Na ekranach kin gościmy właśnie trzecią część filmu Resident Evil, a już niedługo na srebrny ekran zawita łysy morderca z gry Hitman. Możemy poddawać w wątpliwość poziom tych produkcji, ale bez wątpienia przyczyniają się do zacieśniana związków między potężnym Hollywood a młodą branżą gier komputerowych. To jest wartość nieoceniona!
„Plusem ujemnym” wejścia gier komputerowych na salony może być reklama. Niedawno kolega Malacar pisał o hitach, które możemy pobrać z sieci za darmo. Jedyny wymóg? W gry te wpleciono komercyjne spoty. Dla mnie wszystko jest okay. Gracz świadomie podejmuje decyzję o zagraniu w tak spreparowaną wersję programu. Pokusa wykorzystania gry wideo jako platformy reklamowej i promocyjnej jest ogromna. W Splinter Cell’u główny bohater posiada komórkę marki Sony Erricsson. W True Crime bohater biegał po mieście w limitowanej serii butów firmy Puma. W Niezbyt udanym Enter The Matrix epatowano graczy reklamą procesora i telefonu komórkowego. To przykłady, które można uzasadnić, wpleść w realia gry. Udany product placement może przyczynić się do budowy atrakcyjnego wizerunku.
Sam pomysł nie jest nowy. Wszyscy chyba pamiętamy platformówkę Zool promującą znane lizaki. W 1994 na rynek trafił Coolspot. Gra reklamująca napój gazowany 7-UP odniosła spory sukces komercyjny. Pomijając kwestię dość nachalnej reklamy obydwie produkcje były bardzo grywalne. Zool doczekał się nawet drugiej części. Co już jest jakąś miarą sukcesu. Jak przełożyło się to na sprzedaż lizaków? To już kwestia problematyczna. Z pewnością jednak wzrosła tak zwana „świadomość marki” wśród rzeszy komputerowych graczy.
Strzałem w przysłowiową dziesiątkę okazała się też wydana niedawno produkcja zatytułowana BMW M3 Challenge. Marketingowcy monachijskiego potentata samochodowego przygotowali dla graczy nie lada gratkę. M3 Challenge jest grą darmową, ogólnie dostępną w sieci. Program ma ładną oprawę wizualną, ciekawy tryb multiplayer. Jedyny feler? Dostępne samochody – tylko wiadomej marki. Jeżeli tak ma wyglądać przyszłość marketingu i reklamy w grach komputerowych to wypada tylko się cieszyć. Takie produkcje – darmowe i trzymające poziom – będące nieco poza głównym nurtem komercyjnych, pełnopłatnych produkcji jest jak najbardziej pożądany!
Niestety do tej beczki miodu muszę jednak dodać łyżkę dziegciu. Jest to niestety przykład z naszego podwórka. Oto pewien browar w kooperacji z jednym z rodzimych wydawców gier postanowił uraczyć nas grą Beer Tycoon. Piwny Potentat to tandetny plastikowy worek z płytą DVD i śmierdzącą tekturą w środku. Na samej górze pyszni się logo sponsora (nie wymienię browaru, ale gra ta wpisuje się ogólnopolską kampanię tego piwa). Sama gra to paskudna budżetówka, która raczej zniechęca do wychylenia kufelka złocistego trunku z pianką. Pomysł na promocję piwa poprzez grę komputerową może i jest nowatorski. Problem polega na tym, że zawiodło wykonanie.
Za kwotę równą cenie czteropaka dostaniemy w kiosku produkt „gro-podobny”. Ironią całej sytuacji jest to, że w Beer Tycoon’a grałem w piątkowy wieczór. W sobotę był mecz Polska – Belgia. Spełniłem więc obowiązek i udałem się do sklepu po nieodzowny złocisty skarb kibica. Co ciekawe z premedytacją ominąłem półkę z produktami browaru „sponsora” BT. Od dziś ta konkretna marka kojarzyć mi się będzie z badziewną grą komputerową.
Nie o to chyba producentowi chodziło. Za indolencję marketingowców nie odpowiadam. Jestem tylko klientem.
Pewnie nie liczyli, ze ktos przystapi do gry, nie bedac pod wplywem 😉 Wymieniajac juz takie gry jak Zool czy Coolspot, nalezy tez dodac Colgate. Prawdziwy hit na lekcjach informatyki w podstawowce. Swietnie sie sprawdzala jak przerwynik pomiedzy kolejnymi cwiczeniami w TAG’u :]Na koniec, chcialbym zwrocic uwage na pewne zdanie z artykulu „Plusem ujemnym” wejścia gier komputerowych na salony może reklama. Czegos mi tu brakuje. Chyba orzeczenia, jezli jeszcze dobrze pamietam lekcje jezyka polskiego 😉
moja wina jak wklejałem oznaczałem tekst po zdaniu i wlepiając potem w administrację nie zahaczyłem dokładnie myszą. Pardon. Ale to chwila była ;)No ja Colgate’a pamiętam. Chryste kiedy to było? 93- 94 rok?? Nie pamiętam dokładnie
Oj, nie pamietam, a teraz znalezc nigdzie nie moge. Ale to byly stare czasy. Teraz sobie przypomnialem, jedyna chyba reklame w grze, ktora mi sie podobala 🙂 http://upload. wikimedia. org/wikipedia/en/4/4b/. . . Island. png
Reklama, żeby się podobać musi pasować. Podane przykłady (komórki w SC itp. ) są niezłe. Za to taka reklama, powiedzmy MCDonalds, w Baldurze byłaby. . . zgrzytem i to ostrym.
Reklamy umiejętnie wplecione w fabułę, czy raczej w grafikę, w zasadzie mi nie przeszkadzają. W końcu jeśli w scenografii gry umieszczono, np. miasto z neonami, to czy będzie na nich napisane Acme czy Sony — co za różnica? Problem jest inny. Otóż nie wierzę, by takie nieinwazyjne metody nie przeobraziły się, i to raczej szybciej niż później, w coś, co będzie nas irytować na każdym kroku. W coś, co grę dość znacznie wydłuży, aczkolwiek nie tak, jakbyśmy chcieli. . . Dlaczego? Otóż wkomponowanie przykładowego neonu ze znaną marką jest dość trudne w praktyce. Firma, która wszak płaci za taki sponsoring, zazwyczaj chce mieć wpływ na wygląd, kolor, miejsce umieszczenia jej w grze (co by, broń Boże, źle się nie skojarzyło z czymś tam innym) i na szereg innych rzeczy, które niekoniecznie muszą się opłacać twórcom gier. Słowem — często więcej kłopotu niż pożytku z takiej reklamy. Łatwiejsze i bardziej opłacalne będzie więc umieszczanie standardowych filmików reklamowych. Pewnie na początku po uruchomieniu i przed zamknięciem gry (oczywiście poza wyrwaniem kabla z komputera, bez możliwości przerwania filmu). Potem, kto wie kiedy i gdzie? I raczej nie liczyłbym na edycje tańsze z reklamą i droższe bez. Przecież lepiej wydać nakład wyłącznie z reklamami, a potem tłumaczyć, że to dla naszego dobra, gdyż dzięki temu można utrzymać cenę na dotychczasowym poziomie. I też nie liczyłbym na jakiś zbiorowy protest graczy. Na świecie — może? Ale w u nas? W dziedzinie reklam — to my wyprzedzamy resztę cywilizacji! Proszę spojrzeć na rynek filmów DVD i porównać te same tytuły wydawane choćby w Anglii i w Polsce. Tam bez reklam, tu po włożeniu płyty 2–3 filmy reklamowe, potem 5 firm, które zapraszają na film. . . I nikogo nie obejdzie zdefiniowana przez Autora „indolencja” marketingowców. Bo to żadna indolencja! To malkontenctwo intelektualisty, ot co. Większość — jak wykazują badania przeprowadzane przez reklamiarzy — „łyka” wszystko, sprzedaż rośnie i jest cool!
Sęk w tym, że dotychczas piwne reklamy, kampanie browarów itd były od lat wzorem profesjonalizmu i przemyślanych działań marketingowych . Aż tu nagle takie cuś 😉
Sęk jest w grupie docelowej. Na jednego malkontenta (no, dwóch wraz ze mną) stu zadowolych wybierze to „najlepsze piwo”, bo nawet w grze komputerowej było o nim.