Na tak sformułowane pytanie w leadzie większość młodszych graczy odpowie tak samo – o nowych, starszych i tych naprawdę starych grach dowiadujemy się z Internetu. W świetle tak oczywistej odpowiedzi moje pytanie może wydać się co najmniej bez sensu. I faktycznie w obecnych czasach grubo ponad 90% wieści ze świata gier czerpiemy z sieci. Wciąż jednak pozostaje te kilka procent do których zaraz wrócę.
A gdyby tak przeformułować pytanie i użyć czasu przeszłego? Graczom urodzonym w latach 90-tych XX wieku pewnie trudno będzie zrozumieć o co mi chodzi. Otóż pytam o to skąd braliśmy wieści o tym w co warto zagrać a w co nie PRZED erą Internetu. Wiem, że wielu osobom trudno sobie w ogóle wyobrazić świat bez globalnej sieci. Ba, sam obecnie nie byłbym w stanie bez niej funkcjonować, a przynajmniej przychodziłoby mi to z wielką trudnością. Jednak wielu z nas zagrywało się na swoich 8-bitowcach w czasach kiedy nikt nie znał jeszcze nawet słowa Internet, co dopiero mówiąc o dostępie do takiej sieci. A przecież jakoś dowiadywaliśmy się o nowych grach, skądś je pozyskiwaliśmy (wszak nie było wtedy legalnej dystrybucji). Jak to wszystko działało?
Odpowiedzią na te pytania jest jedno słowo – podwórko. To od kolegów z podwórka dowiadywałem się, że ktoś na osiedlu ma świetną grę, to od nich pożyczałem kasety (a potem dyskietki) z polecanymi tytułami, to z nimi chodziłem na giełdę, to wreszcie z nimi testowałem nowe produkcje. Pożyczaliśmy sobie nie tylko gry, ale też gazety, przepisywaliśmy kody. To podwórko spełniało wtedy rolę globalnej sieci, zasilanej od czasu do czasu newsami z gazet pokroju Top Secretu, Bajtka czy Secret Service. Kolega był równocześnie wyszukiwarką, recenzentem i dystrybutorem. Każdy z nas był „specjalistą”. Trudno byłoby sobie wyobrazić w latach 80-tych zeszłego stulecia granie bez wsparcia podwórka.
Kres temu wydawałoby się niezastąpionemu źródłu informacji położyła upowszechniająca się sieć i rozwój serwisów internetowych, które nie dość że zastąpiły nam kolegów to często również prasę specjalistyczną. Szybkość i łatwość dostępu wygrała z archaicznymi metodami pozyskiwania informacji. Podwórko sprawdzało się do momentu kiedy Polska nie była częścią składową globalnego rynku gier z jego oficjalnymi datami premier, wydawcami, obiegiem materiałów reklamowych, screenów, trailerów etc. Wtedy nikt nie czekał na gry. One przychodziły same. Po prostu w pewnym momencie na podwórku pojawiał się jakiś tytuł – kupiony, przywieziony czy tez skopiowany przez jednego z mieszkańców społeczności graczy. Rozchodził się z prędkością światła i po kilku dniach wszyscy już grali w Microprose Soccer, Bruce Lee czy International Karate.
Czy dziś, w czasach stałego łącza internetowego, zglobalizowanego rynku gier, profesjonalnych serwisów donoszących nam o najdrobniejszych szczegółach produkcji najnowszego tytułu studia X opinia kolegów/znajomych już się kompletnie nie liczy? Nie do końca. Wciąż żywo wymieniam się ze znajomymi informacjami dotyczącymi ciekawych produkcji, od czasu do czasu pożyczamy sobie nawet gry. I to jest właśnie owe kilka procent o których wspominałem na początku tego tekstu. Co więcej, choć sieć jest moim głównym źródłem informacji podwórko zastąpiła mi społeczność Valhalli. To od was często słyszę o tym, że warto sięgnąć po ten czy inny tytuł. I to właśnie ta opinia wciąż ma dla mnie największe znaczenie. Nie oficjalne materiały reklamowe, recenzje czy zapowiedzi, ale właśnie opinia graczy. I to nie anonimowych, ale takich, których mogę zdefiniować, o których mogę powiedzieć, że w jakimś stopniu ich znam. Znam ich gusty, opinie na temat innych gier, czasem nawet pamiętam, że ten czy tamten jest zagorzałym fanem konkretnej produkcji. Jednym słowem – mogę im zaufać.
Możliwe, że takie właśnie podejście jest swego rodzaju spuścizną po młodzieńczym funkcjonowaniu w społeczności podwórka. A może to zjawisko uniwersalne?
Skąd pozyskujecie informacje na temat gier? Z sieci czy może podobnie jak od innych graczy/znajomych? No i wreszcie pytanie do „starszaków” – jak wspominacie „podwórko”?
No właśnie. W co warto zagrać, o czym nie mówi się w sieci?
Chciałbym żeby było jeszcze jakieś w miarę dobre czasopismo o grach do którego nie trzeba dokupować kilku bezsensownych pełnych wersji i dem, sama gazeta i dobre teksty i odrobina klimatu tylko o to proszę. :-/Niech chociaż jedno z tych pozycji wróci na rynek, byleby bez niepotrzebnych płyt:Secret Service, Top Secret, Gambler, Reset, Świat Gier Komputerowych. Ech wspomnienia. . .
Hehe dobre pytanie musio3 🙂 Tez chętnie poczytam jakieś sugestie w co warto pograć. PS. Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta czasy Secret Service? Wtedy to był szał na te czasopismo :-)Pozdrawiam
A ja nie lubiłem Secret Service, wolałem wcześniejszy Top Secret 😛 Potem jeszcze kupowałem co miesiąć Reset i to był mój faworyt. Miałem wszystkie numery od początku. Pamiętam szok jak dotarła do mnie wiadomość, że to koniec. . . potem tylko dostałem zwrot za prenumeratę (7zł) i tyle, więcej żadnych pism nie kupowałem. A podwórko nie tylko wieści o grach roznosiło, można było się wiele innych rzeczy dowiedzieć, kto ma nową zabawkę, kto ma nowy rower, komu tata z niemiec przywiózł żelki 🙂 Albo jaka była afera, gdy ktoś znalazł między garażami w krzakach jakieś pismo typu „świerszczyk” i opowiadał co tam widział i nikt za chiny nie chciał uwierzyć, że siusianie to nie wszystko co pewne części ciała potrafią. . . .
Ja nie rozumiem, dlaczego czasami są dyskredytowani gracze urodzeni po ’90. Czy oni wszyscy są debilami czekającymi na kolejnego enefesa, ciupiącymi w gta jedynie, żeby sobie pomordować, nie wyobrażającymi sobie życia bez internetu?Sam znam kilku graczy, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności, a zaginają mnie wiedzą o grach. Doświadczeniem biją niejednego >30letniego gracza, który w swoim domu widział tylko komputery. Dziwię się, że taki jeden 16 czy 17 latek zdążył ograć tyle tytułów na przeróżne platformy. Ba – czasami dziwię się, że tacy pamiętają czasy Secret Service. Starsze rodzeństwo, tata-maniak gier. . . różne mogą być powody. W każdym razie nie widzę sensu zaczynać co któregoś z kolei felietonu od słów, że „młodzi to pewnie nie pamiętają/nie wiedzą/nie wyobrażają sobie”. Szkoda nawet w ten sposób zniechęcać młodych graczy automatycznie spychając ich na dalszy plan. A w temacie. U mnie to wyglądało tak, że ja już z komodorcem dostałem wielkie pudło dyskietek. I testowanie ich wszystkich zajęło mi sporo czasu. Później dostałem od kuzyna mega wielką stertę kaset, których testowanie zajęło jeszcze więcej czasu (bo dochodził czynnik zwany „load error”, który pociągał za sobą rewind, tester i śrubokręt). Poza tym byli koledzy, którzy mieli swoje pudła. I tak się wymienialiśmy – opiniami i grami ; ). Później za czasów konsol wielkich pudeł już nie było, z dostępnością gier był większy problem i tu z pomocą przychodziła prasa, z której można się było dowiedzieć, w co warto grać. No i wciąż niezastąpieni koledzy ; ).
Z informacjami o roznych grach zawsze bylem do tylu w moim towarzystwie. Rodzice kumpli jezdzili do Niemiec wiec komputery mieli wczesniej ode mnie jak i gry, oraz wczesniej zaczeli kupowac pisma o grach. Ja bylem tylko kolega, ktory „chodzil na komputer” do innych, ale z czasem sam zaczalem kupowac czasopisma, choc nie mialem zadnego komputera. Jaralem sie obrazkami i czytalem o grach marzac, ze kiedys bede mogl zagrac w ktoras z nich ;p. „Handel” informacjami przewaznie odbywal sie w szkole na przerwie. Jeden opowiadal o nowej grze, ktora ojciec przywiozl mu z Niemiec i zaczynalo sie pozyczanie, przegrywanie kaset, a potem dzielenie wrazeniami, chwalenie rekordami i roznymi odkryciami. Wtedy czulo sie taka solidarnosc miedzy graczami, nie bylo podzialow. U mnie jak ktos mial C64 to po pewnym czasie mialo go wiekszosc. Wszyscy te same komputery, te same gry i wrazenia. Mieszanie na dwoch. To bylo to! ale chyba zszedlem z tematu ;-).
Czasy ‚podwórka’ pamiętam doskonale:). Dodam jeszcze tylko : Ilu nowych ludzi można było poznać w ten sposób! -dowiadując się np. ze kolega brata Mariusza zna brata jego siostry,której to chłopak ma jakaś nowa grę przywieziona z DDR!!! 🙂 No i wtedy zaczynało się dochodzenie co to za osobnik i co to za nowy hicior! No i w przeciągu ok. 2 dni już wszyscy ja mieli !!!:) -Panie szok! 😀
twiklekid —> nie mam zamiasru dyskredytować graczy urodzonych po 90 roku,ale nie ma co ukrywac ze realia w ktorych oni sie wychowywali wygladaly zupelnie inaczej niz lata 80. Nie neguje ze moga posiadac wielką wiedze nt gier – bo niby dlaczego nie. Różnimy się jednak nazwijmy to doświadczeniem pokoleniowym, czymś dość trudno uchwytnym. I nie mówię, że z tego powodu są oni gorsi/lepsi, jesteśmy po prostu nieco inni bo z innym doświadczeniem. Nic więcej. A że trudno im sobie wyobrazic zycie bez internetu – to przeciez prawda. Mnie samemu trudno sobie je wyobrazić, toteż osobie ktora uzytkowala komputer mając net od samego poczatku będzie to jeszcze trudniejsze, nieprawda?
A ja wiedzę czerpałem głównie z gazet typu Top Secret czy Gambler. Koledzy z podwórka też je czytali więc w zasadzie mieliśmy podobny zasób wiedzy. Za to zdobywanie gier. . . to była zupełnie inna sprawa :-). Przykładowo szło się do sklepu i zadawało magiczne pytanie: „czy są gry?”. Wtedy sprzedawca wystawiał na ladę karton z kasetami czy dyskietkami – co kto chciał. Do wydań pecetowych były dołączone screeny (!) wiec czasem kupowało się gry na czuja – bo ładnie wyglądała na obrazku ;-). Kolejny sposób to oczywiście znajomi. Kto skąd gry zdobywał, to do dzisiaj nie wiem. Każdy miał jakieś tajemne źródło, którego nikomu nie podawał, żeby móc potem uchodzić za cudotwórcę ;-). Po latach mogę się przyznać, że moim źródłem był kuzyn z Niemiec ;-). Ostatni znany mi sposób to sala komputerowa w szkole. Każdy nagrywał tam jakieś gry i w rezultacie można było czasem coś ciekawego tam znaleźć. Dyski twarde były wypełnione po brzegi, a na cotygodniowych zajęciach tylko stacje dyskietek brzęczały ;-). Jakieś karne ćwiczenia z pisania plików . bat mało kogo ruszały, bo przecież każdy posiadać PC miał ten szkolny materiał w małym palcu.