Od czegoś trzeba zacząć
Wspominałem już, że Wright nie jest typowym „komputerowcem”. Urodził się i dorastał w czasach, gdy pecetów nie było w każdym domu a konsole do gier praktycznie nie mieściły się w głowach nawet pisarzom science-fiction. Młody Will interesował się więc tym samym, co duża część z nas. Grał w gry strategiczne firmy Avalon Hill oraz budował modele. Jeden z nich (replika mostku znanego ze Star Treka Starship Enterprise) zdobył nagrodę na konwencie Trekkies.
Nie dla dzieci
Ciekawość świata nabył w szkole. Placówka edukacyjna do której uczęszczał nastawiona była na uczenie kreatywnego myślenia, budowanie osobistej motywacji oraz rozwiązywanie problemów przy użyciu dwóch wymienionych przed chwilą cech. Jak mówi bohater naszego tekstu: „Moja szkoła nauczyła mnie czerpać radość z odkrywania rzeczy. Pokazała mi, że można się zainteresować dość złożonymi sprawami, jak na przykład teoria Pitagorasa, poprzez zabawę drewnianymi klockami. Należy uczyć się w oparciu o własne reguły gry a nie czekać aż nauczyciel wszystko ci wytłumaczy”.
Wieczorami, po szkole, Wright siadał z ojcem na ganku swego domu i rozmawiał. Jednocześnie marzył o zostaniu astronautą. Chciał budować kolonie na innych planetach, by zwalczać problem przeludnienia.Gdy miał dziewięć lat, jego ojciec umarł na białaczkę.
Simsy robią balangę
Matka zabrała nastoletniego Willa i jego siostrę do swojego rodzinnego miasta Baton Rouge. Tam twórca Simsów trafił do przykościelnej szkoły, w której o dziwo został ateistą. W wieku szesnastu lat trafił na studia (Louisiana State University). Dwa lata później przeniósł się na Louisiana Tech. Z przedmiotów, które go interesowały był najlepszy na roku. Były to: architektura, inżynieria, historia wojskowości i ekonomia. Mimo to po dwóch latach rzucił szkołę, by przez lato roku 1980 jeździć buldożerem. Na jesień tego roku znów trafił na uczelnię. Tym razem na Manhattanie. Studiował tam robotykę. Budowanie robotów było jego drugą pasją po marzeniach o zasiedlaniu kosmosu. Po roku zrezygnował z nauki i wrócił do Baton Rouge.
Tam zamieszkał ze swoim najlepszym przyjacielem. Po pewnym czasie wpadł na jego siostrę, Joell Jones, starszą o jedenaście lat kobietę, którą znał z czasów kiedy był nastolatkiem. Do miasta przyjechała, by wydobrzeć po kontuzji ręki. Specjalnie dla niej, Wright zbudował mechanizm, składający się z gumek recepturek i kawałków metalu, który pomógł jej w rekonwalescencji. Tym romantycznym gestem zdobył serce Joell. Pobrali się w roku 1984. Dwa lata później żona urodziła im córkę Cassidy. Pan Sim obiecał swej drugiej połowie, że będzie się zajmował latoroślą by jego ukochana mogła trenować swoje umiejętności artystyczne. Spędzając czas z córką Wright wpadł na pomysł omawianej w poprzednim podrozdziale gry.
Will zawsze tworzył wielkie gry, do tej pory jestem fanem wszystkich jego pozycji i raczej już nim pozostanę na zawsze
Bardzo bardzo sympatyczny tekst. A postać pana Wrighta faktycznie niepowtarzalna i niesamowita. Cóż, geniuszy cechuje zawsze pewna „dziwność” 🙂
ten czas wole spedzac nad prawdziwym zyciem niz nad jego symulatorem 🙂
Kiedyś próbowałem zagrać w simsy ale dosyć szybko „odpadłem” od tej gry. Niemniej uważam ją za całkiem niezłą – dla odpowiedniej grupy graczy. Felieton jest bardzo fajny, pokazuje „drugie dno” powstawania gier komputerowych i ich twórcach. Może następny byłby o Davidzie Molynoux? Potem John Carmack. . .
Davidzie Molynoux? A nie czasem Peterze Molyneux? :PTekst o Wright’cie fajny, chociaz za jego grami specjalnie nie przepada. Zabawa w Simsach dla mnie konczy sie po zbudowaniu domu, a SimCity jest spoko, ale na chwile – pozniej juz nie chce mi sie w nie grac. Aczkolwiek przyznac musze, iz po Spore oczekuje bardzo wiele. Oczekuje, ze bedzie to gra na tyle dobra, by zmusic mnie chociaz do zastanowienia sie nad upgradem PC-ta.
Oczekiwania wobec Spore są rzeczywiście spore:). Tekst naprawde sympatyczny i możnaby nawet napisać sentymentalny (odnośnie postaci pana Wright’a). Choć nie przepadam za jego grami to jednak uważam, że to wizjoner który swoimi nowymi produkcjami potrafi oczarować ludzi bardziej niż Peter Molyneux.
„Pan Sim obiecał swej drugiej połowie, że będzie się zajmował latoroślą by jego ukochana mogła trenować swoje umiejętności artystyczne. Spędzając czas z córką Wright wpadł na pomysł omawianej w poprzednim podrozdziale gry. ” – potrzeba matka wynalazku – te Simsy pewno przez to, ze miał dosyć spełniania swojej obietnicy:P