Joystick to w mojej świadomości przedmiot wyjątkowy, jeśli nie kultowy. Nie chodzi nawet o to, że w zamierzchłych czasach jego posiadanie było symbolem statusu. To symbol nadludzkiej potęgi mojego własnego ojca :).
W czasach, kiedy komputery nazywały się jeszcze ZX Spectrum albo Atari XL, czyli za komuny lub tuż po jej upadku, posiadanie komputera było nobilitacją. Wszyscy koledzy z podwórka się schodzili i z wybałuszonymi gałami oglądali takie hity jak Jet Set Willy czy The Chequered Flag. Skoro posiadanie komputera dawało status pół-boga, posiadanie joysticka (czyli peryferium nie nadającego się do niczego innego, tylko do grania) wysyłało posiadacza prosto na Olimp.
Ja oczywiście nie miałem co marzyć o joysticku Kempstona do mojej Spektrumny, ale wtedy ludzie byli zdolni i mój kochany tato joystick mi… zrobił. Tak – ze starego ramienia od adaptera (dziś to się nazywa gramofon), czterech przycisków klawiaturowych do Mery 60 i kawałka kabelka. Ludzie, to naprawdę działało! Trochę się wstydziłem przed kolegami, że to coś nie wyglądało, jak prawdziwy joy, ale po latach doceniam ten wynalazek/prezent bardziej, niż cokolwiek innego.
Chyba każdy, kto gra na komputerze dłużej, niż 10 lat, miał swój joystick. Przeklinał go i kochał, w kółko musiał go centrować, bo osie uciekały, z fascynacją korzystał z grzybka POV i otwierał szeroko buzię na widok dwudziestu przycisków, które nareszcie pozwalały grać w Joint Strike Fightera jak Pan Bóg przykazał. Na joyu grało się też w zręcznościówki, sportówki, platformówki, a nawet strategie – The Settlers na dzielonym ekranie i z joyem w ręku to była prawdziwa frajda.
Ale potem przyszedł joypad. I schyłek popularności joysticków. Tacy joystickowi potentaci jak Saitek czy nawet Microsoft próbowali przyciągnąć klientów coraz większą liczbą knefli i niesamowitą (ponoć) precyzją oraz darmowymi przepustnicami w komplecie, ale wyrok został wydany i wyrok został wykonany – prawie nikt już dziś o joysticku nie pamięta, a chętnych do jego zakupu jest tylu, co nowych opcji w Windows Vista. Można by powiedzieć, że joystick odszedł z godnością, gdyby nie tak zwana świadomość masowa.
Po prostu zaśmiewam się do łez, kiedy w reklamach telewizyjnych, serialach takich jak „M jak Miłość” czy teleturniejach interaktywnych joystick wciąż się pojawia w pełnej krasie, jako atrybut nowoczesnych gier komputerowych. „Babciu, babciu, walczę z kosmitami” krzyczy ośmiolatek (przecież nikt starszy w gry nie gra), zagryzając język i wyżywając się na joysticku. Ciekawe, z jakiego magazynu rekwizytów w ogóle wyciągnięto tego joya i kto wpadł na pomysł, żeby w ten sposób krzewić kulturę grową. Rozumiem, że połączenie klawiatura+mysz i trzydziestoletni pan w okularach, krzyczący „żono, żono, już idę na kolację, tylko dokonam desantu w Arnhem” mógłby nieco zdziwić gospodynie domowe i wspomniane babcie, ale może niech nam nikt nie serwuje takich głodnych kawałków? Jakoś kiedy jeden z drewniaków-bliźniaków idzie do pubu, nie występuje tam kapela trubadurów z harfą tylko nowoczesny zespół popowy? Ech :).
Drodzy scenarzyści/twórcy kultury popularnej – proszę, dajcie joystickowi umrzeć w spokoju. Niech spokojnie bawi wąskie grono fanów symulacji lotu. Nie każcie tak zasłużonej postaci odchodzić przy salwach mojego śmiechu, kiedy pojawia się jako „wiodące peryferium komputerowe”. Te czasy już minęły. Naprawdę.
Ech pamiętam moje piękne dwa QuickShot II 🙂 podlączone do Międzymordza Kempston w moim ukochanym ZX Spectrum. Oj ale się szarpało dżoje.
Kiedyś chciałem kupić sobie cyfrowego dżoja do Swos’a takiego jak Quickjoy:) I co? nie znalazłem! Tylko analogowe wynalazki nijak nadające się do gry w sensi. To pokazuje, że era tych kontrolerów przeminęła. Pogodziłem się z tym i gram teraz na padzie z 360. Przypomniały mi się czasy jak mój ojciec grał z moim bratem latach 1992-4 w sensibile soccer na amidze, mój ojciec jest trochę porywczy i często podczas wkręcania „rogali” z połowy boiska łamał dzoje:) Kiedyś udało mu się nawet złamać joy nie do złamania, Quickjoy’a Topstar’a z uwaga stalowym drążkiem:)
Teraz wyparte przez Gamepady jednak ciagle niezastapione przy symulacjach lotniczych 😉
Są zastąpione, jak najbardziej. Joysticki IMHO mają sens w symulatorach wojskowych, bo też i w takich samolotach drążki są używane (i w Airbusach, wiem :> ). Latanie „na joysticku” jakąś cessną czy podobnym sprzętem po prostu ssie – można zapomnieć o precyzji i delikatnych ruchach (akrobacje zaś cessną jeśli się wykonuje, to tylko raz 😉 przy podejściu/starcie, ster kierunku w osi joysticka to pomyłka (zdziwić się można szczególnie podczas kołowania ;), zaś najbardziej przeszkadza autocentrowanie (a w cessnie nie ma trymu lotek :] ). Do latania samolotami cywilnymi służą wolanty, ale tu jest jeszcze większy dramat niż w przypadku joysticków – firma, która je produkuje, jest jedna, i życzy sobie $300 za komplet wolantu i orczyków. :/ Można kombinować i zrobić wolant samemu (sam się przymierzam), ale jasno z powyższego widać, że komputerowi piloci nie mają łatwego życia. 😉
Szacun dla Taty Wojtku. . .
😉 Dzięki, przekażę 🙂
Nic z tego! Ten niesamowity, falliczny kształt jest stokroć bardziej pożądany w reklamowym obrazie niż jakaś mdła, płaska klawiatura i posuwany rąsią po stole klocek zwany myszką. Ojej ale mi zdanie wyszło! Proszę bez skojarzeń! 😛
Oj, strach pomyśleć, co się stanie, kiedy wejdzie Valhalla 18+ :PRenesans joysticków? 🙂
Joystick nie umarł gry wszelkiej maści tematyki statków powietrznych aż się proszą o porządny „drągal”. Do tego jeszcze przepustnica i lecę na Hawaii :). To samo można by powiedzieć o kierownicach, tylko do samochodówek i umierają czy coś tam. . . bulshit ;P
HA! Quickshoty! Ale to były cudeńka technologiczne. Dla nie wtajemniczonych uściślę, że nie było tam żadnych mikrostyków, czy gumek przewodzących, za to znajdowały się we wnętrzu tego wysublimowanego wynalazku 4 porządne blachy, które to dociskaliśmy ruchem drąga do innych 4 blach. Cud miód. Blachy te oczywiście łamały się po jakimś czasie od ciągłego zginania w jednym miejscu, ale od czego jest głowa? Należało troszkę pokombinować i już po krótkiej chwili połamane blaszki zostawały wymienione na połówki ultrasprężystych i ultrawytrzymałych żyletek marki Polsilver. ;]Tu znowu dla niewtajemniczonych muszę dodać, że żyletki Polsilver to takie urządzenie, jeszcze sprzed czasów nożyków do golenia, służące głównie do zdejmowania sobie dużych połaci skóry z facjaty. Przy okazji co poniektórym udawało się czasami ogolić tym cudem. Achhhhhh. . . . . to były czasy, eeeee czy już to kiedyś mówiłem? ;]
Malacar skoro tak o V18 napomknałeś. . . to widzę że głodnemu chleb na mysli 😉
Moim pierwszym był też QuickShot do C64 (nie pamiętam modelu). Pamiętam jak padł przycisk fire. Wyszukiwałem wtedy gry w które można było grać bez fire’a (nie wiedziałem że można grać na klawiturze – chociaż to nie to samo). Wtedy właśnie polubiłem Tetrisa :D. Potem przyszedł czas na Quality Joystick II Turbo SV-124 które przetrawały do czasów Amigi i do dziś leżą (sprawne) gdzieś w piwnicy. Przetrwały tylko dzięki mojej i brata pomysłowości. QuickShota nie umiałem naprawić, nie wiedziałem że żyletki się do tego nadawały, ale QJ był na mikrostyki, a te były banalne w naprawie. Najczęściej zrywały się sprężynki, które zastępowaliśmy tymi z długopisów. Zapas długopisów w domu szybko został wyczerpany i deficyt tego cennego surowca uzupełniałem w sklepiku szkolnym 🙂 Najczęściej zrywały się podczas decathlon’ów a na Amidze podczas Mortal Kombat. Doszliśmy do takiej wprawy, gdzie odłączenie joy’a, rozkręcenie, wymiana zerwanej spreżynki, skręcenie i podłączenie zajmowało niewiele ponad minutę :)Polecam tego site’a. Z pewnością każdy znajdzie tu swój model.
sensei: głodnemu JOY na myśli 😀