Zdarzyło się pewnego wieczoru, iż wpadłem na genialny pomysł. Oczywiście, osobie takiej jak ja wspaniałe idee przychodzą do głowy regularnie, ale to był ten wyjątkowy moment, w którym uznałem, że może czas którąś z nich wprowadzić w życie. I oto przed Wami pierwszy odcinek Elementarza Wikinga – serii, mniej lub bardziej regularnych, artykułów poświęconych ważnym w historii elektronicznej rozrywki grom i postaciom. Na pierwszy ogień idzie team, którego logo dla masy ludzi jest jednocześnie symbolem świata gier komputerowych. Team, którego fenomenu zrozumieć nie potrafię. Blizzard.
Jak to częstokroć z wielkimi firmami bywało, również i Blizzard Entertainemnt zaczynał swoją, trwająca do dziś i obfitującą w liczne sukcesy, przygodę ze światem elektronicznej rozrywki pod zupełnie inną nazwą, z którą nie wiązały się żadne niebotyczne sukcesy. Gotów jestem się założyć o wszystkie swoje oszczędności, że kiedy w 1991-ym roku Michael Morhaime, do spółki z Allenem Adhamem i Frankiem Pearcem, tworzył Silicon & Synapse, w najśmielszych snach nie marzył o byciu szefem jednego z najbardziej poważanych zespołów developerskich na świecie. I dziś, kiedy od tego wydarzenia minęło lat szesnaście ze sporym okładem (S&S narodziło się w lutym), pan Morhaime może odpalać kolejne cygara (zakładając, że jest palaczem) od banknotów 100$.
Nic specjalnego
Początki growej kariery tej, wielkiej dziś, trójcy – Morhaime, Adham, Pearce – nie były zbyt imponujące. Oczywiście, daleki jestem do twierdzenia, iż były słabe, ale ich debiutancki Radical Psycho Machine Racing (tytuł jak w jakiejś japońskiej produkcji) nie jest dziś wspominany, jako jedna z tych produkcji, które odmieniły na dobre nasze wspólne hobby. Poza tym, warto zauważyć, iż jest to gra na SNES-a! Tak, tak, firma, którą dziś znamy pod nazwą Blizzard Entertainment, ponad piętnaście lat temu zadebiutowała nie na komputerach, a na konsoli ze stajni Nintendo. I choć wielu osobom konsolowe korzenie twórców Diablo i Warcrafta dziś mogą się wydawać nie do pomyślenia, to jednak przed faktami uciec nie można.
Warto jeszcze wspomnieć o tym, kto był wydawcą RPM Racing. Sądzę, że gdybym zapytał o to pierwszego lepszego gracza, nie miałby zielonego pojęcia. Dlatego właśnie spieszę z wyjaśnieniem. Obok Silicon & Synapse, za tym projektem stał dobrze wszystkim znany, świętej pamięci Interplay, który miał później oczarować świat seriami Fallout i Baldur’s Gate. IP nie był jednak tylko zwykłym wydawcą, bowiem wzięli oni na siebie również część developingu pierwszej gry w karierze Morhaime’a.
To jednak nie koniec ciekawostek, na temat historycznego debiutu późniejszego Blizzarda. Należy jeszcze pamiętać o tym, iż był on jednocześnie premierowym wystąpieniem podopiecznych Wuja Sama na Super Nintendo Entertainment System, tak więc Silicon & Synapse nie tylko sam rozpoczął swoją działalność od następcy konsoli zwanej w Polsce Pegasusem, ale również wskazał tę drogę innym amerykańskim firmom, na swój sposób przyczyniając się do ich rozwoju.
Na drodze do Zamieci
Morhaime i spółka jako S&S bynajmniej nie zakończyli swej działalności na RPM Racing, aczkolwiek do Role Play’ów i RTS-ów, za które dziś wielbi ich cały glob, a Koreańczycy stawiają im pomniki, droga wciąż była daleka. Kolejnymi postawionymi nań krokami były gry, wiążące się z dalszą pracą u boku Interplay Entertainment. Ekipa ta już wówczas miała wypracowaną markę i Silicon & Synapse nie mogło się przydarzyć wiele lepszych rzeczy, niż tworzenie kolejnych pozycji pod bacznym okiem Briana Fargo. I tak przyszły The Lost Vikings oraz wydany w 1993-im roku Rock N’Roll Racing. Warto wspomnieć, iż obydwie te gry zaczynały swoje istnienie na ówczesnych konsolach. I o ile ta pierwsza zawędrowała też do mieszkań posiadaczy komputerów klasy Amiga oraz PC, o tyle RR Racing dostępny był tylko na Super Famicomie oraz platformie Sega MegaDrive, by na swoje dziesiąte urodziny ukazać się również na GBA.
Rok 1994-ty można uznawać za swoisty początek nowej ery dla Morhaime’a, Pearce’a i Adhama z dwóch powodów. Pierwszym oczywiście jest powołanie do życia Blizzard Entertainment pod tym właśnie mianem. Z początku jednak firma miała nazywać się zupełnie inaczej. Zamierzeniem jej włodarzy było, by nosiła imię Chaos Studios, ale niestety okazało się ono już wówczas zastrzeżone, przez co do dziś gramy w produkcje sygnowane logiem Zamieci.
Przełom
Mmm Fresh Meat!
To był ten pierwszy i bardziej symboliczny niż faktyczny krok ku lepszemu. Tym kolejnym, który tak na dobrą sprawę rozpoczął niekończące się po dziś dzień pasmo sukcesów Blizzard Entertainment było, jeszcze w tym samym roku, stworzenie pierwszego Warcrafta. Gry, która miała się walnie przyczynić do niewiarygodnej popularności i wielu bardzo tłustych lat w kalifornijskiej siedzibie pana Morhaime. Zanim jednak najważniejszy obok Dune II RTS trafił na półki sklepowe, ludzie z Zamieci wydali dwie inne, mniej istotne gry. Były to – BlackThorne i swoisty rodzynek, bo tytuł nie wydany przez Interplay, The Death and Return of Superman.
Były to jednak tylko płotki. Pierwsza gruba ryba, wspomniany już Warcraft, przyciągnęła spore grono ludzi do rozkwitającego gatunku strategii czasu rzeczywistego. Była ona jednak dopiero początkiem wielkości Blizzard i świata Azeroth. Kolejny super-sukces, czyli następcę Warcrafta poprzedziły dwie inne pozycje, czyli The Lost Vikings II oraz Justice League Heroes. Wydawcą żadnej z nich nie był Interplay, co później nie miało już ulec zmianie – Zamieć zaczęła iść swoją drogą.
Ciarki przechodziły po plecach
Szybko, bo jeszcze w 1995-ym roku, przyniosło to sukces. Warcarft II: Tides of Darkness i kilka miesięcy starszy dodatek – Beyond the Dark Portal (dla konsol – The Dark Saga) ukazały się na platformach Microsoftu, Apple, Sony oraz Segi i nawet dziś są stosunkowo popularne, jak na RTS-y mające w swoim życiorysie więcej niż dziesięć przeżytych wiosen. I w zasadzie od drugiego WC zaczęła się nieprzerwana lawina tytułów, o których tłumy graczy będą kiedyś opowiadać swoim wnukom.
Bitwa w sieci
Na kolejny hit nie trzeba było czekać zbyt długo. Jeszcze w tym samym roku, co Beyond the Dark Portal ukazało się Diablo – ponoć przełomowe, choć osobiście nie będę ukrywał, iż nie rozumiem przyklejania do tej gry etykietki z napisem „REWOLUCJA!”. Mniejsza jednak o moje zdanie. Faktem jest bowiem, iż hack’n’slash z czerwonoskórym panem ciemności w roli głównego antagonisty otaczany jest dziś kultem. I być może nawet nie ze względu na bycie tytułem wybitnym, ale na debiut platformy sieciowej Battle.net, który możliwy był właśnie dzięki pierwszemu Diablo. Darmowa, wbudowana bezpośrednio do gry usługa sieciowa? Tak, to było wówczas coś niezwykłego. Ludzie ze wszystkich zakątków świata, jeśli tylko posiadali dostęp do Internetu, mogli ścierać się z innymi. W zasadzie to właśnie uruchomiony na początku roku 1997-go Battle.net wprowadził do świata elektronicznej rozrywki zupełnie nową definicję słowa multiplayer i wciąż nie znikł z kart historii. Ba! Wedle zapowiedzi Blizzarda, B.net ma powrócić w ich nadchodzącym hicie – StarCraft II.
Znów będzie hit?
W końcu przyszedł czas na grę, która zdobyła sobie jeszcze więcej fanów niż Diablo i jednocześnie stała się swoistym pożegnaniem z konsolami. Po tym, jak na przełomie milleniów (dwa lata po premierze PC-owej) na Nintendo 64 zawitał pierwszy StarCraft, już żadna inna, nowa gra ze stajni Blizzard Entertainment nie opuściła Maców i komputerów osobistych. Warto wspomnieć o tym, iż obok World of Warcraft, to właśnie SC jest pozycją, która ciągle cieszy się niesłabnącą popularnością i będzie tak przynajmniej do czasu premiery wspomnianego trochę wyżej sequela.
Black Thorne i Lost Vikingss to płotki?? Ja się w nie zagrywałem, a Diablo/Warcrafta/Starcrafta nigdy nie spróbowałem 🙂
Z calym szacunkiem, ale w takim razie jestes wyjatkiem, bo gwarantuje Ci, iz ludzi w sytuacji dokladnie odwrotnej jest znacznie wiecej 😛
fajny artykuł i nieźle napisany, na szczęście, bo niestety większość tego typu „publicystyki historycznej” uprawianej w innych portalach wypada żałośnie i wygląda jak ctrl+c i ctrl+v z wikipedii 🙂 jaki będzie następny odcinek? może Origin? albo Troika? będzie można bezsilnie popłakać i pozgrzytać zębami przynajmniej 🙂
nom cudow w artykule nie ma, ale przeczytac sie da ;)co do natepnego arta to podpisuje sie pod seraphimem – origin bylby mila lektura 😉 (najlepiej z dygresjami dot looking glass ;])
Nastepny odcinek juz jest zaplanowany, jako historia Clover Studios, ktorego Ty Seraphim, jako zatwardzialy PC-wiec mozesz nie znac/nie lubic, wiec pewnie Cie nie zaciekawi, ale co do kolejnych czesci EW, to jestem jak najbardziej otwarty na wszelkie sugestie, bo przeciez pisze to dla Was, nie dla siebie 🙂
nie znam – więc chętnie przeczytam 🙂 człowiek uczy się przez całe życie 🙂
uuu Okami, Gamecuby i tak dalej 🙂 Też chętnie poczytam
Wlasnie, Lost viking nie bylo takie slabe, a i Blackthorne widzialem niezle oceny 😛
Lost Vikings i Blackthrone to cudeńka. Takich gier sie już nie robi i raczej nie będzie robić.
Ja Chcieć DIABLO III !!
A ja Blizzarda lubię, powód jest prosty – jak coś wypuszczają, to jest to GOTOWY produkt.
Musze sie przyznac, ze nie widzialem, iz Blizzard jest odpowiedzialny za Lost Vikings i Blackthorne. To byly dwie, naprawde dobre platformowki. No, moze Blackthoren byl ciutek gorszy, ale trio Erik, Olaf i Baleog bylo nie do zdarcia ;]Pamietam, tez jak z bratem sie napalalismy na Warcraft Adventures. Szkoda ze gra nie ujrzala swiatla dziennego, bo zapowiadala sie naprawde niezle. Na koniec, musze pogratulowac siergiejowi, bo milo sie czytalo no i czegos nowego sie dowiedzialem 😉