Określenie cheater zna chyba każdy gracz. To jedna z największych obelg jakie można usłyszeć grając online. Fakt, że najczęściej pojawia się ona zupełnie bez uzasadnienia, rzucona przez kogoś rozgoryczonego tym, że właśnie został sfragowany przez kogoś znacznie lepszego od siebie. Nie zmienia to faktu, że posądzenie o oszustwo jest jednym z najpoważniejszych jakie może pojawić się w grze sieciowej.
Skoro gracze tak bardzo piętnują oszukiwanie dlaczego tak wielu z nich to robi? Niestety nakłaniają nas do tego same gry. Od kiedy pamiętam w gazetach typu Top Secret były działy Tips&Tricks, w których mogliśmy znaleźć różne karkołomne konfiguracje, które wciśnięte na klawiaturze pozwalały być nieśmiertelnym, mieć nieskończoną ilość pieniędzy etc. I choć 8-bitowce umarły wszystkie te godmode’y i inne wynalazki przetrwały do ery pecetów. Kto z nas nie korzystał z „trybu boga” choć raz niech pierwszy rzuci kamień.
Ja nie wiedzieć czemu mam jakieś uprzedzenie do takiego grania traktując je jako niegodne prawdziwego gamera (śmiejcie się, śmiejcie…). Dlatego z kodów nigdy nie korzystam. Z jednym wyjątkiem. Pewnego razu zdarzyło się coś co kazało mi zmienić sposób patrzenia na implementacje takich opcji w grach. Otóż grając sobie w mojego ukochanego Deus Exa w pewnym momencie się zaciąłem. Po prostu po wejściu do jednego z korytarzy w podwodnym laboratorium gra się wieszała. Do dziś nie wiem jaka była tego przyczyna. Jedynym ratunkiem okazał się… kod pozwalający przenikać ściany. W ten sposób ominąłem feralne pomieszczenie i mogłem kontynuować grę. Gdyby nie to – nigdy nie zobaczyłbym zakończenia tej fascynującej historii. Od tego momentu inaczej patrzę na te „oszustwa”.
Choć należy powiedzieć, że wielu z graczy faktycznie idąc na łatwiznę włącza sobie nieskończoną ilość amunicji czy nieśmiertelność i w ten sposób przebiega przez grę. Pozostaje tylko pytanie – jaka z tego przyjemność? Gdzie satysfakcja z pokonania przeciwnika, gdzie miejsce na przebiegłość i główkowanie jak ominąć lub wyeliminować przeszkadzającego nam wroga?
Inną działką są specjalne programy, które umożliwiają cheatowanie. Sięgają po nie najczęściej dzieciaki, które chcą „pożondzić” (sic!) w online’owych starciach. Myślę tu przede wszystkim o wszelkiej maści aimbotach i innych narzędziach ułatwiających grę (czy można to jeszcze tak nazwać?). I znów wracamy do pytania – gdzie tu sens i zabawa? No chyba, że ktoś jest tak płytki, że sam fakt, iż rozwala wszystkich dookoła (nieważne że nieuczciwie) pozwala mu podreperować swoje ego. A przecież wiemy, że takich „mądrych inaczej” na serwerach jest cała masa.
Odmienną formą oszustwa jest korzystanie z solucji gry. I chyba właśnie w tym przypadku mam największe rozterki dotyczące oceny tego zjawiska. Z jednej strony – solucja nie raz pozwoliła mi ruszyć do przodu z grą, w której ewidentnie utknąłem, z drugiej – bądź co bądź jest to jakaś forma korzystania z ułatwień/pomocy, a więc niejako oszukiwanie. Ile gier i graczy uratowała strona gamefaqs.com tego nie wiem, ale przypuszczam, że setki tysięcy. Czy rezygnacja z takiej pomocy w imię Jedynego Słusznego Hardcorowego Grania Bez Ułatwień i najprawdopodobniej ostatecznie kapitulacja przed zbyt trudną grą byłaby słuszna i usprawiedliwiona? Na pewno nie. Lepiej sięgnąć po pomoc niż odłożyć tytuł na półkę. Co do tego nie mam wątpliwości.
Zatem, pomoc czy oszustwo?
A jak wy oceniacie zjawisko korzystania z wszelkich ułatwień w grach? Jesteście cheaterami? A może nigdy nie zniżyliście się do tak niskich dla prawdziwego gamera środków? Jaki jest wasz stosunek do solucji? Podzielcie się z nami waszymi opiniami na ten temat!
myślę że należy oddzielić od siebie cheaty, takie jak godmode czy inne noclipy, od solucji czy też poradnikównajważniejsza różnica to ta, że korzystając z kodów/modów itp. ingerujemy bezpośrednio w grę, natomiast jeśli, dajmy na to, zatniemy się na jakimś bossie czy zagadce i ni chuchu nie możemy wymyślić co/jak dalej działać, korzystanie z „podpowiedzi” nie jest niczym umniejszającym naszą Godność Gracza 😉 – w końcu przeciez sami musimy sobie poradzić, „własnymi ręcami”, nawet jeśli wiemy już >jak to zrobić<(pomijam tu oczywiście sięganie po opisy zaraz po włączeniu gry/bez wysilenia własnych szarych komórek)
Ja często zerkam do solucji w trakcie trwania gry, czytając o momentach, które przeszedłem i porównując sposób ich przejścia, a także co ciekawego minąłem po drodze 🙂 Często dochodzę do wniosku, że wybrałem metodę trudniejszą i mimo to dałem rady.
A ja nie. W sumie to zależy. Cheatuje od czasu w FPSach bo za stary jestem, żeby się czuć dumny tylko dlatego, że straciłem np godzinę na przejściu jakiegoś etapu. Lubię sobie dodać amunicji jeśli trzeba i jakoś mi to zabawy nie psuję. God Mode’a nie lubię. Zresztą odkąd w grach na ogół stosuje się „odzyskiwanie zdrowia” cheaty w ogóle poszły w kącik. Inna para kaloszy to np RPG – podchodzę pragmatycznie. Nie czituję bo psuję mi to zabawę. Inna sprawa, że np w takim BG, NWN itd chciałem stworzyć sobie dokładnie takie postacie jakie mam na papierze grając w D&D (of kors nie dodałem sobie poziomów tylko od początku grałem normalnym trybem) więc nie męczyłem się tylko poustawiałem współczynniki itp. takie jakie ma moja ulubiona od lat postać i tyle. Dodam, ze 18 😉 żadnej po zmianach nie było. Wręcz przeciwnie wylosowane współczynniki były generalnie lepsze od mojej papierowej postaci.
Cheatów uzywam bardzo rzadko i to na ogol tylko po przejsciu calej gry, zeby sie chwile pobawic i zobaczyc „co by było gdyby”. Do przejscia gry skorzystalem z nich tylko raz – przy Die by the Sword. Mlody bylem i glupi i za nic sobie nie moglem poradzic ze skomplikowanym sterowaniem, dlatego podparłem sie niesmiertelnoscia 😉 Ale to byl taki jeden, wyjatkowy przypadek, a jak wiadomo wyjatek potwierdza regułę :PCheatowanie online to dla mnie kompletny debilizm i cos czego nie znosze i czego bym patykiem przez szmate nie tknął. Nie rozumiem, jaka to daje ludziom przyjemnosc, ale moze to ja jestem jakis dziwny. Solucje to juz troche inna sprawa i nie ukrywam, ze czasem korzystam. I ponownie, z nieustannie wlaczonym opisem przejscia gralem tylko raz, w Silent Hilla, bo gra byla dla mnie zbyt przerazajaca, zeby tracic czas na bezcelowe paletanie sie po miasteczku. Tylko moja ulubiona zagadke z gier wideo – z pianinem – staralem sie rozwiazac samodzielne. Niestety, niedlugo potem wymieklem i tak gry nie ukonczylem 😛
Jestem cheaterem i jestem z tego dumny 🙂 Przynajmniej w grze mogę bo w życiu to ciężka sprawa 😀 mój ulubiony czit? Na złoto i inny kesz 😛
Zgadzam sie napewo z tym, ze nalezy rozgraniczyc kody do gier, z programami hakujacymi oraz solucje. Ja z kodow nie kozystam. Nie lubie psuc sobie zabawy koszac wszystko co zobacze bedac niesmiertelnym. Przewaznie gram w gry akcji, glownie w FPSy. Nie przypominam sobie abym uzywal kodow do pomocy przy przejsciu jakiegos shotera jednak wyjatkiem okazal sie Quake 4. Gra ktorej konca bylem ciekaw, a ktorej rozgrywka zupelnie mi sie ie podobala. Przyznaje sie natomiast do uzywania kodow w charakterze „co by bylo gdyby. . . „. I tutaj najczesciej w ruch wchodzil noclip – czyli slynne przechodzenie przez sciany. Z drugiej jednak strony doskonale znane mi sa kabinacje iddqd, idkfa, iddt (kto wie z jakiej to gry) albo jednoczesne wcisniecie klawiszy m,i,l (kolejny klasyk gatunku). Jednak kody te pamietam z czasow podstawowki, a wiadomo, ze w takim wieku czlowiek i mlody i glupi i nie do konca majacy swiadomosc, ze gre mozna wogole ukonczyc. Co sie zas tyczy wszelkich maphackow, aimbotow i innych aplikacji hakujacych to jestem zdecydowanie nia NIE! Takie rzeczy psuja przyjemnosc z gry przeciwko zywym przeciwnikom. Poza tym cena jaka mozna zaplacic za oszukiwanie w grach sieciowych jest zbyt duza. Nie znam takiego maniaka, ktory poswiecil by drugie 100 zl na kolejny klucz do World Of WarCraft. Jesli chodzi o solucje i poradniki do gier. To mnie one zupelnie nie przeszkadzaja. Sam kozystam z takich rzeczy (jak bym byl jakas wyrocznia 😉 ). Ot chociazby ostatnio grajac w Bioshock. Znalazlem w sieci poradnikl doskonale opisujacy realia gry, ktory idealnie zastapil mi instrukcje, ktora nie wiedziec czemu nie zostala dolaczona do mojego zestawu 😉 Z poradnika dowiedzialem sie jakie toniki i plazmidy oplaca sie wykozystywac podczas gry, co ulatwilo mi tylko zrozumienie ich znaczenia w grze. Nie uwazam zeby osoby, ktore siegaja do porad byly graczami drugiej kategorii. Mozna to odniesc do sytuacji, gdy gracz pyta gracza jak przejsc drugiego generala armii Lucyfera w Painkiller, bo najnormalniej w swiecie facet jest z blota i nic nie robi sobie z tych ton srutu, ktore na niego spadaja ;)Poza tym duza wiekszosc gier wydawanych przez polskich dystrybutorow zawiera w zestawie poradniki lub opisy przejscia. Ot chociazby Geras of War albo Penumbra obie gry wydane w bardzo duzych pudelkach zawierajacych poradniki, ze o Wiedzminie juz nie wspomne. Czy powinno zabronic sie wydawania gier w ten sposob?Duzo mowi sie ostatnio o „casualizacji” (czy mozna w ogole tak po Polsku napisac?) gier. Takie premierowe wydania zawierajace „ksiazeczki” sa wlasnie dla tych niedzielnych graczy, ktorzy swietnie sie bawia grajac ale maja problemy z tym czy innym zadaniem. Bo wiadomo ze prawdziwy hardcore’owiec nie bedzie potrzebowac opisu jak uzywac karabinu plazmowego ;)Czy jestem cheaterem? TAK, bo kozystam z ulatwien w momencie gdy utkne w grze, a chce posunac akcje do przodu.
Poradnik i solucja-tak! Cheaty, trainery czy inne tego typu oszustwa-nie!Nie wiedzieć i zaczerpnąć wiedzy nie jest grzechem, natomiast niedopuszczalne jest gdy wiemy, że cheaty są „fe” a pomimo wszystko używamy ich z tych czy innych przyczyn. Sam używam kodów ale tylko dla zabawy- przykładowo, wychodząc ze szpitala w stanie San Andreas wskakuje do hydry i prowokuje marynarkę wojenną do interwencji ;p Według mnie cheaterem nie jest osoba, która na single wpisuje kody bo nie może czegoś przejść, używa ich do własnych celów, nie szkodząc nikomu. Jeżeli jednak delikwent korzysta z ułatwień w trybie multiplayer tylko dlatego by kogoś poniżyć lub nabić statystyki jest on zwyczajową „mendą” i powinien zostać wywalony ze społeczności graczy na długi czas.
Cheat’om mówimy NIE! i choć od dawna nie mogę juz nazwać się hardcore’owcem, nadal takowych nie używam i nie zamierzam w przyszłości. Dlaczego, to już zostało dokładnie wyjaśnione przez moich przedmówców. Nie zawsze jednak tak było. Pamiętam jak za czasów ZX, kiedy to nie było gazet z cheatami (no może dwie), a o trainerach wcale nie było mowy, odpalało się jakiś monitor + disassembler i grzebiąc w kodzie znajdowało się komórki odpowiedzialne za przechowywanie np ilości życia, czy amunicji. Potem tylko np. POKE 23758,255 pod koniec loaderka + RANDOMIZE USR 35724 i bam – już mieliśmy gierkę z niebotyczną ilością życia 😉 (dla dociekliwych adresy na poczekaniu wyssane z palca)Takie oszustwo to rozumiem, oszustwo usprawiedliwione poprzez złamanie kodu za pomocą własnego umysłu. Nie wspominając oczywiście o fakcie, że jeżeli ktoś potrafił zrobić nieśmiertelność, której to nie było NAWET W BAJTKU, to chodził po osiedlu w glorii i chwale przez 2 tygodnie, otoczony złocistą aureolą i oblewany zostawał niekończącymi się ohami i achami ze strony swoich kumpli. Achhhhh, to były czasy 😉
Mimo iz takich prechisotrii jak ZX czy Comodore nie posiadalem to pamieta te czasy 😉 Chyba nawet w Kompendium Wiedzy Secret Service byl dzial traktujacy o takich wlasnie przekretach 😀
Wklepywanie POKE na C64 (sam to robiłem), Atari lub ZX Specturm nie możemy porównywać do współczesnego cheatowania. Dzisiaj gry są o wiele łatwiejsze niż kiedyś. Odpalcie emulator i spróbujcie przejść Moon Patrol, Green Beret, Bubble Bobble czy też Ghosts ‚n Goblins z 3 życiami to zobaczycie o czym mówię. Dodatkowe życie nic nie ujmowało z przyjemności z grania, umożliwiało dłuższą zabawę, a czasami nawet była to jedyna droga aby dany tytuł ukończyć. Kupiłem kiedyś nawet książeczkę pt. „Nieśmiertelność w grach”. Zawierała kilkaset instrukcji POKE do różnych gier. To co się dzieje dzisiaj woła o pomstę do nieba. Jakieś god mode (nic Cię nie ubije, choćbyś się starał i bardzo chciał), nieruchomi przeciwnicy, niewidzialności, podgląd przez ściany, freeze timey i perwesyjne skip levele. W czasach 8bitowców to zdeterminowany gracz kombinował, jak już powiedział digital_comarc:
Kiedyś developerzy (a raczej ich protoplaści, ponieważ dawniej, w większości przypadków gry były tworzone przez miłośników tychże, czyli przez graczy dla graczy) nie wbudowywali cheatów w gry,tak jak się to dzieje dzisiaj, bo wiedziel,i że prędzej czy później zrobią to gracze (vide POKE). Dzisiaj można kupić cheata od producenta (o zgrozo!), mimo że jak już wspomniałem, gry są o niebo łatwiejsze (niektórzy narzekają na NG, że arcytrudna, kiedyś wszystkie gry takie były). Doszło do tego, że w niektórych, np. Alone In The Dark 4, można zacząć grę od dowolnego momentu. Producenci wbudowują cheaty w tytuły i dają możliwość korzystania z ich od początku. No to ja się pytam, gdzie tu jakiekolwiek wyzwanie? Dlatego jak to usłyszałem to od razu skreśliłem ten tytuł. Podsumowując, proponuję zapoznać się z materiałem poglądowym (tutaj), co powinno się robić z cheaterami.
A co do solucji. Pamiętam czasu kiedy nie było dostępu do Sieci (młodsi nie wiedzą o czym mówię) i graliśmy z kumplem równocześnie w Dizzy – Prince of the Yolkfolk. On u siebie ja u siebie. Kto pierwszy zrobi i gdzie dojdzie w jak najkrótszym czasie. Taki multi bez kabla, nawet bez kart sieciowych, czujecie to. W pewnym momencie taka rywalizacja przerodziła się w co-op. Jak utknąłem na dłużej, on mi podpowiadał i wzajemnie. W końcu siedliśmy przed jednym C64 i Rubinem razem. Solucji, której wtedy użyliśmy był cudem zdobyty dwutomowy słownik języka angielskiego mojego ojca. Nie wiem co by mi zrobił gdyby się dowiedział że go wyniosłem z domu. Tak, to była nasza solucja. On grał ja tłumaczyłem kluczowe słowa, szło jak po maśle. Uwierzcie łatwiej się się grało jak się znało znaczenie słów 😛 Tak się nauczyłem podstaw angielskiego. Do dziś wiem co znaczy manure. Trzeba było w to wetknąć fasolkę, aby urosła 🙂 A już absolutnym hardcorem było przechodzenie Goblins 2 we francuskiej wersji językowej – wszystkie opisy przedmiotów po francusku, a mimo to dało się przejść. A dzisiaj nawet gdy podadzą nam fabułę w języku ojczystym, po 5 min w miejscu, kusi aby zajrzeć do ściągawki. Tłumaczę sobie tym, że kiedyś było więcej czasu. Dzisiaj wszyscy gonią, czas cenny, jutro do pracy, itp. . .
No właśnie, co to za sens przechodzić bo „czas mnie goni”? Ludzie grają byle by się nie zmarnowało. A szczególnie to rozwalające są płatne poradniki z pewnej strony. Poradnik do gry wyścigowej zawierający kilkadziesiąt kartek, w tym każda część samochodu rozłożona na cząstki pierwsze tylko po to by nie było, że wywaliliśmy pieniądze na krótki pseudo-poradnik. A co gorsza, ludzie nabierają się na takie chwyty.
Cheatowanie on-line, czlowiek vs. czlowiek ? Stanowczo nie! W trybie pojedynczego gracza czemu nie, jezeli dzieki temu mozna sie pobawic w troszke inny sposob ? Aczkolwiek pod paroma warunkami. Sam z kodow raczej nie korzystam, moze kilka lat temu. . ale tylko dla zabawy, sprawdzenia ich mozliwosci. Wszystko to zazwyczaj po ukonczeniu gry, bo imo uzycie kodu w trakcie przechodzenia gry, to tak jakby podejrzec co nam Mikolaj przyniosl pod choinke. Cala magia ulatuje. Niektore kody jednak daja nam czasem mozliwosc zobaczenia czegos, czego bez ich uzycia w grze bysmy nie zobaczyli. . np. w GTA – latanie samochodem, lub dostanie sie w miejsca gdzie w normalny sposob bysmy sie nie dostali. Lista takich extrasow jest nieskonczona.
Fajnie jest przejść grę normalnie, a potem pobawić się kodami. Np. przejść se GTA, a póżniej wpisać kod na broń, totalną demolke itp. Co do cheaterów online to nienawidzę. . .
GoostleeK –> seria Dizzy była nie do pokonania 😉 Do dziś pamiętam ile przynosiło radochy łażenie zwykłym (no, może nie takim znowu zwykłym) jajkiem. Ile było tego części? Treasure Island Dizzy, Fantasy World Dizzy, Magicland Dizzy, Dizzy Prince of the Yolkfolk, Spellbound Dizzy, Crystal Kingdom Dizzy + niezliczona ilość Dizzy dorobiona przez fanowskie community. A jaka piękna była tam grafika!
Ja to widzę trochę inaczej – gra ma dawać przyjemność. To w końcu tylko rozrywka, jeśli komuś pasuje granie z kodami i sprawia mu to frajdę, to znaczy, że produkt spełnił swoją rolę 🙂
GoostleeK polozyles mnie na kolana. Ja tez w taki sam sposob przechodzilem Dizzy Prince of the Yolkfolk. Godzinami wisialem na telefonie z kumplem wymyslajac coraz to nowe sposoby rozwiazania zagadki. Ile radosci bylo przy grze w ten sposob. A ile radosci pozniej przelewala na mnie mama gdy przychodzil rachunek z Telekomunikacji. Tak samo gralem w gre Trugg, ktora nie kazdy tutaj zgormadzony musi pamietac. Zostala w Polsce wydana w czasopismie Shareware na dyskietce. Ahhh jakie to byly czasy, mialy swoj niepowtarzalny klimat 🙂
te ułatwienia mają zupełnie inny wymiar w grach sieciowych niż tych, w które gramy sobie sami w trybie singleplayer w domowym zaciszu. Wiadomo, że są gracze mniej doświadczeni, którym przejście jakiejś misji w grze może przysporzyć nie lada kłopotu i wręcz odstraszyć od dalszego grania w tą grę, tutaj te pomoce są ok – nie mam nic na przeciwko. Ale jeśli chodzi o cheaterów w grach multiplayer, którzy biegają niewidoczni z nieskończoną amunicją i zabijają każdego waląc same heady to sytuacja prezentuje się już zupełnie inaczej. I takie coś potępiam i tam nie cheatuje bo to psuje rozgrywkę wszystkim graczom. Ale np. w GTA gdy mi się nudziło przyjemnie było wpisać kod na wszystkie bronie i zrobić „zadymę” 😉
a ja mysle, ze ten facet ktory rozpieprzyl mu komputer to kompletny kretyn, ktorego powinno sie przed sadem postawic za niszczenie cudzej wlasnosci. i mam nadzieje, ze ten syneczek ktory cheatowal tak tez zrobil. jasne, oszukiwanie w pvp powinno sie pietnowac, ale zachowujac sie w ten sposob wracamy raczej do ery barbarzynstwa. . .