Sprawa ceny pierwszego DLC do L4D2 ma się podobnie, jak miało to miejsce przy okazji Crash Course – dodatkowej kampanii do oryginalnego Left 4 Dead. Osoby grające na pecetach mogą spać spokojnie – Passing zostało im bowiem przez Valve sprezentowane, toteż nie trzeba za nową zawartość wykładać ani grosza. Tak lekko nie mają już posiadacze Xboksów 360. Zejście kosztuje tyle samo co zeszłoroczny Kurs Kolizyjny, tak więc dodatku nie pobierzemy mając na koncie mniej niż 560 Microsoft Points. W obliczu tego, co wydawca zapowiadał, wydaje się to sumą groszową, ale jak to zwykle bywa, nie wszystko jest w rzeczywistości tak różowe jak w prasowych notkach.
Zejście
Wydarzenia z nowej kampanii zostały umieszczone pomiędzy tymi ze scenariuszy Dead Center i Dark Carnival. By móc kontynuować swoją ucieczkę przed hordą, Coach, Nick, Ellis i Rochelle muszą obniżyć most, blokujący im dalszą drogę. Bardzo dużo szumu było wokół spotkania z bohaterami pierwszej części, które miało nastąpić w The Passing. Niestety, wszyscy, którzy oczekiwali na jakieś ciekawe wydarzenie z tym związane, mocno się zawiodą. Ja miałem cichą nadzieję, na kampanię dla siedmiu osób, a jak nie, to chociaż kilka naprawdę mocnych urozmaiceń… a co dostajemy? Jeden rzut oka na Francisa na samym początku i króciutkie spotkanie w finale z pozostałymi… to wszystko. Może moje oczekiwania były nieco wygórowane, ale bez przesady – cały dodatek był zapowiadany jako spotkanie jednej ekipy z drugą i trwało ono w sumie pięć minut, i to jeszcze na odległość. Zdecydowanie bez rewelacji.
Zresztą, „bez rewelacji” to słowa, które można odnieść do całej kampanii. Ze wszystkich sześciu, które teraz są już dostępne, The Passing to zdecydowanie najsłabszy scenariusz. Ba, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że gdyby jakąkolwiek kampanię przenieść z pierwszej części do drugiej, to skutek byłby lepszy. Pod względem designu poziomów, nowy rozdział historii Ellisa i spółki nie prezentuje się zauważalnie lepiej niż najlepsze fanowskie dodatki. Zejście jest króciutkie – to zaledwie trzy rozdziały, które w pierwszym podejściu zajęły mi niewiele ponad pół godziny. Poza tym, jest strasznie łatwo. Nawet dla zupełnie przeciętnych graczy, na ekspercie nowe plansze nie powinny stanowić szczególnego wyzwania, a prostszy finał znajdziecie chyba tylko w Dead Center. Wszechobecne przedmioty, czasem nawet w nieskończonej ilości, zarażeni wyrzucający apteczki, nieszczególnie długie rozdziały – to wszystko czyni The Passing dziecinną igraszką, choćby na tle takiego Dark Carnival albo The Parish.
Drobnostki
Razem z nową, niestety słabiutką kampanią, przybyło również kilka pomniejszych nowości. Dla fanów kooperacji połączonej ze szczyptą rywalizacji najlepszą wiadomością będzie pewnie to, że wraz z nadejściem The Passing, naturalnie pojawiają się również etapy do trybów Scavenge i Versus, zaczerpnięte prosto z nowego scenariusza. Osoby, które już wszystkie mapy w Survivalu zaliczyły na złoto również mają powody do radości, w postaci nowego wyzwania.
Ponadto, kilkoma drobnostkami wzbogacony został sam gameplay. Zejście wprowadza do gry dwie nowe bronie – kij golfowy, uroczo roztrzaskujący czerepy biegających trupów oraz karabin maszynowy M60, czyli swoisty odpowiednik piły mechanicznej pośród broni palnych. Amunicja kończy się błyskawicznie, celność jest znikoma, ale nic tak dobrze nie wpływa na samopoczucie, jak dosłownie zmielenie nadciągającej hordy jedną, udaną serią z takiego potwora. Zresztą, jest nawet za to nowe osiągnięcie, bowiem również i ten aspekt podrasowano – łowcy achievementów będą mieli co robić przez najbliższych kilka dni. No i na koniec najważniejsze – do odtworzeniach w szafach grających jest teraz nowy kawałek fikcyjnego zespołu Midnight Riders – tego samego, którego koncert mogliśmy podziwiać w finale Dark Carnival!
Zmutowani
Najciekawsze postanowiłem zostawić na sam koniec. Zapowiadało się, że to nowa kampania, z Francisem i resztą „starej gwardii” w akcji będzie gwoździem programu. Nic z tych rzeczy. Zupełnie nowy tryb – Mutacje, ma szansę stać się absolutnym hitem i w moim odczuciu stanowi element, który ratuje cały dodatek i być może czyni go nawet wartym tych kilkuset Microsoft Points, które wydać na niego muszą posiadacze Xboksów. Idea całej tej atrakcji jest bardzo prosta – to po prostu wszelkiego typu wariacje na temat już dostępnych form rozgrywki.
Tłumy „fanów”
Pierwszą Mutacją, jaka została udostępniona jest Realism Versus. Nazwa mówi chyba sama za siebie – to po prostu Kontra, o tyle niezwykła, że na niekorzyść Ocalałych działają wszystkie utrudnienia znane z Realizmu, ze znikającymi obwódkami wokół ludzi i przedmiotów na czele. Wyobraźcie sobie tylko, jakie spustoszenie mogą zasiać choćby zgrani boomer i jockey, gdy jeden oślepia przeciwników, a drugi odciąga jednego z pola widzenia. Ocaleni nie mogą pozwolić sobie na choćby chwilę nieuwagi – wystarczy, że jeden zostanie na moment z tyłu i po całym zespole nie będzie nawet co zbierać. Przy Realism Versus nawet osoby sceptycznie nastawione do rywalizacji w Left 4 Dead 2 mogą się dobrze bawić. Niestety, jak to zwykle w życiu bywa, nic nie trwa wiecznie.
Zmodyfikowana Kontra dostępna będzie tylko do czwartku, bowiem wtedy przyjdzie czas na kolejną Mutację, zatytułowaną Bleed Out. Choć szczegółów wciąż nie znamy, to można oczekiwać, że będzie dotyczyła kampanii, a gracze zostaną pozbawieni apteczek, zaś ich życie będzie się nieustannie kurczyło. Kolejna wariacja przyjdzie za tydzień i tak w kółko, aż do wyczerpania się pomysłów Valve. Póki co, tych jednak nie brakuje – do sieci wyciekły nazwy części nowych trybów i przynajmniej niektóre wyglądają cokolwiek zachęcająco – Chainsaw Massacre, Last Man on Earth, czy przerażający na samą myśl Ultra Realism każą czekać od czwartku do czwartku z wypiekami na twarz.
Jedna, ale długa seria
Na całe szczęście, zmiana Mutacji nie oznacza definitywnej rezygnacji z tych najciekawszych. Co miesiąc będą przeprowadzane sondy, służące wyłonieniu ulubionej wariacji z ostatnich czterech tygodni. Tym samym, najlepsze tryby będą cyklicznie powracały do repertuaru Left 4 Dead 2, znowu dając graczom masę radości. Ja osobiście mam cichą nadzieję (choć moje nadzieje związane z produktami Valve źle się kończą, jak widać na przykładzie The Passing), że na sam koniec kilka opcji zostanie wybranych i włączonych do L4D2 na stałe, bo o ile sam pomysł z Mutacjami jest rewelacyjny, to już odbieranie ich nam pod tygodniu nie wydaje się aż tak trafione.
Przyszłościowo
Cóż, to, co miało być głównym elementem The Passing zawiodło na całej linii. Oczywiście pecetowcy i tak nie powinni narzekać, bo pierwsze DLC do drugiego Left 4 Dead nie kosztuje ich ani grosza, natomiast osoby grające na Xboksach raczej nie byłyby zadowolone z zapłacenia ponad 550 Punktów Microsoftu za 3 bardzo dalekie od oczekiwań rozdziały i kilka drobnych nowości. Mutacje jednak stawiają ten dodatek w zupełnie innym świetle. Nowe tryby mają ogromny potencjał i mają szansę znacznie przedłużyć sieciową żywotność najlepszej kooperacyjnej gry na rynku. Dlatego „blacharzom” pozostaje się tylko cieszyć, zaś pozostali mogą ze spokojnym sumieniem zaryzykować i położyć na szali tych kilkaset MSP – wiele wskazuje na to, iż nie będą żałować. Ja z kolei, jako recenzent, daje siódemkę – na zachętę.
Prawie pół roku przyszło nam czekać na premierę pierwszego dodatku do fenomenalnego Left 4 Dead 2. Valve od dłuższego czasu podgrzewało atmosferę przed wydaniem The Passing, by w końcu wypuścić gotowy produkt. Reakcje zombiakowej społeczności są zróżnicowane – sprawdźcie, co na ten temat do powiedzenia ma Valhalla.
Troche mnie zawiodł ten dodatek. Jakby dali ze 3 takie kampanie to nie miałbym na co psioczyć. Za krótko!
Gra jest piękna i cudowna. Dodatek brzydki i beznadziejny. The Passing i Valve bardzo mnie zawiodło. Jest za łatwe! Mimo to że wszędzie roi się od rzeczy takich jak np. adrenalina, to jeszcze zarażony który ma apteczki, i jakieś skrzynki z mołotowami czy pillsami. Wniosek: Dodatek beznadziejny i łatwyOcena: 1/5