Choć na wspomnienie Maniac Mansion wciąż bezwiednie się uśmiecham w przygodówki gram rzadko. Nie jestem maniakiem tego gatunku, a kontakty z nim ograniczam do klasyki i to też traktowanej przeze mnie dość wybiórczo. Ot, aby raz na jakiś czas połamać sobie głowę nad wykręconymi zagadkami. Dlatego też z pewną rezerwą podszedłem do przydzielonej mi przez WODZA gry o przygodach małego okularnika. Jak się ostatecznie okazało nie było tak źle choć grze daleko do ideału.
Spis treści
Przemądrzalec
Tony Tough 2 jest kontynuacją pierwszej części gry wydanej w 2002 roku (Tony Tough i Noc Pieczonych śCIEM). Druga część na światowe rynki trafiła dwa lata temu, jednak dopiero teraz została wydana w kraju nad Wisłą. Skoro oczywiste oczywistości mamy już za sobą warto przyjrzeć się bliżej opisywanemu produktowi.
Będzie kartkówka czy nie będzie?
Akcja gry rozgrywa się w 1953 roku, w stanie Nowy Meksyk w niewielkiej (żeby nie napisać zapadłej) mieścinie o szumnej nazwie Waszyngton. Populacja liczy nieco ponad 20 osób co doskonale oddaje marazm i stagnację tego miejsca. Właśnie w takich warunkach wychowuje się mały Tony i to tutaj rozwiąże swoją pierwszą sprawę detektywistyczną. W czasie swojej przygody pozna mroczną przeszłość listonosza, odkryje z kim romansuje meksykański grabarz Chucho, rozwiąże skomplikowaną łamigłówkę z gwoździami, dokona sporej ilości zniszczeń, a nawet na moment trafi do aresztu!
Tytułowy bohater jak na trzynastolatka przystało jest maksymalnie zakręconym, pyskatym i wszystkowiedzącym nicponiem, którego prace domowe z chemii notorycznie zjada pies Pantagruel. Jego najbliższym przyjacielem jest rudzielec Seymour – syn lokalnego szeryfa i sklepikarki – mieszkający po sąsiedzku. Obaj święcie wierzą w istnienie kosmitów (ściślej mówiąc kosmicznych mumii), a utwierdza ich w tym przekonaniu tajemnicze zniknięcie burmistrza Waszyngtonu.
… i jego mały świat
Niewielkie miasteczko cierpi na najpowszechniejszą chorobę małych społeczności – wszyscy znają wszystkich. W ten sposób absolutnie żaden wybryk Tony’ego nie ujdzie uwadze jego rodziców. Tym bardziej, że jego ojciec pracuje w miejskim szpitalu i jest poważanym obywatelem Waszyngtonu. Nie przeszkodzi to malcowi w znalezieniu się w centrum wydarzeń, które wstrząsną mieszkańcami miasteczka.
Waszyngton to właściwie cztery ulice, wzdłuż których rozlokowały się wszystkie strategiczne budowle potrzebne do sprawnego i niezależnego funkcjonowania lokalnej społeczności. Mamy więc kilka domów, ratusz, opuszczoną stację benzynową, szpital, sklep, biuro szeryfa, zakład pogrzebowy, cmentarz i oczywiście kościół. Jest też plac z obowiązkowym pomnikiem pośrodku i pole obsiane bodajże pszenicą.
Przestrzeń gry (poza ostatnim aktem) ogranicza się do wymienionych powyżej miejsc. Nie jest to jednak wadą, ale czynnikiem, który niejednokrotnie ratował mnie przed ostatecznym porzuceniem tego tytułu. Wszystko przez to, że grze zdarza się pozostawiać nas w fabularnym zawieszeniu nie sugerując nawet dalszych działań. W tej sytuacji często jedynym rozwiązaniem jest stara dobra metoda łączenia wszystkiego z wszystkim i rozmawiania z wszelkimi możliwymi postaciami.
Lokalna społeczność
Waszyngton, ale nie DC
Zanim jednak omówię wady gry, warto wspomnieć o mieszkańcach Waszyngtonu, którzy są bez wątpienia jedną z największych zalet tego tytułu. Lokalna społeczność to zaledwie kilka, jednak doskonale wykreowanych postaci. Wrażenie potęguje dodatkowo świetny polski dubbing, który wyśmienicie uwypukla przerysowanie mieszkańców miasteczka. Jest więc otyła i niezwykle sympatyczna pielęgniarka Lorraine, która zwraca się do Tony’ego per „kaczuszko” i uwielbia miętówki. Jest gderliwy i czytający pocztę listonosz, sfrustrowany nauczyciel chemii i mówiący z akcentem twardy szeryf. Na uwagę zasługuje także chciwy grabarz-Meksykanin i równie mocno kochająca pieniądze sklepikarka Doris – matka Seymoura. Do łez doprowadził mnie natomiast ksiądz, który zwracając się do głównego bohatera robił to z charakterystycznym liturgicznym zaśpiewem.
Mowa (niekoniecznie ciała)
Każda z tych postaci (jak i te, których nie wymieniłem) ma całkiem niezłe linie dialogowe dzięki czemu podczas gry będziemy nieraz świadkami ciętych ripost i zabawnych dyskusji jak choćby te prowadzone w domku na drzewie między Tonym i Seymourem. Główny bohater jak już wcześniej napisałem jest niezwykle wygadany (żeby nie powiedzieć pyskaty) toteż da się on we znaki swym gadulstwem praktycznie wszystkim. Często wymiana zdań nie będzie służyła posunięciu fabuły do przodu, ale po prostu wprowadzeniu nas w klimat i realia gry. Choć ma to swój niewątpliwy urok na dłuższą metę niektórym może wydawać się męczące, a samą grę mogą odebrać jako nieco przegadaną. Nie zmienia to faktu, że ja osobiście słuchając Tonego bawiłem się bardzo dobrze. Nawet jego komentarze odnoszące się do prób interakcji z otoczeniem i łączenia ze sobą niektórych przedmiotów potrafią nieźle rozbawić. Szczególnie przypadł mi do gustu pomysł twórców dotyczący pomocy w grze. Umieszczono ją pod postacią telefonu zaufania dla samotnych matek. Dzwoniąc tam otrzymamy poradę, która powinna naprowadzić nas na właściwy trop. Nie muszę chyba pisać, że przekonujący panią w słuchawce trzynastolatek płci męskiej, o tym że jest samotną matką może budzić uśmiech na twarzy fana elektronicznej rozrywki.
Story
Jolo robi notatki do recenzji
Fabuła Tony Tougha 2 to jeden z najsłabszych elementów tej produkcji. Historia rozgrywa się w ciągu jednej doby i jest dość banalna. Jednak główny problem z nią związany polega na tym, że przez pierwsze kilka godzin… namacalnie jej nie ma (!) Otóż, twórcy zastosowali może ciekawy (z definicji), ale jak widać nieefektywny zabieg – retrospekcję. Wskutek tego przez pierwszych kilka aktów idziemy niemal po omacku nie wiedząc tak naprawdę co się dzieje. W przerywnikach oglądamy fabularne szczątki pewnych wydarzeń, które dopiero po pewnym czasie ułożą się w całość. Początkowo jednak są one dla nas zupełnie nielogiczne i co ważniejsze nijak niezwiązane z naszym bohatera i sytuacją, w której w danym momencie się znajduje. Może byłoby to ciekawe gdyby stymulowało nas do działania. Niestety, zamiast tego wprowadza kompletną dezorientację, chaos i ostatecznie potworne zniechęcenie. Dopiero gdzieś tak w połowie zabawy rozstajemy się z retrospektywnymi filmikami i wreszcie jasno dowiadujemy się co jest naszym celem. Do tego jednak czasu nasze działania skupiają się na akcjach doraźnych jak np. ucieczka ze szkoły, wydostanie się ze szpitala etc. Niestety przez cały ten czas gracz ma poczucie totalnego zagubienia, a przede wszystkim braku wyraźnego celu. W pewnym momencie kiedy udało mi się już wydostać ze szpitala i wylądowałem na ulicy autentycznie nie miałem pojęcia co dalej robić!
Co gorsze, nie zostały w grze wyraźnie zaznaczone momenty, które popychają fabułę do przodu. Wielokrotnie ze zdziwieniem odkrywałem, że nagle (wbrew logice) pojawiły się dodatkowe kwestie dialogowe, których wcześniej nie było – do końca nie rozumiejąc co spowodowało tę zmianę.
Efektem tego (i jedynym sposobem na popchnięcie fabuły) jest oczywiście wielogodzinne, bezsensowne błądzenie po mieście i próbowanie rozmów ze wszystkimi o wszystkim. Szkoda, tym bardziej, że niedzielnego gracza taka sytuacja praktycznie na pewno skłoni do odstawienia tytułu na półkę.
Dopiero gdzieś tak w połowie rozgrywki, Tony łapie wiatr w żagle, w miarę jasno określając dalsze cele i zachęcając tym samym do zabawy. Ale skąd pewność, że do tego momentu dotrwamy?
Łamigłówki
Tu muszą trzymać UFO
Kwintesencją przygodówek są zagadki. W opisywanym tytule ich trudność nie jest zbyt duża co sprawia, że jest to dobra pozycja dla początkujących graczy. Ich miażdżąca większość polega na odpowiednim wykorzystaniu przedmiotów z ekwipunku, ewentualnie połączeniu ich i użyciu na obiekcie znajdującym się w danej lokacji. Niestety zdarzają się momenty, które skutecznie potrafią człowieka przyblokować, a wymagane przez grę działanie jest niezwykle trudne do wymyślenia gdyż kompletnie pozbawiono je logiki. Czymś, co przyprawiło mnie o dodatkowych kilka siwych włosów było połączenie smyczy z namagnesowaną literką… – coś, czego nijak nie dało się wykombinować z akcji gry. Dopiero niezawodna metoda „połącz wszystko z wszystkim” przyniosła efekty.
Paradoksalnie, niektóre zagadki byłyby znaczne prostsze gdyby informacje potrzebne do ich rozwiązania gracz otrzymał przed, a nie po ich rozwiązaniu! (jak np. informacja o nadkwaśności żołądka Tony’ego). W całej grze poza klasycznymi zagadkami uświadczymy tylko jedną mini-grę logiczną i jedną „czasówkę” co moim zdaniem jest liczbą niewystarczającą.
Wizualizacja
Choć Tony Tough 2 ma już dwa lata pod względem wizualnym wygląda wciąż nieźle. Wszystko to jest zasługą rysowanej, oryginalnej i niezwykle klimatycznej grafiki. Patrząc na screeny trudno odmówić tej grze uroku. Dominujące ciepłe barwy podkreślają charakter miejsca, zaś przerysowane postacie budzą sympatię i uśmiech na twarzy gracza. Sam Waszyngton, choć niewielki został wykreowany bardzo przekonująco. Obok wciąż funkcjonujących budynków mamy stare rozsypujące się rudery, zamknięte na cztery spusty i zabezpieczone łańcuchami magazyny czy opuszczoną stację benzynową na skraju szosy. Wszystko to sprawia, że od samego początku zabawy doskonale możemy wczuć się w klimat niewielkiego, prowincjonalnego miasteczka żyjącego własnym rytmem.
Paradoks sprzeczności
Recenzowana produkcja 2 jest grą niezwykle nierówną. Z jednej strony bardzo ciekawe postacie, świetny dubbing i naprawdę niezłe dialogi. Z drugiej strony słaba strona fabularna i czasem irytujące zagadki, które potrafią zniechęcić człowieka do gry. Na domiar złego ostateczny smak tego tytułu psuje karkołomny zabieg twórców z retrospekcją, wskutek którego przez pierwsze kilka godzin gry błądzimy niczym dzieci we mgle, po omacku, bez większego zrozumienia całości posuwając się do przodu – coś co nie ma prawa mieć miejsca w porządnej przygodówce.
To wszystko sprawia, że pozycję, którą można ukończyć w kilkanaście godzin należy ocenić jako przeciętną. Co gorsza, błędy popełnione przez twórców sprawią, że odstraszy ona początkujących fanów gatunku, zaś względna łatwość zagadek na pewno nie będzie czynnikiem przyciągającym do niej weteranów. Do tego dochodzi cena (ok. 80 zł), która jak na pozycję przeciętną i mającą parę lat nie jest atrakcyjna. Za te same pieniądze na rynku możemy dostać prawdziwe perełki, jak choćby Sam&Max (1 sezon). Dlatego obawiam się, że Tony Tough 2 pozostanie pozycją, w którą można zagrać jeśli otrzymamy ją w prezencie od cioci na urodziny. W przeciwnym wypadku, widzę znacznie lepsze miejsca gdzie można ulokować owe 79,90 zł.
Lubicie dzieci? A pyskatych i przemądrzałych trzynastolatków, którym nigdy nie zamyka się buzia i którzy są przekonani, że ZAWSZE mają rację? Zapomniałem dodać, że ten szczególny dzieciak w wydarzeniach z Roswell widzi spisek kosmicznych mumii, chce zostać detektywem i z tego powodu ma obsesje na punkcie peruki. Jeśli żadna z wymienionych wyżej cech nie wywołuje u was agresji powinniście polubić małego Tony Tougha. No chyba, że zagada was na śmierć…