Premiera piątej odsłony Silent Huntera tuż tuż. Dzięki uprzejmości Ubisoftu mieliśmy możliwość rzucić okiem na to co szykują dla nas twórcy w najnowszej części „Cichego łowcy”. Czy zmiany jakie zapowiadano sprawią, że w serię wstąpi nowy duch? Czy piąta część okaże się lepsza od średnio udanej czwórki? I przede wszystkim – jak to jest przespacerować się po u-boocie? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście.

Wielkie miecze, bohaterowie o zniewieściałym wyglądzie, przez który dla wielu są nierozróżnialni względem kobiet i urocze, śmiertelnie niebezpieczne kobiety. To elementy, które w japońskich grach przewijają się nader często. Nie brakowało ich również w dotychczasowych pozycjach ze znanej serii Devil May Cry. Czy i tym razem będzie podobnie? A może jednak Capcom odejdzie trochę od typowo japońskich klimatów, by stawić czoła twórcom znakomitego God of War 2? Tego dowiemy się już niebawem, a tymczasem zapraszam do przeczytania zapowiedzi DMC4.

Wielu graczy spisało przygody Dantego na straty po premierze drugiej, niezbyt udanej części serii. O ile popularna „Jedynka” swego czasu zamieniała źrenice przeciętnego posiadacza PlayStation 2 w pięciozłotówki, a szczękę w łyżkę koparki jednonaczyniowej, o tyle jej kontynuacja zawodziła praktycznie na wszystkich frontach. Na całe szczęście ekipa Capcomu nie poddała się i w 2005-tym roku wypuściła na rynek bardzo dobry prequel, o podtytule Dante’s Awakening. Nie był on co prawda godnym przeciwnikiem dla opowieści o Kratosie i jego zatargach z antycznymi bóstwami, ale pozwolił fanom białowłosego bishonena z optymizmem patrzeć w przyszłość. Przyszłość, która kryje się pod liczbą 2008, bo to właśnie w tym roku ma zostać wydany Devil May Cry 4.

Już teraz wiemy, iż gra z całą pewnością trafi na dwie najpotężniejsze konsole trwającej generacji – PlayStation 3 i X360 oraz na komputery klasy PC. Ten fakt jest pewną nowością w serii, bowiem dwie pierwsze jej części dostępne były tylko na sprzęcie od Sony. Trzecia trafiła jeszcze, z dość sporym opóźnieniem, na „blaszaki”, tak więc DMC4 będzie debiutem Dantego na sprzęcie ze stajni Microsoftu.

Gdzie ten Dante?

Nas jak zwykle najbardziej interesują kobiety

A właśnie co do głównego bohatera poprzednich części serii – niestety, traci on tę posadę. Czemu niestety? Bo pałeczkę przejmuje od niego niejaki Nero, który nawet w porównaniu z bardzo specyficzną i przynajmniej przeze mnie nie darzoną sympatią postacią Dantego wypada mało ciekawie. Choć podobieństwo pomiędzy obydwoma herosami jest niezaprzeczalne, a sposób walki niemal identyczny, to jednak „ten nowy” ma w sobie coś odpychającego. Przy swoim poprzedniku prezentuje się on po prostu infantylnie. O ile przesadzone luzactwo młokosa Dantego z trzeciej części niesamowicie mnie irytowało, o tyle w pierwszym DMC prezentował się on co najmniej ciekawie. A teraz? Teraz mamy jakiegoś zakochanego nastolatka, który przeżywa swoją wielką miłość akurat w momencie, kiedy trzeba wyciąć w pień tyle demonów, ile tylko podejdzie pod miecz. Oczywiście w pewnym stopniu wyolbrzymiam sprawę, ale jednak mnie osobiście postać Nero zupełnie nie pasuje do koncepcji Devil May Cry.

Na całe szczęście, w najnowszej odsłonie DMC Dante nie zniknie zupełnie i mimo tego, iż syn Spardy zostanie odsunięty na troszkę dalszy plan, to wciąż będzie on postacią grywalną, która choć troszkę odciąży podobnych mnie sceptyków, którym nowy protagonista do gustu nie przypadł.

Wrócić mają też inne postacie, znane z wcześniejszych odsłon. Przez jeden z trailerów przewija się kobieta łudząco podobna do Trish, znana z pierwszej części serii. Poza tym, mógłbym przysiąc, iż na którymś filmiku widzimy również Lady, o której słuch zaginął po wydarzeniach ukazanych w Dante’s Awakening.

Czym?

Powtarzać się nie chcemy, ale…

Bronie, przy których użyciu można było siec, tłuc i faszerować ołowiem z pewnością są jednym z istotniejszych elementów tej serii. Już na samym początku należy nadmienić, iż ci, którzy chcieli ponownie powalczyć przy użyciu Spardy nie mają innego wyjścia, niż powrót do pierwszego Devila. W DMC4 Dante wyposażony jest w Rebellion – miecz chyba nie mniej znany, niż ten, którym posługiwał się ojciec bishonena. Poza tym, na jednym z dotychczas opublikowanych trailerów główny protagonista poprzednich części jest zaopatrzony w odpowiednik Ifrita (DMC1) i Beowulfa (Dante’s Awakening). W każdym bądź razie – nowy gauntlet Danteusza prezentuje się bardzo imponująco i bardzo liczę na to, ze w praktyce będzie choć w połowie tak morderczy, na jaki wygląda.

Nero rzecz jasna również ma ekwipunek, którego pozazdrościłby mu niejeden wysokopoziomowy bohater dowolnego RPG-a. Na pierwszy plan wysuwa się tu demoniczne ramię znacznie zwiększające możliwości naszego bohatera. Poza tym, w swoim arsenale „nowy” w serii Devil May Cry bishonen musi mieć miecz. Istotne nie jest jednak to, że Nero ma miecz, a to, iż nie musi on, w przeciwieństwie do Dantego, przełączać się między broniami, by walczyć dwiema naraz. Potrafi on bowiem jednocześnie korzystać z ostrza, którym biegle włada oraz niezwykłej ręki o nadludzkiej sile.

No właśnie

Dodajmy do tego fakt, iż tradycyjnie w ekwipunku bohaterów znajdzie się broń palna i już teraz mamy bardzo ciekawy asortyment, choć o wielu śmiercionośny zabawkach, które odkryte zostaną w późniejszych etapach gry wciąż nic nam nie wiadomo. W tej kwestii jednak spokojnie można być dobrej myśli, bo ekipa Capcomu już parę razy pokazała, że na czym, jak na czym, ale akurat na implementowaniu do swoich gier ciekawych broni to oni się doskonale znają.

I kogo?

Slashery, jak zresztą dobitnie pokazuje nazwa, opierają się w głównej mierze na walce. A poprzednie Devile zasłynęły między innymi właśnie niesamowitymi potyczkami z bossami. „Szefowie” byli niezwykle wymagający, potężni i niejednokrotnie o wiele więksi od Dantego. Choć i od tej reguły oczywiście są pewne wyjątki jak Nevan, Doppleganger, czy choćby brat głównego bohatera wcześniejszy odsłon – Vergil (w jedynce zwany Nelo Angelo). Do dziś pamiętam, jak męczyłem się z lodowym Cerberusem z Dante’s Awekening i jak pierwszy raz zobaczyłem spadającego z sufitu Phantoma, który chyba najbardziej naprzykrzał się podczas gry w część pierwszą.

Wszystko wskazuje na to, iż również w przypadku DMC4 Capcom zadba o to, by przed graczami stanęło odpowiednie wyzwanie, wiążące się z setkami wymruczanych pod nosem przekleństw i godzinami spędzonymi na ciężkim treningu. Dla tych, którym do gustu przypadły pojedynki Dante – Vergil/Nelo Angelo mam doskonałą wiadomość – w najnowszym Devilu również nie zabraknie starć tego typu. Zdecydowanie najlepiej zapowiada się walka właśnie z Dantem, którego Nero ściga za to, iż posłał jego przyjaciela-demona (oczywiście główny bohater nie wiedział o tym drobnym szczególe) do Krainy Wiecznych Łowów. Poza tym, w dotychczasowych filmikach prezentujących grę pojawiła się jeszcze dwójka potencjalnych bossów będący ludźmi. Albo przynajmniej humanoidami.

Oczywiście oponentów większego kalibru też nie mogł zabraknąć. Najbardziej efektownie na dzień dzisiejszy prezentuje się wprost gargantuiczny stwór, z wyglądu przypominający dinozaura. Rzecz jasna włada orężem większym niż cały Nero, nie wspominając nawet o tym, iż cały płonie, na wzór Balroga z Władcy Pierścieni. Niestety, na bardzo efektownym wyglądzie i wielkich rozmiarach kończą się zalety tegoż „szefa”. Z trailera wynika bowiem, iż jest on tak niemiłosiernie powolny, że aż żal się robi, jak się patrzy na Nero z dziecinną łatwością przeskakującego nad ognistym ostrzem i bezproblemowo masakrującego sporawego przeciwnika. Oczywiście pokazany był tylko krótki fragment tej potyczki, ale czy nie byłoby lepiej, gdyby tego bossa uczynić mniejszym, a szybszym i mniej pokracznym? Nie mówię tu o tym, aby od razu wciskać go w koszulki opatrzone literką „S”, czy też „M”, ale gdyby na przykład miał rozmiary Geryona albo Phantoma, to myślę, że byłoby jak najbardziej OK., a walka z taką kreaturą z pewnością zyskałaby na dynamice i szybkości. A przecież to właśnie te dwie cechy powinny charakteryzować pojedynki w Devilu.

Z wielkich przeciwników, których do tej pory dane nam było ujrzeć warto jeszcze wymienić latającego węża i coś, co najprawdopodobniej było gigantyczną rośliną, usiłującą zjeść Nero, ale głowy sobie za to stwierdzenie uciąć nie dam, zważywszy na to, że rzeczoną dwójkę można było obejrzeć tylko w bardzo krótkich fragment cut-scenek, pozbawionych gameplay’u.

Oczywiście nie samymi boss-fightami stoi slahser. Lwią część takiej gry stanowi wesoła i niezobowiązująca młócka zwyczajnych, niezbyt groźnych demonów. W Devil May Cry 4 najbardziej pospolitymi wrogami będą najprawdopodobniej znane już od początku serii manekiny lub jakieś im podobne mutanty. Poza tym, wygląda na to, że zwykłymi oponentami po raz pierwszy w historii DMC staną się ludzie. Mianowicie – przyjdzie nam skrzyżować miecze z przedstawicielami swoistego zakonu wyznawców Spardy, którzy czczą go jak Boga. Swoją drogą – Nero ponoć ma być jednym z nich, co wprowadza do fabuły pewne zawiłości, ale na ich rozwikłanie prawdopodobnie przyjdzie nam czekać aż do premiery gry. W szeregi przeciwników wstąpią też ogniste ogary i bardzo ciekawe, lodowe stwory, które posiadają umiejętność błyskawicznej teleportacji. Walka z nimi wygląda naprawdę świetnie – jest bardzo dynamiczna i wymagająca. Przeciwnik bez przerwy próbuje zajść gracza od tyłu, raz po raz pojawiając się za jego plecami. Właśnie czegoś takiego oczekuję od DMC4 – oby jak najwięcej tego typu kreatur na drodze Nero i Dantego!

Next-gen? He-he.

Z bólem stwierdzam, że Devil May Cry 4 wizualnie nie prezentuje się wybitnie. Oczywiście – już trzecia część nie zwalała z nóg swoją grafiką, ale przecież Capcom niejednokrotnie już pokazał, że wie jak robić gry olśniewające, których wizualne zalety i ślepy by zauważył. Najnowszy Devil natomiast taki nie będzie. To po prostu kawałek niezłej, zwłaszcza designerskiej, roboty, która dziś po względem technicznym nikogo nie zachwyci. Pocieszyć się można natomiast tym, iż wszystko będzie działać w 60-ciu klatkach na sekundę i o jakichkolwiek zwolnieniach animacji nie może być mowy. A jeśli takowe się pojawią, to ekipie Żółto-Niebieskich będzie przysługiwał darmowy kop w tyłek od każdego poirytowanego gracza. A takich z pewnością by nie brakło.

Oprawa audio też nie jest jakoś specjalnie oszałamiająca. Muzyka z trailerów, była przyjemna dla ucha i klimatyczna, ale obawiam się, że można ona wypaść z głowy szybciej, niż się weń znajdzie. Trochę gorzej z melodią towarzyszącą walkom, która nawet nie umywa się do metalowego kawałka, jaki znakomicie zagrzewał do walki w części poprzedniej. Teraz jest jakoś niemrawo i odrobinę zbyt spokojnie. O voice-actingu też nie będę się wypowiadał w samych superlatywach. Nie znaczy to oczywiście, że jest on zły – takie twierdzenie byłoby sporą nadinterpretacją. Ale nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia i czuję, że aktorzy dubbingujący dane postaci momentami mogłyby się trochę bardziej przyłożyć. Na koniec tego akapitu wspomnę jeszcze o tym, co wybitnie mnie poirytowało. Mianowicie – dźwięki wystrzałów. Brzmią tragicznie. Zamiast odgłosów broni palnej z prawdziwego zdarzenia podczas faszerowania demonów ołowiem, usłyszymy jakieś żenujące, wybaczcie określenie, popierdywanie. Jeśli więc o szeroko rozumianą oprawę chodzi – jestem na „nie”, choć zdaję sobie sprawę z tego, iż to nie ona będzie w tej grze najważniejsza.

Parzysta klątwa?

Pierwsza i trzecia część były udane. Drugą natomiast można spokojnie wrzucić do worka z niewypałami. Oby więc nie okazało się, że przedstawiciele serii Devil May Cry z parzystym numerkiem w tytule zawodzą. Nie chcę być złym prorokiem, ale mnie osobiście czwarty DMC jak na razie do siebie nie przekonuje. Nie skreślam tej produkcji na co najmniej pół roku przed jej premierą, ale na dzień dzisiejszy w DMC4 nie ma niczego, przez co wyczekiwałbym tej gry z wywieszonym językiem i wypiekami na twarzy. Oczywiście – ciekawy zestaw przeciwników, możliwość walki dwiema broniami jednocześnie i wśrubowany poziom trudności jednoznacznie przemawiają za przygodami Nera, ale jednak, to dla mnie za mało, by mieć pewność, że z tego tytułu wyjdzie rywal godny postawienia na półce obok pudełka z przedstawicielem serii God of War. Jestem jednak dobrej myśli – w pół roku można naprawdę wiele zrobić i Capcom ma jeszcze czas na to, by z Devila czwartego uczynić grę Wielką przez duże „W”.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

9 KOMENTARZE

  1. Super zapowiedź. Prawie dokładnie oddaje moje odczucia względem serii i nadchodzącej części. Tyle, że moje są jeszcze bardziej negatywne 🙂

    • Super zapowiedź. Prawie dokładnie oddaje moje odczucia względem serii i nadchodzącej części. Tyle, że moje są jeszcze bardziej negatywne 🙂

      Ale z natury jesteś raczej optymistą? 🙂

  2. Tyle, że moje są jeszcze bardziej negatywne 🙂

    Alez moje odczucia wcale nie sa negatywne. Oczywiscie, nie przecze temu, ze od czwartego Devila wymagam troche wiecej niz jak narazie zobaczylem, ale nie uwazam, ze ta gra bedzie cienka. Gdybym mial dzis strzelac, na jakie oceny zasluzy w prasie (od tych faktycznych jakie dostanie trzeba bedzie odjac conajmniej jeden punkt – DMC jest przesadnie hype’owane) to stawialbym na siodemki (moze 7. 5). Czyli niezla gra, ale jednak possible skip ;]

  3. Mnie się nie podoba zmiana bohatera. . . co to za frajer z tego Nero?! I na youtube jest pokazane jak rzuca Dantem po całej sali. . . no ludzie! Przecież jego złapać najpotężniejsze demony nie mogły a tu jakiś młokos go łapie od tak. Może po prostu chcą zaprezentować go dobrze , ale ciemno to widze. . .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here