Gamecock – przeglądając zachodnie serwisy kilka razy trafiłem na tą niezwykle histeryczną nazwę i na początku czytałem ją po kilka razy – czy mnie oczy nie mylą? „Growy kokot” jakby to powiedzieli w moich ojczystych stronach? Pomijając już ewentualne anglosaskie skojarzenia z pewnymi częściami ciała, nazwa jak na światowego wydawcę gier komputerowych dość dziwna i można by powiedzieć nawet kontrowersyjna. Olałem jednak growego kokota, myśląc, że to jakaś niszowa firemka, która chce się przebić. Jakże się wtedy myliłem.
Z tygodnia na tydzień wzmianek o kogutach było coraz więcej, aż wreszcie okazało się, że Gamecock będzie wydawał kolejną część Twierdzy. Musiałem zbadać sprawę bliżej. I co się okazało? Że na czele GC stoi nie kto inny, jak Mike Wilson, który w niezliczonych wywiadach obwieszcza, jaki to ma świetny pomysł na dystrybucję, jakim to będzie mesjaszem dla małych developerów, takich jak Firefly i jak to rzuci na kolana chciwych potentatów growego świata.
Jaki jest pomysł Mike’a Wilsona na naszą branżę? Otóż – wydawać gry poczęte z miłości developerów, takie jakie ONI chcą, a nie jakie dyktuje rynek, wystrzegać się kalkowanych sequeli i co najważniejsze – pozostawiać markę, postacie i nazwy w rękach samego studia. Jeśli coś stworzyłeś, masz do tego prawo – nie będziemy cię ZMUSZAĆ do sprzedania tego za ogromną masę pieniędzy. Widiołgejmowy Robin Hood, możnaby powiedzieć.
Problem w tym, że Mike Wilson to nie jest osoba anonimowa i choćby był super fajnym gościem (nie znam go, więc charakteru czepiać się nie będę) to nie da się ukryć, że na swoim koncie ma do tej pory w większości porażki. Oto po krótkim epizodzie w id software, Mike ochoczo wstąpił do kuźni obijactwa, jakim było Ion Storm. Razem z Johnem Romero i kolegami miał plany na podbicie świata, a tymczasem wesoła paczka niemal zdołała totalnie zbankrutować Eidos. Gdyby nie Warren Spector i Deus Ex, Ion Storm znane byłoby już tylko z Daikatany.
Później pan Wilson miał pomysł iście Gamecockowy – razem z Harrym Millerem z Rituala stworzył Gathering of Developers, które miało w równie demokratyczny sposób, co teraz GC, jednoczyć maleńkich i ich wspierać. Efekt? Kilka gier (w tym cudowne Blair Witch Projecty) zostało wydanych, a GOD zbankrutował i został przejęty przez Take 2. To chyba najlepszy dowód na to, że taki model może działać i sprawdza się świetnie.
Teraz Wilson wraca i prócz rewolucyjnego modelu, który już kiedyś sprawdził i który prowadzi do bankructwa, ma też inne pomysły. Przede wszystkim on sam i jego przyjaciele wszędzie biegają w strojach kogutów, prawdopodobnie po to, żeby zaznaczyć, jacy są cool i wyluzowani w odróżnieniu od wykrochmalonych kołnierzyków z EA czy Ubi. Na przykład wbiegają na scenę kiedy Ken Levine przyjmuje nagrodę za Bioshocka na Spike Videogame Awards i chichocząc przeszkadzają w przeprowadzeniu transmisji. Sam Mike uwielbia ostro kląć w wywiadach i obrażać byłych kolegów – stwierdził na przykład, że John Romero pozostawia za sobą „krwawy szlak (?) byłych żon i porzuconych dzieci”. Po czym przeprasza, twierdząc, że nawet nie wie, czy Romero miał jakieś żony. Ach, jakie to dorosłe i profesjonalne.
Nie chcę życzyć źle Gamecockowi, a już na pewno nie Firefly Studios, ale obawiam się, że za rok o tej firmie nikt nie będzie już pamiętał. Mike oczywiście tym się nie przejmie, uzna, że wykończyły go kapitalistyczne potwory, które piją krew dobrych producentów. Rzuci pewnie „f**k, f**k, f**k” i zacznie myśleć nad nową firmą. Może Gamesheep? Owce to takie zafajniste zwierzaki. I jakie super kostiumy można wymyślić! Świat należy do nas!
Mi się wydaję, że sytuacja z niektórymi programistami jest niepoważna. Jeśli ktoś kocha gry, to kocha też grać. A jak ktoś wpadnie w nałóg grania to potem staje się obibokiem. Wczoraj oglądałem wywiad + mały trailer z twórcami Duke Nukem Forever: http://www.take9. com/game-videos/duke-nukem-forever-trailer/(edit: widzę że na valhalli już też jest to samo)Po zobaczeniu tego pomyślałem sobie jedno: „O boże co za 30letnie dzieciaki”. Niektórzy ludzie po prostu żyją w swoim virtualnym świecie tak bardzo, że nie dociera do nich upływający czas i to jak go marnują. Na koniec dodam że sam jestem programistą tworzącym gry. I wiem jak czasami można marnować czas w pracy, zwłaszcza takiej. . .
Podobno każdy mężczyzna w głębi serca na zawsze pozostaje dzieckiem
Mnie to akurat nie przeszkadza. Lepiej być młodym duchem niż „piernikiem”, który wszystko traktuje śmiertelnie poważnie.
Pamiętaj thinker, na powagę zawsze będziesz miał kupę czasu w trumnie.
Ważne żeby się dobrze bawić niezależnie od wieku – prosta filozofia.
Problem w tym jak się mam bawić, kiedy zamiast wyczekiwanego Duke Nukem Forever jego autorzy grają w WoWa? :] Nie można całe życie się bawić, bo się nic nie osiągnie.