Ayumi, bo tak ma na imię nasza heroina, to w niemalże jedyny godny uwagi element Sex… to jest X-Blades. Podróżuje ona po świecie, poszukując dawno zapomnianych bogactw – najwyraźniej nie jest to jednak szczególnie dochodowa praca, zważywszy na to, że nie stać jej nawet na to, by się porządnie ubrać. Tak się bowiem składa, że bielizna to dominujący element odzienia Ayumi… chociaż nie, mój błąd! Przecież są jeszcze buty! Jeszcze żeby chociaż była ładna, ale nie liczcie na to. Panienka, której poczynaniami przyjdzie nam pokierować, wygląda jak uczennica gimnazjum z gruczołami mlekowymi wziętymi chyba od genetycznie modyfikowanej krowy. Zachowuje się zresztą niewiele inaczej. Rzeczona półnaga blondyna przypadkiem wchodzi w posiadanie jakiejś magicznej mapy, wskazującej położenie ruin ukrywających Starożytny-Artefakt-Obdarzony-Potworną-Mocą. Po drodze jest jeszcze jakaś klątwa, inny poszukiwacz przygód, demon, czy, jak zwykła mawiać moja babcia, ki pieron o pomysłowym imieniu Mroczny… no w każdym razie nic ciekawego. Zresztą i tak cała ta pożal się Boże historia opowiedziana jest tak chaotycznie, ze ciężko doszukać się w niej choćby śladowych ilości sensu i logiki. Najwyraźniej ekipa Gaijin Entertainment zamiast napisać scenariusz na akceptowalnym poziomie wolała wlepiać wzrok w obwisły, wirtualny biust wspomnianej blond heroiny. Szkoda tym większa, że pomysły na X-Blades Rosjanom w ogóle skończyły się zapewne w momencie, kiedy ukończony został projekt Ayumi.
Barbie w akcji
Na czym polega X-Blades? Na walce – jak na prawdziwego slashera przystało. Szkoda tylko, że w tej grze nie ma absolutnie nic innego. Ruiny kryjące potężny artefakt to pomysł oklepany jak blacha 20-letniego Fiata 126p, ale sprawdzony o tyle, że daje wielkie możliwości w kwestii zagadek logicznych i elementów zręcznościowych. Twórcom tego tytułu jednak chyba nawet nie przeszło to przez myśl. W X-Blades się walczy, walczy, walczy, a jak się skończy walczyć, to można zacząć od nowa. Ewentualnie przejrzeć listę twórców tej produkcji. Uwierzcie – obydwa te zajęcia są równie pasjonujące. No, jakby się uprzeć, to można by było znaleźć… bo ja wiem, ze dwa momenty, w których gra wymaga jako-takiego opanowania myszy i klawiatury. Warto dodać, że przejście jednego z nich zajmuje jakieś osiem sekund. W porywach.
Gra jest kolorowa
Niezaprzeczalnym faktem jednak jest, że jeżeli pozycja z tego gatunku ma dopracowany, głęboki, wymagający system walki, to można jej wybaczyć naprawdę wiele niedociągnięć. X-Blades nie można. Gra jest tak niemożliwie płytka, że nie wyobrażam sobie, by trafiła w inny target, niż, pardon, nastoletni onaniści. Diablo wymagało większych umiejętności niż przygody naszej półnagiej heroiny. Lewy przycisk myszy do chlastania mieczami, prawy do strzelania i cztery skróty klawiszowe, z przyporządkowanymi specjalnymi umiejętnościami Ayumi. W obsłudze jeszcze prostsze niż brzmi – stajemy w miejscu, kładziemy coś ciężkiego na LPM-ie, idziemy sobie zrobić herbatę, wracamy, odpalamy którąś z mocy i w drogę do następnego poziomu. Oczywiście opisuje to nieco na wyrost, natomiast nie zmienia to w żaden sposób faktu, że ta gra jest zwyczajnie prostacka. Nie wymaga od gracza opanowania sterowania, systemu walki, jakichś efektownych serii ataków… nic z tych rzeczy!
Do przesady
Żeby (dosłownie) wyciąć sobie drogę do napisów końcowych wystarczy z furią walić w gryzonia i odpalać specjalne moce Ayumi, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Nie wypada się przy tym nawet poruszać, bo nie dość, ze heroina zaczyna sama z siebie podskakiwać, to jeszcze można łatwo stracić orientację, przez chaos wywołany istną nawałnicą przeciwników i bardzo czułym sterowaniem. Warto też pamiętać o okazyjnym leczeniu, którego w praktyce i tak mamy nieskończoność, co w ogromnym stopniu ułatwia unicestwianie kolejnych hord sługusów Mrocznego. Jest tak dlatego, że zdrowie Ayumi możemy odnawiać, wydając dusze – zdobywane między innymi za szybkie zabijanie wrogów – w monstrualnych ilościach. Za tę walutę nabędziemy również kilka ulepszeń i całkiem sporą ilość przydatnych mocy, co stanowi jedną z nielicznych zalet X-Blades.
Od poczatku czulem ze atutem tej gry beda cycki a nie grywalnosc 😛 Zdziwilem sie wielce jak przeczytalem, ze to rosjanie zrobili ta gre. Co jak co, ale kolorowy slaszer z polnaga babka w roli glownej to domena skosnookich. . . nie?
hahaha niezle podsumowanie, metafora dla wiekszosci gier wydawanych obecnie 😀
Heavenly Sword made in russia;)
salceson zapakowany do pudełka od szynki z napisem szynka nowej generacji, ktoś się nabierze i da zarobić producentom
„Golizna” i przemoc zawsze się sprzeda i pewnie z takiego założenia wychodzą twórcy tego typu gier.
A ja kupiłem i gram zawzięcie!!
Szkoda, miałem nadzieję na gierkę pokroju ‚Blade of Darkness’ (kto pamięta fenomenalną grę światła i cieni?!) w mocno podrasowanej wersji. . . cóż. . . pozostanie nadal czekać. . .
Ruski DMC?Mam nadziej że butelka czystej gratis. Bo na trzeźwo nie ma zamiaru w to grać.