„Painkillerowi” się udało i People Can Fly trafiło pod skrzydła jednego z największych wydawców, THQ, dla którego mają teraz stworzyć grę na konsole następnej generacji. Założony w 2002 roku People Can Fly rozrósł się z małego studia liczącego 11 osób, do poważnej, zatrudniającej ponad 400 osób firmy. Oczywiście inne studia też próbują swoich sił w produkcji next-genowych gier. Firma Metropolis przygotowuje „Infernal” – grę akcji na Plastation3 i Xboxa360. Chwalony przez Chmielarza zespół Reality Pump rozpoczął prace nad „Two Worlds” na Xboxa360 – świetnie zapowiadającego się RPG.

W Polsce działa też sporo małych, młodych firm, które próbują szczęścia w branży gier video. Mniejsi developerzy próbują jakoś zaistnieć; krakowska firma Nibris zapowiedziała, że na targach E3 w Los Angeles zaprezentuje filmik ze swojego najnowszego dzieła „Sadness” na Nintendo Wii, ale jak na razie nie mają jeszcze umowy z żadnym wydawcą. Rozmowy trwają.

W Polsce powstaje coraz więcej ciekawych projektów, np. Call of Juarez.

Developerzy muszą nie tylko brać pod uwagę problemy z pieniędzmi. Bywa, że największą przeszkodą przy produkcji gry okazuje się brak rąk do pracy. Michał Kiciński, producent „Wiedźmina”, przyznaje, że na dziesięciu chętnych do pracy przy grze, tylko jedna osoba ma odpowiednie kwalifikacje. Brakuje w Polsce ośrodków, w których osoby zainteresowane tworzeniem gier mogłyby się tego uczyć. Substytutem prawdziwych szkół dla deweloperów jest Polsko-Japońska Szkoła Technik Komputerowych w Warszawie, w której można się podszkolić w technikach tworzenia grafiki i animacji. Cały czas brakuje jednak producentów z prawdziwego zdarzenia, wizjonerów pokroju Petera Molyneux, czy Michela Ancela.

Problemy wydawców i dystrybucja

Polscy wydawcy nie mają łatwego życia. Przykra prawda jest taka, że największymi dystrybutorami w Polsce są piraci. Zachodnie raporty ostrzegają inwestorów przed rynkami wschodnioeuropejskimi, wskazując na szalejące wskaźnik nielegalnej dystrybucji gier. Około 67% gier w Polsce jest sprzedawana przez piratów. Wskaźniki nielegalnej dystrybucji według badań z 2003 roku wahają się w okolicach 23% w Stanach Zjednoczonych i 26% w Wielkiej Brytanii.

Dlatego wydawcy wychodzą z założenia, że nie za bardzo jest się po co szarpać i jak ognia unikają ryzyka. Stąd bierze się brak lokalizacji i brak promocji. Dlaczego wielkie firmy mają reklamować produkty, które i tak najlepiej sprzedadzą się w nielegalnym obiegu? Skłonności do kupowania „kopii zapasowych” nie wynika jednak z wrodzonej chęci łamania prawa, tylko z mizernej zawartości naszych portfeli.

Większość wydawców stara się jak może, żeby mieć w swojej ofercie serie tanich gier. Jak przyznaje CD Projekt, gry z tańszych serii, takich jak na przykład Platynowa Klasyka, świetnie się sprzedają. Tańsze gry powoli opanowują niektóre segmenty rynku i przynoszą dystrybutorom i wydawcom naprawdę niezłe zyski. Ogromnym powodzeniem cieszą się PC-towe gry sprzedawane w supermarketach i kioskach.

Sukcesy na tym polu odnosi firma PLAY, która sprzedaje starsze i budżetowe tytuły w niskich cenach. Pomysł nie jest nowy – wpadł na niego już w 1998 roku CD Projekt, inicjując serię wydawniczą Strefa Niskich Cen. Trzy lata później przyszedł czas na serię Extra Gra, potem na Platynową Kolekcję. Podobne serie wydawnicze opierają się na sprzedaży starszych, prostszych, ale znacznie tańszych od nowości pozycji. Z tego samego powodu stosunkowo dużo w Polsce powstaje gier budżetowych – tanich w produkcji, ale i nie tak spektakularnych, jak propozycje mainstreamowe. Dystrybutorzy gier PC-towych już dawno wpadli na to, że cena to główny czynnik, warunkujący sprzedaż gier w Polsce.

[Głosów:1    Średnia:3/5]

20 KOMENTARZE

  1. polonizacje gier są może lekiem na wywożenie gier za granicę ale bardzoczęsto powodują u mnie ból zębów. . . szczególnie jesli wcześniej udało isię gać w oryginał. . .

  2. Osobiście jestem gotrącym zwolennikiem polonizacji. Tyle, żeby dostępnabyła opcja wyłączenia polskiego dubbingu i napisów. . . 🙂 Dużo gierfaktycznie jest dość topornie tłumaczonych, a dubbing zabija na miejscu. Ciekawe swoją drogą jak wyjdzie spolszczenie Pro Evolution Soccer 6 naPS2. Borek może da czadu. Chociaż oryginalny, angielski komentarz w tejgrze to równiez porażka.

  3. Polonizacje dobra sprawa, bo raz, ze wpływa to pozytywnie na cenę gry. Dwa – udział w polskim dubbingu gwiazd kina i estrady wpływa na pozytywniejsze postrzeganie gier przez „światek kultury”. 😉

  4. Polonizacje może i zmniejszają trochę cenę, ale praktycznie w niczym innym nie pomagają. Ot chodźby gdy masz gierke po Angielsku, to możesz się przynajmniej czegoś nauczyć. Takie łączenie edukacji z przyjemnością ;]

  5. Gorzej, jak ktoś w ogóle nie mówi po angielsku, czy niemiecku. Wtedy niczego się nie nauczy, i niczego nie zrozumie. 😉 W zasadzie – gra do smietnika.

  6. Polonizacji trzeba powiedzieć w grach stanowcze nie :)Może za wyjątkiem gier dla dzieciaków. Gry wtedy najczęściej tracą klimat, ale w oryginale są świetną sprawa jeżeli chodzi o nauke języka (np Civilization 1). A jeżeli ktoś nie zna angielskiego – cóż, trzeba się zacząć uczyć, bo lenistwo nie jest wymówką, mając angielski jeszcze w podstawówce albo przedszkolu. PS Albo dawać w grach możliwość wyboru – to najprostsza ale i najkosztowniejsza opcja 🙂

  7. Hmm, nie panikujcie z tymi polonizacjami, część to gnioty, racja (vide – Fallout Tactics), ale są takie perełki, jak choćby Icewind Dale z arcymegasupergenialną narracją Henryka Talara. Angielski znam dość dobrze, więc gry zlokalizowane w tym języku mi wystarczają. Faktem jest, że co lepsze tytułu kosztują naprawdę sporo. Przykładowo taki Oblivion zjadłby mi 1/5 wypłaty – ciężki los stażysty inteligenta;P Może kiedyś będzie mnie stać nafajne wydania, póki co nie mam i sprzetu i kasy na nowe produkcje.

  8. Zacny tekst – kawał dobrego tekściora 🙂 Aż miło poczytać :)Co do polonizacji – nie zapominajmy, że jest cała grupa graczy (trudno mi powiedzieć jak liczna) w wieku koło 30, która z angielskim radzi sobie słabo i nie ma ochoty (czasu?) się go uczyć po to aby zrozumieć gier. Znam kilka takich osób i o dziwo są to osoby, które właściwie wyłącznie kupują oryginały – warunkiem jest tylko to aby była polonizacja, bo chcą grę w pełni zrozumieć. Mnie osobiście nie robi żadnej różnicy czy gra po polsku czy po angielsku, choć nie należę do grona osób, które wieszają psy na polonizacjach. Optimum to rozwiązanie przywołane przez Gambita – możliwość wyboru (tylko niestety jak sam „przywoływacz” stwierdził – opcja najdroższa)

  9. Doskonały tekst i niestety to prawda, ludzie kupują piaraty lub ściągają gry z sieci p2p, bo nie ma na to kasy. Gracze są siłą motorową na nowe pomysły gier, ale nie mają odpowiednich kwalifikacji, bo nie ma gdzie się tego nauczyć:( UNIWERSYTETY, szkolcie developerów, dajcie Polsce zaistnieć w wielkim świecie!:)

  10. Piractwo kwitnie ale IMO w Polsce bedzie lepiej. Zaczna wchodzic nowi developerzy, zacznie sie batalia o klienta. Moze jeszcze wyglada to niesmialo ale rynek zbytu w Polsce jest ogromny. Podsumowujac:MOZNA wystarczy CHCIEC 🙂

  11. Cóż wracają do samego rynku trudno, żeby ludzie tak chętnie kupowali gry. Jeżeli zachód ma je po 50$/50€ oki, my mamy niby taniej, tylko patrząc na nasze zarobki to najnowsze gry nie powinny przegraczać 50zł. Dwa na zachodzie gra po paru miesiącach po premierze już jest dostępna w super niskiej cenie ok 50%, a w Posce nie. Gorzej jest jak patrzy się na rynek konsol. Co z tego, że Sony ma taką baze użytkowników, a może lepiej ich nazwać użyszkodnikami, jeżeli prawie każdy z nich ma konsole przerobioną, a oryginalną grę widzieli co najwyżej na półce w sklepie. Wystarczy wejść na wątek Playstation 2 na forum waszego głównego konskurenta 😉 i zobaczyć baze użytkowników – trudno wyłapać w tym gąszczu ksywk kogoś z nieprzerobioną konsolą. A to przez taki stan rzeczy w Polsce się mało dzieje. Ludzie narzekają, a wydać kasy na program już nie chcą. Oczywiście ceny nowość na konsole 219zł to wydatek astronomiczny i nie dziwie się, że mało kto kupuje nowości, ale wystarczy poczekać i za około stówkę można zdobyć tytuł. Niemniej jedynym rozwiązaniem jest podniesienie się poziomu życiowego w Polsce, a póki to się nie stanie małe są szanse na cokolwkiek – a na to poczekamy z kilka(naście) lat, jeżeli w ogóle się doczekamy. A tak poza tym, niech to Euro w końcu spadnie do poziomu chciażby 3zł to odrazu ceny gier na konsole by nie przekraczały chociażby 150zł 😛

  12. a jeszcze jedno. . . ta nieszczęsna lokalizacja. . . ja jej NIE CHCE!!!. Podoba mi się postawa Cenegi, ktora wydaje gry z możlością zpaczowaia do polskiej tak jak to mam np. w PoP:WW gdzie mogłem pograć sobie po angielsku. Pierwsza część Prince of Persia było tylko po polsku, ale szczerze powiedziawszy akurat w tej gdzie lokalizacja była świetna, głos aktora zajebiscie mi pasował no i ten humor. A teraz kupiłem sobie TOCA 2 i what the fuck:/ nie moge znieść tego lamusa co mi gada w trybie kariery:/ Całe CD Projekt, tak samo nie mogłem znieść grania w Baldur’s Gate, bo przez lektora miałem wrażenie, jakby mi ktoś bajeczke opowiadał :(. Więc róża ma swe kolce, tak samo lokalizacja, która nie każdemu pasuje.

  13. Teraz przeczytałem też komentarze pod artykułem i brak kasy nie jest wytłumaczeniem na kupowanie piratów można przecież nie grać i tyle. Kupwanie piratów czy ściąganie gierek wynika z mentalności trzeba po prostu raz sobie powiedzieć, że już tego nie robię i się trzymać do końca (no powiedzmy, że można zrobić wyjątek, jeżeli jakieś gry nie można nigdzie dostać. . . rzadkoś, ale nieraz realna). No i najlepiej wyrzucić stare piraty hehe. Ale to zawsze zależy od konkretnej osoby.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here