Ale to jest w sumie oczywiste. Mimo to temat powrócił do mnie pod wpływem najbardziej niebieskiego z Wikingów i jego nowej maszyny. Co dziwne, w obudowie nie niebieskiej a czarnej. Choć to w sumie nie ma większego znaczenia – taka luźna dygresja. Tak czy siak Jolo ma teraz możliwość robienia tego, czego nie może już zrobić żaden pecetowiec z komputerem starszym niż rok – grać we wszystkie gry na najwyższych detalach, w horrendalnie wielkich rozdzielczościach.
W życiu każdego komputerowego gracza przychodzi raz na jakiś czas właśnie taki moment. Moment, kiedy można, na nowiutkim sprzęcie, odpalać wszystko jak leci nie martwiąc się o wymagania. A jak wpływa taki stan hardware’owego haju na stosunek do grafiki? Co prawda nie czułem tego od dość dawna – peceta mam tego samego od kilku lat – ale dobrze pamiętam to uczucie. Kiedy odpaliłem nową maszynkę i momentalnie zapomniałem o tym, że „grafika nie ma dla mnie znaczenia” i że „liczy się tylko gameplay”. Podziwiałem widoki i kunszt grafików oraz napawałem się mocą promieniującą z nowej skrzynki.
W takiej sytuacji wszystkie Wielkie Myśli Coppertopa spadały na dalszy plan zastąpione niczym niepohamowanym graficznym… podziwianiem (a czego się spodziewaliście?). Nie liczyło się to, że w Chrome, dołączonym do karty graficznej, nie było ni krztyny innowacji, żadnych naprawdę nowatorskich rozwiązań (choć gra jest w sumie bardzo przyjemna). Ważna była tylko dżungla i to, że mogę ją oglądać ze wszystkimi suwaczkami na maksa.
Kiedy zobaczyłem u Jolo Wiedźmina na pełnych detalach było dokładnie to samo. Kogo do diabła obchodzi to, że Biały Wilk nie potrafi skakać, skoro panorama Kehr Moren tak pięknie wygląda? Kto będzie roztrząsał, że Bioshock to właściwie lekko zubożony SystemShock wyswatany z Falloutem kiedy na schodach błyszczy parallax mapping z przepięknym specularem? W takiej chwili chyba nikogo nie nachodzi myśl, że grafika jest nieważna.
A co dzieje się później? Po jakimś czasie komputer już traci blask i trzeba przesunąć jeden suwaczek o kilka cyferek w dół… Potem drugi… Potem trzeci, ze świadomością, że w następnej grze będzie już trzeba zjechać i z suwaczkami i z rozdzielczością… Albo wyjąć portfel. I nie wiem jak Wy, ale ja po prostu zaczynam się właśnie wtedy robić marudny.
I przypominam sobie, że grafika się nie liczy. Nie chodzi o to, że w czasie świetności mojego peceta nie mam takiego zdania – po prostu zalew dopaminy skutecznie zagłusza te myśli. Kiedy szara rzeczywistość ponownie wybije się na pierwszy plan łatwiej jest wrócić do walki z niesprawiedliwością wymagań sprzętowych i bezsensem wyścigu zbrojeń – bo dotyka mnie bezpośrednio. Przypuszczam, że w pewnym stopniu paliwem jest też zgorzknienie wywołane choćby chwilą, gdy pojawiają się pierwsze gry, na których wymagania minimalne się nie załapuję. Ostatecznie, bądźmy szczerzy – czy którykolwiek pecetowiec narzekałby na pęd ku coraz lepszej (niekoniecznie fotorealistycznej, po prostu coraz bardziej zaawansowanej technicznie) grafice gdyby wszystko mu zawsze chodziło?
. . . to jest bardzo ludzkie chwalić to co się ma, mówiąc „. . . a mi więcej nie potrzeba, grafika nie jest taż tak ważna” . . . i tak się dzieje ze wszystkim, nie tylko z grafiką w komputerach. Na przykład z samochodami jest podobnie. . . dopóki nie „posłucha się innego silnika”. . . . Co do wyścigu zbrojeń, myślę, że on niedługo wyhamuje nieco. . . karty graficzne nie będą się starzeć aż tak szybko. Nie bez znaczenia jest też produkowanie gier na konsole i przy okazji na PC. Dlatego, że konsole są ograniczone wydajnościowo i trzeba się trzymać pewnych ram, a te ramy są takie, że dzisiejsze PCty potrafią więcej niż konsole. Oczywiście za jakiś czas będzie kolejna generacja konsol, ale nie przewiduję jakiejś dużej przepaści technologicznej pomiędzy nimi a PCtami z przyszłości. Gry stają się coraz bardziej skomplikowane i komplikowanie konsol jest bezcelowe. Już teraz tak jest, że wszystko opiera się na „Coś tam Engine” . . . nie ma czasu na pisanie silników od zera, przy tak skomplikowanym sprzęcie do zaprogramowania. . .
Nie zgodzę się z tym. Chciałbyś mieć w kompie proca 7x 3,2Ghz 128bit + 1x 3,2gHz64bit + 2x geforce 6800 w trybie sli (odpowiednik RSX PS3) i mega szybki ram. Na konsolach w tym momencie można robić dużo więcej niż na pececie (nie mówię o super pecetach za kilkanaście tysięcy zł), tylko kwestia tego, że tworząc gry bierze się największy wspólny dzielnik. Sam fakt tego, żeby gra była bardziej przenośna (w sensie programistycznym) trzeba zrezygnować z wielu aspektów programowania równoległego. Zobaczcie sobie tytuły w stylu Uncharted itd. Tam grafika rozwala, a gameplay nie pozostaje z tyłu 🙂
Bardzo trafnie opisane. Chyba każdy z nas rzuca sę do sprawdzania gier na maxymalnych detalach po zakupie nowego kompa. Czasem nawet nie całego kompa,a tylko jakiegoś podzespołu. Potrzeba nam potwierdzenia, że dobrze wydaliśmy pieniądze i różnica jest zauważalna. Ta zauważalna różnica jest nawet bardziej potrzebna gdy potrzebujemy do dokonania upgradu czyjejś akceptacji lub pieniędzy ( partnerki / rodziców). Mnie osobiście te zachwyty przechodzą nawet szybciej niż Coppertop opisał. Dwie, trzy godziny i jeżeli gra nie oferuje czegoś więcej niż grafika to przepada. Potem zauważam jeszcze jakieś szczególnie dobre efekty albo inne szczegóły. Potem już powszednieje wszystko i nie ma się czym zachwycać. Euforia u mnie jest dość krótka.
No, to fakt Wiedźmin na fulldetail zwala z nóg i to bardziej niż kilka antałków mocnej gorzałki z Kaer Morhen 😉 Co do grafiki jako takiej, nie chodzi tu o to, że wciągająca gra z dobrym scenariuszem wcale jej nie wymaga. Chodzi o to, że miodność rozgrywki i zawiłości scenariusza całkowicie rekompensują brak dobrej grafiki, co wcale nie oznacza, że jeżeli była by ona na odpowiednio wysokim poziomie, gra by na tym nie zyskała. Wręcz przeciwnie. Chodzi mi o to, że grafika jako taka nie determinuje jakości samej gry, jest jej uzupełnieniem, pysznym sosem, którym zalewamy bardzo smaczne danie. Czym lepszy sos, tym potrawa bardziej smakuje, ale samym sosem się raczej nie najemy.
Siedzą u Jola i grają ach wy!
ja raczej staram sie byc non stop na biezaco, tj jak by ktos mogl powiedziec – mam caly czas kompa okreslanego mianem maszyny do gier. a mimo to uwazam ze grafika nie jest wazna (ale jak juz mam wybor TEJ SAMEJ gry, z tym samym gameplayem etc to wole zagrac na max detalach. . . ;))
carnaś —> było całkiem udane „install party”, to fakt 🙂 Nie obyło się bez sakramentalnych coppertopowych „a na linuxie to by tego głupiego czegoś nie było” 🙂 No i połupaliśmy faktycznie chwilkę w Bioshocka podziwiając wodę (jakbyśmy sobie kranu nie mogli odkręcić w łazience. . . ). Podsumowując – weekend należy uznać za udany, pomimo tego, że droga od Coppera do mnie to „tylko” 1. 5h jazdy komunikacją miejską 😀
Przynajmniej kiedy były tylko PC było się pewnym, że tak czy tak da się w grę zagrać, a teraz ? musisz kupić 2-3 konsole, albo jesteś zdany a łaskę leniwych twórców giermnie nie sprawia trudności zaniżenie detali na minimum, bo i tak zawsze czerpię radość z gry, fabuły itd, grafika gdzieś na końcu
b4ah- ja czekam na „ZabijSwójPcEnigne” :f
Tu był mój głupi wpis, proszę o skasowanie.
Tak na marginesie toczącej sie wciąż dyskusji konsola vs pc, mam kilka wątpliwości. Otóż dlaczego niby przyjeto, że wszystkie produkcje na konsole to graficzne arcydzieła?Dlaczego jest założenie, że nigdy nie wystepują problemy ze zwalnianiem akcji?Biblioteka pozycji na taka choćby ps2 w tej chwili przekracza zdaje sie 3000 pozycji. Czy naprawdę we wszystkich widzimy to samo? Czy wszyscy programiści wykorzystywali 100% możliwości? Delikatnie mówiąc chyba nie.
@Jerry71Chyba się nie zrozumieliśmy. Chodziło mi o to, że w konkretnej grze na konkretnej konsoli każdy konsolowiec zobaczy grę taką samą. Na przykład kiedy Ty i Twój kolega odpalicie Gears of War na XBoksie 360 to obaj zobaczycie na pewno taką samą grafikę, zaś to, co zobaczysz w pecetowym Gears of War (i czy w ogóle go zobaczysz) zależy od konfiguracji Twojego komputera.
Zgadzam się z tym, konsole mają przewagę taką że wszystkie gry wyglądają identycznie na wszystkich urządzeniach i nie trzeba się martwić o konfigurację. Z drugiej strony w PC można sobie pozwolić na upgrade sprzętu z prostej przyczyny. Ceny gier na PC są tak niskie w porównaniu do tych na XBox czy PS że po zakupie kilku egzemplarzy zostają pieniądze na nową kartę/ drugą do SLI. Tak więc moim zdaniem bardziej opłacalne jest ( dla tych którzy dużo grają ) posiadanie PC i częstsze wymienianie w nich podzespołów niż posiadanie konsoli i wydawanie kupy kasy na gry. Dowód matematyczny: ;]4 gry na Xbox = (~220 PLN * 4) = BFG GeForce 8800 GT OC2 + oryginalny Assasins Creed i na piwko jeszcze zostaje 🙂
Konsole były wcześniej.
konsola wyewoluowała z komputera, ot co, pozaty mówie o rynku europejskim (czyt. polskim), gdzie po czasach pegasusa nie było praktycznie niczego prócz PC
Jeśli w podobny sposób mógłbyś powiedzieć, że np tel. komórkowy wyewoluował z komputera (używając tego słowa bardzo ogólnikowo), jak i sam PC (jako architektura, choć to dość koślawe porównanie) również, to się zgodzę. W przeciwnym wypadku daty mówią same za siebie :).
No nie można patrzeć na rynek gier przez pryzmat tego naszego malutkiego polskiego. Bo przecież przed „pegasusami” (czyt. NESami), a co za tym idzie i przed PeCetami, istaniały już jakieś pierwsze konsole 8-bitowe (najbardziej znana chyba przez wszystkich Atarynka 2600, wcześniej jako VCS). Na równi z pojawieniem się pierwszych PC narodziły się oczywiście „growe” komputerki, takie jak C64, ZXS, ponadto przynajmniej dwie liczące się konsole: NES, SMS. Także moim zdaniem nie można powiedzieć, że kiedyś wystarczyło mieć PC, żeby grać we wszystko. Powiedziałbym, że teraz mamy nawet łatwiej niż w drugiej połowie lat 80 :).
shadow – byly czasy ze ludzie sie zagrywali ale nikt nie wiedzial co to jest pegasus. potem dowiedzileli sie o nim ludziei ktorzy mieli I komunie 😉 dla mnie pegausus nigdy nie byl prawdziwa konsola, to byla tak zwana podpierdolka. po prostu ktos zwietrzyl okazje na tym ze do polski w tamtych czasach nie dotarly prawdziwe konsole. a to cos bylo z 10 lat do tylu jesli chodzi o technologie.
E tam zacofane, Mortal Kombat na to wyszedl 😛 A w ogole to Pegasus to bylo to samo co NES, tylko w innej obudowie i z innymi cartridgeami (tzn. gry te same byly, ale gry z NESa nie szlo uzyc )
Ja bym tę zależność nazwał po imieniu – hipokryzją 😉 Jak mamy porządny sprzęt i wszystko nam śmiga na najlepszych ustawieniach to podniecamy się wszystkim od efektów po radochę z grania, a jak PCtowej mocy braknie to zjeżdżamy z suwaczków, dorabiając sobie ideologię pt. grafika to nie wszystko. Pewnie, że nie wszystko, ale w dzisiejszych czasach lubimy się nią ekscytować na równi z pozostałymi aspektami gry 😉