Ponad 50% nastolatków w wieku 15-19 lat przyznaje się do regularnego grania w gry komputerowe. Nie jest to zły wynik, biorąc pod uwagę, że niskie zarobki w połączeniu z wysokimi cenami oprogramowania utrudniają oddanie się Polakom elektronicznej pasji. O ile jednak ojczysty rynek PC’towy czuje się nieźle, to konsolowy przypomina zgarbionego i schorowanego staruszka.
Na całym świecie przemysł konsolowy dynamicznie się rozwija. Wszystko, co związane z grami staje się coraz bardziej popularne, a za tą popularnością idą pieniądze. Ojczysty rynek rozrywki elektronicznej nie jest tak niepozorny jak mogłoby się wydawać. Co prawda nasi zachodni sąsiedzi biją nas na głowę, jeśli chodzi o wyniki sprzedaży gier i ilość produkowanych tytułów, ale Polska to 40 milionowy kraj i ogromny rynek zbytu.
Coraz wyraźniej widać, że Polacy chcą grać. W roku 2005 Polski rynek elektronicznej rozrywki wygenerował około 150 milionów złotych zysku. Dla porównania, światowy rynek w roku 2004 wygenerował sumę aż 30 miliardów dolarów. Sam segment gier na telefony komórkowe jest wart 42 miliony złotych. Firma Mobile Entertainment Europe szacuje, że w Polsce w roku 2005 sprzedano 500.000 gier na komórki. W polskim rynku drzemie duży potencjał. Są możliwości rozwoju. Jak je wykorzystujemy?
Kto tworzy gry
Słysząc o ostatnich sukcesach naszych informatyków warto się zastanowić w jakiej sytuacji znajdują się polskie studia developerskie. To w końcu od nich wszystko się zaczyna. Sytuacja w Polsce jest bardzo podobna do sytuacji w innych krajach Europy Wschodniej. Właśnie do Czech i Ukrainy bliżej nam niż do Niemiec i Francji, bo koszty produkcji gier w Polsce są dużo niższe niż na zachodzie.
Wiedźmin to ambitne dzieło, ale czy nie nieco na wyrost naszych możliwości?
Jak wynika z raportu opublikowanego w piśmie PsxExtreme, wyprodukowanie i wypromowanie gry w Stanach to wydatek rzędu średnio 10 milionów dolarów. W Europie Wschodniej na takie same operacje trzeba wydać około 6 milionów dolarów. Wynika to z różnicy w płacach w naszym regionie – zależnie od stanowiska, mogą stanowić 18-30% zarobków zachodnich kolegów po fachu. Zarobki ludzi pracujących przy produkcji gier w Polsce zaczynają się od 2-3 tysięcy złotych, dochodząc do 10. tyś.
Painkiller namieszał na światowym rynku i w Polsce.
Niższe koszty nie ściągają jednak masowo wielkich zachodnich wydawców, którzy zamiast wydawać gry z Europy Wschodniej i przyczyniać się do rozwoju polskiego rynku, wolą sprzedawać u nas swoje zachodnie produkcje. Jedyne, na co może liczyć developer ze Wschodniej Europy to zlecenia wykonania gier na licencji. Produkcja wysoko budżetowych tytułów tylko na rodzimy rynek mija się z celem, a zachodni wydawcy nie są chętni do sypania gotówką.
Jedyna polska gra, która odniosła sukces globalny, to Painkiller
Kiedy Electronic Arts weszło na polski rynek, od razu zaczęło agresywnie promować swoje gry. Było to szczególnie widocznie na zaniedbanym poletku konsol. Zaczęły pojawiać się lokalizacje, ewenement na ówczesnej polskiej scenie konsol, a ceny nowości, jak debiutującego w tym okresie Burnouta 3, były bardziej przystępne dla przeciętnego gracza.
Nie ma jednak róży bez kolców. Studia developerskie z otwartymi ramionami witały wielkiego wydawcę. Ile polskich gier wydało EA Polska odkąd jest na naszym rynku? Okrągłe zero.
W zasadzie jedyna polska gra, która odniosła sukces globalny to Painkiller – PC-towa strzelanina z widokiem z perspektywy pierwszej osoby, której wydawcą była firma Dreamcatcher. Ale nawet Adrian Chmielarz, stojący na czele People Can Fly, zespołu który stworzył „Painkillera”, sceptycznie wypowiada się o rodzimym rynku. W wywiadzie udzielonym dla czasopisma Neo+ Chmielarz mówi jasno: „Osobiście nie widzę specjalnego ruchu na polskim rynku, może oprócz CD Projektu z Wiedźminem, o którego firma dba i wiele się wokół niego dzieje. Jest również firma Reality Pump [twórcy m.i. „Earth 2150”- dop.red.] robiąca porządne gry. Reszta to już inna liga. Trudno nazwać tych kilka firm „branżą””.
Wow, świetny tekst! Czadzior!
racja!
polonizacje gier są może lekiem na wywożenie gier za granicę ale bardzoczęsto powodują u mnie ból zębów. . . szczególnie jesli wcześniej udało isię gać w oryginał. . .
Osobiście jestem gotrącym zwolennikiem polonizacji. Tyle, żeby dostępnabyła opcja wyłączenia polskiego dubbingu i napisów. . . 🙂 Dużo gierfaktycznie jest dość topornie tłumaczonych, a dubbing zabija na miejscu. Ciekawe swoją drogą jak wyjdzie spolszczenie Pro Evolution Soccer 6 naPS2. Borek może da czadu. Chociaż oryginalny, angielski komentarz w tejgrze to równiez porażka.
Polonizacje dobra sprawa, bo raz, ze wpływa to pozytywnie na cenę gry. Dwa – udział w polskim dubbingu gwiazd kina i estrady wpływa na pozytywniejsze postrzeganie gier przez „światek kultury”. 😉
Polonizacje może i zmniejszają trochę cenę, ale praktycznie w niczym innym nie pomagają. Ot chodźby gdy masz gierke po Angielsku, to możesz się przynajmniej czegoś nauczyć. Takie łączenie edukacji z przyjemnością ;]
Gorzej, jak ktoś w ogóle nie mówi po angielsku, czy niemiecku. Wtedy niczego się nie nauczy, i niczego nie zrozumie. 😉 W zasadzie – gra do smietnika.
Polonizacji trzeba powiedzieć w grach stanowcze nie :)Może za wyjątkiem gier dla dzieciaków. Gry wtedy najczęściej tracą klimat, ale w oryginale są świetną sprawa jeżeli chodzi o nauke języka (np Civilization 1). A jeżeli ktoś nie zna angielskiego – cóż, trzeba się zacząć uczyć, bo lenistwo nie jest wymówką, mając angielski jeszcze w podstawówce albo przedszkolu. PS Albo dawać w grach możliwość wyboru – to najprostsza ale i najkosztowniejsza opcja 🙂
Gambit podpisuje się obiema rękami pod ostatnim zdaniem Twojego komentarza 😀
Panie Andrzeju – Genialny tekst. Gratuluje 🙂
Hmm, nie panikujcie z tymi polonizacjami, część to gnioty, racja (vide – Fallout Tactics), ale są takie perełki, jak choćby Icewind Dale z arcymegasupergenialną narracją Henryka Talara. Angielski znam dość dobrze, więc gry zlokalizowane w tym języku mi wystarczają. Faktem jest, że co lepsze tytułu kosztują naprawdę sporo. Przykładowo taki Oblivion zjadłby mi 1/5 wypłaty – ciężki los stażysty inteligenta;P Może kiedyś będzie mnie stać nafajne wydania, póki co nie mam i sprzetu i kasy na nowe produkcje.
Skad teoria, ze PCF ma 400 pracownikow? Absurd. Blizsze bylyby 2/10 z tego.
Teoria z artykułu GW. Podkreslam, że nie jest to liczba pracowników samego teamu dev. , a PCF jako firmy.
Genialny artykuł. W tym serwisie w ogóle są najlepsze artykuły !
Zacny tekst – kawał dobrego tekściora 🙂 Aż miło poczytać :)Co do polonizacji – nie zapominajmy, że jest cała grupa graczy (trudno mi powiedzieć jak liczna) w wieku koło 30, która z angielskim radzi sobie słabo i nie ma ochoty (czasu?) się go uczyć po to aby zrozumieć gier. Znam kilka takich osób i o dziwo są to osoby, które właściwie wyłącznie kupują oryginały – warunkiem jest tylko to aby była polonizacja, bo chcą grę w pełni zrozumieć. Mnie osobiście nie robi żadnej różnicy czy gra po polsku czy po angielsku, choć nie należę do grona osób, które wieszają psy na polonizacjach. Optimum to rozwiązanie przywołane przez Gambita – możliwość wyboru (tylko niestety jak sam „przywoływacz” stwierdził – opcja najdroższa)
Doskonały tekst i niestety to prawda, ludzie kupują piaraty lub ściągają gry z sieci p2p, bo nie ma na to kasy. Gracze są siłą motorową na nowe pomysły gier, ale nie mają odpowiednich kwalifikacji, bo nie ma gdzie się tego nauczyć:( UNIWERSYTETY, szkolcie developerów, dajcie Polsce zaistnieć w wielkim świecie!:)
Piractwo kwitnie ale IMO w Polsce bedzie lepiej. Zaczna wchodzic nowi developerzy, zacznie sie batalia o klienta. Moze jeszcze wyglada to niesmialo ale rynek zbytu w Polsce jest ogromny. Podsumowujac:MOZNA wystarczy CHCIEC 🙂
Cóż wracają do samego rynku trudno, żeby ludzie tak chętnie kupowali gry. Jeżeli zachód ma je po 50$/50€ oki, my mamy niby taniej, tylko patrząc na nasze zarobki to najnowsze gry nie powinny przegraczać 50zł. Dwa na zachodzie gra po paru miesiącach po premierze już jest dostępna w super niskiej cenie ok 50%, a w Posce nie. Gorzej jest jak patrzy się na rynek konsol. Co z tego, że Sony ma taką baze użytkowników, a może lepiej ich nazwać użyszkodnikami, jeżeli prawie każdy z nich ma konsole przerobioną, a oryginalną grę widzieli co najwyżej na półce w sklepie. Wystarczy wejść na wątek Playstation 2 na forum waszego głównego konskurenta 😉 i zobaczyć baze użytkowników – trudno wyłapać w tym gąszczu ksywk kogoś z nieprzerobioną konsolą. A to przez taki stan rzeczy w Polsce się mało dzieje. Ludzie narzekają, a wydać kasy na program już nie chcą. Oczywiście ceny nowość na konsole 219zł to wydatek astronomiczny i nie dziwie się, że mało kto kupuje nowości, ale wystarczy poczekać i za około stówkę można zdobyć tytuł. Niemniej jedynym rozwiązaniem jest podniesienie się poziomu życiowego w Polsce, a póki to się nie stanie małe są szanse na cokolwkiek – a na to poczekamy z kilka(naście) lat, jeżeli w ogóle się doczekamy. A tak poza tym, niech to Euro w końcu spadnie do poziomu chciażby 3zł to odrazu ceny gier na konsole by nie przekraczały chociażby 150zł 😛
a jeszcze jedno. . . ta nieszczęsna lokalizacja. . . ja jej NIE CHCE!!!. Podoba mi się postawa Cenegi, ktora wydaje gry z możlością zpaczowaia do polskiej tak jak to mam np. w PoP:WW gdzie mogłem pograć sobie po angielsku. Pierwsza część Prince of Persia było tylko po polsku, ale szczerze powiedziawszy akurat w tej gdzie lokalizacja była świetna, głos aktora zajebiscie mi pasował no i ten humor. A teraz kupiłem sobie TOCA 2 i what the fuck:/ nie moge znieść tego lamusa co mi gada w trybie kariery:/ Całe CD Projekt, tak samo nie mogłem znieść grania w Baldur’s Gate, bo przez lektora miałem wrażenie, jakby mi ktoś bajeczke opowiadał :(. Więc róża ma swe kolce, tak samo lokalizacja, która nie każdemu pasuje.
Teraz przeczytałem też komentarze pod artykułem i brak kasy nie jest wytłumaczeniem na kupowanie piratów można przecież nie grać i tyle. Kupwanie piratów czy ściąganie gierek wynika z mentalności trzeba po prostu raz sobie powiedzieć, że już tego nie robię i się trzymać do końca (no powiedzmy, że można zrobić wyjątek, jeżeli jakieś gry nie można nigdzie dostać. . . rzadkoś, ale nieraz realna). No i najlepiej wyrzucić stare piraty hehe. Ale to zawsze zależy od konkretnej osoby.