W nowym dziele studia DiCE widzimy świat jaki już niebawem może nas otaczać. Na pewno spodoba się on wielbicielom teorii spiskowych (Nowego Porządku Świata). Wszechobecne kamery, szpiegowanie ludzi, służby porządkowe wspierane małymi prywatnymi armiami. Wszystko to ma sprawić, że ładu w idealnie czystym i poukładanym świecie nie zakłócą żadne przestępstwa. Ci, którzy sprzeciwiali się życiu pod czujnym okiem kamery zostali uznani za wywrotowców. Ich protesty kończyły się aresztowaniami albo krwawymi zamieszkami.
Faith
W takie realia rzucony zostaje gracz. Wcielamy się w seksowną pół-azjatkę Faith. Nasza heroina jest Biegaczem (w oryginale Runner) – rodzajem kuriera przenoszącego informacje, które nie powinny się dostać w ręce zawsze czujnej policji. Do przemieszczania się po futurystycznej metropolii przydaje się jej najbardziej miejski z miejskich sportów – parkour. Korzystając z elementów otoczenia oraz siły i zwinności wysportowanego ciała, Faith przedostaje się z miejsca na miejsce ścieżkami niedostępnymi dla zwykłych śmiertelników.
Szary świat
To właśnie bieganie i skakanie miało być jedną z najważniejszych atrakcji w recenzowanej produkcji i muszę uczciwie przyznać, że potrafi ono zachwycić. Faith dysponuje w sumie niewielkim repertuarem ruchów. Łączy je jednak w długie sekwencje dzięki sprytnemu rozmieszczeniu kolejnych przeszkód na naszej wirtualnej ścieżce zdrowia. Gdy dodać do tego szaleńczy bieg mikstura zaczyna się robić wybuchowa. Byłbym kłamcą gdybym napisał, że poruszanie się naszą bohaterką nie sprawia przyjemności. Możliwych wariantów tras, które możemy wybrać jest dużo, a bieganie po dachach budynków czy niektórych bardziej pomysłowych lokacjach daje niesamowitą frajdę. Z całą pewnością warto się zapoznać z grą chociażby po to żeby zobaczyć z jaką gracją porusza się nasza „baletnica”.
Sama historia opowiedziana w recenzowanej produkcji nie jest jednak czymś nowym i zaskakującym. Mamy morderstwo polityka i wrobioną w zabójstwo funkcjonariuszkę policji, która dziwnym trafem jest siostrą Faith. Reszty dowiecie się grając. Na pewno jednak fabuła zaprezentowana w grze nie ociera się o wyżyny, na które Mirror’s Edge wspina się dzięki powiewowi świeżości, którym jest opisany przed chwilą parkour.
Run
Przywiązanie do głównej myśli gry – bycia Runnerem – źle wpłynęło na kilka jej aspektów. Niestety przez ten tytuł przebiegniecie bardzo szybko. Kilka godzin zabawy wystarczy na ukończenie Mirror’s Edge. Zarwanie dla niej nocki czy solidna porcja grania za dnia na pewno zakończy się oglądaniem listy płac. Teoretycznie zabawę przedłużają dwa dodatkowe rodzaje zabawy (Time Trial i Speed Run). Są to jednak tylko dodatki, z których jeden odblokujemy po przejściu gry. Jeśli więc istotny jest dla ciebie przelicznik ilość zabawy/cena, to nad zakupem recenzowanej pozycji radzę się poważnie zastanowić.
Druga wada nie musi już być wadą dla wszystkich, ale mnie zabrakło w grze większej ilości spokoju. W trakcie zabawy prawie cały czas gonią nas nieustannie strzelający mundurowi (amunicja im się nie kończy). Akrobacje wykonujemy więc kiedy dookoła głowy świszczą nam kule. Gra w moich oczach zyskałaby bardzo dużo gdyby bieganie i strzelanie częściej przeplatały układy czysto akrobatyczne. Skoro parkour jest jednym z największych atutów recenzowanej produkcji i sprawia w niej tak wiele przyjemności, to chciałbym się nim trochę bardziej podelektować. Wykonywanie wszystkich posunięć w tempie ekspresowym na pewno to utrudnia. Żałuję więc, że autorzy wymuszają na nas ciągłe bieganie i rzadko pozwalają nam odpocząć i po prostu poskakać rozkoszując się sprawnością naszego wirtualnego ciała.
No Colors
I kolorowe korporacje
Bardzo spodobał mi się kierunek, w którym poszli graficy projektujący Mirror’s Edge. Ich pomysł dodatkowo potęguje klimat ciekawego świata stworzonego na potrzeby gry. Wszystko co w nim widzimy jest szare. Szare są mury budynków, szare są chodniki, szara jest nawet roślinność. Wszystko jest szare jak życie mieszkańców Miasta. Kolor zarezerwowany jest dla korporacji. One są atrakcyjne. One sprawiają, że wszystko błyszczy. One dbają o nasze bezpieczeństwo. To one, wyróżniając się na jego tle, tworzą charakter Miasta.
Oczywiście wszędzie dookoła dominują proste linie, oszczędna forma. Surowość i czystość świata na pewno pozytywnie wpływa na iluzję stworzoną przez studio DiCE. Aż chce się wierzyć, że tak może wyglądać futurystyczna metropolia, nad którą z hukiem raz po raz przelatuje duży samolot pasażerski.
Pochwalić należy też przerywniki pomiędzy poszczególnymi misjami. Są to krótsze i dłuższe kreskówki. Choć z początku możemy w nich wyczuć nutę infantylizmu, to po pewnym czasie docenimy je i to, że są one jeszcze jedną rzeczą wyróżniającą Mirror’s Edge na tle innych produkcji.
Nikt nie ma szans z Faith
Warto jednak podkreślić, że sporo tekstur nie wygląda w grze najlepiej. Widziane z bliska budynki przypominają te, które widzieliśmy w odrobinę starszym Skate. Krótko mówiąc nie są ładne. Kłują także w oczy sklonowani policjanci. To armia sobowtórów trzymających pistolet, strzelbę czy karabin snajperski. Brakuje też większej ilości filmowych scen takich jak ta, w której zwisająca z płozy śmigłowca Faith zamyka pierwszy rozdział gry.
Rewind
Nie można się natomiast przyczepić do oprawy audio. Przestrzenna, elektroniczna muzyka nie spodoba się każdemu, ale to oczywiście kwestia gustu. Mnie poszczególne kawałki bardzo podpasowały. Na pewno są dobrze dopasowane do wirtualnej rzeczywistości stworzonej na potrzeby Mirror’s Edge, potęgują klimat tego tytułu.
Dźwięki, choć nie ma ich specjalnie dużo, także stoją na poziomie. W trakcie zabawy słyszymy szum wiatru, kroki Faith, jej przyspieszony oddech, czy lekkie jęknięcia kiedy wybija się w górę albo ląduje na twardej powierzchni. Drażni jedynie praktycznie nieustanny ostrzał, kule rozpryskujące się pod nogami Faith. Nic z nim jednak nie zrobimy czy nam się to podoba czy nie.
Stop
Nawet grawitacja
W grze znajdziemy też kilka irytujących błędów. Niektóre układy nie są zbyt czytelne. Pomimo tego, że na łatwiejszych poziomach trudności gra podpowiada którędy mamy iść, czasami można się „zawiesić” na jednej z wielu lokacji. Odszukanie właściwej drogi skutecznie utrudnia goniąca nas policja. Czasami jesteśmy też zmuszeni do walki z gliniarzami co w połączeniu z trudnościami związanymi z odszukaniem dobrej trasy może zaowocować dziesiątkami nieudanych prób przejścia jednego układu. Mniej cierpliwi gracze na pewno w takich momentach wyłączą grę. Niewiele dobrego można też powiedzieć o sztucznej inteligencji przeciwników. Służby porządkowe potrafią tylko biec na nas z gnatem w łapach albo stać w miejscu i do nas strzelać. Sama walka z policją również rozczarowuje. Faith wie jak wyprowadzić kilka ciosów, ale szybko zdamy sobie sprawę, że potrzebne będą nam tylko dwa. Każdego mundurowego (jeśli naciera na nas sam) pokonamy stając za dowolna ścianą. We właściwym miejscu czekamy aż się zbliży, wyskakujemy z ukrycia, uderzamy dwa razy pięścią i się chowamy. Czynność powtarzamy do skutku – nokautu policjanta. Wygląda to naprawdę marnie.
Faith lubi też od czasu do czasu zaciąć się w miejscach, w których nic nie stoi na naszej drodze. Mogą to być ruchome schody czy zbita szyba. W takich wypadkach najlepiej cofnąć się o krok i przeskoczyć niewidzialną przeszkodę. Na całe szczęście te drobiazgi w znaczącym stopniu nie wpływają na miodność Mirror’s Edge. Pomimo ich obecności ta stoi na bardzo wysokim poziomie.
Biegniemy (do sklepów)?
Warto sięgnąć po Mirror’s Edge
Czy warto więc sięgnąć po recenzowany tytuł? Moim zdaniem zdecydowanie tak (kto spojrzał na obrazek, ten wie). Mirror’s Edge próbuje nieco ożywić naszą ulubioną branżę poprzez wprowadzenie do niej czegoś nowego. Niby już w Prince of Persia mogliśmy robić to, co robi Faith. Nie przypominam sobie jednak zbyt wielu produkcji przenoszących nas w takie realia jak dzieło DiCE, a jednocześnie oferujących tak wyborny i dobrze zrealizowany gameplay. Na dodatek gra nie zmusza nas do używania broni palnej co w moich oczach jest dodatkową zaletą. Dzięki temu posunięciu możemy się skoncentrować na wielkiej przyjemności jaką jest przemierzanie wirtualnego miasta.
Po dość przeciętnym Bad Company Szwedzi oddają w nasze ręce króciutką, ale bardzo dobrą produkcję. Jeśli więc masz już odłożone pieniądze na nową grę, to radzę uważnie przyjrzeć się temu tytułowi. Największe potencjalne hity tego roku mnie odrobinę rozczarowują (już niebawem przeczytacie co myślę o Far Cry 2), a przygody Faith bardzo miło mnie zaskoczyły. Grze wystawiam ocenę 8,9. Dajcie jej szansę i sprawdźcie jak wygląda tegoroczna Księżniczka świata elektronicznej rozrywki. Wielbiciele tego typu produkcji teraz powinni czekać na nadejście Księcia. Oby był w tak wysokiej formie jak Faith.
Szwedzkie studio DiCE miało u mnie minusa za Battlefield: Bad Company. Mocno rozreklamowana gra nie okazała się tak genialna jak zapowiadające ją klipy. Premierze Mirror’s Edge nie towarzyszyła już tak wielka promocja. Szkoda, ponieważ tytuł ten zapowiadał się o wiele ciekawiej, niż kolejna strzelanka z czwórką amerykańskich wojaków w roli głównej. Przygody Faith wywołały jednak niezły zamęt wśród fanów elektronicznej rozrywki. Czy zachwycający się tą produkcją gracze powinni po nią sięgnąć? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tekście.
GoW2 8. 5 a tutaj prawie 9. Postarajcie sie moze o jakies kolokwialne oceny redakcyjne, gdzie w takich wypadkach ocene poprzedzi burza mozgow. bo na razie tylko sie osmieszacie z tymi ocenami. mimo subiektywnosci pewnych rzeczy nie wypadaNo chyba, ze Valhalla chce uchodzic za „oryginalna inaczej”. Jesli tak, to jest na dobrej drodze.
Bo recenzent zamiast sugerować się ocenami konkurencji ocenia po swojemu dany tytuł? No wybacz, może jestem dziwny, ale myślę że to tak właśnie być powinno. majorzupa: od trzech brukwi to się czasem robi niedobrze [;
„Oceny redakcyjne” nie wiedziałem, że jest jeszcze ktoś naiwny kto daje się nabrać na to wykwintne kłamstewko pisane przez różne redakcje tylko po to, żeby „czepialscy się nie czepiali”.
chodzilo mi bardziej, iz mocno oczekiwane pozycje powinny byc oceniane przez kilku redaktorow by zminimalizowac pozniejsza kompromitacje. Z tego co pamietam to w (jesli nie to poprawcie) Famitsu tak robia. I kazdy pozniej daje swoja ocene. Moze czas brac przyklad z madrzejszych?Oboje wiemy, ze nie ma sie o co drzec bo to tylko rozrywka. Ale moze nie dawajcie rookie’s do oceniania takich gier jak Girsy. Bo cierpi na tym tylko prestiz V 🙂
Czyli jak, ‚sergiej napisał recenzje, ale na ocenę to już się cała valhalla składała!’ – tak to kompletnie nie ma sensu. I kompromitacją ma być to że recenzent ocenia grę tak jak mu się podoba? I Co niby co czyni grę bardziej oczekiwaną od innych? Imho valhalla ‚zyskuje prestiżu’ tym, że ocena jest podsumowaniem recenzji, a nie jakimś dziwnym tworem wyliczanym z średnich który w większości przypadków zbliża się do średniej z gamerankings. No rozumiem że niektóre serwisy tak robią, i niektóre gry są faworyzowane (‚bo są oczekiwane’), ale jeśli i V. miałoby tak robić, to ja poproszę o jakąś opcje do nie pokazywania ocen z recenzji [;btw prosiłbym też, jeśli to możliwe, o pokazywanie ksywy recenzentów obok imienia i nazwiska, bo czytając nawet nie zdawałem sobie sprawy że recenzje popełnił sergiej [;
Oceny chyba powinien wystawiac autor recenzji – to nalezy do jego zadań. Jedna osoba chyba we wszystkie tytuły grać nie może 🙂 Chcesz oceny „demokratycznie” to zajrzyj na gamerankings. com. A porównywanie ocen gier, których rozgrywka diametralnie się rózni, mija się z celem. thenightmar, trafiłeś kulą w płot. PS: tytuł nie powinien brzmieć „Princess of Persia”? 🙂
Tak od jakiegoś miesiąca wszyscy tutaj dostali jakiegoś ocenowego amoku. Wszyscy o tym mówią i deliberują. Zastanawiają się czy oceny dziesiętne, czy połówki, a może skala szkolna? Ło Bożesz ty Bożesz! Ja proponuję dawać oceny w brukwiach. 1 brukiew – dno totalne2 brukiewki – zjadliwe3 brukwie – hit wszechczasów Jako urozmaicenie jeszcze dodałbym Nagrody specjalne od redakcji i od czytelników np. Redakcyjny Kartofeln miesiąca i Medal przechodni z ziemniaka dawany przez czytelników jednej grze w miesiącu :DA na koniec typujemy losowo jedną osobę która biegnie po zielony groszek oraz majonez do marketu i robimy kartofeln salad dla wszystkich i zagryzamy brukwią! I wszyscy zadowolenie. Bo człowiek najedzony jest zadowolony ot co.
thenightmar, kpisz czy o droge pytasz? siergiej rookie? IMHO ma jeden z lepszych stylów pisania na V, a że jest ode mnie młodszy. . moge jedynie pogratulować talentu. A i wie co ma napisać. . .
Ja tylko chciałem skromnie zauważyć, że na ocenę GearsofWar2 wpłynęła chyba również mało fajna polonizacja, której święcono cały akapit. A może się mylę?Dla mnie Gow2 i Gow pierwszy to mało oryginalne fabularnie średniaki na koksie hype’owym
Tak to już jest , nie każdemu można dogodzić. Jak ktoś wyżej napisał to od recenzenta zależy czy gra mu sie podobała i ile dostanie , jeden lubi to , drugi tamto. Każdy ma inny gust , a przed zakupem gry i tak człowiek z reguły czyta kilka recenzji zanim dokona zakupu , przynajmniej ja tak robie, więc myśle ze nie ma sensu robić afery z takiego powodu. Ps. recenzje na Valhalli czyta sie swietnie , tak 3mac , pozdro 😉
Co wy sie wszyscy tak czepiacie fabuly w tym GoW2? Czy was konkretnie pozakrecalo? Czy szukaliscie tez wykwintnej fabuly w Q1 albo Unrealu? Ot banda potworow, kosmici, ucieczka – po co tu owijac w bawelne, ja po to otwieram shootera zeby dobrze postrzelac, pobiegac miedzy przeszkodzami i dobrze sie bawic dzieki ogolnej oprawie audio-wizualnej. GoW, Doom, Quake, Unreal, UT itp nie maja super fabul bo i nie maja miec i bardzo prosze zeby nie mialy. Nie wszyscy chca w kazdej grze widziec jRPG. . . dajcie zesz spokoj. PS. Jezeli redaktor jest uprzedzony do jakiejs gry w wiekszy lub mniejszy sposob, albo zwyczajnie nie ciesza go w ogole gry tego gatunku – to dlaczego on taka gre recenzuje? Zeby na sile zanizyc jej ocene? Gry typu shooter powinien oceniac ktos kto sie na shooterach zna i je docenia, a gry strategiczne powinien oceniac ten kto sie zna na stretegicznych. Inaczej oceny sa jednak zbyt subiektywne i wypaczone – na sile zanizone. A chyba nie o to chodzi? Kazdy gatunek gry ma swoja charakterystyke i nalezy taki gatunek odpowiednio oceniac, a nie wszyscy wrzucac do jednego koszyka. I tu wydaje mi sie blad z ocenami na Valhalli. Myle sie? A i owszem moge, bo nikt nie jest nieomylny. Ale wydaje mi sie ze tak to powinno wygladac.
Dwie solidne kolumny tekstu, a Wy się rozwodzicie nad cyferkami. . . Nie potrafię pojąć Waszych priorytetów. . .
OK, to ja również się dorzucę z zapałkami ;]Troszkę zgadzam się z kolegą Michałkiem i ciutek z Thenightmare. Chociaż ten drugi dał z wykopu mocno to zaznaczył coś co jest dość ważną sprawą. Mi również nie podoba się, że od jakiegoś czasu na Valhalli każdy jest „indywidualny”, a wszystko subiektywne. . . . wątek, że każdy jest inny. . . wielkie mi odkrycie. . . . . Fak, ludzie, po to gość siada do recenzji aby napisać coś co da się przeczytać i odnieść do otoczenia, obiektywny pogląd na produkt. . . . bo inaczej równie dobrze można sobie pisać bloga pod tytułem „Ja i moje gry” . . . . no chyba, że się mylę i źle trafiłem ;|Mi akurat recenzaja Gow 2 się podobała, nie zgadzam się z oceną. Na dodatek widzę, że zrobiło się małe koło adoracji, jak się komuś coś nie podoba to zminusujmy frajera. . . . albo pojedźmy Mu, normalnie siądźmy wszycy dookoła i głaszczmy się po kulach, jest SUPER!. Kochani trochę samokrytyki. Nie interesuje mnie kto jest rooki, kto nie, natomiast chciałbym tylko abyście szanowali i brali pod uwagę słowa krytyki i zdanie użytkowników. Póki co już nie pierwszy raz spotykam się z nastawianiem „Jesteśmy fajni i niezależni, jak się nie podoba to spadaj”. Nie lubię tego typu arogancji. W geście protestu dzisiaj pozdrawiał nie będę ;] . . . . teraz możecie juz mnie minusować.
Czuję się, jako autor recenzji GoW 2, niejako wywołany do tablicy. Nie do końca rozumiem czemu pod recenzją Mirror’s Edge, ale gdzie indziej nie ma sensu odpisywać na tutejsze posty, wiec sadze, ze nikt sie nie obrazi ;)Od razu zaznaczam, ze nie mam zamiaru tlumaczyc sie z „tylko” 8. 5 (przez ostatnie przeszlo półtora roku, bo chyba tyle piszę na V, chyba tylko jednej grze wystawiłem wyższą notę) , ktore Gearsy ode mnie dostaly. Ktos chce wiedziec czemu tyle, a nie nizej/wyzej, niech przeczyta recenzje – po to jest napisana. Milo by jednak bylo, gdyby osoby pokroju Thenightmare nie sugerowały mi co wypada, a co nie w kwestii oceniania gier. Pisząc recenzję opisuję swoje odczucia i wystawiam ocenę do nich adekwatną, biorąc też pod uwagę poziom innych gier z gatunku, czy wcześniejszych części danej serii. A nie odpowiednią dla oczekiwań Nightmare’a, czy kogokolwiek innego (no, chyba że wydawcy. . . :P). Poza tym, każdy recenzent ma do ocen dość indywidualne podejście. Ja staram sie dziewiątki i wyższe noty oszczędzać dla gier naprawdę wyjątkowych, z kolei ktoś inny uważa, że jeżeli przy grze bawi się świetnie, to może jej dać i 9. 617, pomimo, iż nie jest ona produktem rewolucyjnym. Broń Boże nie twierdzę tu, że któryś z tych systemów jest lepszy lub gorszy – są po prostu inne. Tak czy siak – fajnie by było, gdyby dyskusja wróciła tutaj na właściwy tor. Ja w najbliższym czasie (tj. jak działająca konsola wróci z Frankfurtu :D) zaopatrzę się właśnie w ME albo Left 4 Dead. Trochę mnie martwi, ze obydwie sa strasznie krotkie w singlu, dlatego zastanawia mnie replay value w grze od EA (w L4D wiem, ze mozna grac i grac i sie nigdy nie znudzic). Na pewno sieciowe Time Trials, czy jak to się zwie, przedłużają żywotność gry. . . ale na długo? Grał ktoś w sieci w ME i byłby uprzejmy powiedzieć, jak to się sprawdza? 😉
No ja grałem i muszę powiedzieć, że jeden, dwa wieczorki przesiedziałem, przyjemnie było. Potem, przez następny tydzień, siadałem okazjonalnie. . . Później gold mi się skończył ;PW każdym razie, jeśli się już ma ME, to grzech nie spróbować zagrać w sieci. . . Ale jeśli ktokolwiek liczy, że przedłuży to grę jakoś kolosalnie, to czas się obudzić. . . choć, oczywiście „de gustibus. . . ” można ślęczeć teraz godzinami i przy Wolfenstainie 3D ;P
Mam być szczery? To będę choć tego nie lubicie za bardzo
Ile ludzi tyle opinii. Pewnie są tacy co się z Tobą zgodzą, są i tacy, którzy powiedzą, że woleliby „lepszą” fabułę. Mi akurat w GoWie zręby historyjki nie przeszkadzają (też uważam, że to po prostu strzelanka i nie ma sensu oczekiwać Bóg wie czego), ale rozumiem, że ktoś może kręcić na to nosem.
Na początek uwaga natury ogólnej – Już tyle razy takie rady widziałem, że to zaczyna być no cóż. . . nudne. Oceny zawsze są subiektywne. „Obiektywizm” to kłamstwo wymyślone i kultywowane w polskich pismach o grach, które robią czytelnika niemiłosiernie w za przeproszeniem w „**uja” frazesami, które gładko się łyka bo są na papierze i nie można napisać szybko riposty – tak jak np na serwisie o grach 😉 Zrewidujmy pewne rzeczy:A: W żadnym, powtarzam ŻADNYM piśmie w recenzowaną do następnego numer grę nie gra więcej niż jedna osoba. To jest praca a nie za przeproszeniem „opieprzanie” się i deliberowanie czy gra jest taka czy owaka. Jeżeli czytacie w piśmie potem takie teksty jak to „redaktórzy debatowali godzinami o grze” to powiem krótko jest to KŁAMSTWO stworzone na potrzebę zapełnienia strony kilkoma linijkami tekstu. Tak się tworzy mity w które ludzie wierzą od lat i potem mają skrzywiony obraz rzeczywistości. B: Ocena dawana przez „redakcję”. Prawda jest taka: jest deadline i dzwoni telefon (choć boss siedzi 20 metrów dalej za przepierzeniem) i pyta znudzonym (jeśli jest czas) lub zirytowanym (jeśli nie ma czasu): jaka ocena. Co też w sumie jest niezbyt częste bo na ogół ocena już jest ustalona 😉 Ale tego tematu rozwijać nie będę. Jak redaktór nie wie jaka ma być ocena to dobrą wskazówką jest zapytanie grafików co będzie na okładce. . . to tyle w tym temacie 😉 ale naprawdę otwórzcie oczęta i zdejmijcie różowe okulary. Denial
Przeczytaj jeszcze raz co napisałeś bo troszeczkę sam sobie przeczysz w drugim zdaniu
Tak naprawdę o czym już kiedyś dyskusja była – „krytyka” użytkowników sprowadza się w 99% do tego, że się z „czymś NIE zgadzają” a to nie jest krytyka mój drogi. To jest nomen omen. . . opinia
Od kiedy to wyrażenie swojej opinii i nie krycie się z tym za parawanem jest „arogancją”? natomiast arogancją w pełnym rozumieniu tego słowa jest kiedy słyszę ” recenzja jest do dupy bo ocena jest za niska/za wysoka etc. )Bo po pierwsze „nie zgadzanie się” z czymś nie jest równoważne z merytoryczną oceną czegokolwiek, a po drugie de gustibus. . . A wracając do ME – rozpiętość ocen jest między 6 a 9 no i co z tym fantem teraz zrobicie?Ach siergiej się zdążył rozpisać przede mną ;)I jeszcze jedna uwaga na koniec TYLKO RECENZJE gier wideo wzbudzają takie emocje. Dlaczego? Tego nie wiadomo. Nikt się nie tłucze pałami po głowach, kiedy ktoś oceni np film X tak, a nie inaczej. Może to kwestia tego, że gry kosztują więcej niż bilet do kina i osoby które daną grę kupiły po prostu po tekście oczekują. . . potwierdzenia swojego dobrego wyboru.
Recenzja mi się podoba, w grę nie grałem więc nie będę się rozwodził nad tym czy ocena jest odpowiednia. Zresztą nawet gdybym miał inne zdanie to przecież wcale nie znaczy, że recenzent byłby w błędzie. Zwrócę jednak uwagę na pewną „rozbieżność” tekstu i oceny numerycznej. Otóż po przeczytaniu tekstu wydawało mi się, że autor grę ocenia na około 8. 0 (przy czym raczej mniej niż więcej), a tymczasem dał jej 8. 9. Ludzie różnie interpretują liczbowe oceny – dla jednych (w tym dla mnie) jak coś ma ocenę powyżej 90% to jest genialne, przełomowe i w ogóle cudne pod każdym względem, dla innych granica geniuszu jest na 8. 0 czy 9. 5. Także chyba nie ma sensu debatować nad tym, kto ile jakiej grze dał. Liczbowa ocena rozpatrywana w oderwaniu od samej recenzji jest wyjęta z kontekstu. O ile recenzja bez liczbowej oceny nadal dużo o faktycznej opinii recenzenta o grze może nam powiedzieć to już sama liczba niekoniecznie. Więc może wreszcie przestaniemy dyskutować nad cyferkami, a zaczniemy rozmawiać o grach? Nie wiem jak was, ale mnie znacznie bardziej interesuje co się komu w grze (nie) podobało i dlaczego, niż to czy daje grze 8. 0, 6. 84 czy 9. 2 :).
martwi mnie zasadniczo jedna rzecz. Mamy tu do czynienia z 16 postami i w żadnym z nich nie ma żadnej wzmianki o samej recenzowanej grze. Tak naprawdę zamiast wylewac swoje żale odnośnie ocen i teoretyzowac co lepsze a co gorsze, lepiej się skoncentrowac na obiekcie tej dyskusji?Proponuje jakieś forum na Valhalli, gdzie takie sprawy można by załatwiac. Kolejna już to recka i kolejna bitwa o oceny zamiast merytorycznych argumentów, niech nawet ultra-extra-hyper subiektywnych. Jako że w opisywany tytuł nie grałem, poza sporą dozą przydatnych informacji z recenzji, chciałbym poznac także inne „blaski i cienie” tej produkcji tych membersów Valhalli, którzy sprawdzili ją w praniu. I sądzę że nie tylko pewnie ja.
worldisyours masz rację, ale wiesz ludzie chcą sobie pogadać a nie ma działu offtopik albo zakładania własnych tematów. Dlatego czasem są różne dyskusje. Czasem nawet bardziej odbiegające lub w ogóle z tematem pod którym się znajdują nie mające nic wspólnego.
Ja po zagraniu w demko mam pozytywne odczucia. Gra wnosi zupełnie coś innego do gatunku gier FPS, co jest naprawdę ciekawe. Bardzo podoba mi się sam gameplay, który daje dużo frajdy i bohaterka(wszędzie do gier wsadzają różnego rodzaju pakerów, terminatorów, a gdzieniegdzie znajdzie się rambo). Samo wykonanie miasta dzwięki i zachowania bohaterów tworzą swoisty odmienny od reszty gier klimat(miasto bez uczuć). Gra jest godna polecenia!Jak dla mnie recenzja jest świetna, nic dodać, nic ująć. Profesjonalne podejście do sprawy ;).
@ZielonykaczuchRobimy tu w sumie kolejny OT, ale muszę coś dodać. Ogólnie rzecz biorąc nie miałbym nic przeciwko powstaniu jakiegoś śmietnika, w którym ludzie mogliby sobie pogadać, wyładować swoje frustracje lub, jak to powiedział Kot, poszukać potwierdzenia swojego wyboru. I wszystko super, gdyby nie jedno ale. Mianowicie: pal licho nawet fakt, że ta numeryczna dyskusja nie ma nic wspólnego z tematem, jest bzdurna i zasadniczo niepotrzebna, ważniejsze, że jest to temat po raz enty już wałkowany. O ocenach, ich (nie)zbędności, skali i całej reszcie liczbowego bałaganu był już pierdyliard komentarzy, a nawet kilka felietonów (a pod nimi kolejny pierdyliard komentarzy). Tam już naprawdę wszystko zostało powiedziane, a w tej chwili, patrząc na te wszystkie wynurzenia mam nieodparte wrażenie deja vu. Zresztą nie tylko tu. Generalnie chwilami przestaję odróżniać nowe tematy (a raczej off topy) na forum V od starych. Jakby bowiem nie patrzeć, ich pula zdaje się być stała, a tylko czasami ktoś wyciągnie z niej „oceny”, „piractwo” albo „domniemaną stronniczość V” (ten temat nawiasem mówiąc jest nader ciekawy, bo występuje w wielu wariantach, co powinno go czynić kompletnie bezzasadnym, a jednak tak się nie dzieje). Nie winię za to redakcji, żeby była jasność. Ten wątek, moim zdaniem, dobitnie pokazuje kto jest za taką sytuację odpowiedzialny. Podsumowując, moje pytanie brzmi – po co raz po raz wałkować już wielokrotnie zaczynane i kończone dyskusje? Czy nie lepiej zająć się sednem komentowanego tekstu zamiast skupiać się na jakiejś zupełnie nieistotnej pierdółce, usprawiedliwianiu swoich decyzji czy czymkolwiek innym? I dlaczego wreszcie ludzi, którzy te tematy odgrzebują się nie ignoruje? Przecież wystarczyłoby to olać i zamiast 18 bezsensownych komentów może mielibyśmy ich tu mniej, ale merytorycznych. Ale. . . Co ja tam wiem, ostatecznie to co teraz piszę też pisane już było wielokrotnie. . .
@zielonykaczuch, wszystko w porzo, jak najbardziej rozumiem potrzebę. Proponuje więc aby ktoś zarzucił jakimś kolejnym artykułem na V na temat stopniowania i oceniania gier i jaki to ma w ogóle sens. . . Wtedy będzie znakomita okazja do wyładowań, bo i temat na czasie i miejsce właściwe (pod tymże artykułem). Tutaj mamy reckę Mirror’s Edge i fajnie by było przeczytac coś więcej na temat samej gry niż żenującej wręcz argumentacji że jakimż to cudem „GoW2 ma tylko 8. 5 a Mirror’s Edge prawie 9. . . „Jest też może i jeszcze inne wyjście. Zaprzestańmy więc w ogóle przyznawania ocen numerycznych. Problem (może) zniknie sam. Wydaje mi się że recenzja, jak najbardziej subiektywna, ale przemyślana i skonstruowana w sposób dający czytelnikowi albo czerwone albo zielone światło w kierunku danej gry, tłumaczyc się będzie sama bez żadnych punktów. W końcu to nie jest przecież Taniec z gwiazdami. Na koniec proponuje na szybko rozpisac konkurs. Osoba, której post w całości nawiązywał będzie do powyższej recki w kwestiach merytorycznych, sięgnie po Redakcyjny Kartofel albo Medal Przechodni wspomniany przez majorzupe w poście nr 4. . . uupps szybki update, wygląda na to że we’ve got a winner! Nagroda wędruje do ojca_rydzyka.
Mam Kartofla! Chciałbym podziękować całej redakcji Valhalli, wszystkim czytelnikom forum, organizatorom konkursu, grze Gears of War 2, od której wszystko się zaczęło oraz Siergiejowi, autorowi recenzji tejże gry ;).
Zgadzam się z tym, że oceny numeryczne gier nie sa do konca dobrym miernikiem. Nie powinno się też porównywac gier tym miernikiem, szczególnie z różnych kategorii. To jakby porównywać kocham mamę z kocham żonę czy kocham swoje dziecko. Które kocham jest bardziej kocham? Co do obiektywizmu, to istnieje on tak samo jak bezpłatne minuty u operatorów. Moje bezpłatne minuty kosztują ok. 250zł/mies. Oczywiście nie zawsze zgadzam się z tym co piszą redaktorzy, ale nie zawsze się zgadzam też z żoną, rodziną czy znajomymi. To jest normalne. Swoją drogą to każdy z nas – czytelników, może napisać własną recenzję gry i opublikować ją na Valhalli. Być może warto przycisnąć redakcję, aby przy recenzjach redaktorów pojawiały się linki do opinii czytelników. Nie jest dobrym pomysłem czerpanie informacji tylko z jednego źródła, dlatego chętnie wysłucham np. thenightmar’a opinii na temat gry – jeśli grał. Czepianie się numerkologii do niczego nie prowadzi, a jest tylko orężem wykorzystywanym przez sprzedawców, czy wydawców jako chłyt marketingowy.
Nie, Nie (wrzask) niee nawet za potrójną stawkę nieeee (ucieka śmiejąc się szaleńczo) nieeeee
Bo wiesz. . . taka super usługa MUSI kosztować!A co do ME – znajomy w redakcji puścił pawia podczas gry (wyłączone światło telewizor 46 cali) i to dosłownie miał „zwrot” a potem bolała go głowa z godzinę. Jakbym tego nie widział na własne oczy to nie uwierzyłbym.
Wyłączone światło i wszystko jasne. Żaden błędnik szanowni panowie. Jeśli osoba o której mówimy jest w wieku około 20-30 lat, miała refluksy i zawroty głowy to ma najprawdopodobniej początki epilepsji.
Gram w ME i nie zauważam ani zachwytu ani żadnych innych efektów. . . ot taka sobie gra. Natomiast BF Bad Company mi się zdecydowanie bardziej podoba – to po prostu kwestia gustu i upodobań. Więc ocena zawsze będzie subiektywna. Przeglądając różne recenzje w różnych periodykach stwierdzam, że najlepiej jest zawierzyć ocenom wystawianym przez użytkowników. Dobrze by było jak by na V blok do oceniania przez użytkowników pojawiał się z boku recenzji lub pod nią. Wtedy każdy „przy okazji” wyraził by swoją. Umieszczenie tego tylko w „profilu gry” trochę ten element ukrywa.
A to akurat nie jest nic nadzwyczajnego – przy takich grach jak ME (znaczy tylko przy ME, bo innych podobnych chyba nie ma :P) zaczyna wariować ludzki błędnik i mogą pojawiać się mdłości. DICE o tym informowało. Dlatego podczas gry na środku ekranu jest taka kropka (można ją wyłączyć, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł), ktora ma błędnik stabilizować, czy coś w tym stylu.
siergiej: błędnik mówiąc baaaardzo ogólnie to takie coś w uchu wypełnione płynem. Ruch tego płynu powoduje podrażnienie odpowiednich komórek nerwowych i nasz mózg wie co się dzieje. Tak że jak siedzisz na tyłku przed TV to twój błędnik nie odnotowuje żadnych większych zmian pozycji. . . Nie wierzę w te całe gadanie o zawrotach głowy czy innych dolegliwościach przy graniu w tą grę. Poza tym gra ma bardzo symboliczną grafikę, której daleko do fotorealizmu. Jeżeli ktoś ma dziwne objawy to powinien stawić się do neurologa. . . Grałem kilka godzin non stop na 42” LCD i nie zauważyłem żadnych objawów u siebie.
Zasłużona ocena. GoW jest świetny, ale to ME stanowi ewolucję. Jeśli ktoś ma dość odgrzewanych kotletów to niech się zabawi z Faith. Co do błędniak – grałem bez tej kropeczki i nic mi się nie stało, zależy od organizmu :)Edit @UPProblemy zaczynają się, gdy mózg nie potrafi połączyć obrazu z odpowiednimi objawamy we wspomnianym uchu. Oprawa jest czarująca i fotorealizm nie ma tutaj nic do rzeczy – jeśli dasz się nabrać na iluzję biegu, to Twój organizm może zgłupieć 🙂
Oto, co w tej kwestii powiedział przedstawiciel DICE:
Także raczej wyłączone światło, epilepsja, fotorealizm tu nie mają nic do rzeczy. Co prawda błędnika też producent ME nie wspomina, ale jako narząd odpowiadający za utrzymanie równowagi na podstawie ruchów głowy (jak się mylę, to niech mnie ktoś poprawii – w kwestiach biologii nigdy orłem nie byłem), błędnik ma prawo wariować, kiedy siedzimy nieruchomo, a Mirror’s Edge wpawia nas w „Simulation Sickness”. Miłoby jednak było, gdyby wypowiedział się ktoś mający szerszą wiedzę o anatomii – to by wiele wyjaśniło 🙂
Moim zdaniem samo patrzenie na ruch na ekranie u zdrowego człowieka nie powinno wywoływać żadnych objawów.
A czy ktoś z was miał kiedykolwiek na głowie hełm VR? Po kilku minutach tak się w głowie kręciło, że trzeba było zdjąć, żeby go nie „pobrudzić”. Mimo tego, że błędnik zostawiliśmy w spokoju. I to jest chyba ta „Simulation sickness”. . . Tak, jak powiedział pan z DiCE – nie mamy na czym skupić wzroku, gdyż postać w grze jest ciągle w ruchu, sprawia to wrażenie takiej niestabilności, chociaż gracz pozostaje w spoczynku. Mózg w końcu nie wyrabia, bo coś innego widzi, coś innego czuje. To tak jak np patrząc na ruch wody w rzece tracimy równowagę i robi się nam niedobrze. Stoimy sobie na mostku, patrzymy w dół i wszystko się rusza. Nie mamy na czym skupić wzroku, bo fale wciąż „uciekają”. Ostatecznie mózg już się gubi, nie wie, czy to ja się poruszam, czy otoczenie i w ostateczności tracimy równowagę, nachodzą mdłości. Wydaje mi się, że podobny efekt można osiągnąć w ME. Zwłaszcza w ciemności, gdzie jedyne światło dochodzi z TV i nie można „złapać” wzrokiem czegoś stabilnego z otoczenia.
Chyba znowu muszę pochwalić Kota za nieszablonowe wywody i trzeźwy osąd wielu tematów. W kontekście „taśm Tuska” myślę, że Kot w tej branży też tylko może dorobić się łysiny i z pewnością niepchałby się do niej tak ochoczo gdyby wiedział czym to pachnie. Czasami żałuję, że dałem się wmanewrować w bezsensowną tyradę na temat wyższości Wiedźmina nad czymś tam. Teraz wyraźnie widzę kto tu jest mocniejszy w temacie branży gier komputerowych. Mirrors Edge zachwyciła mnie pewnym nieszablonowym podejściem do gatunku platformówek. Ta gra to następny krok w ewolucji po produkcjach TPP, Prince of Persia i serii Tony Hawk. Bardzo spodobał mi się widok ciała bohaterki wykonującej fikołki jak w Yamakasi. Czułem jakbym osobbiscie fruwał ponad wieżowcami, a ten wyróżniajcy przydatne elementy otoczenia kolor czerwony to coś wspaniałego. Szkoda że wspaniały klimat trwa tak krótko ale do tego EA zdążyło przyzwyczaić. Podoba mi się też piosenka Still Alive promująca grę i będąca jej głównym motywem muzycznym. Podsumowując, jak na EA danie całkiem zjadliwe i smaczne choć można było oczekiwać większej porcji potrawy.
Mirror’s Edge to dla mnie gra przełomowa i nowa jakość wśród FPP czy platformówek, ale nie perfekcyjna. Granie w nią czasami kojarzy mi się z jedną z tych irytujących „skakanek”, w których spadało się z platformy albo w Broken Sword 3, kiedy miałeś parę sekund na reakcję w trakcie tych debilnych sekwencji zręcznościowych (z, oczywiście, nieprecyzyjnym sterowaniem). Za drugim razem grało mi się już lepiej, płynniej, bo z rytmu nie wybijały mnie kule czy debilowate upadki, do których czasami trzeba mieć po prostu szczęście.
Mi najwięcej siwych włosów sprezentowały elementy skradankowe :/. Jakieś takie niedorobione były.
Hmm. . . ^^
Świetny tytuł, trzeba koniecznie zobaczyć. . . Tylko w żadnym wypadku nie grac z podpowiedziami w postaci pomalowanych na czerwono elementów , z których trzeba skorzystać. Samodzielne kombinowanie w tej gierce jest extraJedna z tych gier, przy ktorych znow czujesz sie jak przy pierwszym kontakcie z komputerem gdy nic o nim nie wiedizales i odkrywales co ten sprzęt potrafi 🙂 Dla mnie 10/10