkim tę umiejętność. Szybkie i bezszelestne podejście od tyłu spacerującego po korytarzu strażnika i wbicie mu noża w plecy to podstawa naszego przetrwania w Velvet Assassin.
Atrakcje dla oka i ucha
Opalanko…
Podczas zabawy towarzyszy nam bardzo nastrojowa oprawa muzyczna. Nie mogę powiedzieć złęgo słowa o udźwiękowieniu. Żołnierze niemieccy żywo dyskutują, komentują ostatnie wydarzenia, żalą się towarzyszom. Kiedy poczują, że coś jest nie tak słyszymy ostry szwargot i od razu rośnie nam poziom adrenaliny. Chyba powinienem jeszcze wspomnieć o realistycznym rzężeniu w momencie kiedy Wiola zarzyna przeciwnika niczym prosiaka, ale chyba na tym skąpym opisie poprzestanę. Pod względem wizualnym Velvet Assassin wygląda przyzwoicie. Twórcy umiejętnie grają światłem i cieniem, a jesienny pejzaż, który możemy podziwiać na początku zabawy w pierwszym momencie potrafi zachwycić. Niestety animacja postaci w VA odrobinę kuleje. Niemieccy żołnierze poruszają się trochę jak kukły. Także animacja naszej bohaterki pozostawia wiele do życzenia. Violette Summer mimo że jest tajną agentką to nie potrafi przylepić się do ściany, zerknąć za róg i tak dalej. Płynność ruchu w takiej grze to podstawa. Niestety Velvet Assassin pod tym względem przypomina gry sprzed co najmniej dekady. Wielka szkoda.
Mój pecet się pali
Bidula…
Mimo że Velvet Assassin nie zachwyca pod względem grafiki i na tle innych tytułów Anno Domini 2009 prezentuje się nad wyraz skromnie to wymagania sprzętowe ma niestety dość spore. W rozdzielczości 1440×900 na komputerze wyposażonym w dwurdzeniowy procesor, cztery gigabajty ramu i kartę graficzną GeForce 8800 GT po włączeniu wszystkich „wodotrysków” potrafiła miejscami zgubić płynność. Naprawdę nie wiem czy na deklarowanych wymaganiach minimalnych, czyli komputerze pokroju Pentium 4 3 GHz z 1 GB pamięci RAM i kartą pokroju GF 6800 GT tytuł ten działałby płynnie nawet na niskich ustawieniach.
Czy warto zagrać w Velvet Assassin? Mówiąc szczerze to poza naprawdę świetną fabułą przygody przeżywane w malignie przez pannę Summer mogą zrazić do siebie większość graczy. Mechanika rozgrywki jest toporna, oprawa wizualna nie zachwyca. W dodatku w naszym kraju dystrybutor nie pokwapił się o polonizację tego tytułu. Warto to podkreślić ponieważ takie „kwiatki” nie zdarzają się już często. W jednym z zachodnich artykułów Velvet Assassin nazwano cytuję: odpowiedzią Xboxa 360 na Metal Gear Solid 4. Niestety nie ma w tym ani odrobiny prawdy. Opisywany tytuł jest bardzo przeciętny i tylko wstrząsająca wizja II wojny światowej jest jedynym aspektem wyróżniającym Velvet Assassin na tle konkurencji.
Muszę przyznać, że od pewnego czasu mam dosyć gier w klimatach drugiej wojny światowej. Na ogół dostajemy coś z gatunku First Person Shooter gdzie nieustraszeni wojacy zza oceanu biją dzielnie III Rzeszę. Patrząc na trendy panujące w elektronicznej rozrywce można z całą stanowczością stwierdzić, że wojnę wygrali sami Amerykanie. Jeśli zatem macie dosyć kolejnych mutacji Call of Duty, czy Medal of Honor to rzućcie okiem na Velvet Assassin.
W sumie, nie zgodze sie z ocena wystawiona grze. Bylo tutaj, na V tyle gier, ktore otrzymywaly wysoka note, a niczym nie zaskakiwaly. Nie sprawialy ze czlowiek dal sie wciagnac w historie. Tutaj glownym atutem gry jest historia, i cala jej otoczka. Z wypiekami przesiadzialem mnostwo godzin przy tej grze. I ani przez chwile nie stwierdzilem – bez sensu, nie chce mi sie. Gra jest brutalna, ale czy mialo byc inaczej? Mielismy zbierac zlote sloneczka,albo krazki i w ten sposob ratowac sobie skore? Fakt moze i grafika nie porywala, moze czasami poziom misji wymagal wiecej. Ale na tym polegaja gry stealth, ze trzeba duzo pomyslec, kombinowac, przygryzc warge i isc dalej. Jest to nieliczna gra z klimatu IIWS, ktora nie wprowadzila tej samej absurdalnosci, idz i zabij hordy przeciwnikow respawnujacych sie znikad. Co do samej polonizacji, nie jestesmy pepkiem swiata. Nie czuje wewnetrzej potrzeby aby kazda gra byla po Polsku. No bo po co? Przyjemniej sie gra z org sciezka dzwiekowa, i narracja. A przy okazji, czlowiek powtarza wiedze z jezyka ang, czy jaki by w ogole obral sobie w grze. Gra mimo swoich mankamentow, ale naprawde nielicznych jest ciekawym tytulem.
Za wielkiego zarzutu temu nie czynię poza stwierdzeniem że takich gier już się nie robi. Masz rację to jest gra stealth/skradanka i jaka na skradankę z 2009 roku przystało powinna być „płynna”. VA taka nie jest :/ niestety
W całym cywilizowanym świecie rodzime wersje językowe to podstawa.
Niestety – miała być feta i wielogodzinne ślęczenie, a skończyło się na jednym dniu, w którym słowo zawód było powtarzane wielokrotnie. System rozgrywki jest dla mnie zbyt „drewniany” i sztywny, zupełnie go nie czułem. Braki w animacji postaci również są zauważalne. W ogóle brak możliwości zapisywania stanu gry gdziekolwiek się chce jest makabryczną pomyłką. VA jest niewątpliwie wymagający pod względem poziomu trudności, i taka opcja (przynajmniej na PC) wydaje się być czymś oczywistym. A tak mamy sztuczne wydłużanie gry. Nie wiem, może mnie się robią drewniane łapki, ale grając w takiego Thiefa odczuwałem większą przyjemność z rozgrywki, mimo że często musiałem podkulić ogon i uznać wyższość komputera. VA jako jedna z niewielu gier zachęciła mnie do sięgnięcia po trainer, ale powiedziałem nie i odłożyłem na inny, lepszy dla niej czas. Gra do tego „chrupie”, co przy grafice (całkiem dobrej, choć i tak w tego typu grach nie jest to dla mnie najważniejsze) którą oferuje każe mi powiedzieć o lenistwie developera. Za plusy uznaję użycie języka niemieckiego dla naszych adwersarzy (dobrze że jej nie spolonizowano) , mroczny i chłodny wydźwięk oprawy audiowizualnej, czy wreszcie główna bohaterka – wyróżnia się pozytywnie w powodzi „napompowanych” heroin.
A ja niestety – zakupiłem i zaraz musiałem sprzedać. Grafika kiepska i wymagająca – mój 8600GT nie poradził sobie na 1680×1050, gdzie w tej rozdziałce bez problemu łykał Prototype’a , Burnout Paradise i inne ładniej-wyglądające tytuły. Zmiana rozdzielczości na niższą mimo, że poprawiała płynność, to pogarszała jakość obrazu (na LCDkach mniejsza rozdz. niż natywna strasznie psuje jakość). I w ogóle jakaś taka flegmatyczna ta gra, może to przez ten brytyjski. . . ;p
To niemcy takie gry robią o mordowaniu kozikiem własnych dziadków i pradziadków? O rety rety.
No to popsuliście mi całą zabawę. Zastanawiałem się od jakiegoś już czasu nad zakupem VA, a tu takie niefajne recenzje. No cóż, poogląda się jeszcze z 20 filmików na YT, i zobaczymy.
Ja prawie wziąłem jak kupowałem gry żeby mieć czym nakarmić konsolę. Spojrzałem myślę tanio to wezmę. Nagle pojawiła się żona. Wzrokiem zgromiła koszyk. W starciu z babą przegrał Batman Arkham Asylum grzecznie odłożony na półeczkę i reszta gier. Za to musialem dźwigać parowar czy inne dziwadło do kuchni bo koniecznie musi mieć. A ja to co? Pies? Nic nie muszę? :(Jedyny plus nie kupiłem tego czegoś. Za to mam marchewkę na parze na kolację. Psia kostka.
a nie zepsujesz sobie zabawy jutubowaniem?
kupiłem !! Było w koszu w markeciku za 9. 99 zł 😛
Ja to muszę w końcu kupić tę grę z tą czarownicą. . . . Bayonetta 🙂