„Bida Panie, bida” – tak można podsumować kondycję rynku RPG na PC. Wprawdzie od czasu do czasu pojawi się coś wartego uwagi, ale nie oszukujmy się, nie jest dobrze. Poza nieźle okopanym D&D pod szyldem Neverwintera dzieje się niewiele. I nawet nie chodzi tu o ilość, co raczej o jakość. Od dłuższego czasu wszystkie RPGi ukazujące się na peceta naznaczone są piętnem konsoli. Oblivion, Fallout 3 – to gry, które u RPGowych purystów powodują dreszcze. Nawet wyśmienity moim zdaniem Mass Effect był li tylko portem z konsoli. Widok TPP, irytujące menu ekwipunku, czy wreszcie powolny dryf gatunku w kierunku shooterów to rzeczy, które wszyscy znamy doskonale. Nie żebym należał do grona radykałów – w Obliviona pograłem, Fallout 3 mi się podobał, a Mass Effect po prostu pochłonąłem. Mimo to, nawet ja od pewnego czasu odczuwałem tęsknotę za tzw. „oldskulem”. Może właśnie dlatego ludzie z BioWare postanowili zmierzyć się z problemem i stworzyć grę na miarę oczekiwań staroszkolnych graczy? Dragon Age miał przywrócić pecetowym RPGom należyty blask. Miał być duży, wciągający, przegadany, pełen treści. No i miał mieć rzut izometryczny! Baldur pierwszej dekady XXI wieku?
Znana układanka
Klimatyczne intro
Jeśli ktoś oczekiwałby od DA rewolucji to srogo się zawiedzie. Powiem więcej – w DA znajdziemy prawie wyłącznie dobrze znane elementy układanki. BioWare chcąc nawiązać do chlubnych tradycji gatunku zdecydowanie postawiło na to co już znamy – zarówno w kwestii fabularnej, jak i mechaniki gry. Jeśli na waszych twarzach grymas niezadowolenia to zupełnie niesłusznie. Już teraz mogę napisać, że Kanadyjczycy po raz kolejny dowiedli, że znają się znakomicie na układaniu klocków, nawet jeśli wszystkim wydaje się, że nic ciekawego z nich ułożyć się już nie da.
Dragon Age od samego początku zabawy przekonuje nas, że nie stawia na ilość, ale na jakość. Wybory twórców mogą dla dzisiejszych graczy wydawać się wręcz zbyt radykalne. Zaledwie trzy rasy i trzy klasy postaci to przy mnogości wyborów znanych choćby z NWN zestaw co najmniej skromny. Szybko jednak przekonujemy się, że jest on tylko pozornie ubogi, a na dłuższą metę zupełnie wystarczający.
Fabularnie też nie znajdziemy w pudełku ze smokiem niczego odkrywczego. Wcielimy się w rolę wybrańca, który, a jakże – będzie musiał uratować świat przed czyhającym za horyzontem Złem. Który to już raz? Z jednej strony – szkoda, z drugiej – czy ten scenariusz, umiejętnie napisany nie sprawdził się już wielokrotnie? Wynoszony na piedestał Baldur’s Gate nie był tu wyjątkiem. Będzie więc wybraniec, będzie elitarna jednostka, będą legendy, zdrada, niewyobrażalne zagrożenie, będą też momenty pełne patosu. Jednym słowem – nic nowego.
Zevran lub głębokie znajomości
Do tak napisanej historii dorzucono kolejne znane elementy jak drużyna z jej wewnętrznymi relacjami, zielarstwo, warzenie trucizn, konstruowanie pułapek czy zaklinanie przedmiotów. Okraszono to olbrzymią ilością pobocznych questów, równie bogatymi dialogami i tekstami do przeczytania, budując tym samym fascynujący, głęboki i pełen historii świat. Nie zapomniano również o wyborach moralnych, a nawet (o dziwo!) znów pozbawiono mowy naszego głównego bohatera, jakby zapominając o tym co zrobiono w Mass Effect.
Taki jest właśnie Dragon Age. Bierze to, co znamy i ubiera w nowe szaty. Czy jest to zatem kolejny odgrzewany kotlet? Otóż nie, dzieło Kanadyjczyków udowadnia, że dobrze podany, oblany smakowitym sosem kotlet będzie smakował równie dobrze za pierwszym jak i za piątym razem.
Powiew historii
Ogr niejednokrotnie sprawi nam kłopot
Grając w DA nie sposób nie myśleć o RPGach sprzed lat. Po raz pierwszy od dawna dostaliśmy w nasze ręce grę, która niezwykle silnie nawiązuje do tradycji gatunku. Na uwagę zasługuje przede wszystkim olbrzymia ilość tekstu czytanego. Świat pełen jest książek i wydarzeń, które karta po karcie uzupełniają indeks, z którego dowiedzieć się możemy zarówno o historii Fereldenu i krajów ościennych jak i prywatnych sprawach ludzi zamieszkujących ten świat. To gigantyczna kopalnia wiedzy, która czytana, sprawia, że uniwersum Dragon Age potrafi pochłonąć nas bez reszty. Oczywiście, młodsi gracze mogą narzekać, przypisując grze miano „przegadanej” – ja jednak, jak rzadko kiedy ostatnio czułem się wyśmienicie. Co ważne, owe „przegadanie” nie sprawia wrażenia wymuszonego czy nudnego – to po prostu pełna, olbrzymia historia, z którą graczowi przyszło obcować.
Dragon Age poza swoim bogactwem wyróżnia się jeszcze jednym niezwykle ważnym elementem. W odróżnieniu od dzisiejszych produkcji nawet nie stara się udawać gry łatwej. To nie tytuł, który przechodzi się sam. To pełnokrwisty produkt rodem sprzed lat, który zmusi was do wytężonego wysiłku i ostrego kombinowania. Ba! Dragon Age jest do tego stopnia niepoprawny politycznie, że nie raz was sfrustruje odsyłając waszą drużynę w niebyt! Walka w Dragon Age odzyskała miano taktycznej. Szczególnie jeśli mówimy o walkach z bossami. I jeszcze jedna rzecz – to pierwsza chyba gra, w której udało się twórcom ukazać potęgę ognia. Fireball w DA wybucha jak nigdzie indziej, a sam widok ognistego huraganu budzi lęk i skojarzenia z rychłą zagładą.
Azorek
Kolejną zaletą recenzowanego tytułu są postaci, które napotkamy na swojej drodze. Każda z nich jest wyrazista, co dodatkowo podkreślają świetnie wyreżyserowane dialogi. Szczególnie dobrze widać to kiedy w drużynie zestawimy osoby o odmiennych charakterach i poglądach. Utarczkom słownym i drobnym złośliwościom nie będzie końca, choć przyznam szczerze, że w tej materii liczyłem na nieco więcej.
Symbolem nawiązania do tradycji gatunku jest oddanie w ręce graczy trybu kamery w rzucie izometrycznym. Jest to szczególny ukłon w stronę posiadaczy pecetów, gdyż konsolowa edycja DA nie posiada tej opcji. Trzeba przyznać jednak uczciwie, że o ile przydaje się on w czasie niektórych walk, to większość gry spędziłem „z kamerą na ramieniu”.
Twórczym i niezwykle pozytywnym rozwinięciem tego co znamy z innych RPGów są zaimplementowane w Dragon Age taktyki, czyli schematy zachowań członków drużyny. Zależnie od poziomu umiejętności w tej właśnie dziedzinie możemy zaprogramować odpowiednio dużą ilość takich reakcji. Warto zaznaczyć, że twórcy nie ograniczyli się tylko do „atakuj”, „broń”, „strzelaj”, ale oddali w nasze ręce cały zestaw komend, za pomocą których możemy dość precyzyjnie zaprogramować zachowanie każdego z członków drużyny.
8 maks. Fajnie się łupie, ale jeśli głośno reklamuje się tą grę jako następcę Baldur’s Gate, to trzeba oczekiwać więcej. Powiedzcie mi, w czym ta gra jest lepsza od takiego Drakensang? Szczerze mówiąc, dużo lepiej grało mi się w takie Mass Effect, które nie udawało, że jest czymś więcej jak kosmicznym h’n’s. Dragon Age jest płytkie jak miska mojego Mabari, ta cała „mroczność” polega chyba tylko na tym śmiesznym efekci juchy, która plami nasz pancerz (zabawnie to wygląda podczas dialogów). No i te szopki z polskim wydaniem. . .
Hehe, Mass Effecta nazwał hack and slashem. Co za nietrafione określenie :/ W złości na DA pojechałeś soviet, pojechałeś. A jeżeli ME naprawdę kojarzy ci się w małym nawet stopniu z H’n’S to gratuluję.
Jakoś nie mogę wymyślić innego określenia na Mass Effect. OK, niech będzie: „gra akcji z elementami RPG”. Taki Rainbow Six: Vegas z lepszą fabuła i w kosmosie. Co do tego „gniewu”: wymieniłem elementy, które najbardziej mnie bolą, więc wyszło na to, że gra mi się nie podoba. Wprost przeciwnie, gra się bardzo dobrze i trudno się oderwać, ale i tak wolę Faerun :P.
Cóż, mi DA zdecydowanie przypadł do gustu. Jest to jedna z najlepszych pozycji w którą dane mi było ostatnio zagrać. Jednak dobry rpg z rzutem izometrycznym i pauzą taktyczną to jest to 🙂 Długo się zastanawiałem czy instalować oryginalne głosy, czy polski dubbing i muszę powiedzieć, że nie zawiodłem się na na naszej rodzimej wersji. A kto mówił, że rpgi mają być w przyszłości krótkie,temu zaraz w słusznym szale kawał ciała zaraz utnępozdrawiam 🙂
Wystarczyło napisać – „Gra RPG z shooterowym systemem walki TPP”. I to wystarczyłoby. Z Mass Effecta jest taki H’n’S jak z Diablo gra RPG. Miałem się wypowiedzieć na temat recenzji i zapomniałem 😉 Jest ona bardzo ciekawie napisana dzięki temu czytało mi się ją przyjemnie. Co najważniejsze wyniosłem z niej kilka przydatnych informacji na temat gry, w którą oczywiście jeszcze nie grałem (W tym tygodniu zaczynam przygodę z DA). A to jest IMO najważniejsza cecha recenzji – przekazanie w niej informacji dzięki którym czytelnik może sobie wyrobić jakąś opinię o recenzowanym produkcie. Tak jest w przypadku tekstu Bartosza, którego pióro trzyma, jak zwykle, bardzo wysoki poziom.
U mnie dopiero na nowym komputerze DA się uspokoił i chodzi bez problemów o których wcześniej wspominałem. A naprawdę byłem o krok przed zmianą na wersję konsolową.
recenzja jak zwykle oki, ale nie porwala mnie. tj nie porwala mnie w taki sposob ze musze juz dzis zagrac w da 😉 szczerze mowiac mialem sie za wielkiego koserwatyste, ale cale to gadanie o oldskulu zamiast mnie przyciagnac – bo nieskromnie mysle ze to tacy jak ja sa glownym targetem tej gry – cale to gadanie sprawilo ze, nawet jesli to nieprawda, o da zamiast o nastepcy baldurow (choc wolabym nastepce baldura wlasnie :P) zaczalem myslec jako strategicznych puzzlach przeplatanych dialogami. i wiecie co, wogole mnie do tego nie ciagnie. zajomy kupil da, jak skonczy to zagram. a powiedzial ze zajmie mu to chwile bo jest on – takze starej daty – ale graczem z doskoku. a tak wogole – pierwszy dodatek do ostatniego nwn u mnie przepadl – nie pamietam oc tam biegalo, ale zdaje sie gralo sie z timerem, a poki nie jest to alien breed odpuszczam. z rozpedu odpuscilem tez drugi dodatek. nie udalo mi sie teraz skonczyc takze risena. wbrew temu co pisza i mowia (moim zdaniem gowno za przeproszeniem prawda) risen jest znacznie gorszy od gothicow. nawet 3-go. bo o grze nie stanowi to czy jest zabugowana czy nie. co stego ze risen nie byl, skoro byl to po prostu nudny, niezapadajacy w pamiec klon g3 na dokladnie tym samym silniku, z dokladnie tymi samymi rozwiazaniami etc. gothica 3 w przeciwienstwie do wiekszosci wspominam dobrze, risen znuzyl mnie w 3 czy 4 akcie w ktorej z jaskin z kawalkami zbroi czy broni czy czego tam, bo nie pamietam. a o co mi chodzi ? kurcze nie wiem, ale chyba naprawde da sie wyrosnac z gier. chyba naprawde po okresie hardkorowosci przychodzi okres kiedy nasz czas pozwala nam tylko na gry – hehe – casualowe (feara 2 gralem z tydzien, kiedys styknalby dzien). a przede wszystkim czlowiek jesli juz gra to w tytuly bardzo precyzyjnie wyselekcjonowane z tych setek gier, a kiedy okazuje sie ze nawet one moga zawiesc. . . coz, napewno sie nie cofne i nie zostane znowu nalogowcem, teraz producent gry MOCNO musi walczyc o moja kase, oj mocno. ps: zima przyszla wiec ja praktykuje teraz takie gierki 😉 http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=8671
Obiecywałem sobie że nie sięgnę po DA po tylu ilościach filmików reklamowych i zapewnieniach o następcy Baldura,ale poszedłem kupiłem i naprawdę dobrze się bawię. Ciekawa historia, fajne interakcje między członkami zespołu. Podoba mi się wprowadzenie, próbowałem już rozpoczynać 3 typami postaci i obiecuje sobie ze przejdę grę pewnie jescze kilka razy aby sprawdzić jaki ma to wpływ na rozgrywkę. Minus i to poważny za DLC, dla mnie generalnie jest chamstwem wypuszczanie przygód zbroi dodatkowych jednostek itd do juz zakupionego produktu. Niestety widać że ta mania ogarnia coraz więcej produkcji :/Na szczęście są jeszcze starsze pozycje w które można się bawić korzystając z pomysłów fanów. DA jest niezły daje 8/10 bo to jednak nie do końca baldur ;).
lovebeer myślałem, że tylko ja tak mam. Kiedy byłem młodszy świat był chyba piękniejszy. Teraz mimo, że DA jest fajny to nie gra mi się w niego już tak jak w stare RPGi. Nie wiem co jest ze mną gry już mnie tak nie bawią, szybciej się nudzą. Niby gram w tego DA ale jak odejdę od kompa to mnie nie ciągnie z powrotem. Grafika jest momentami okropna, ale jakoś to nie wadzi. Niewidzialne ściany to lekka przesada, bo są wszędzie po chamsku zrobione. Fajna gra ale to już chyba nie to co kiedyś.
i ponownie duzy plus dla V z mojej strony za pctowa recenzje. chwali sie to bardzo oj chwali. tylko tak dalej panowie!
Doskonała gra nie grałem w Baldur`s Gate w czasach jego świetności (a dzisiaj po prostu straszy oprawą i interfejsem więc już się nie przekonam) więc nie mogę się odnieść czy rzeczywiście DA może się nazywać jego spadkobiercą. Pewnie nie ale kogo to obchodzi. Mimo że gra ma swoje wady to w Dragon Age gra mi się po prostu świetnie. Wspaniała gra nieidealna ale może druga część poprawi jej słabości. Kiedyś uważałem się za fana Mass Effect, jednak spłycona (ale za to niesamowicie efektowna) dwójka trochę mnie rozczarowała. Wolę DA.