Od kiedy okazało się, że gry nie są niszową zabawą dla pryszczatych dzieciaków, ale potężną gałęzią branży rozrywkowej generującą krociowe zyski toczy się bój o nasze portfele. Reklamy gier pojawiają się w gazetach, telewizji, kinach i na billboardach. Nawet w naszym uroczym kraju nad Wisłą zdarza się to coraz częściej. Każda z nich stara się zachęcić nas do kupna tej czy innej gry. Jednak jak wybrać spośród dziesiątków tytułów, które pojawiają się na sklepowych półkach? – takie pytanie zapewne zadajecie sobie za każdym razem wchodząc do sklepu. Inne pytanie (znacznie wcześniej) zadają sobie spece od marketingu – jak przekonać statystycznego Kowalskiego czy Smitha do tego aby kupił właśnie ten, a nie inny tytuł?

Oczywiście najczęściej kilkusekundowa reklama w TV czy też plakat nie są w stanie przekazać nam zbyt wielu informacji. Jednak materiały prasowe, czy wszelkiej maści informacje na stronach producenta dają PR-owcom już większe pole do popisu. Ci mając świadomość, że zamykanie haseł reklamowych w ogólnikach pokroju „Nasza gra jest najlepszą na rynku” skazane jest na porażkę odwołują się do bardziej wyrafinowanych sztuczek, aby przekonać nas do zakupu. Najczęściej stosowanym zabiegiem jest posługiwanie się liczbami.

Dlaczego? – bo te konkretyzują przekaz automatycznie go uwiarygodniając. Zresztą, zobaczcie sami.

1) „Najnowsza odsłona GTA pozwoli nam na długą i niezwykle satysfakcjonującą grę”

2) „Przejście naszej najnowszej gry zajęło beta-testerom średnio 56 godzin”

Choć obie informacje dotyczą tego samego – czasu gry – ich przekaz jest całkowicie różny. W pierwszym przypadku jest to typowy, nic niemówiący marketingowy bełkot, który stara się nas przekonać, że gra w GTA będzie długa. I choć może złapią się na to mniej czujni i mniej krytyczni czytelnicy większość zada pytanie „Ale zaraz, co to oznacza długo? 10 czy może 100 godzin?”. Tym samym taka informacja nie wzbudzi najprawdopodobniej naszego zaufania i potraktujemy ją jak większość, zupełnie nieistotnej informacyjnej papki.

W drugim przypadku nie dość, że otrzymujemy informację, że gra została przetestowana przez beta-testerów to jeszcze dowiadujemy się, że zajęło im to niecałe 60 godzin. I choć może być to informacja dla jednych dobra dla innych nie, jest to pewien konkret, który automatycznie zapada nam w pamięć.

Wielokrotnie dowiedziono, że popieranie faktów liczbami budzi większe zaufanie odbiorcy. Konkret zwycięża z nawet najpiękniejszym ogółem – doskonałym przykładem mogą być debaty toczone przed wyborami między naszymi politykami. Im więcej z ich ust padało danych liczbowych tym mówca wydawał się „bardziej konkretny”, a liczby przez samą swoją obecność uwiarygodniały i wzmacniały jego przekaz.

Podobną rolę liczby spełniają w materiałach reklamowych. W tym jednak przypadku dochodzi jeszcze do swoistego wyścigu zbrojeń, a może raczej powinienem napisać „wojny liczb”. Dążeniem producentów staje się więc wygranie palmy pierwszeństwa w kategorii „najwięcej [tu wstaw dowolny atrybut związany z grą]”. Kiedy już uda się to osiągnąć błyskawicznie wykorzystują to PR-owcy skutkiem czego są newsy donoszące nam o ilościach plansz dostępnych w grze, poligonów składających się na sylwetkę głównego bohatera, jednostek, godzin gry czy możliwych zakończeń. Czasem jakiś koncern ogłosi, że wyda 300 gier do końca roku…

Po co to wszystko? Aby wryć się w naszą pamięć i powrócić kiedy w sklepie będziemy bezradnie rozkładali ręce przed półką pełną gier. I choć na przyjemność gry nie ma najmniejszego wpływu to czy Sam Fisher składa się z 3.300, 3.500 czy 4 tyś poligonów każdy gracz sięgnie po grę, która ma ich najwięcej, bo przecież więcej to lepiej, prawda? Nigdy nie zagrałem w Total Anihilation, jednak do dziś pamiętam, że reklamowano go jako grę o największej dostępnej na rynku liczbie jednostek. Jaka gra miała najwięcej zakończeń? Prawdopodobnie będzie nią Fallout 3 ze swoimi 200 możliwymi zamknięciami fabuły. http://www.valhalla.pl/news8792-Fallout-3-ma-200-zakonczen.htmlI choć pewnie żaden z nas nie sprawdzi tego empirycznie to już zawsze będziemy pamiętać, że grą o olbrzymiej liczbie zakończeń jest/będzie właśnie Fallout 3. Do czasu aż pokona go Mass Effect 2 lub 3 czy inna produkcja, która zdecyduje się stanąć do boju w tej kategorii. Mało kto zwróci uwagę na to, że owe zakończenia będą się różnić minimalnie. Liczba 200 i jej magiczna moc przesłoni to wszystko. To tylko kilka przykładów wziętych ad hoc na potrzeby tekstu jednak myślę, że dostatecznie obrazują one opisywaną tendencję.

Dlatego kiedy następnym razem w jakimś newsie wyczytacie dane liczbowe mające przekonać was do kupna danego tytułu przypomnijcie sobie ten tekst, który właśnie czytacie i bądźcie czujni (niczym wzorowi bolszewicy-rewolucjoniści) – nie dajcie się oszukać marketingowym szarlatanom. Liczby są tylko ich narzędziem!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Każdy ulega magii liczb i chwytów reklamowych nawet bezwiednie. Ci, którzy zarzekają się, że są odporni na reklamę mylą się i to bardzo.

  2. Nic nowego”Opowiedziałem wam te szczegóły o planecie B-612 i podałem numer ze względu na dorosłych. Dorośli są zakochani w cyfrach. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie: „Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle?”Oni spytają was: „Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?” Wówczas dopiero sądzą, że coś wiedzą o waszym przyjacielu. Jeżeli mówicie dorosłym: „Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z geranium w oknach i gołębiami na dachu” – nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba im powiedzieć: „Widziałem dom za sto tysięcy złotych”. Wtedy krzykną: „Jaki to piękny dom!”Jeżeli powiecie dorosłym: „Dowodem istnienia Małego Księcia jest to, że był śliczny, że śmiał się i że chciał mieć baranka, a jeżeli chce się mieć baranka, to dowód, że się istnieje” – wówczas wzruszą ramionami i potraktują was jak dzieci. Lecz jeżeli im powiecie, że przybył z planety B-612, uwierzą i nie będą zadawać niemądrych pytań. Oni są właśnie tacy. Nie można od nich za dużo wymagać. Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych. My jednak, którzy dobrze rozumiemy życie, kpimy sobie z cyfr. Chciałbym zacząć tę historię, jak zaczyna się baśń. Wolałbym powiedzieć: „Był pewnego razu Mały Książę, który mieszkał na planecie troszeczkę większej od niego i który bardzo chciał mieć przyjaciela . . . „Dla tych, którzy znają życie, wyglądałoby to o wiele prawdziwiej. „Antoine de Saint Exupéry, „Mały Książę” 🙂

  3. WoW – największe pingi w historii gier (przykład rzucony z braku pomysłu na inną pozycję, nie twierdzę, że to prawda 😉 )

  4. Statystyki są zawsze piękne 🙂 „A statystyka jest jak bikini: to, co odsłania jest fascynujące, ale ważniejsze jest to, co ukrywa. „ jak powiedział prof. Aaron Levenstein

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here