Dzisiejszy wpis nie będzie dotyczył gier, ale netu, czyli przestrzeni, która stała się płaszczyzną naszych spotkań – tu na Valhalli.
Choć wiem, że wśród naszych czytelników znajdują się prawdziwe dinozaury obcowania z siecią ja też mogę się poszczycić niezłym stażem. Mój pierwszy kontakt z Internetem to okolice 1996 roku. Korzystając z tego, że mój kumpel nabył cudowne urządzenie zwane modemem pierwszy raz zobaczyłem co to znaczy być podłączonym. Oczywiście Internet połowy lat dziewięćdziesiątych wyglądał zgoła inaczej niż dziś. Polska podłączyła się do sieci w 1991 jednak jeszcze przynajmniej przez 3 lata dostęp do sieci był ograniczony właściwie tylko do środowisk uniwersyteckich. Połowa 1996 roku to nie tylko moja pierwsza wizyta w necie, ale też uruchomienie przez TPSA numeru dostępowego. Ciąg cyfr 0202122 szybko stał się dla tysięcy młodych Polaków liczbą magiczną. Obciążenie było tak potworne, że kiedy na początku 1997 już z własnego modemu próbowałem się wbić do sieci to zajmowało to średnio… godzinę! Każdy ówczesny internauta już po dźwiękach wydawanych przez modem potrafił określić czy tym razem się uda czy będzie trzeba ponowić próbę. Okupowanie linii telefonicznych wiązało się oczywiście nie tylko z blokowaniem telefonu rodziców, ale też z obciążaniem ich rachunku czasem nazbyt wysokimi kwotami.
Szybko olbrzymią popularnością zaczęły cieszyć się programy liczące czas połączenia, a nawet przeliczające to na ilość złotówek, które będziemy musieli zapłacić za swoje wojaże. A było to surfowanie zupełnie inne niż dziś. Była to sieć bez google, Gadu-Gadu, Skype’a i innych wynalazków, które dziś wydają się integralną częścią sieci. Był to świat e-maili, IRCa, rodzących się wszelkiej maści czatów i prymitywnych stron WWW. Olbrzymią popularnością cieszył się stworzony w 1996 komunikator ICQ. Dopiero cztery lata później pojawi się Gadu-Gadu. Do dziś ludzi dziwi mój czterocyfrowy numer GG. Żeby było zabawniej większość przypuszcza, że w jakiś sposób go sobie załatwiłem (?). W głowie się im nie mieści, że po prostu kiedy rejestrowałem się do systemu ilość osób w nim nie przekraczała 10-u tysięcy.
Należy też zaznaczyć, że wspomniane strony WWW niczym nie przypominały dzisiejszych. Próżno było tam szukać dynamicznych elementów, czy tym podobnych atrakcji – zupełnie normalnych i powszechnie występujących dziś. Strona internetowa Gazety w roku 1996 i 1997 to zaledwie zbiór linków prowadzących do nagusieńkich tekstów. W tym samym (1996) powołana została do życia pierwsza Valhalla, która błyskawicznie stała się ulubionym miejscem wszystkich usieciowionych graczy w Polsce i jedną z najczęściej odwiedzanych stron polskiego internetu.
Rok 1997 to rewolucja w dziedzinie grania – narodziny BattleNetu. Pamiętam, że kiedy kumpel zademonstrował mi jego działanie byłem zszokowany. Dobre kilka dni przeżywałem, fakt grania wspólnie w Diablo z człowiekiem z Australii, USA i bodajże jakimś Niemcem. Pal licho, że połączenie co chwila się rwało, lagi były niemiłosierne i właściwie tak naprawdę więcej to wszystko miało wspólnego z torturą niż z przyjemnością gry przez net znaną dziś. Niesamowitym był sam fakt gry z kimś z drugiego końca świata – na własnym komputerze!!!
Dziś Internet to źródło rozrywki, informacji, miejsce zakupów, spotkań ze znajomymi. To nieprzebrana liczba stron internetowych oferujących treści błahe i poważne. To projekty naukowe takie jak m.in. SETI, które opierają się właśnie na społeczności internetowej czy serwisy społecznościowe jak ciesząca się ostatnio wielką popularnością nasza-klasa.pl.
Internet przez te kilkanaście lat ewoluował. Co więcej, jego ewolucja postępuje w tak szaleńczym tempie, że dziś dla wielu osób wydaje się on niezastąpiony, czy wręcz jest gwarantem ich egzystencji stając się źródłem ich utrzymania.
Czy my, społeczeństwo początku XXI wieku potrafimy funkcjonować w oderwaniu od Internetu? O ile jeszcze 5 lat temu zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to możliwe o tyle dziś nie zdobyłbym się na tak odważną tezę. Z każdym rokiem Internet wiąże nas ze sobą coraz bardziej stanowiąc nie tylko źródło rozrywki czy alternatywy dla innych mediów, ale w pełni wkraczając w nasze życie prywatne i zawodowe. Normą stało się, że pracodawcy oczekują od nas bycia on-line, sprawdzania skrzynek służbowych i tym podobnych rzeczy.
Dla wielu Internet jest ostoją wolności – symbolem swobodnej aktywności społecznej.
Wolni, niczym nieskrępowani ludzie? A może zaplątani w sieć niewolnicy?
Kolejny fajny material 🙂 ale mi poprzypominałeś stare dobre czasy kiedy to pierwszy u siebie na „dzielnicy” miałem internet. . . Pamiętam te pielgrzymki ludzi przychodzących do mnie żeby tylko zobaczyć jak to wygląda. Jak kumple zobaczyli battlenet to prawie sie z wrażenia posikali 🙂 Pamiętam że pierwszą osobą z która wymieniłem ze 2 zdania był jakiś gracz z Japonii. . nawet pamiętam jakie temu wydarzeniu uczestniczyło samopoczucie. . . Dziwnie szybciej bijące serce i przecieranie oczu z niedowierzania że na prawdę jestem na mapie w kolesiem z JAPONII !Nic nie przebije mojego pierwszego dnia z internetem w domu. . . wpadł kumpel który czytał całego CHIPA w przeciwieństwie do mnie dlatego skonfigurował mi słynne połączenie PPP PPP 🙂 020 21 22 :). . . Połączyliśmy się, odpaliłem onet bo tylko taka stronę znałem. Połączenie trwało jakieś 10 min a ja już sie bałem że się nie wypłacę za rachunek (tzn moi rodzice). Po tym zdarzeniu zaproponowałem żeby kumpel wpadł wieczorem to się połączymy na dłużej może 12 min 😀 Tak jak się umawialiśmy wpadł. . . próba 1 połączenia nic. . . 2 3 4 5, 10, 20, 100 dalej nic. Kolega w tym czasie podnosił z nudów moje ciężarki a machał tak nimi jakieś 2 – 3 h kiedy to próbowaliśmy się połączyć. Z serfowania nie wyszło nic może poza tym że znajomy następnego dnia nie umiał rąk podnieść 😀 Po tym zdarzeniu okazało się że mój modem był padnięty i kochany optimus gdzie kupiłem kompa wymienił mi go z 28800 na 32000 (co najfajniejsze za darmo)! kosmiczny jak na te czasy przeskok szybkości 🙂 Oj wspominać można naprawdę wiele podobnych sytuacji. Później pierwsze fora, pierwsze klany w quake, ściąganie jakichś modów, aż mi się teraz buzia uśmiecha jakie to były piękne czasy. Najgorsze jest to że ówczesna „młodzież” tego nie zrozumie bo teraz się liczy ile Mbit ma łącze a nie to że wykupując pakiet 45 h w TPSA na modemie wykorzystało się już 45h a dopiero 10 dzień nowego miesiąca. . . 😀 pozdrawiam starych wyjadaczy !
No ja zaczynałem w 1994 – Technikum Łączności w Krakowie i pierwsze kroki w pokoju internetowym (1 serwer szkolny, 1 router i 5 stanowisk). Tryb tekstowy i lynx. . . pamiętam pierwsze emocje związane z obejrzeniem strony w netszkapie i totalny okrzyk i opad szczeny gdy zobaczyłem animowane gify ;-)Godziny spędzane na IRC, na „hakowaniu” kont w innych szkołach, na fakemailach (telnet na 25 port ;-). . . Stanie w kolejce z paczką dyskietek w redakcji Gazety Wyborczej żeby zgrać jakiś nowy program do wykorzystania w internecie. MOD’y i dema 64k. MUD’y. . . To były czasy. . . Emocje na każdym kroku Teraz siec jest zasr. . . przepchana sie znaczy wszechobecnymi reklamami, animacjami, video, wszystko wydaje głosy. . . nie ma już tej magii. Po prostu kolejne narzędzie wykorzystywane już niemal bezwiednie.
Teoretycznie należę do pokolenia daty 91, a więc młodego, jednak zaczynałem wcześnie. Liznąłem uroki biegania z dyskietkami, modemu i emocji ze stronę mającą gify animowane. Może kojarzycie, była kiedyś taka strona, zbudowana w pełni z gifów, cała się ruszała skakała i w ogóle, to był bajer. Pamiętam jak siedziałem na niej z godzinę, a potem opieprz za rachunek był 😀
Alez Wam zazdroszcze panowie 🙂 Totzto musialobyc cos absolutnie niesamowitego. Jak pierwsza swietna gra, ksiazka, czy film, albo i pierwsza ulubiona plyta 😀 Ja zaczynalem swoja zabawe z internetem od modemu, na przelomie wiekow, wiec juz jako tako to wygladalo, totez nie moge sie takimi wspomnieniami pochwalic 🙁
same here, ale mimo wszystko piski modemu pamietam do dzis i czasami nawet za nimi tesknie 😛
Heh, a pamiętacie taki wynalazek jak BBS? To komputer podłączony bezpośrednio pod numer wdzwanialny. Coś na kształt bardzo wczesnego FTP. Łączyło się z nim za pomocą określonego numeru telefonicznego i już mogłeś szperać po katalogach i ssać demoscenowe łakocie ;] Jak teraz o tym myślę, to traktuję to jako wspaniałe przeżycie i torturę jednocześnie. Na co poniektóre BBS’y można było się wdzwonić jedynie posiadając jeden z ultraszybkich modemów, np 33,600 (to kilobity, nie kilobajty;]). Ahhhh, to były czasy, nieważna była bura od starych za rachunek, bo na dysku leżały przecież świeżutkie dema, których NIKT w okolicy jeszcze nie miał. . . Co do internetu jako takiego, to jak tlen, pępowina i respirator w jednym. Nie wyobrażam sobie życia bez dostępu do niego. Wszelkie informacje, wiedza, zabawa, ciekawe artykuły, pogawędki. . . może troszkę przesadzam – żyć by się i dało, ale życie to, było by o wiele uboższe. Czy internet więc jest czynnikiem uzależniającym? Tak, ale uzależniającym w pozytywny sposób. Dzięki niemu możemy szybciej sie rozwijać, uczyć a nawet zdobywać pewne doświadczenia. Wykorzystany w umiejętny sposób, jest niewyczerpalnym źródłem czystej wiedzy i zabawy, a o to właśnie chodzi.
Ja pamiętam kabel telefoniczny przeciągnięty przez cały pokój od telefonu dzwięk modemu podczas łączenia i oczywiście oczekiwanie na 22:00 bo było taniej po tej godzinie. Pamiętam jak raz ściągałem jakiś plik 6 MB a średnia prędkość w tedy 1,5 kb/s. Teraz rozmowa o szybkości internetu to pytanie jakie masz łącze 2,3,10 MB/s a dawniej pamiętam jak opowiadało się że o 3 w nocy raz udało się osiągnąć 30 kb/s na pierwszym stałym łączu jakie posiadałem i to było niewiarygodne. . .
ja pamiętam pierwszy rachunek z 0202122. Do dziś nie zapomnę co ojciec zrobił mi z kablem telefonicznym. W roku 1997 rachunek na 1700 zł to było coś :D. Jak to zrobiłem? Po prostu sobie wymyśliłem ze jak sie będę łączył i rozłączał to będę miał taniej. . . a wtedy było naliczanie za 3 minuty. No to sobie nabiłem 😉
Nie no prawie mi się łezka w oku zakręciła. . . :-)Mój pierwszy kontakt z internetem wydarzył się w okolicach 1997 roku, gdy miałem krótką przygodę z pracą w sklepie komputerowym. Wiadomo – człowiek zarobił trochę kasy to mógł sam rachunki płacić. Wypożyczyłem ze sklepu modem, skonfigurowałem połączenie do tepsy i dawaj!W pierwszej kolejności na stronę Polboxu i założenie jedynej wtedy darmowej skrzynki pocztowej – wyobrażacie sobie? W całej polskiej sieci był jeden operator, który zakładał darmowe konta (w regulaminie, tak jak dziś, była informacja, że konta mogą być w każdej chwili usunięte – kto się tym dziś przejmuje? 🙂 ). W kolejnym kroku konfiguracja Outlooka (oczywiście off-line, żeby rachunek był mniejszy). Kolejne połączenie z siecią i ten magiczny przycisk „Pobierz”. 😀 Z jakąż fascynacją wpatrywałem się w animowaną ikonkę „strzałki wpływającej do pudełka”! Jakby ta strzałka to były wszystkie czekające mnie wiadomości. :-)W tamtych czasach obserwowanie licznika połączenia i rozłączanie się na 5 sek przed końcem kolejnych 3 (lub później 6) minut to była druga natura każdego internauty. 🙂
Ja pamiętam jeszcze taką sytuację jak kiedyś w Katowicach była „kafejka” internetowa a uściślając było takie centrum kształcenia „informatycznego” DEMO 🙂 w białym budynku na placu Sejmu Śląskiego. . . Poszliśmy tam ze znajomymi, pamiętam znaleźliśmy filmik z Baldurs Gate’a więc ściągnęliśmy, pakowanie na dyskietki, a było tego około 44. . . (w przeliczniku dla młodzieży jedna dyskietka 1. 44 mb * 44 = około 63,4 mb. . . ). Po akcji z pakowaniem która nam zajęła jakąś połowę czasu który tam spędziliśmy wróciliśmy do domu. . . Domyślacie się jaki byłem wkurzony kiedy kopiując wszystkie części na dysk, okazało się że 42 dyskietka była popsuta i nie dało się całości zobaczyć 🙂 ? To były czasy 😉 a teraz pend drive z pojemnością minimum 1gb (ja kiedyś miałem dysk 850 mb):D miło się wspomina 😉
moj pierwszy własny komp. . . . 386 DX 40Mhz z 256Mb ram i 170MB HDD. . . Karta grafiki S3 i monitor 14″ . . . już kolorowy. . . Tata sie dorzucił 🙂 Bhaal1982. . . dyskietki to był meksyk. . . . ręce opadają człowiekowi jak pomysli o kilkunastu dyskach z Mortal Kombat albo Lotusem 3 😉 i to bieganie od drzwi do drzwi żeby tylko mieć nową grę ;-). . . damn. . . ależ piękna sprawa to była. . . przyjaźnie kwitły w imię nowych tytułów. Widywałem kumpli niemal codziennie. graliśmy w HOMM w trybie HotSeat. . . A teraz. . . połowa ludzi nie widuje kolegów bo po co skoro może z nimi pogadać przez internet. . . klawiaturą. Internet jest postępem ale naprawdę za wielką cenę. . . kontaktów międzyludzkich. . . Nie narzekam sie znaczy zupełnie. . . moją „niebawem żonę” poznałem poprzez internet 😉