Po krótkim wstępie, dziś skupimy się na wrażeniach z pierwszych lotów. Niby do dyspozycji mamy cały świat, ale nasz zakątek globu został potraktowany po macoszemu. Zresztą zobaczcie sami!
Po pogodzeniu się z faktem, że kilkanaście gigabajtów przestrzeni na dysku zostanie pożarte przez najnowszego Flight Simulatora, można zacząć obcowanie z programem. Od razu widać, że Microsoft uważa Flight Simulator za pełnoprawny program, a nie grę. Główne okno FSX przypomina Windows Media Player. Zgrabne menu po lewej stronie zapewnia szybki dostęp do stosownych działów, zaś środkowa część okna to miejsce, gdzie dokonywane są wszystkie ustawienia.
Pierwszy raz to łatwizna
Warszawa wirtualna kontra Warszawa prawdziwa
Jak większość użytkowników, zaczynam od lotu swobodnego. Po chwili szukania wybieram Okęcie, klasyczną awionetkę Cessna i ruszam w drogę. Gra ładuje się niemiłosiernie długo, po chwili jednak stoję na zlanym mrokiem pasie startowym. W redakcji jest już noc – Flight Simulator dostosował porę lotu do czasu rzeczywistego. Dla mnie to na razie za trudne. Przełączam godzinę na południe i po chwili już wszystko widzę.
Jeżeli ktoś poświęcił kiedyś serii Flight Simulator nieco czasu, poczuje się jak w domu. Wystarczy wiedzieć, gdzie jest przepustnica (klawisze od F1 do F4) i można startować. Nie przejmuję się kontrolą ruchu powietrznego ani innymi samolotami na płycie – póki co to jedynie wprawka. Ponieważ ustawiłem najniższy poziom realizmu, spokojnie unoszę się w powietrze, sterując myszką.
Przeżywam równoczesne pozytywne zaskoczenie i zawód – z jednej strony przy lotnisku stoją budynki i drzewa, a na końcu pasa po Alei Krakowskiej mkną samochody. Ale to nie moje miasto! O ile drogi i linie kolejowe najwyraźniej zaimportowane są do programu z bazy danych GPS, o tyle już rozmieszczenie budynków to czysta fantazja programu. Co gorsza, nie ma Wisły!
Gdzie ta rzeka?
Jak na symulator lotu, to nieco dziwne rozwiązanie. Piloci generalnie używają dwóch technik nawigacji – IFR i VFR. Pierwsza polega na korzystaniu z przyrządów do podążania za wyznaczonymi punktami na trasie. Druga natomiast, szczególnie istotna dla tych, którzy latają mniejszymi maszynami, polega na identyfikowaniu swojego kursu głównie na podstawie znaków wizualnych – wysokich budowli, dróg, torów kolejowych, zbiorników wodnych i rzek. Brak Wisły oznacza, że laicy będą mieli ogromne problemy z nauką podstaw latania, którą najlepiej prowadzić na znajomych terenach. Podobnie zresztą sytuacja wygląda z resztą kraju. Głównych rzek brak!
Nie wiem, na jakiej zasadzie odbywał się proces budowania scenerii. Niby w grze są wszystkie polskie miasta i główne lotniska. Z drugiej strony nawet w głębokiej Afryce widać wijące się rzeki. Microsoft wykonał świetną robotę, oddając do dyspozycji graczy cały świat, ale wygląda na to, że różnym miejscom poświęcono zupełnie inną ilość pracy. W sytuacji, gdy program kosztuje tak dużo, można oczekiwać, że polski oddział firmy wynajmie speców do poprawienia lokalnej scenerii. To duży minus!
Fajna sprawa, zawsze chciałem pobawić się czymś dosyć skomplikowanym. Może pora zaopatrzyć się w starszą edycje.
Jak dla mnie te dzienniko-blogi (FS i Eve), sa naprawde ciekawe i czytajne,prosze sie panowie, nie zniechecajcie; a nawet jak mozecie rozszerzcie doznania do trzech stron. Pzdr
Te dzienniki to bardzo fajny pomysł. A gra przeraża tym, że chyba nikt nie ma kompa na którym można by było odpalić to na max detalach.
mają w nasa i latają 🙂