First-party

Powszechnie wiadomo, że najlepsze gry na konsole zwykły robić wewnętrzne studia ich producentów, z racji na znakomitą i częstokroć wieloletnią znajomość sprzętu, na którym przychodzi im pracować. Jak więc poradzili sobie first-party developerzy w roku 2007-mym? Bardzo różnie.

Na pierwszy ogień idzie Sony. Aczkolwiek niespecjalnie jest się tu o czym przesadnie rozpisać, gdyż wewnętrzne studia japońskiego giganta raczej w tym roku nie szalały. Jednakowoż parę ciekawych tytułów wyszło z ichniego warsztatu. Przede wszystkim należy tu napisać o God of War 2. Sequel przygód dzielnego Spartanina Kratosa ukazał się w marcu i z miejsca stał się jedną z najlepszych produkcji na stareńką już PlayStację drugą. Przy okazji była to gra należąca do stosunkowo wąskiej grupy kontynuacji poziomem przewyższających swoich poprzedników. Poza tym – również w marcu dotarły do Ameryki świetne wyścigi na PlayStation 3 zatytułowane MotorSotrm. Niestety, liczy się to bardziej na minus, niż na plus, bo mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni w MS grali już prawie pół roku wcześniej. Na kolejne imponujące produkcje first-party trzeba było czekać aż do jesieni, więc Sony Computer Entertainment Europe starało się umilić to kilkumiesięczne wypatrywanie hitów kolejnymi edycjami popularnego SingStara. W zasadzie na przestrzeni pół roku do sklepów trafił edycje: 90’s, Rock Ballads, Amped, R&B, Pop, a nawet absolutny killer – SingStar Bollywood, specjalnie dla fanów hinduskich musicali. Polacy też swoje dostali. W czerwcu na półki rodzimych marketów wjechały Hity na Czasie, pod patronatem medialnym Radia Eska. I niestety ponownie potwierdziło się, iż jakość z ilością w parze nie zwykła chadzać. Ubiegłroczne SingStary w porównaniu z edycjami sprzed dwóch czy trzech lat wypadają po prostu blado. Na całe szczęście jesienne premiery Uncharted: Drake’s Fortune oraz najnowsza część serii Ratchet & Clank, z wiele mówiącym podtytułem Tools of Destruction pokazały sceptykom, że jednak są gry, dla których warto opróżnić portfel i sprawić sobie PlayStation 3 przed nadejściem takich hitów jak Metal Gear Solid 4 albo Gran Turismo 5.

Ludzie z Microsoft Game Studios również nie popisali się jakąś wielką inwencją, która położyła by cały świat u ich stóp. Nie sposób jednak odmówić ich produktom solidności i trzymania jednakowo wysokiego poziomu. Najpierw na świat przyszła druga Forza Motorsport, debiutując pod koniec maja. I prawdopodobnie nie będzie miała sobie równych na konsolach dopóki, dopóty Polyphony Digital nie zakończy prac nad Gran Turismo 5. Cztery miesiące po FM2 nadeszła największa tegoroczna premiera. Bungie ukończyło prace nad ostatnią częścią trylogii Halo i w mgnieniu oka uzyskało dostęp do portfeli setek tysięcy graczy na całym świecie. Po tym pamiętnym dniu Master Chief do dziś leczy kaca, przy okazji odpalając kubańskie cygara od banknotów z podobizną Benjamina Franklina. Oczywiście nie oznacza to, że ekipa Microsoft Game Studios mogła zrobić sobie wolne. W żadnym wypadku! Dlatego też korzystając z pracy ekipy Bizarre Creations wydali Project Gotham Racing 4 – kontynuację jednego z lepszych tytułów startowych na Xboxa 360. Takiego sukcesu jak w przypadku dwóch powyższych nie było, ale pośród wielu graczy i recenzentów najnowszy PGR spotkał się z poklaskiem. Nawet nasz Wódz we własnej osobie oceniając październikowe dziecko Bizarre Creations niebezpiecznie otarł się o dziewiątkę, ostatecznie wystawiając równie sympatyczne 8.8.

W dobiegającym końca roku zdecydowanie najcięższą pracę do wykonania miało Nintendo. Firma ta ledwie nadąża z produkcją dwóch najpopularniejszych na świecie konsol, czyli stacjonarnego Wii oraz przenośnego Dual Screena, a do tego jest wiodącym dostarczycielem contentu na obydwa te sprzęty. Ja, jakkolwiek lubię marudzić i doszukiwać się dziury w całym, tak z czystym sumieniem mogę Ninny pochwalić, bo w 2007-mym roku odwalili kawał fantastycznej roboty. Grad bardzo przyzwoitych tytułów sypał już od stycznia, kiedy to na rynek dostał się kieszonkowy kryminał Hotel Dusk: Room 215, czyli jedna z bardziej pomysłowych pozycji na DS-a. Dalej było już tylko lepiej. Kwiecień był dla koncernu z Kioto jednym z najlepszych miesięcy tamtego roku. Dziewiątego dnia szeregi gier na Wii zasilił Super Paper Mario i zebrał bardzo pochlebne recenzje. To jednak było nic w porównaniu z handheldowymi Pokemonami Pearl i Diamond. Nie dość, że recenzenci z przyjemnością wystawiali temu duetowi wysokie noty, to jeszcze gracze na całym świecie dosłownie rzucili się na nowe Poki. Pierwsze PIĘĆ MILIONÓW sztuk rozeszło się na pniu.

Maj niestety prezentował się już zdecydowanie słabiej. Najbardziej zawiodło Mario Party 8, bo jak na flagowy party-game ze stajni Wielkiego N było zupełnie cieniutkie. Na następny wielki hicior trzeba było troszkę poczekać, bowiem był nim Metroid Prime 3: Corruption. Tej gry chyba nie muszę nikomu ani przedstawiać, ani polecać. A jeśli jednak jestem w błędzie, to tych, którzy wątpią w moc drzemiącą w najnowszej części opowieści o Samus Aran odsyłam do recenzji Andrzeja Gutowskiego, który przywalił z grubej rury i wystawił grze maksymalną notę. Następny w kolejce do wychwalania pod niebiosa stanął Link, główny bohater DS-owego The Legend of Zelda: Phantom Hourglass. Fani znanego z GameCube’a Wind Wakera od pierwszego października mogli wtórować mdlejącym z radości recenzentom. Spośród wszystkich najważniejszych serwisów i magazynów poświęconych elektronicznej rozrywce tylko jeden zdecydował się przyznać PH mniej niż 90%. Był to Electronic Gaming Monthly, ze swoim 8,67/10. Zeldowy szał nie trwał jednak zbyt długo. Wystarczyło niecałe sześć tygodni, by wydany na Wii Super Mario Galaxy pojawił się na rynku i przyćmił swoim blaskiem wszystkie inne gry sygnowane Wielką N-ką. Kosmiczny Marian okazał się być strzałem w dziesiątkę (średnia 97.5% mówi sama za siebie).

Lara, och Lara

Eidos zaczęło 2007 z wysokiego C. W styczniu wydało solidny Battlestations: Midway, który miał zadatki nawet na hit, choć ostatecznie parę rzeczy nie zagrało. Równie dobrze było po pół roku, kiedy to pudełka zawierające wskrzeszonego Tomb Raidera zaczęły znikać ze sklepowych półek. Powrót Lary należało więc zaliczyć do udanych. Gorzej z tym, że niestety z szumnie zapowiadanym i dobrze rozreklamowanym Kane & Lynch: Dead Man nie było już tak różowo. Ba! Zrobiło się całkiem czarno, kiedy redaktor GameSpotu stracił pracę bo…nisko ocenił K&L (nisko, jak nisko – 6/10 to żaden dramat). Oj Eidos, nie popisaliście się tym manewrem…

Will Meier

Zobaczmy teraz co tam zdołały stworzyć studia należące do osób, mogących się poszczycić chyba najbardziej rozpoznawalnymi nazwiskami pośród game designerów. Od razu zaznaczam, że zabraknie tu Petera Molyneux i jego Lionhead Studios, jako że w ciągu tego roku wydali całe, uwaga, uwaga…tak! 0 (słownie – zero) gier. Oszałamiający wynik.

Ta gra nigdy nam się nie znudzi

W zasadzie Sid Meier i jego Firaxis osiągnęli niewiele lepszy i zbyt dużo o nich nie usłyszeliśmy. Jedno trzeba im wszak oddać. Nie znam nikogo innego na świecie, kto potrafiłby cały rok zaliczyć w ciągu sześciu dni. O co chodzi? O to, że 17 lipca Firaxis wydało Sid Meier’s Civilization IV: Gold Edition, by w niecały tydzień później rozpocząć dystrybucję dodatku zatytułowanego Beyond the Sword. I tyleśmy ich widzieli. No, nie licząc zaskakująco dobrego Sid Meier’s Pirates na PSP, które ukazało się pod koniec stycznia. Ale o tym sza, bo jeszcze wyjdzie na jaw, że moja „teoria sześciu dni” nie trzyma się kupy.

Znacznie lepiej, przynajmniej pod względem ilościowym, wypadło Maxis pod wodzą Willa Wrighta. Nieco słabiej zaprezentowała się jakość, bo tradycyjnie już głównym motorem napędowym kasy podopiecznych Electronic Arts były Simsy. Z prawej, z lewej, z góry, od tyłu i po przekątnej – gdzie nie spojrzeć – tam drzwiami i oknami wpychał się „symulator życia”. Co gorsza nie było jak się z tego simowego zalewu wyrwać z czymś sensownym i nieco bardziej ambitnym, ponieważ produkcja niekonwencjonalnego SimCity Societies przypadła w udziale Tilted Mill. Z opłakanym (w porównaniu do oczekiwań) skutkiem. Natomiast premierę wspaniale zapowiadającego się Spore musiano, ewidentnie na złość Wikingom, przełożyć. Także śmiało mogę powiedzieć, że najtęższe głowy branży w 2007-mym roku troszkę zawiodły.

Jak z obrazka

Jak co roku developerzy, których na to stać, prześcigali się w serwowaniu nam gier o fotorealistycznej grafice, ze wszystkimi najnowszymi bajerami. Dosłownie zaroiło się od polygonów, mappingów i shaderów wszelakich. Z jakim skutkiem?

Przeżyliście ten kryzys?

Dla Epic Games z pewnością pozytywnym, zwłaszcza pod względem finansowym. Unreal Engine 3.0 kupuje kto żyw i niesłabnący strumień zielonkawych banknotów napływa do portfeli Marka Reina oraz jego współpracowników. Dodatkowy zastrzyk gotówki z pewnością zapewnił również Gears of War PC, jak już napisałem na początku podsumowania, stworzonych przez polski People Can Fly pod banderą EG. Jednak Tryby Wojny były tylko wstępem dla wydanego kilkanaście dni później, najnowszego Unreal Tournamenta, opatrzonego numerkiem trzecim. I okazały się wstępem udanym aż za bardzo, bo wedle opinii wielu osób przewyższyły UT3 pod większością względów. Oczywiście na dużej ilości graczy największe wrażenia w obydwu pozycjach zrobiła bajeczna grafika. A jakże!

Nie inaczej było w przypadku Crysis. Gra, która wedle comiesięcznych plotek, miała ukazać się również na konsolach najnowszej generacji ostatecznie trafiła ekskluzywnie do posiadaczy potężnych maszyn w postaci komputerów osobistych ze sprzętem o imponującej mocy obliczeniowej. I praca CryTeku, wspomaganego przez Electronic Arts, nie poszła na marne. Optymiści od 16 listopada mogli cieszyć się fantastyczną oprawą oraz świetnie zaprogramowaną sztuczną inteligencją, doskonale wkomponowaną w rewelacyjną zabawę. A pesymiści? Cóż, nie pozostało im nic więcej jak posypać głowy popiołem i przyznać, że Kryzys to jednak kawał przedniego softu.

Do miana najpiękniejszej gry 2007-go startowała jeszcze jedna listopadowa produkcja – jak widać był to wyjątkowo udany miesiąc dla fanów wizualnych wodotrysków. Call of Duty 4: Modern Warfare aż do dnia premiery było wielką niewiadomą. Z czeluści sieci niejednokrotnie można było usłyszeć głosy, że przeniesienie starego, dobrego CoD-a w przyszłość to krok dla serii zgubny. Na szczęście przypuszczenia takie okazały się nie mieć z rzeczywistością wiele wspólnego. Call of Duty 4 zebrał bardzo pochlebne recenzje i okazał się, ni mniej, ni więcej – świetny. Nie tylko pod względem wizualnym , bo przecież również grywalność za sprawą dynamicznej akcji stanęła na bardzo wysokim poziomie. I sam Odyn mówił mi podczas poobiedniej pogawędki, że chce więcej! Nie inaczej w swojej recenzji twierdził Katmay, więc coś w tym pewnie jest.

[Głosów:0    Średnia:0/5]
1
2
3
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułResistance 2 będzie hitem!
Następny artykułCztery fotki z Contra 4

4 KOMENTARZE

  1. Brawo Sergiej. Świetny art, choć parę błedów też dojrzałem. Widzę przynajmniej, że po „Elementarzu. . ” dostałeś wreszcie wystarczajacą ilość miejsca 😉 Gratuluje roboty.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here