W zamierzchłych czasach kiedy byłem studentem pierwszego roku archeologii można mnie było określić mianem nałogowego gracza. Grałem dużo, a nawet bardzo dużo. Nie raz zdarzało się, że zarywałem nockę przesiadując przed jakąś Cywilizacją, Fifą, NBA czy innym America’s Army. Komputer pracował po kilkanaście godzin na dobę (bliżej 20-tu niż 10-ciu).
Z upływem kolejnych lat czasu wolnego było coraz mniej jednak wieczory i noce wciąż należały do gier. Zacząłem grać w Lineage II. Ten tytuł na pewien czas pochłonął mnie bez reszty. Spędzałem przy nim masę czasu. Jednak najpoważniejszym skutkiem gry w L2 było to, że na noc zostawiałem włączony komputer. Po co? Żeby sprzedać przedmioty. Sadzałem na rynku moją postać, a pierwsze co rano robiłem to sprawdzałem ile przez noc zarobiłem.
Zachowanie to weszło mi na tyle w krew, że zupełnie nie słyszałem już pracujących w komputerze wiatraków. A nawet jak słyszałem nie przeszkadzały mi one zupełnie. Ba! Doszło do tego, że ich szum działał na mnie kojąco. Jeśli nagle w nocy przestawały pracować budziłem się aby sprawdzić co się stało! Trudno to chyba określić mianem normalnego zachowania, choć może dla gracza jest ono zbliżone do normy. Nie wspominając o włączaniu komputera o 4 w nocy, żeby wysłać flotę w Ogame. I pewnie trwałoby to tak do tej pory gdyby nie… moja żona (a wtedy dziewczyna).
Z moich obserwacji wynika, że pojawienie się kobiety w życiu gracza zmienia wiele (żeby nie powiedzieć wszystko). Oczywiście musiała przywyknąć do mojego „dziecinnego hobby” (choć już teraz tak do tego nie podchodzi, ba! sama czasem gra), ale niestety i ja musiałem pójść na ustępstwa. Choć próbowałem jej wyjaśnić, że szum wiatraków wcale nie jest taki zły, a sprzedaż artefaktów w Lineage jest niezwykle istotna była nieugięta. Komputer musiał zamilknąć na noc.
Od tamtego momentu minęło sporo czasu, zmieniliśmy mieszkanie, a komputer wylądował w osobnym pokoju, gdzie nikomu nie przeszkadza we śnie. Mimo to ja odruchowo na noc zawsze go wyłączam. Nie gram też już w Lineage więc nie ma potrzeby nocnego koczowania na rynku. Coś się zmieniło.
Nie ma więc szumu wiatraków, całonocne sesje przy grach też pojawiają się nader rzadko (rano trzeba wstać do pracy!), a jeśli nawet, niemal zawsze spotyka się to z Krytycznym Wzrokiem lub Zdegustowaną Miną Małżonki. W chwilach kiedy dzielnie walczę i stawiam opór pojawiają się Argumenty Dotyczące Zdrowia – którym zresztą niestety nie potrafię odmówić racji.
I choć wiem, że moja kochana żona nie robi tego ze złośliwości, ale właśnie z troski o mnie to czasem zastanawiam się jak bardzo zmieniło się moje życie (jako gracza) od kiedy żyjemy razem. Nie żebym narzekał – jestem od tego daleki – ale zmiany są zauważalne.
A wy, gracie po nocach, śpicie przy włączonym komputerze i prowadzicie ogólnie rzecz ujmując Niezdrowy Tryb Życia Gracza czy może jesteście Wzorowymi i Rozsądnymi Użytkownikami Komputerów? Jak wasi życiowi partnerzy reagują na wasze zwyczaje? Czy też wpłynęli na wasz sposób życia i grania? Podzielcie się z nami refleksjami na ten temat!
Czynników które zmodyfikowały moje „Życie Growe” jest kilka. Pierwszy to praca. . . niezależnie od tego jak podoba mi się tytuł, północ to maks na co mogę sobie pozwolić bo rano „trzeba sie ogolić i pójść do roboty by jutro kupić chleb„. Dwa – lepsza połowa. . . jak już się skończą seriale, filmy, szkła kontaktowe, to Ona wyłącza TV i zaczyna mi się wpatrywać w plecy. . . po paru minutach wymiękam. . . takie uroki jednego pokoju ;-)Trzy – swego czasu mieszkałem z moim synem, który jak to niemowlę nie znosił mrugania światła i nawet szmer ze słuchawek potrafił go budzić. Więc dla dobra potomka redukowałem granie coraz bardziej i dziś chyba przyzwyczaiłem sie do tego. Mimo iż z synem nie mieszkam (taki life) to granie po nocach mi przeszło. Niestety pojawił się taki Mass Effect i teraz łamię powyższe schematy 😉 Ale warto, oj warto :))
Mi sie wydaje, ze to nie do konca nasi patrnerzy wplywaja na nasze zwyczaje „growe” ale sami przewartosciowujemy to i owo. W koncu to do nas nalezy wybor a jak by nie bylo w sloneczne niedzielne popolodnie wole wyjsc z Zona na spacer niz siedziec przed ekranem (posiedziec przed ekranem mozna przeciez wieczorem ;). Moja ukochana nie robi mi zadnych problemow, jak chce moge siedziec i cala noc ale po takich cyrkach sam dochode do wniosku, ze to raczej nie ma sensu – nastepny dzien to katorga w pracy. Czlowiek przemeczony nie moze sie skupic i myslec efektywnie a w moim przypadku jest to konieczne do wykonywania zawodu. Preferuje inny styl zarzadzania czasem – wczesnie pojsc spac i wczesnie wstac. Jak chce zrobic sobie „sesje growa” to nie musze siedziec po nocy, duzo lepiej wstac rano i sobie pograc – mi sie nawet gra lepiej jak jestem wypoczety. Tak wiec w tygodniu „roboczym” gram maksymalnie 2-3 godziny po pracy (z wyjatkami a’la wspomniany Mass Effect od ktergo nie mozna sie oderwac 😉 a w weekend moge sobie pozwolic na wiecej. Jak by nie bylo gry sa tylko dodatkiem/relaksem a nie celem samym w sobie. Sa tez duzo wazniejsze sprawy na glowie ;)Kwestia wiatrakow to inna sprawa – zawsze wyciszam komputer do maximum tak wiec u mnie nic nie halasuje, tym bardziej denerwuje mnie dzwiek wydobywajacy sie z 360’ki kiedy dane sa czytane z plyty.
Kiedyś rodzina śmiała sie z nawyków mojej siostry, która najpierw wchodziła do domu, potem uruchamiała komputer, a na końcu szła zdjąć buty. Takie było w każdym razie wrażenie. Jednak nigdy nie zostawiała kompa na noc. Ja miałem wtedy lapka i swój stacjonarny komp. Nikt nie zauważał, że laptop chodzi non stop, bo po prostu nie szumiał, więc nie miałem problemów. Stacjonarny uruchamiałem by sie pouczyć lub popracować, a na lapku na okrągło działała jakaś gra sieciowa. Jak chciałem pograć w coś bardziej wymagającego to musiałem przesiąść się na komp stacjonarny. Bywało że jednocześnie grałem w 2 gry :PPS:Żeby nie było że mam totalnego fizia, to dwukomputerowy tandem świetnie sprawdza się do dziś w pracy, dawniej też czasem go tak używałem. Ostatnio jednak wolę poświęcać czas na inne hobby niż gry komputerowe. To chyba kwestia naszych zainteresowań i możliwości.
zona – przyzwyczaila i pogodzila sie z moja pasja – jesli tylko nie przeginam to jest ok (a w nocy zona spi, a co z oczu to z serca 😉 tym bardziej ze je jestem czlowiekiem sowa a ona tzw skowronkiem :))praca – tzw. wolny zawod – heh niektorzy to maja dobrze, co ?dziecko – takze mam male mieszkanie, ale. . . coz to za sprytny ruch byl aby kompy (tak tak liczba mnoga) umiescic w kuchni 😉 teraz nie ma mowy abym przeszkadzal dzieciatku w np spaniureasumujac – dobrze to czy wrecz przeciwnie – mimo uplywajaych lat nadal nam mnostwo czasu na granie. oczywiscie staram sie nie przesadzac, w mmorpgach robie swiadome przerwy (nie kilkugodzinne oczywiscie, ale w placeniu abonamentu), nie zostawiam wlaczonych gier na noc (dobre mmorpgi do handlu nie potrzebuja aby byc online ;p) – aczkolwiek jeden komp chodzi bez przerwy – a to (moderator musi usuwać część komentarza), a to zona (nalogowo) buszuje po allegro, z racji pracy musze czesto sprawdzac mejle (to jest jeden z objawow ze wogole pracuje) – po prostu szkoda go wylaczac. . . swoja droga uwazam ze jestesmy juz naprawde blisko kiedy kompy beda chodzic non stop i to nie tylko w domach graczy – mysle ze pc jako platforma multimedialna w koncu wypali – a czynnikiem ktory to wydanie przyspieszy napewno jest wifi – wyobrazmy sobie urzadzenie ktore podpinamy do telewizora i od razu mamy tv, vod, dvd, internet, nagrywarke, szafe grajaca itd – a to wszystko obslugiwane bez zadnej wiedzy o kompach i systemach operacyjnych przy uzyciu pilota. i do tego bez zadnych kabli – kuszace prawda ? 😉
Lovebeer (przepraszam wszystkich za offtop) – przypominam, że pierwszą z wymienionych przez Ciebie rzeczy wikingowie się nie zajmują mmmkay?
nie badzmy takimi hipokrytami. . . poza tym pewne rzeczy dotra do polski tylko i wylacznie w ten sposob. coz ale skoro uwazasz ze wymoderowana czesc byla zagrozeniem dla moralnosci czytelnikow. . . ;p
aha – sorka ze posto pod postem – a ciekawe co powiesz na rzeczy udostepnione przez producentow via net for free (chocby nie szukajac daleko nie tak dawno koncowki day breaka czy tez drive’a) – a ty ocenzurowales zdanie zakladajac sami wiemy co. . .
Ok, nie ma się co unosić – założyłem to, co założyłem – mam czarodziejskim sposobem to odkręcać, będziemy dyskutować o tym czy też damy spokój i pozwolimy innym komentować felieton Jola?
np 😉
A jednak miałem rację 😛 Mówiąc poważnie – dzięki za okazanie zrozumienia!
Zasada nr 1 – Nie, będziesz trzymał kompa swego w sypialni, ani w żadnym pokoju małżonki swej,Zasada nr 2 – Nie będziesz słuchał dźwięków głośnych z kolumn dochodzących – w słuchawki przeto rychło się zaopatrz,Zasada nr 3 – Nie będziesz sesji długich uskuteczniał przed małżonki zaśnięcia godziną,Zasada nr 4 – Nie będziesz oczu podkrążonych nad ranem pokazywał. Zasada nr 5 – Jedynymi słowy twymi niech „Oczywiście, zaraz idę Kochanie” będzie. To w zasadzie cała moja recepta. Działa – sprawdzone klinicznie. A tak całkiem poważnie, to moja małżowina już dawno dała za wygraną (znamy się już naprawdę szmat czasu). Ja staram się nie przeginać, tzn gram głównie w nocy, a ona daje mi święty spokój. Ja z mojej strony już dawno ograniczyłem czas snu do 5-6h, więc czasu troszkę jest. (Dla ciekawych dodam, że mniej spać niestety się nie da – sprawdzone). Jedyną przeszkodą jest wyczerpanie po pracy, jak gapisz się bite 8h w LCD, to jakoś nie za bardzo chce się robić to samo w domu, ale i na to są pewne sposoby. ;]Z wiekiem natomiast mam tak, że czym jestem starszy, tym bardziej chce mi sie grać. Być może dlatego, że twórczo wyżywam sie w pracy i nie muszę już tego robić w domu. Siadam sobie wygodnie w fotelu i albo gram, albo coś oglądam, albo piszę bzdury na Valhalli. ;)Małżonka to rozumie (albo udaje że rozumie) i toleruje. Pewnie po cichu zdaje sobie sprawę, co będzie gdy mój młody dojdzie do wieku radosnej fascynacji rozrywką video i tatuś w końcu będzie miał do zabawy kompana o podobnym stopniu rozwoju emocjonalnego. Ja osobiście nie mogę sie doczekać. ;)Co do samego kompa – tak, w zasadzie to leci na okrągło. U nas jest jak swego rodzaju pępowina. Zawsze trzeba coś sprawdzić na szybko, albo z kimś pogadać, albo coś kupić na allegro. Inaczej sie nie da.
Ja musiałem zrezygnować z nocnych sesji przy graniu. Odkąd mieszkam z dziewczyną i mamy na prawdę mało miejsca, nie jest możliwe by zarywać noce na komputer. W efekcie gram tylko popołudniami i / lub wieczorami. 2 – 3h góra. Moja kobieta akceptuje moje granie pod warunkiem, że nie przesadzam.
Ze wszystkimi tymi zasadami się jak najbardziej zgadzam, ale ta w mojej aktualnej sytuacji ta ma największe zastosowanie. Kiedyś gdy sobie w domku mieszkałem to mogłem sobie na wiele pozwolić. Granie po nocach. Komp chodzący 24h. Było fajnie, ale jak chce się mieć drugą połowę to trzeba trochę wysiłku w to włożyć i zmienić swoje kawalerskie przyzwyczajenia.
Wysyłanie floty o 4 rano w Ogame, granie w dwie gry jednocześnie itd. itp. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że to stan uzależnienia? I to potencjalnie dość groźny (znałem studenta, który zawalił 4 rok przez Ogame właśnie). Bądźmy jednak szczerzy. Gracze czy nie — wszyscy jesteśmy uzależnieni od współczesnej technologii. Co robimy po obudzeniu się rano? Włączamy telewizor, by towarzyszył nam niczym najukochańszy członek rodziny przez cały dzień. Dom bez telewizora to dom martwy! Co robimy po wejściu do pubu? Zdejmujemy kurteczki i na stół kładziemy telefony komórkowe, by od czasu do czasu — niczym programy wzbudzone komendą przerwania standardowej procedury — napisać lub przeczytać SMS. A ile wymaga poświęcenia wyłączenie komórki przed seansem w kinie? Ilu z nas wsiada do samochodu choć cel podróży to 10–15 minut piechotą? Ile godzin dziennie/rocznie/zyciowo poświęcamy na jałowe chodzenie do Internecie? I wreszcie wyjazd na wakacje, na łono przyrody — jak się staramy okłamywać — jednocześnie pilnie wybierając ofertę hotelu z TV Sat, dostępem do Internetu itd. , i jeszcze z basenem. . . no bo kto by pływał w morzu czy oceanie. . . Jako gracze wpisujemy się tylko w ten schemat. Jesteśmy „normalni” bądź „nienormalni” (do wyboru) — jak reszta świata. Z tą różnicą, że od TV Fox począwszy, a na naszej babci czy ciotce kończąc — wszyscy próbują nam wmówić, że jesteśmy dziwolągami. Może i jesteśmy. Ale z pewnością dziwolągiem jest i stacja nadająca głupie seriale i ciotka oglądająca je po 8 godzin dziennie, pomału tracąc rozeznanie w granicy pomiędzy realnością a serialową fikcją.
Oj tu sie zgodzic nie moge. Uwaza, ze jest wprost przeciwnie. Telewizor zlikwidowalismy jeszcze w domu rodzinnym i po wyprowadzce ten stan sie utrzymuje. Telewizorom mowimy NIET!I dzieki temu nagle okazalo sie, ze jest czas na rozmowe, na to zeby razem usiasc i przy piwku po prostu podzielic sie tym jak nam dzien minal. Zapytac o porade w sprawach nas trapiacych. Do tego czlowiek jest mniej znerwicowany – nie wiem czy wlasnie strajkuje gornik czy pielegniarka i kto w danym momencie przejada moj podatek. Nie mam na to wplywu (poza wyborami ma sie rozumiec) wiec wole myslec o sprawach, ktorymi zyje na codzien. Komorka? Rzadko dzowni, sam tez rzadko dzwonie – dla mnie to narzedzie do komunikowania i „w razie koniecznosci” jak np. zlapie gume samochodzie (wtedy to sie czlowiek cieszy, ze ma z saoba to ustrojstwo!). Ludzie nie dzownia do mnie „pogadac” bo wiedza, ze rozmowa szybko sie skonczy – pogadac to mozna przy kawie a nie przez telefon. Na wakacje najczesciej jezdzimy w ciche i malo „turystyczne” miejsca a cale dnie spedzamy spacerujac na swiezym powietrzu. Owszem laptopa biore, wieczorem czasem sie jakis film ogoladnie ale w takich „dziurach” jak my odwiedzamy o internecie mozna tylko pomarzyc 😉
Tutaj poruszyles ciekawy temat, na ktory mozna bardzo dlugo dyskutowac. Zainteresowantm polecam „Przebudzenie” Anthony’ego De Mello.
Widzę, że muszę się wytłumaczyć :)Nie pisałem o Tobie, nie pisałem nawet o sobie — a o statystycznym, przeciętnym mieszkańcu świata zachodniego. Sam też nie mam telewizora (a raczej kabla i anteny) juz od 3 lat. Na wakacje jeżdżę z namiotem, a tam gdzie sie nie da, np. poza Europą, korzystam z tanich hoteli — zawsze bez pośrednictwa biura podróży. Itd. Statystyczna większość żyje jednak w sposób przeze mnie opisany, uważa to za naturalne i jednocześnie za nienaturalne, jeśli ktoś poświęca czas na gry komputerowe. Ewentualny wyjątek czyni się dla dziecka z przenośną konsolą — „no bo przecież wyrośnie z tego”.
W moim przypadku nie ma problemów z innymi osobami. Kompa co prawda wyłączam na czas snu, ale chodzi bardzo długo, a jego włączenie jest jedną z pierwszych rzeczy które robię po powrocie do domu. Nie wiem czy to, że blaszak chodzi długo jest jakąś oznaką nienormalności, ale pewnie nie bez znaczenia jest to, że mam kłopoty ze snem i bez sensu jest dla mnie kłaść się o 24, jeśli i tak nie zasnę do 1 albo 2, nawet jeśli nazajutrz trzeba wstać przed 6. Co do szumu, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Obecnie zamieszkuję mieszkanko, w którym staara lodówka wyłącza się raz na 20 minut co 1-1,5 godziny, a przy tym chodzi z głośnością agreagatu. Na początku był z tym poważny problem, ale w końcu udało mi się ją trochę „naprawić” i dziś jest już ok, ale co przeżyłem, to moje.
Znów mnie fajny temat ominął. :(Tak na szybko – problem kompa działającego 24h/dobę jest dla mnie problemem obcym – mam w domu serwer. 😀 Za „serwer” robi jakieś pentium 3 w takiej mikroskopijnej obudowie Compaqa, działa na nim linux i serwer wuwu, poczty, proxy do irca, samba, tona różnych drobiazgów, używamy go też do zabawy w deweloperkę. Serwer oczywiście stoi w „serwerowni” – mieści się idealnie pod szafką kuchenną, i to razem z UPSem i routerem wifi. 🙂 Nieco światła na ten fenomen może rzucić fakt, że z zawodu i wyznania jestem sysadminem, a i żona też w okolicach IT pracuje. :)Więcej sprzeciwów budzi komp stacjonarny (bo są jeszcze laptopy – żony i mój służbowy) – w czasach, kiedy Athlony żarły 100W prądu i grzały się do 90oC przy normalnej pracy, postanowiłem zrobić wreszcie porządne chłodzenie i tak narodził się Wiejski Tuning Mod. 🙂 Niestety, niedawno przesiadłem się na C2D, które nie grzeje się w ogóle i prądu też właściwie nie zużywa, i cała ta wichura chodzi teraz na bezdurno. A wyłączyć nie mam serca, bo tyle się w końcu narobiłem. :)Z zarywania nocek też się nie muszę tłumaczyć. Co prawda żona czasem coś burczy, kiedy znowu rano podpieram się nosem, ale burczy bez przekonania, bo i jej stan ten nie jest całkowicie obcy. :] Inna sprawa, że praca po takiej nocce to zupełna masakra, więc staram się unikać tego typu ekscesów. No chyba, że się nie da. 😉