Kartezjusz twierdził: myślę, więc jestem. Kotezjusz 😉 mówi: gram, więc jestem. Niestety od pewnego czasu Kota nie ma. Cierpię katusze mając złamaną prawicę, a dokładniej pogruchotany nadgarstek i kilka paluszków. Jak widać przymusowa, choć na szczęście czasowa niesprawność sprawiła, że wypadłem z nurtu elektronicznej rozrywki. A mówiąc mniej górnolotnie – nie mogę grać! Nie jestem w stanie utrzymać joypada w łapkach, a wszelkie próby kończą się bolesnym kwileniem (takim na K i Ch). Jest nawet gorzej. Nie mogę nawet obsługiwać duetu mysz plus klawiatura. To nie pierwsza kontuzja kończyny wyżej podpisanego, ale tak źle jeszcze nie było.
Nawet Ogame to dla mnie w tym momencie zbyt wiele. Jakaś konsolowa produkcja? Strzelanie, bieganie? A może wyścigi? To jest przednia myśl. Podłączyłem zatem z wielkim trudem kierowniczkę do mojego peceta i cóż… lewą ręką wiele nie zwojujesz. Tak w życiu, jak i za plastikową kierownicą. Pani Kotowa patrzyła na moje wysiłki z niezbyt dobrze skrywaną pogardą. Poczytałbyś coś. Trajkotała jak katarynka, albo: pospałbyś, pooglądał telewizję, tylko nie jęcz! Kobiety to jednak nieczułe potwory. Poczytać? Bardzo chętnie, ale przekręcanie stronic jedną ręką także do przyjemności nie należy. Na szczęście przyszło wybawienie.
Pamiętacie jeszcze mojego znajomego, tego o którym wspominałem w jednym z poprzednich felietonów? Otóż przyjaciel pożyczył mi NIA. Czym jest NIA, czyli Neural Impulse Actuator? Jest to urządzenie za pomocą którego możemy sterować komputerem za pomocą hmm… powiedzmy, że myśli, a raczej odbieranych przez specjalną opaskę fal mózgowych (o tym gadżecie poczytacie sobie tutaj). Pal licho szczegóły techniczne! Grunt, że mogłem odciążyć chorą łapkę. W każdym razie tak głosiła instrukcja obsługi. Na szczęście zostałem sam w domu na kilka godzin więc ominęły mnie szyderstwa połowicy podczas przygotowań do – jak mi się wydawało – kosmicznej przygody rodem z XXII, bo nawet już nie XXI wieku. Komputer gotowy? NIA gotowa? Kot rozsiadł się w fotelu, założył opaskę na głowę. Byłem gotowy do kalibracji sprzętu. Już wyobrażałem sobie, że pomykam w Unreal Tournament III, albo Counter Strike’a po sieci, aż tu nagle… do salonu, który zamieniłem w moją neuralną jaskinię wirtualnej rozkoszy weszła teściowa i pani Kotowa. Widok teściowej bezcenny! Widok siedzącego w piżamce Kota ze złamaną rączką z idiotyczną przepaską na czole i zwisającym kabelkiem od NIA (chyba też) bezcenne. Próby tłumaczenia „o co w tym chodzi” niemożliwe. Epic fail w oczach niewiast – stuprocentowy.
Warknąłem więc tylko: pracuję, nie przeszkadzać! Nie wiem czy uwierzyły, ale przynajmniej przerwałem krępującą ciszę. No dobrze, a jak się sprawowało urządzenie? Muszę przyznać, że niespecjalnie. Proces kalibracji przebrnąłem dość szybko, ale granie w „Ponga” dołączonego w oprogramowaniu NIA było już sporym wyzwaniem. Nie jest to test urządzenia a więc powiem tylko, że po dwóch dniach ćwiczeń udało mi się „siłą woli” jako tako pograć kilka minut w Need for Speed: Shift. Niestety ta technologia wymaga chyba jeszcze dopracowania. Dlaczego? Cóż Kot na trasie Szifta zachowywał się jak pod wpływem napojów wyskokowych.
Moje dzikie boje z opaską NIA oraz sytuacja ze złamaną kończyną skłoniły mnie do refleksji nad nadchodzącymi urządzeniami takimi jak Natal. Kusi was to całe granie ciałem? Mnie przypomina to odrobinę fascynację goglami VR sprzed kilkunastu lat. Do dziś nie zapomnę jak na pewnej imprezie zachwalano ten sprzęt pod niebiosa. Jak to się skończyło? Po 15 minutach znajomy, który to wypróbował miał refluks… choć potem twierdził, że zwrócił przez nieświeże jajeczko i ogóreczka. Twardziel! Dlatego jestem sceptyczny – nawet mimo sukcesu Wii i jego kontrolerów (które mimo wszystko należą do trochę innej kategorii). Widzieliście te piękne materiały wideo na których rozbawiona rodzina gra w wyścigi samochodowe za pomocą Natala? Zapewne widzieliście. Ach te roześmiane, radosne twarze: wrum, wrum i machanie łapkami. A teraz zróbcie test. Usiądźcie sobie przed telewizorem, wyciągnijcie rączki ujmując wirtualną kierownicę i spróbujcie wytrwać w tej pozycji powiedzmy… pięć minut. Już? Bolą ramiona, niewygodnie? Pupsko też zdrętwiało? Załóżmy, że nasz „test” jest mało wiarygodny ponieważ podczas gry/zabawy jesteśmy mocno zaabsorbowani tym co dzieje się na ekranie. A zatem do tych pięciu minut dodajmy kolejne pięć. Wyobrażacie sobie całe dziesięć minut, lub kwadrans w takiej pozycji? Nie? Ja też nie. Oczywiście nie neguję, że Natal będzie świetną, wręcz fantastyczną zabawką i znajdzie zastosowanie w wielu grach. Problem polega na tym, że producenci gier chyba troszkę za bardzo popuścili ostatnio wodze fantazji.
Mark Rein z Epic Games oświadczył niedawno, że w przyszłości wszystkie gry EG będą obsługiwać Natala. W porządku… Gears of War 3? Już mnie bolą plecy od samej myśli nad skrywaniem się przed Locustami za kolejnym murkiem. Pewnie będę w pozycji embrionalnej wystawiał rękę nad głowę krzycząc „ratataa tata” co oczywiście przełoży się na to, że napakowany Marcus F wystrzeli z karabinu do kolejnej paskudy. Podobną deklarację złożył Shingo „Seabass” Takatsuka – Pro Evolution Soccer także będzie obsługiwał „N”. Oj będą kontuzję? Może przesadzam i obsługa Natala będzie w przypadku „hardkorowych” gier tylko dodatkiem i twórcy nie pójdą na przysłowiową całość? Tego na razie nie wiemy.
Ja wiem tylko, że siedzę w domu ze złamaną łapką, a na skroniach mam dziwną opaskę i trudzę się aby „myślami” sterować na ekranie monitora tym cholernym samochodem. Szkoda, że na razie ta technologia zeszła na drugi plan. Każdy jest teraz zafascynowany kontrolerami pokroju Wii Mote/Natal/różdżka Sony i chyba jeszcze długi czas NIA pozostanie niszowym gadżetem na PC. Szkoda ponieważ ta technologia jest naprawdę spektakularna przy bliższej znajomości i miałoby się ochotę zakrzyknąć: proszę rozwijajcie ją!
Jedno mnie cieszy. Przyszłość dla graczy będzie naprawdę ciekawa. Będziemy skakać jak małpy przed telewizorem, albo ośmieszać się przed rodziną z opaską na czole robiąc głupie miny… to znaczy próbując zmusić to cholerstwo do działania.
Napisałbym, że w tym momencie łaskawym okiem zerkam na tradycyjne joypady, ale niestety jedną ręką to ja sobie mogę…
No popatrzcie! Ach ten Kot! Złam takiemu kończynę i już wypada z wyścigu technologicznego. Co za żenujące zwierze.
Pierwszy raz słyszę o tym Nia. To takie cos jest do kupienia w Polszy?
Zdaniem Allegro za 400 – 500 złotych.
I naplodziłeś to wszystko lewą ręką? Szacun.
czyżby kot nie spadł na 4 łapy ?
Tak tak tak szczególnie jak zabierają pensję i nie dają na gry 🙁
Jak dobrze jest być kawalerem :-).
jedną ręką można zrobić wiele rzeczy 🙂
Nie rozumiem. Czy ludzie na prawdę spodziewali się czegoś a’la Pamięć Absolutna czy Johny Mnemonic po urządzeniu, które działaniem przypomina raczej programy telewizyjne Kaszpirowskiego?Pamiętam jakiś tam filmik, sprzed bodajże roku, gdzie facet siedzący w fotelu, nadymał się, machał rękami, robił jakieś dziwne miny, aby podnieść „myślami” kawałek bloku kamiennego na ekranie. Technologia sama w sobie oczywiście bardzo ciekawa, lecz raczej nie spodziewał bym się po niej możliwości kierowania samochodem w np NFSS. Przynajmniej tak przez najbliższe 4 lata. Z resztą kompletnie nie widzę takowej potrzeby. Po co skoro najlepszym kontrolerem do tych celów jest kierownica. To trochę tak jak rąbanie drewna do kominka przy pomocy elektronicznie sterowanego, japońskiego robota-pianisty. 🙂
Pozostaje przy opinii, ze Natal do większości gier zwyczajnie się nie nadaje. Podobnie Laska Maga od Sony. Zwyczajnie nie można spodziewać się, by gracze, nagle zaczeli sami biegać po salonie – jest to niedorzeczne pod wzgledem czysto technicznym. Można z tego wyciągnąć tyle co EyeToy i niewiele więcej. Do odpowiedniego kompromisu doszło Ninny, dając jednocześnie możliwość kontrolowania postaci gestem, jak przez bardziej tradycyjne przyciski. Natal może być dodatkiem, ułatwiającym poruszanie po menu, udającym rozbrajanie bomby, ale nie pełnoprawnym kontrolerem do gier „hardcore’owych” ( na ile to we współczesnych grach dla gamers możliwe). Podobnie do NIA -nie ta czułość, nie te funkcje. Analogicznie nie można oczekiwać, że kierownicą zagramy w FPSa :)a co do hełmów VR wyobrażam sobie jedną możliwość – parki do gry, gdzie scenerię do kopii air soft guna można by dowolnie zmieniać 😉
ciekawa ta NIA pierwszy raz o tym słyszę
Wcześniej czy później i tak skończy się na implantach w mózgu 😀 Zgadzam się też co do przydatności natala w klasycznych grach, jakie znamy do tej pory. . . to się nadaje do gier pokroju Wii Sports. . . A sterowanie myślą też jest takie jakieś mgliste, ostatecznie wirtualna rozrywka będzie odcinać dopływ zmysłów z ciała i symulować rzeczywistość w 100% 😀 Matrix 😀