Nowy numer NEO Plus to głównie seria artykułów o PlayStation 3, które redakcja dorwała w sobie znany tylko sposób. W tym wypadku pozostaje nam pozazdrościć, bo nie mieliśmy nawet okazji na cacku zagrać – na prasowe pokazy po prostu nie zostaliśmy zaproszeni. Inna sprawa, że wszystkie reportaże konkurencyjnych serwisów wyglądały tak samo. Opis kilkugodzinnego posiedzenia z gry, plus, obowiązkowo, fotka redaktora przy konsoli i telewizorze. Każdy miał to samo i w gruncie rzeczy nie mówił nic nowego.
W czasie, gdy grudniowy numer NEO powstawał, miałem okazję spotkać Gulasha na pokazie Wii w Warszawie. Nie jestem zaskoczony, że konsola przypadła mu do gustu w takim stopniu – jak sam mówi, liczy się dla niego moc obliczeniowa i niszcząca wszystko grafika, to też na Wii pociągał nosem. Z NEO bije wielki entuzjazm, najpewniej dobrze ugruntowany, zważając na fakt, że redakcja mogła katować konsolę do woli. My jesteśmy nieco bardziej sceptyczni, choć naszym źródłem informacji są głównie wieści z sieci. Osobiście nie widziałem żadnego trailera z PS3, któryby mnie powalił. Chłopaki zachwycają się Motorstormem, w którym ja tam nic nie widzę. Podobnie z Resistance: Fall of Man.
Pozostawiam sobie trochę luzu w tej kwestii. Po zeszłorocznej premierze Xboxa 360 byłem przekonany, że czas PC się kończy. Teraz, gdy next-geny są tu na dobre, najciekawsze gry 2007 roku, moim zdaniem, ukażą się na PC właśnie. Od innowacyjnego Spore’a, przez piękny Crysis po z, jak sądzę, grywalne Quake Wars, 2007 może być rokiem blaszaków, tym bardziej, że wszystko to, co mamy na konsole, pojawia się też na PC.
Nowe NEO ma również bardzo ciekawy wywiad z szefem People Can Fly, Adrianem Chmielarzem. To człowiek, który ma dość kategoryczne poglądy na kwestie związane z grami – coś, czego staram się osobiście unikać – ale tym razem w większości kwestii się z nim zgadzam. I tak, zgadzam się z komentarzem odnośnie Wii – to fajny pomysł, ale zupełnie do mnie nie apeluje perspektywa machania nadgarstkiem przez kilka godzin gry. Jeżeli na Wii ukaże się pełnoprawny symulator tenisa, golfa lub walki na miecze, to bardzo super. Każda inna gra z Wii-lotem to jednak pomyłka. Zgadzam się z tym, że w japońskich grach jest świetny gameplay i totalny bełkot fabularny. Krew mnie zalewała przy, nazwijmy to po imieniu, chrzanieniu, uprawianym przez bohaterów serii Final Fantasy. Zgadzam się wreszcie z poglądem, że Polskie gry stoją na poziomie, ale świat się bez nich obejdzie. Brak nam oryginalnej gry, takiej tylko naszej, która wniosłaby nową jakość. Tyczy się to też Chmielarzoewgo Painkillera.
Uwagę moją przykuł wreszcie felieton Michała „Miela” Mielcarka, który ponoć w poprzednim numerze produkował się o niskim poziomie portali o grach (muszę wrócić, bo jakoś mi umknęło), w tym zaś bierze na ruszt kwestię młodocianych dziennikarzy, których u nas wiele. Sam byłem zaskoczony średnią wieku na wspomnianej wcześniej prezentacji Wii; nie, żebym był jakoś strasznie stary, jestem raptem w wieku post-studenckim. Tym niemniej ciągle wyglądałem za winkiel Sali konferencyjnej, żeby sprawdzić, czy młodzież przyjechała z rodzicami. Ze gimnazjalistom brakuje obycia, nikt nie zaprzeczy. To przychodzi z wiekiem (ciągle czekam). Raz na jakiś czas pojawia się tu i ówdzie zjadliwy komentarz pod adresem bogu ducha winnego człowieka – wnet się okazuje, że autor pisze z komputera mamy w pracy w przerwach między szkołą a korepetycjami. Z punktu organizacji pracy natomiast każdy, kto próbował kiedyś zarządzać takimi ludźmi zna problemy, jakie z tego wynikają – początkowy nieskończony wręcz entuzjazm i następujące okresowe trudności, jak klasówka, matura, dziewczyna, czy co tam jeszcze, wreszcie zniknięcie bez śladu z pola widzenia. Z Mielem nie zgodzę się tylko w kwestii charakterystyki naszego podwórka – jakoby to była ciężka i mało płatna praca. Praca wbrew pozorom jest płatna całkiem nieźle, jakoś dramatycznie nadwyrężająca też nie jest, choć martyrologii zawodowej nigdy za wiele. To, z czego gawiedź nie zdaje sobie natomiast sprawy, o czym zresztą w pewnym sensie mówi też Chmielarz, to to, że trzeba coś umieć i umieć to dobrze, by móc się jakoś wybić. To zasada, która obowiązuje w każdej branży, choć w dobie Idola… chyba ma słaby posłuch.
PS. Obrazek i podpis z racji mojej nieobecności w redakcji zrobił szef działu konsol. Wnoszę, że nie zgadza się z moim punktem widzenia.
„[. . . ]trzeba coś umieć u umieć to dobrze, by móc się jakoś wybić. To zasada, która obowiązuje w każdej branży, choć w dobie Idola. . . chyba ma słaby posłuch. ” – dobrze powiedziane, zgadzam się z tym w 100% z tym ze ja na szczęście „robie” w trochę innej branży, serialowej mianowicie. Ale tak napisałeś odnosi się ona do wszystkiego, zabawne (albo i smutne, zależy jak na to patrzeć) jest za to w moim przypadku to, ze moje studia nie mają nic wspólnego z tym co robie „w branży”(Automatyka i Robotyka raczej z pisaniem ma niewiele wspólnego :P), szczęściem jest że „boss” to wyrozumiały gość i zaczyna ściągać do roboty wtedy gdy w ciągu tygodnia czegoś nie zrobię(może to temu że na razie pieniądze z tego żadne :P), eh a teraz jeszcze nadchodzi, wszyscy studenci wiedza co, to będzie prawdziwa próba, zresztą szósta już. . .
@1 –> Spokojnie, ja jestem socjologiem po Akademii Obrony Narodowej, Gutowski filozofem z mini dyplomem z dziennikarstwa, poza tym mamy na pokładzie historyków, handlowców, nauczycieli. . . słowem, kolorowa ekpia. O ile po dziennikarstwie faktycznie wszyscy sa lepiej przygotowani do pisania, to jednak osoby z praktyką zawodową mogą się spokojnie z nimi równać.
http://www.glumbert. com/media/pulpfiction
„ciężka i mało płatna praca” – zdecydowanie nie 🙂 z definicji każda praca jest ciężka, ale jak sobie pomyślę, że żeby zarobić tyle co zarabiam teraz pisząc o grach to musiałbym harować na dwóch etatach w szkole (gdybym pracował w zawodzie), to jakoś nie wydaje mi się, żebym się przemęczał 🙂 postawie Miela się nie dziwię zresztą, z tego co pamiętam pracował kiedyś w necie i się sparzył 🙂 a powódź gimnazjalistów nie jest jakąś wielką tragedią – bardziej komedią chyba. Nie wiem, czy ludzie nie zdają sobie sprawy, że czasy Gamblera i SSa się skończyły, że gry mają już swoje lata, gracze też i nie wystarczy już mieć naście lat i dużo grać, żeby być wielkim panem redaktorem. Trzeba albo wykształcenia albo doświadczenia – a recenzja czy dwie zapowiedzi wydrukowane w CDA to nie jest doświadczenie (zwłaszcza, że tam drukują byle co, jeśli mają tekst za free).
Haha, a to dobre. Mielu pisze o slabym poziomie portali o grach. Byc moze Gameonly, z ktorego wywodzi sie on, Matt oraz Kaxi (czyli polowa redakcji Neo) jest slabe, ale ludzie, litosci. Dosc powiedziec, ze sam byl takim mlodocianym pismakiem zanim zasilil szeregi warszawskiej redakcji, to jeszcze w pelni afiszowal sie z wspolpraca ze swoim rodzimym serwisem mimo pracy dla Neo. Niewazne, przejdzmy do oplacalnosci. Tutaj akurat musze przyznac mu racje. Serwisow tak zwanych profesjonalnych (czyli takich, gdzie za pisanie dostaje sie konkretne pieniadze) jest u nas mniej niz palcow u jednej dlonii. Chociaz nie, moge sie mylic, ale w tej chwili przychodza mi do glowy wlasnie Valhalla.pl, Gram.pl, CHYBA gry. imro.pl i. . . to chyba koniec?DUZA wiekszosc serwisow, ktore prezentuja soba dobry poziom merytoryczny i czasem wizualny jest prowadzona przez mlodych ludzi uznajacych to za hobby. Jedynymi czesto profitami z takiego rodzaju udzielania sie w internecie jest przychylny komentarz co madrzejszych czytelnikow, szansa na wybicie sie w pisarskim swiatku, uzyskanie statusu autorytetu, etc. Czasem bywa tak, ze serwisem zainteresuja sie firmy powiazane z grą, tematyka o ktorej serwis traktuje. Wtedy sa nawet gry, sprzet do testow za darmo, bez laski. Wtedy jest fajnie, ale coz z tego, skoro zarobek z tego zaden. Wcale sie wiec nie ma co dziwic gasnacemu zapalowi (mimo fajnych wizji i pomyslow) mlodych graczy chcacych cos wniesc do spolecznosci. A zeby sie wybic. . . trzeba miec na siebie pomysl i robic w danej dziedzinie to, na co przecietny hobbysta by nie wpadl. A slow na wiatr nie rzucam, pare serwisow oraz pisanie w neo plus mam za soba ;)Pozdrawiam