Miało być rewolucyjnie, a nie jest. Nowe screeny może i wyglądają nieźle, ale do rewolucji tej grze z pewnością daleko. Zresztą oceńcie sami.

Nie jestem w stanie podekscytować się najnowszym dziełem Rockstara – ordynarnym symulatorem Ping Ponga. Okej, trochę mijam się z prawdą. Bynajmniej nie jest to wierna symulacja sportowa, ale raczej intrygująca interpretacja gier z automatów, tyle tylko, że z zacięciem sportowym. Ordynarność więc jako taka nie występuje, przynajmniej nie najpierwszy rzut oka.

Mamy tu ruchy specjalne, odblokowywanie postaci, dokupywanie akcesoriów i multum innych drobiazgów, które w żaden sposób nie wpływają na fakt, że oto mamy do czynienia z quasi-symulatorem prawdopodobnie najgorszego sportu na świecie. Przygotujcie się, bo oto otrzymacie grę serwującą pakiet emocji nieznany od premiery pierwszego Ponga.

Różne pojawiają się tłumaczenia tego ewenementu. Najpopularniejsze głosi, że Ping Pong to sposób na ucieczkę Rockstara i Take Two od kontrowersji związanych z Grand Theft Auto, na zasadzie „patrzcie, robimy też grzeczne gry!”. Co jednak gorsze, Rockstar osiągnął już taki status, że recenzenci ekscytują się dowolnym kawałkiem miałkiej papki, jaką firma wypuści – nawet ping pongiem. PING PONGIEM!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here