Podczas chaotycznego buszowania między półkami z mrożonkami i promocyjnymi puszkami tańczących warzyw od znanego francuskiego producenta zawsze znajdę czas na to, aby wymknąć się na dział elektroniczny i oczywiście na stoiska z moimi ukochanymi grami komputerowymi, konsolami, padami, myszkami i całą resztą cudowności, które tak bardzo pokochałem.
Zatem kiedy wczoraj zostałem zwleczony za koci ogon ( bez skojarzeń proszę!) z wygodnej kanapki i siłą doprowadzony do ogromnego sklepu po bliżej nie określone zakupy od razu zniknąłem w moim prywatnym Trójkącie Bermudzkim. Czegóż tam nie było? Promocyjny Xbox 360 w wersji Core za nieprzyzwoicie niską cenę. Szatańsko drogie gry na Nintendo Wii. W rogu kusiła nowa Playstation 3 za 1599 dukatów z dorzuconym przez sklep zestawem trzech gier! Po nacieszeniu oka tymi wszystkimi sprzętowymi dobrościami rozgrzewającymi kocie serduszko udałem się na stoisko z grami.
Wystarczył jeden rzut okiem, aby raziła mnie jak gromem pewna konstatacja. Co tak zaskoczyło pchającego przed sobą wózek z dziwacznymi zakupami Kota? Wybór! Na standzie wielkości zacnego fotela pysznił się Wiedźmin. Tuż obok kusiła trzecia odsłona Halo. Nieco dalej skromnie przycupnął Enemy Territory: Quake Wars. Niższą półkę – specjalnie na wysokości wzroku dzieciaków – opanował Optimus Prime i jego Transformery. Nieco wyżej Call of Duty 4 próbował zasłonić Medal of Honor. Gdzieś obok dumnie wypinał pierś Bioshock a na wszystko z pogardą patrzył świeżutki Crysis.
Stanąłem tak na środku tego skarbca pełnego cudowności i pomyślałem, że życie jest piękne! Ale czy na pewno? Chyba nie do końca. Tuż obok mnie na stoisku z grami na PC miotało się dwóch młodzieńców. Na potrzeby tego tekstu nazwę ich Lech i Jarosław. Z pewnością byli braćmi, choć nie bliźniakami. Jarosław, brat starszy mający tak na oko 14 lub 15 lat zerkał łakomie na Hellgate: London i Crysisa. W jego oczach widać było rozdarcie i nieziemskie katusze. Młodszy z braci, być może 12 letni smętnie przyglądał się wspomnianym przeze mnie wyżej Transformerom. Spuszczony nos na kwintę jasno sugerował, że poddał się dyktatowi brata. No cóż w życiu czasem jak w polityce.
Trwało to dobrą chwilę a Kot obserwował. Jarosław miotał się na stoisku. Podnosił do oczu pudełko z Crysisem. Rzucał okiem na tył pudełka. Odkładał… dotykał Hellgate. Potem, zapewne skuszony niższą ceną sięgnął po Call of Duty 4. Trwało to dobry kwadrans. A muszę zaznaczyć, że kiedy pojawiłem się w dziale gier to ONI już tam byli. Młodszy z godną podziwu determinacją nadal, jak sroka w kość wpatrywał się w profil Optimusa Prime i Megatrona. Widać miłośnik komiksu lub filmu Michaela Bay’a.
Cała sytuacja wyglądałaby komicznie gdyby nie fakt, iż chłopcy naprawdę cierpieli katusze. Kot ma na tyle dużo empatii, dzieli też z obydwoma chłopcami zamiłowanie do gier komputerowych, że rozumiałem doskonale dylematy targające młodzieńcami. Oto znaleźli się w sklepie pełnym słodkości. Bardzo drogich – jak na możliwości delikwentów – słodkości. Zobaczmy. Oprócz COD 4 za 79 pln wszystkie gry, które były w kręgu zainteresowań młodocianych miłośników elektronicznej rozrywki kosztowały powyżej 100 złotych. Crysis dokładnie 140 bez złotóweczki.
Tak więc zakup dwóch gier dla obydwu braci to wydatek rzędu 250 i więcej złotych. To dużo. Bardzo dużo.
Całą sytuację zakończył opiekun obydwu chłopców. Korpulentny pan o gabarytach mistrza Pudziana uciął dylematy jak nożem. Wziął z półki Transformersy dla młodszego dziecka i syknął „bez dyskusji”. Cóż, czasem słabsi wygrywają. Już chciałem zaprotestować. Krzyczeć, że popełnili ogromny błąd. Wyobraziłem sobie jednak jak ginę z rąk wkurzonego tatuśka na stosie pudełek z grami i zrezygnowałem.
Wizyta w markecie skłoniła mnie do smutnej konstatacji. Żyję trochę obok. Podobnie jak kolega Malacar (wybacz chłopie) często wypisuję piękne frazesy o piractwie i złodziejach oprogramowania. Choć tak naprawdę to nie mam żadnego moralnego mandatu aby oceniać kogokolwiek. Jak większość „branżowych” dziennikarzy otrzymuję (na ogół) oprogramowanie od dystrybutorów i wydawców. Wersje pełne, beta, review i tak dalej. Cóż taka praca. Nic w tym nadzwyczajnego. Problem polega na tym, że o cenach danych gier dowiaduję się na przykład tuż przed napisaniem/publikacją tekstu. Aspekt cenowy, który przecież w znacznym stopniu determinuje wybory każdego konsumenta jest przeze mnie traktowany po macoszemu. Przyznaję się do tego i mówię o tym szczerze. Łatwo jest polecić grę nie zwracając uwagi na cenę. Problem ma tylko osoba, która stoi przed realnym wyborem w sklepie.
Warto mieć to na uwadze. Należy także pamiętać o takich Leszkach i Jarkach. Pełno ich każdego dnia w sklepach. Stoją przed trudnymi wyborami. Lepiej oszczędzić im traumatycznych przeżyć. Kto wie. Może jeden z nich zostanie kiedyś głową państwa? A wtedy Centralne Biuro Giercownicze dopadnie wszystkie wredne piszące Koty i resztę tego branżowego Układu! Skończymy w pace. Jak Amen w pacierzu!
A patrząc na ten ogromny wybór tytułów, który dopadł przeciętnego gracza pod koniec 2007 roku warto przytoczyć cudowny wierszyk Aleksandra Fredry:
Osiołkowi w żłoby dano,
W jeden owies, w drugi siano.
Uchem strzyże, głową kręci,
I to pachnie, i to nęci.
Od któregoż teraz zacznie,
Aby sobie podjeść smacznie?
Trudny wybór, trudna zgoda –
Chwyci siano, owsa szkoda,
Chwyci owies, żal mu siana.
I tak stoi aż do rana,
A od rana do wieczora;
Aż nareszcie przyszła pora,
Że oślina pośród jadła –
Z głodu padła.
Dlatego w swoich recenzjach staram sie (ale nie w każdym przypadku, bo są gry skierowane dla pewnej grupy) odpowiedzieć na pytanie czy warto grę kupić? Bo nie zawsze, mimo że dobra, jest to interes opłacalny dla gracza.
Ja szczerze mówiąc dylematów nie mam. Z reguły wiem czego się spodziewać po danym produkcie i w wyniku dogłębnej kalkulacji ostrożnie wybieram. Zazwyczaj nie w sklepie, a na allegro, bo tam ceny są niższe. Poza tym nie towarzyszy mi już entuzjazm, co z przed lat, kiedy to sam nakręcałem się każdą kolejną dobrze zapowiadającą się grą. Dziś mój wybór można porównać do zastanawiania się: „co bym sobie dzisiaj zjadł na obiad” – z tym, że obiad rozumie się jako dłuższy okres czasu. Właściwie każda gra, jaką kupiłem sam (pomijam te, co wpadły mi w ręce przy okazji), wybrałem ze względu na tryb multi. Szkoda, że jest mimo wszystko nadal tak niedoceniany i w recenzjach 90-95% dotyczy single playera. Może kiedyś powstanie osobny dział zajmujący się tylko trybem wieloosobowym w grach, często się bowiem okazuje, że dopiero tam zaczyna się zabawa. Oczywiście aby tryb ten oceniać, trzeba grę poznać, co jak się domyślam jest trudne dla recenzenta którego gonią terminy. Przepraszam za ten drobny ot, ale jakoś mnie tak naszło :). Pozdrawiam. PS. A fraszka Fredry – klasyka.
W przypadku wielu gier, zrecenzowanie trybu multi jest utrudnione przez ograniczenie zasobów ludzkich redakcji. Raczej nie ma szans, by dwie osoby spędzały czas przy jednej grze i testowały ją pod tym kątem. Oczywiście wyjątkiem są produkcje typowo multiplayerowe (gdzie zawsze można znaleźć serwer i pograć z byle kim).
„Tak więc zakup dwóch gier dla obydwu braci to wydatek rzędu 250 i więcej złotych. To dużo. Bardo dużo” – pomyśl zatem co czują właściciele konsol. Zakup gry na PC – cenowo w miarę ok. . na konsolę – inny świat – na ogół brak polskiej wersji i ceny rzędu 2xx PLN. Kogo na to stać ?Na tej zasadzie wszyscy znajomi wybierają X360 – bo gry są „tańsze”, mimo iż większość wolałaby PS3. Sam na moim starym PS2 jak i PSP gram w gry z serii Platinium – bo to jedyne co ma rozsądną cenę. Idąc dalej. . skoro ja patrzę na to w ten sposób (a mam swoje lata, stanowisko itd. ) co mają powiedzieć młodsi (patrz: min. moje dzieci które chcą kolejnych gier ;)), w końcu co to jest 250 PLN/mies. na 1 grę. . ?
I dlatego też cześć i chwała tanim seriom gier 🙂 Ostatnio zaopatrzyłem się za 40 złociszy w Sagę Baldurs Gate i antologię M&M. Żadnej gry z żadnej z tych serii nie przeszedłem i stwierdziłem, że warto nadrobić zaległości. Wiem, że nie są nowe, ale ostatnio jakoś grafika przestała mi przeszkadzać. pozdrawiam
michrz – dostajesz nagrode „spostrzeżenie sezonu”. Myslalem ostatnio dokladnie to samo . . .
tak a propos dawania w żłoby i cen – od wczoraj na GameTap jest Psychonauts za. . . darmo 😀 proponuję więc kolektywnie zignorować te aktualne „hiciory”, bo z wymienionych przez Kota gier tak naprawdę na uwagę zasługują tylko ETQW i CoD4 (obydwa dla multi) no i Wiedźmin – ale jeżeli w perspektywie jest taka perła jak Psychonauts za free (tylko do końca roku, niestety), to nawet one wysiadają :)michrz—> Saga Baldurs Gate jest ok i grafika nie razi aż tak bardzo, ale tylko jeżeli puści się pierwszego BG jako moda do dwójki w rozdziałce 800×600. Granie w 640×480 to niestety makabra, zwłaszcza na większym monitorze.
jeden oryginal/mc wystarczy
seraphim – JESTEŚ WIELKI – na tą gierkę ostatnio próbowałem po empikach polować, ale nie było, thx za wygrzebanie tego Psychonauts
też doszedłem do takiego wniosku, jak wlazłem ostatnio na wagę 🙂 ale nie była to optymistyczna konstatacja, bo trzycyfrowa 😀 Dobrze że przy moim wzroście tego nie widać. A szukanie Psychonauts w Empiku to chybiony strzał, bo do tej pory nikt tego w Polsce nie wydał. Zgroza.
Cieszę się, że ktoś raczył zauważyć różny „punkt widzenia, który zależy od punktu siedzenia”. Do tej pory nie przypomniałem sobie dziennikarza stwierdzającego, że klient ma większy orzech do zgryzienia niz recenzent, który świeże gry dostaje za darmo. To pierwszy tekst jaki przeczytałem, w którym jakiś dziennikarz nie prawi frazesów na temat piractwa i tego, że jak kogoś nie stać to niech nie kradnie. Gdyby tak wszyscy frazesów posłuchali to dziennikarze głoszacy ową „ideologię” musieliby wybrać się do pośredniaka. Brutalna prawda o piractwie jest taka, że kwesteie finansowe przysłaniają moralne. Trudno człowiekowi, który ma jakieś 1000 zł netto rozrzutnie wydawać na jakies gierki, skoro mozna nie wydawać i grać. Trudno także dzieciakowi ktory np. dostanie 100 od dziadków, wydać taką kasę na byle co. Wszyscy wiemy, że gry po 20 zł świetnie się sprzedają pomimo ich nędznej niejednokrotnie jakości, więc wiadomo już ile powinny kosztować gry aby pozbyć się piractwa. Wracając do dylematów, to fraszka jest bardzo na miejscu, gdyż sam takie wewnętrzne rozdarcie przeżywałem nie raz. Tyle gier a tak mało czasu. Pieniędzy jeszcze mniej. . .