Dziś przypada mi w udziale zapowiedź gry, której wspomnienie od pewnego czasu wywołuje na licznych twarzach co najwyżej lekki uśmieszek. Politowania, rzecz jasna. Ubisoft, wydawca Haze, przekładał już premierę najnowszego FPS-a ze stajni Free Radical tyle razy, że Duke Nukem Forever powoli powinien zaczynać się bać o swoją niekwestionowaną dominację na tym polu. Również kwestię platformy – choć na dzień dzisiejszy oficjalnie jest to PlayStation 3 exclusive – możemy z lekkim przymrużeniem oka nazwać sprawą otwartą. Nie dlatego jednak zdecydowałem się o tej produkcji napisać. Główną z pobudek ku temu było raczej dumnie brzmiące „pogromca”, tudzież „następca” Deus Exa, które zdarzyło mi się parokrotnie w kontekście Haze usłyszeć.
Mamy rok 2048. Państwowe rządy już dawno przestały przejmować się rzeczami tak trywialnymi, jak bardzo kosztowne i – wedle nowych standardów – takoż bezużyteczne, własne armie. Teraz wszelkiej maści konflikty zbrojne pozostawiane są w rękach Prywatnych Firm Militarnych (PMC), spośród których najpotężniejszą jest Mantel Global Industries. To właśnie w niej pracuje Shane Carpenter, którego poczynaniami przyjdzie nam pokierować w Haze. Został on wysłany na trzydniową misję do bliżej nieokreślonego (zapewne fikcyjnego) państwa w Ameryce Południowej, by pomóc z zwalczeniu grupy rebeliantów, która sama siebie nazywa The Promised Hand. Na jej czele stoi człowiek tytułowany Skin Coat.
Koledzy z oddziału
Angażowanie się w wojny to jednak nie wszystko, w czym Mantel Industries się specjalizuje. Jako największa na świecie spółka typu PMC, MGI dysponuje najświeższymi nowinkami technologicznymi ze świata militariów, dzięki czemu może ekwipować swoich najemników w specjalne zbroje, ułatwiające przetrwanie na polu walki oraz narzędzia służące do siania zniszczenia tu i tam. Również rynek farmaceutyczny nie jest czymś obcym tej korporacji. W zasadzie to właśnie na nim Mantel skupia się bardziej niż na czymkolwiek innym. Takie działanie zaowocowało wyprodukowaniem narkotyku pod nazwą Nectar. Ten silnie uzależniający i wcale nie słabiej mieszający w głowie związek chemiczny dawkowany w odpowiednich ilościach jest główną bronią żołnierzy MGI, zwiększając ich szybkość, celność i oferując jeszcze parę innych sztuczek, które z pewnością nie ułatwią życia skazanym na wycięcie w pień rebeliantom. Poza tym, Nectar ma jeszcze jedną ciekawą właściwość. Tak się składa, że znajdujące się pod jego działaniem osoby nie widzą zwłok, krwi oraz zniszczeń dokonanych podczas wojny. Innymi słowy – Mantel robi żołnierzom pranie mózgu, przy okazji wykorzystując ich do własny celów. Biznes życia, można by rzec.
Imperium…
Wojakom MGI teoretycznie przyświeca szczytny cel – stłumić złą i brutalną rebelię. Oczywiście, jak przystało na fabułę gry mającej stawać w szranki z legendarnym Deus Ex, prawda bynajmniej nie prezentuje się tak prosto i poza bielą i czernią przyjmuje również wiele odcieni szarości. Tej jednak Shane Carpenter, przynajmniej z początku, nie jest w stanie dostrzec za sprawą Nectaru, skutecznie zamieniającego wojnę w – o ironio – swego rodzaju wirtualną rozgrywkę.
Narkotyk wyprodukowany przez pracodawców naszego protagonisty to jednak nie tylko rzecz, która w mgnieniu oka zrobi mu budyń z mózgu. Spójrzmy bowiem również na pozytywne strony – dostęp do tego związku to również coś, co przed nami, jako graczami, otwiera bardzo szeroki wachlarz możliwości eksterminacji wrogów. W zasadzie, to Nectar czyni z ludzi istne maszyny do zabijania, od czego w Haze raczej nikt nie będzie specjalnie stronił.
Już ich nie lubię…
Już pojedyncza dawka tego tajemniczego preparatu mocno wpłynie na nasze zmysły. O znikających zwłokach, niewidzialnej krwi i braku zniszczeń już wiecie. Nie wspomniałem jednak jeszcze o tym, co w boju przyda się znacznie bardziej, szczególnie na terenie dzikich ostępów południowoamerykańskiej dżungli. Chodzi rzecz jasna o mocno wyostrzony wzrok. Na nic bowiem zda się doskonały kamuflaż buntowników Skin Coata, kiedy do akcji wkracza podświetlanie ich tak, by widoczni byli już z daleka. Jednak nawet jeśli poszczęści im się na tyle, by wciągnąć Carpentera w pułapkę, ten – rzecz jasna z naszą drobną pomocą – powinien się z takowej wyplątać bez większego wysiłku. A to ze względu na szósty zmysł, będący kolejnym efektem używania Nectaru. Z odpowiednim (kilku- do kilkunastosekundowym) wyprzedzeniem przekaże on do mózgu Shane’a migawki, bardzo obrazowo informujące o czyhającym w pobliżu zagrożeniu. Jakby tego było mało, bycie wspomaganym przez ten futurystyczny związek chemiczny ma swój wpływ również na celność oddawanych przez nas strzałów, co z pewnością nie nastraja optymistycznie tych, którzy przychylniejszym okiem patrzą na The Promised Hand.
bo strasznie ćpają
Zażywanie narkotyku ma również istotny wpływ na fizyczne osiągi naszego bohatera. Pod wpływem wyprodukowanego przez Mantel Global Industries medykamentu zwiększa się jego szybkość oraz wytrzymałość na obrażenia zadawana przez wrogów. Możemy również liczyć na zdecydowany wzrost efektywności podczas walki wręcz, toteż nie zdziwcie się, jeśli możliwe będzie połamanie kości pierwszego-lepszego rebelianta po zaledwie kilku ciosach.
Całkiem prawdopodobne, że część z Was już skreśliła Haze ze swojej listy życzeń, jako grę, która jest zbyt mało wymagająca by się nią zainteresować. Otóż nic bardziej mylnego. Zażycie kilku litrów Nectaru i ruszenie do przodu, przy okazyjnym rozchlapywaniu niewidzialnej krwi wszędzie wokół nie wchodzi w grę. Narkotyk ów ma to do siebie, że dość łatwo go przedawkować. A to może, a rzekłbym nawet, że wręcz musi skończyć się bardzo niewesoło. Gdy stężenie tego środka w naszej krwi stanie się zbyt duże, obraz natychmiast się rozmaże, a spust wydostanie się spod naszej kontroli. Shane zacznie strzelać do wszystkiego co się rusza, nie zważająca na to, czy są to jego kompani, czy też partyzanci z The Promised Hand.
Aż się żółci zrobili
Oczywiście żaden szanujący się żołnierz nie zadowoli się samym medykamentem czyniącym z niego maszynę do zabijania. Nawet przy zwiększonej sile, szybkości i percepcji nie ma się przecież szans z dobrze uzbrojonym oddziałam rebelianckimi. Tutaj jednak Free Radical nie ma zamiaru dawać nam aż tylu udogodnień. Shane będzie mógł nieść ze sobą tylko dwa rodzaje broni palnej i tyle samo różnych typów granatów. Dylematów „co wybrać” jednak nie powinno być zbyt wiele, gdyż wedle zapowiedzi, arsenał zarówno jednej jak i drugiej strony ma być mocno ograniczony. Trochę dziwi taka decyzja twórców, zwłaszcza kiedy spojrzymy na Mantel Global Industries jako firmę z dostępem do wszystkich najnowszych technologii w dziedzinie militariów. Brak śmiercionośnych narzędzi może jednak zastąpią nam pojazdy, które również w Haze odegrają swoją rolę. Jednym z nich ma być czteroosobowy Marine Buggy, uzbrojony od bieżników po dach. Na jego wyposażenie składają się bowiem dwie strzelby (po obydwu stronach) oraz mała wieżyczka strzelnicza wyposażona w działko.
…przeciw Rebelii
Być może już zdążyliście pomyśleć o Free Radical jako o bandzie leni, której nie chce się zadbać nawet o to, by widoczne były zniszczenia lub zwłoki przeciwników posłanych do Krainy Wiecznych Łowów. Otóż nic bardziej mylnego – w tej kwestii już bardziej można mieć pretensje o to, że firma wszem i wobec rozgłasza, jaki to ciekawy zwrot akcji pojawi się w ich grze (czy tego typu auto-spoiler nie zakrawa na kompletną głupotę?). Zapewne już domyślacie, że chodzi o zmianę stron przez Shane’a. W momencie, w którym do niej dojdzie, sprzed naszych oczu zniknie iluzja „spokojnej wojny” i zobaczymy jak naprawdę wygląda konflikt pomiędzy MGI a TPH. Więcej szarości w kolorystyce, ślady toczonych bitew, jęki rannych i ciała umarłych to dla południowoamerykańskich rebeliantów chleb powszedni.
Z początku może się wydawać, że przerzucenie z mocno ułatwionego przez Nectar grania najemnikiem na konieczność walki z takowymi ucyzni Haze tytułem niebywale wymagającym. To wrażenie ma jednak z prawdą niewiele wspólnego, gdyż niedobór obcych związków we krwi podopieczni Skin Coata nadrabiają innymi sztuczkami, których im nie brakuje. Absolutną podstawą jest tutaj…udawanie trupa. Ciężko ranny rebeliant, zamiast iść na pewną śmierć, może po prostu paść na glebę i tym samym stać się niewidzialnym dla oczu mantelowskich żołnierzy, nieczułych na takie szczegóły jak zwłoki leżące tu, czy tam. Wtedy wystarczy już tylko poczekać na odpowiedni moment i mimo uszkodzeń ruszyć dalej albo też wymordować niczego nieświadomych wrogów.
Wycieczka last-minute
Ciekawą opcją jest użycie Nectaru przeciwko jego pierwotnym właścicielom. Tutaj ma otworzyć się przed nami cały szereg ciekawych możliwości. Jedną z nich jest oczywiście pozbawienie oponentów dostępu do narkotyku. By to zrobić, wystarczy zniszczyć umieszczony na ich plecach pojemnik. Spowoduje to rozpylenie specyfiku w powietrze i natychmiastowe przedawkowanie go u wszystkich pracowników MGI znajdujących się w pobliżu. Bardzo podobny efekt można uzyskać łącząc skradziony wcześniej pojemnik pełen Nectaru z granatem. Takim narzędziem możemy – wedle własnego uznania – rzucić lub zamienić go w imitującą minę pułapkę. Z tym niezwykłym medykamentem doskonale współgra również miotana broń biała pod postacią noży do rzucania, dających się w nim maczać.
Rebelianci z The Promised Hand poza sprytem mają również zalety w postaci użytecznych na polu walki umiejętności. Przede wszystkim, są oni w stanie rozbrajać swoich przeciwników przy pomocy jednego, celnie wymierzonego ciosu, co w momentach krytycznych może okazać się nieodzowne. Nie inaczej sprawa ma się z szybkim skokiem połączonym z przewrotem. Pozwoli on szybko wydostać się ze strefy bezpośredniego zagrożenia i umożliwi szybką ucieczkę, przed odzianymi w ciężkie zbroje żołnierzami.
W kupie siła!
Poza ciekawie zapowiadającą się kampanią dla pojedynczego gracza, Haze ma oferować również rozbudowany multiplayer. Jedną z jego części będzie tryb kooperacji, dostępny dla trzech lub czterech graczy po LAN-ie lub dzięki PS Network oraz dla pary zawodników na podzielonym ekranie. Towarzysze broni będą zastępować wszechobecną trójkę pomagierów, zwykle sterowaną przez sztuczną inteligencję.
Zakończona wyścigami
Prawdziwą solą tej ziemi będzie jednak rozgrywka drużynowa, w której zmierzyć się będą mogły nawet dwa tuziny graczy jednocześnie. Oczywiście każdy team złożony będzie z przedstawicieli tylko jednej frakcji, co zapewne mocno odbije się na stylu grania stron, bowiem wszystkie sztuczki dostępne w singlu, będą również możliwe do wykorzystania podczas zabawy przez Internet. Zwolennicy firm typu PMC pójdą po najmniejszej linii oporu, już od momentu pierwszego włączenia gry mając znaczną przewagę ogniową, natomiast ci, którym bardziej do gustu przypadają oddziały guerilla chętniej przystąpią do nauki wyrafinowanych zagrań The Promised Hand, pozwalających pokonać wroga sposobem.
Poza typowym Team Deathmatchem, multiplayer w Haze będzie mocno bazował na zależnych od danej mapy celach, toteż fani rozgrywki kładącej nacisk na taktykę i współpracę z kompanami raczej nie powinni się na tej pozycji zawieść. Poza tym, ekipa Free Radical zapowiada, iż tryb rozgrywki wieloosobowej będzie uzupełnieniem singla również pod względem fabularnym. Moim zdaniem nie jest to najtrafniejsze rozwiązanie. Skłonny jestem nawet nazwać je nie fair w stosunku do tych graczy, którzy za pełną cenę gry dostaną okrojony produkt, ale cóż zrobić.
Kolorowa wojna
Graficznie Haze zdecydowanie nie powala na kolana. Prawda jest taka, że pod tym względem gra mogłaby zrobić wrażenie chyba tylko na kimś, kto miałby oczy zasnute tytułową mgłą. Mało szczegółowe i kanciaste modele postaci wraz z wtórującymi im pozostałymi bryłami to zdecydowanie nie jest maksimum możliwości oferowanych przez potężną maszynę, jaką niewątpliwie jest superkomputer od Sony. Również animacja na dzień dzisiejszy (a nie liczmy, że coś się jeszcze w tym względzie zmieni na miesiąc przed premierą) jest daleka od stanu, w którym mogłaby cieszyć oko wybrednego gracza i w najlepszym wypadku można określić ją mianem średniej. Nienaturalny sposób, w jaki upadają zwłoki zabitych, że o przeładowaniu broni z dobrego serca nawet nie wspomnę, po prostu kłują w oczy.
Na plus z pewnością można zaliczyć dużą różnorodność plansz, po których dane nam będzie się przemieszczać. Monstrualny, przejeżdżający przez dżunglę transporter robi szczególne wrażenie kiedy dotrzemy na jego pokład. Jesteśmy wtedy w stanie dostrzec, iż faktycznie miejsce naszego starcia z wrogimi wojskami odbywa się na ruchomym obiekcie. Ciemne, ponure mokradła zaś pełne są potencjalnych kryjówek, w których bez problemu można się zaszyć, czekając na wroga. Poza tym, tropikalna dżungla, niewielka wioska, czy też opuszczony apartamentowiec z pewnością tylko potęgują wrażenie różnorodności pól bitew, na jakich przyjdzie nam walczyć o wirtualne życie zarówno z innymi graczami, jak i sztuczną inteligencją.
Łakomy kąsek?
Według ostatnich doniesień, Haze ma się ukazać już 23-go maja, tylko i wyłącznie na PlayStation 3. Znając Ubisoft gra zapewne okaże się pozycją „ekskluzywną” dla telefonów komórkowych i wyjdzie na rynek dopiero wtedy, gdy wydarzenia ukazane weń będą określane mianem współczesnych (dla przypomnienia – rok 2048). Nie przeszkadza to jednak w żywieniu sporych nadziei związanych z tym tytułem, chociaż słowa o pokazaniu kultowemu DX-owi miejsca w szeregu zapewne okażą się bardzo, ale to bardzo przesadzone.
siergiej – tytułem igrasz z ogniem 🙂 jak Ci te smoki Valhallowe zaczną zionąć na to bezbożne porównanie, to jeno pył zostanie 😉 tekst fajny, chociaż lekko przydługawy. Haze – gra totalne nic. Wile gadania, a nic co by zainteresował, chyba poza jaskrowożółtym hełmem. Nektar? Było. FPS? było. Nuda. Nihil Novi. Tą produkcje mogą uratować chyba tylko dobre poziomy z masa miodu – ale jakoś tego bym się nie spodziewał.
Czytając reckę odniosłem wrażenie jakby grafika miała przypominać tą z Deus Ex 1 – nie jest znowu aż tak tragicznie, bez przesady – choć muszę przyznać, że PS3 stać na o wiele więcej – Założę się, że Haze będzie również na Xboxa – a te grafy również pochodzą z wersji na Xboxa – takie skromne przypuszczonko 😉
To mnie bawi od samego początku. Czy nikt nie wpadł na to, że nazwa Mantel brzmi zbyt podobnie do Mattel? 😛 W zestawieniu z jaskrawo żółtym kaskiem. . . ;D
Ahaaaaaaa. . . :>
Wiesz, ten twist jest tak oczywisty, że bardziej bym się zdziwił, gdyby go nie było. . . A co za tym idzie nie wydaje mi się, żeby faktycznie psuli komukolwiek zabawę. Niemniej jest to pewne obnażanie się – „słuchajcie, wiemy, że i tak jest to oczywiste dlatego nie boimy się wam o tym powiedzieć”. To jest głupota. Robiąc przewidywalną fabułę przydałoby się chociaż zachować jakieś pozory. . .
To jest natomiast dość ciekawy patent. Dodatkowo zmusza graczy do bardziej defensywnej taktyki raczej odległej typowym shooterowcom. Generalnie cały czas ciekawi mnie ta produkcja. Problem w tym, że nie jako coś, w co chciałbym zagrać ale w sensie „ciekawe co z tego wyjdzie” ;)A z tym tytułem to przegiąłeś Siergiej, postawię Cię na głównej i zakuję w dyby ;D
Czyli, teoretycznie, bedac po stronie rebeliantow, mozna sie czolgac a zolnierze MGI i tak nic nie zauwaza? 😉 To mi wyglada na niegrywalny tryb multi 😉 No chyba ze nie beda pod wplywem Nectaru czy innej Ambrozji 😉 Tak czy siak, dla mnie pomysl jest cieniutki.
Z Unreala 3 😉
Ciesze się, iż zapoznałem się z tą zapowiedzią. . . Teraz już wiem, na co na pewno mam nie wydawać pieniędzy 😉
Mnemic – w Haze nie ma czolgania 😛 A jesli jest, to na pewno nie podczas udawania trupa, bo wtedy sie lezy na plecach ;D
Musze jakos nabijać kliknięcia, nie? ;D
Hmm coraz lepiej się ten Haze prezentuje to trzeba przyznać
Czy ta gra nie byla juz zapowiadana/prezentowane jakies demo wiele lat temu rowniez w czasie jak zapowiadane bylo Halo??