Po spotkaniu z trzecią częścią Mortyra obawiałem się Operacji Sztorm. Dlatego też chciałem przekazać ją (pomimo pozytywnego nastawienia po wyjściu z pokazu prasowego) jakiemuś „ochotnikowi”. Na moje nieszczęście wszyscy Wikingowie pochowali się pod pokładem, tłumaczyli chorobą albo jakimś nadchodzącym jajkiem i zającem. Cóż zrobić. Jak zawsze skromny Wódz musiał wziąć sprawę w swoje ręce.
Spis treści
Czemu nie Hitler?
Ładne efekty
Najnowsze zadanie Jana Mortyra z angielskiego zwanego „Mortiejrem” jest bodaj najtrudniejszą misją na jaką wysłano go do tej pory. Dowództwo, które nie ma w zwyczaju narażać się na ostrzał zupełnie zgłupiało po obliczeniu szans przetrwania Janka za liniami wroga. Po zsumowaniu wszystkich zmiennych, prędkości wiatru, angielskiej (nie)pogody, siły nazistowskich wojaków i wpływu piwa na organizm przeciętnego komandosa, na kartkach w sztabie wciąż pojawiała się liczba rzędu 0,000001%. Wiecie co to oznacza – prawdziwy gracz na pewno wykona to zadanie! Jakie pytacie? Nasz bohater musi zniszczyć (zabić) trzy najważniejsze trybiki w machinie wojennej III Rzeszy. Są nimi Joseph Goebbels, Heinrich Himmler i Herman Goering, których możecie znać z lekcji historii. Czemu nie ma wśród nich Hitlera? Najwyraźniej MI6 uznało, że nie jest on istotną postacią albo po prostu trafi do pierwszego rozszerzenia do tego tytułu.
W windzie, w przebieralni, w domu u rodziców
Mission Impossible przeniesie nas w kilka niezbyt oryginalnych miejsc takich jak francuska wioska czy fabryka czołgów. Zwiedzimy też kanały, które muszą pojawić się w każdej grze i ponure zamczysko zamienione w wielką świątynię. Lokacje nie są odkrywcze a momentami miałem wrażenie, że „wydłużano” je starą jak świat metodą kopiuj/wklej. Poszczególne pomieszczenia często wyglądają identycznie. Nawet rozmieszczenie identycznych mebli, obrazów czy lamp może być takie samo w każdym pokoju. Może wszyscy wynajmują tego samego dekoratora wnętrz?Drobiazgiem, na który zwróciłem uwagę są również punkty, w których zaczynamy zabawę. W Mortyr III zanim ruszyliśmy do boju przez ładnych parę minut jechaliśmy ciężarówką, ostrzeliwani przez przeciwnika. Widać to rozwiązanie nie spodobało się graczom. Dlatego też w intrze Operacji Sztorm zobaczymy jak artyleria p-lot strąca nasz samolot, który rozbija się w szczerym polu. Pierwszą misję ni z tego, ni z owego zaczniemy we wnętrzu francuskiej chałupy. Bez zbędnego gadania i podchodów pojawiamy się również w wielkim zamczysku czy fabryce czołgów. Szkoda, że City zdecydowało się w ten sposób rozpoczynać poszczególne misje. Można było trochę popracować i „dorzucić” do gry chociaż trzy krótkie plansze.
Już koniec?
To właśnie długość jest największą wadą tej produkcji. Niezależnie od tego jaki poziom trudności wybierzecie przestrzelicie się przez nią w kilka godzin. Dlatego też w swej krótkiej relacji z pokazu prasowego wspominałem, że Operacja Sztorm nada się na spokojny wieczór kiedy wasza dziewczyna wyjdzie z koleżankami na plotki a wam nie będzie się chciało iść z kumplami do pubu. Żeby gra starczyła na dwa dni po każdej planszy musielibyście oglądać film pełnometrażowy albo chodzić na długie spacery z psem.
Dziwne niebo
Żałuję, że tak się stało. Pomimo kilku już wymienionych wad i kilku, które dopiero wymienię w Mortyra gra się całkiem przyjemnie. Oczywiście zakładam, że zamierzasz go drogi czytelniku nabyć tylko i wyłącznie po to aby wyłączyć szare komórki i po prostu biec przed siebie ziejąc ogniem z każdego gnata jaki wpadnie ci w ręce. Z takim podejściem do sprawy recenzowany tytuł potrafi bawić. Wymienionej sekundę temu broni nie jest dużo, ale oddano ją wiernie. Nie spotkamy się w grze z odwiecznym pytaniem o to skąd głęboko na tyłach wroga wzięła się tona alianckiego sprzętu (plus należy się autorom za takie rozwiązanie). Korzystamy więc w zasadzie tylko ze zdobycznego uzbrojenia niemieckiego. Rzecz jasna zanim zdąży się ono ograć ukończymy już Operację Sztorm.
Warto również przy tej okazji wspomnieć o inteligencji przeciwnika. Wrodzy wojacy potrafią się chować za filarami czy w miejscach gdzie teoretycznie trudno będzie ich ustrzelić. Ba, wykorzystują system Covert Fire (wystawianie ręki i ostrzeliwanie się zza osłony), z którego korzystamy i my, a nawet ciskają w nas granatami. Co z tego jednak kiedy albo ja jestem szybki i zwinny niczym kot byłego premiera (czy prezydenta – zawsze mi się mylą) albo nazistowscy żołnierze bardzo wolni. Nawet kiedy wypadali na mnie w grupach złożonych z trzech albo czterech sołdatów potrafiłem ich wybić do nogi zanim oni ubili mnie. Trudności gry nie zwiększa również modne ostatnimi czasy regenerowanie zdrowia i możliwość zapisywania jej w dowolnej chwili. Ginie się naprawdę bardzo rzadko przez co w moich oczach odrobinę zmniejsza się miodność tego tytułu. O tym, że tym samym jeszcze bardziej skraca się czas, który przy nim spędzimy wolałbym już nie wspominać.
Ja Sir!
Dużo strzelania
Oprawa graficzna nowego Mortyra budzi mieszane uczucia. Silnik Jupiter znany z F.E.A.R. z całą pewnością potrafi więcej niż City z niego wycisnęło. Ci, którzy spotkali się z dziewczynką w czerwonej sukience – Almą – na pewno zauważą, że Operacja Sztorm jest w niektórych momentach podobna do „strasznej gry”. Z jednej strony mamy wymienione już kopiowanie elementów map, średniej jakości tekstury, które lubią od czasu do czasu przenikać się. Ten ostatni element uwidacznia się szczególnie kiedy wrogi żołnierz otwiera drzwi kopiąc w nie. Zabawne są też dziury w ścianach, które wybijamy za pomocą broni. Spróbujcie przestrzelić cienką ścianę działową a przekonacie się, że jest ona zadziwiająco gruba a moc broni niesamowita – potrafi ona wyrąbać potężne otwory w betonie. Z drugiej mamy całkiem dobre efekty lecącego z rozgrzanej lufy dymu, buchającej pary z przestrzelonych rur, rozmycia obrazu przy celowaniu przez szczerbinkę czy całkiem ładne wybuchy. Na plus powinniśmy także zaliczyć wymagania sprzętowe Mortyra. Nawet na słabszym sprzęcie powinien on działać bardzo płynnie.
Udźwiękowienie potrafi sprawić, że raz będziemy miło zaskoczeni a kiedy indziej będziemy się śmiać. Chciałbym wiedzieć kto w City wpadł na genialny pomysł, który zaowocował tym, że Niemcy krzyczą do siebie „Ja Sir!” i „Alles OK?!”. Może mają podwójne obywatelstwo i dlatego lubią takie amerykańskie teksty? Również Janek od czasu do czasu rzuca jakiś komentarz, który niestety nigdy nie jest zabawny. Dobrze wypada za to muzyka. Nie zapamiętamy jej do końca życia, ale nie jest inwazyjna i dobrze wpasowuje się w tło gry. Również wybuchom nie brakuje „bassowego podmuchu” choć pukawki strzelają już niczym broń na kapiszony.
Zamiast kina
Króciuteńka gra
Sporo wymieniłem wad Operacji Sztorm, ale ma ona dwie bardzo duże zalety. Pierwsza to jej niewielka złożoność i miodność. Jeśli szukasz niezbyt skomplikowanej strzelanki, która umili ci wieczór spędzany w domu, to ten tytuł powinien cię zadowolić. Drugą zaletą jest jego cena. 20 złotych wydasz na bilet do kina. Jeśli pójdziesz z partnerką na film albo z kumplami na piwo, to z kieszeni „wypadnie” ci jeszcze więcej złotówek. Można więc z patriotycznego obowiązku wesprzeć rodzimą firmę albo po prostu wydać te kilka groszy i przez jeden wieczór poszaleć przed monitorem. Pamiętajcie jednak, że najnowsze przygody Mortyra ukończycie zanim tak naprawdę zdążą się rozkręcić. Ja wystawiam tej produkcji ocenę 7.2/10 i polecam ją na czarną godzinę. W końcu każdy z nas czasami szuka czegoś na półce z grami bo akurat wszystko co miał pod ręką już mu się przejadło. Operacja Sztorm w takiej chwili będzie jak znalazł. City powinno natomiast spisywać wszystkie mocne punkty swoich produkcji i dodawać je do kolejnych wydawanych przez siebie gier jednocześnie eliminując wszystkie potknięcia. W ten sposób w niedalekiej przyszłości na sklepowych półkach mamy szansę zobaczyć naprawdę konkretnego FPSa, którym Mortyr niestety jeszcze nie jest.
PS> Do Operacji Sztorm dołożono dodatkową, darmową produkcję, którą wypróbujemy po zarejestrowaniu się na stronie firmy. Tę małą niespodziankę doliczyłem do końcowej oceny recenzowanej gry.
Jan Mortyr jest komandosem. Prawdziwym Mężczyzną również. Dwie minuty to dla niego za mało. Dwóch dni nie jest jednak w stanie wytrzymać. Nasze spotkanie z jego nowymi przygodami, jak już się zapewne domyślacie, nie potrwa długo. Zapędziłem się odrobię a nie chcę uprzedzać faktów. Najważniejszą nowiną dla graczy jest ta, że znowu ruszamy na wojnę. Bić będziemy panów w nocnikach na głowie. Jak zwykle.
Dla mnie grafika wygląda tragicznie i do poziomu przeciętnych gier brakuje jej bardzo dużo. Trochę mi to wygląda na grę w stylu „Oby do pierwszego”.
Fakt, statyczne screeny wyglądają szkaradnie. Może animacje są fajne i szata zyskuje w ruchu?Czy tak, czy inaczej sam nie zagram bo mój blaszak się już kwalifikuje do muzeum, ale miło wiedzieć, że Polacy po Wieśminie nie spoczęli na laurach i pną się pod górkę.
Coś mi się zdaje, że do momentu wydania „Onych” jakichś większych produkcji się nie przewiduje.
A już miałem napisać o They – dobrze ze poruszyłeś ten temat Neth. Moim zdaniem gra może nieźle namieszać w komputerowo-konsolowym światku. Motyw z budową broni zapowiada się niezwykle ciekawie. Fakt, obiecywano nam to już setki razy, ale za każdym razem gracze dają się na to nabrać – może tym razem nie będzie powodów do zawodu:)? Graficznie gra prezentuje się ciekawie, choć (jeszcze) bez większej rewelacji. Dym i modele wrogów są śliczne, a dla kontrastu niektóre tekstury są paskudnie rozmyte i szare, nijakie. Co prawda CDP/Metropolis nie podało zbyt wielu materiałów odnośnie gry, ale to co jednak mimo wszystko zaprezentowano prezentuje się w moim odczuciu tak jak napisałem powyżej. Cóż, pozostaje trzymać kciuki za polskich programistów i mieć nadzieję, że pasmo dobrych gier „Made in Poland” nie zakończy się na przygodach Geralta. . . Czekam na THEY z niecierpliwością. A wy:)?
Ja też! W szczególności na histeryczne prasówki w tonie „na narodową dumę” A potem będzie hicior na 200 tysięcy na zachodzie :DCity, mimo, że pogardzane – czasem słusznie, ale taki model biznesowy przyjęli i się tego nie wstydzą – sprzedaje więcej gier i jest bardziej rozpoznawalne niż większość preśtiźiowych „Wielkich software’owych hiciorów”, które w ostatnich latach wystrzeliły na zachód z naszego pięknego kraiku. Co nie zmienia faktu, że czasem lepiej uderzyć się cegłą w potylicę niż zagrać w ich gierki 😉
Kot a Ty dalej walczysz z legendą wieśka mimo bardzo udanej gry. Uważaj, bo na tym serwisie jest wystarczająco wielu skrytobójców gotowych poświęcić najlepszy nóż aby pozbyć się niewiernego :)Zdecydowanie wolę wersję, że zachodnie społeczeństwa są zbyt plastikowe aby w pełni ukotentować się pięknem i głębią słowiańskiego świata.
neth miałem bardziej na myśli tytuły metropolis np. Infernal, albo wydany tylko na zachodzie Archangel