Wczoraj mogliście obejrzeć na łamach Valhalii debiutancki trailer najnowszej gry od szwedzkiego studia DICE. Chodzi oczywiście o sequel całkiem udanej strzelanki, pod tytułem Battlefield: Bad Company. Dziś znów piszemy o skandynawskiej ekipie. A raczej o Larsie Gustavssonie, zatrudnionym tam jako dyrektor kreatywny. W bardzo ciepłych słowach wypowiada się on o współpracy swojego studia z Electronic Arts, które jest jego właścicielem.
„Codziennie można poczuć zainteresowanie tworzeniem nowych, dobrych własności intelektualnych, dobrych gier, jakości. Widać, że DICE jest rozpoznawane jako studio DICE, a nie jako część wielkiej korporacji.” – tłumaczył Gustavsson w wywiadzie z Eurogamerem. „Sądzę, że EA jakie widzicie dzisiaj – i słyszę to od praktycznie każdego z zewnątrz – to inne EA. Owszem, zmiany nie przychodzą z dnia na dzień, ale myślę, że właśnie widzimy owoce tego procesu. Spójrzcie na Dead Space i inne. To z pewnością właściwy kierunek i cieszę się, że ludzie to dostrzegają.” – dodał boss studia DiCE
Niemożliwe! Ktoś chwali Elektroników! Co więcej, to dopiero początek! Spójrzcie, co ten cały Gustavsson wygaduje o pracy w EA, a właściwie o specjalnych warsztatach, które amerykański koncern organizuje cztery razy w roku dla dyrektorów kreatywnych: „Mam możliwość usiąść i podyskutować z, ja wiem, 20 innymi dyrektorami kreatywnymi z różnych studiów, a to dla nas jako małego studia wielka szansa, bo szczerze mówiąc, ciężko znaleźć zajęcia dla ludzi od designu. Przez te możliwości, czasem łatwo zapomnieć… mam na myśli to, że w sali wszyscy są gwiazdami – „Ty zrobiłeś tą grę! Ty zrobiłeś tamtą grę!”. W EA mamy mnóstwo mądrych ludzi i myślę, że teraz, z nowym sposobem myślenia, uczymy się jak z tego lepiej korzystać.” Jak widać, pochwał pod adresem Electronic Arts nie było końca. Na pewno Gustavsson kłamie…
… Albo może mówi szczerą prawdę i EA za kadencji Johna Riccitiello to naprawdę kawał rozwojowej firmy, mającej inne zajęcia, niż działanie na nerwy samozwańczym prawdziwym graczom? Chyba warto o tym pomyśleć.