Niezależnie od tego, czy gramy na very easy, czy na infinite climax, będziemy mogli napatrzeć się na mnóstwo ciekawych ataków. Nie dość bowiem, że styl walki Bayonetty to szalony, morderczy taniec z wrogami, to poza tradycyjnym łojeniem skóry przybłędom z Paradiso, można ich też wykańczać przez Tortury i Climax – wiedźmi odpowiednik mortalowego Fatality. Uformowany z włosów smok zjadający oponenta? Chleb powszedni zmysłowej bohaterki. Przyzwanie z piekła wielkiej piły łańcuchowej? Nic nadzwyczajnego. Ktoś potrzebuje natychmiastowego spotkania z gilotyną? Da się zrobić! I to tylko wierzchołek góry lodowej – pomysłowość ekipy Platinum Games jeżeli chodzi o zadawanie bólu praktycznie nie ma granic.
Ważnym elementem gier z tego gatunku jest ich replayability. Nie da się ukryć, że japońska ekipa zadbała również i o ten aspekt – zdobycie dobrego wyniku punktowego w każdym z rozdziałów to wyzwanie samo w sobie, a do tego dochodzi odszukiwanie pokaźnej ilości „znajdziek” poukrywanych w świecie gry, kompletowanie ekwipunku dla Bayonetty, czy zakupy u piekielnego handlarza Rodina. Jedno jest pewne – po pierwszym przejściu tej gry, będziecie wciąż bardzo dalecy od powiedzenia, że zrobiliście w niej wszystko co się dało.
Pop Art
Opony godne pozazdroszczenia…
Efektowna, oszałamiająco szybka walka, świetni bossowie, całkiem spory zestaw dodatków do odblokowania – to duże zalety Bayonetty, ale to wszystko już gdzieś było. Oczywiście, Platinum Games stworzyło bardzo udaną, szalenie grywalną mieszankę, ale to tylko ewolucja tego, co w jakimś stopniu było już wcześniej. Czymś, co prawdziwie wyróżnia dzieło twórcy Devil May Cry, Okami, czy Viewtiful Joe, jest niepowtarzalny styl. Jedni mogą się tym zachwycać, inni uznawać to za żałosne, ale z całą pewnością ciężko przejść wokół tego obojętnie. Co kolejna scena, to silenie się na efektowność staje się coraz wyraźniejsze, aż w końcu zakrawa to na śmieszność. Bayonetta podróżuje przy użyciu wystrzelonej w nią wcześniej rakiety, strzela z zamocowanych na butach pistoletów i emanuje seksualnością na każdym kroku. Nie jestem pewien, czy w całej grze znalazłaby się jedna scenka przerywnikowa, bez zbliżenia na krocze, biust albo pośladki głównej bohaterki, która co rusz prezentuje się w dziwacznych, budzących wiadome skojarzenia pozach.
Oczywiście, jest to wszystko zrobione z jajem, zaś sama Bayonetta poza tym, że wizualnie prezentuje się jak wyjątkowo urodziwa przedstawicielka związku zawodowego prostytutek, to jest świetnie zarysowaną postacią, z zabawnym, ironicznym komentarzem do każdej sytuacji. I jak sam styl oprawy graficznej może budzić zastrzeżenia czy niesmak, to już na przykład do dialogów nie sposób się doczepić. Swobodne, pełne humoru… jakby pisała je zupełnie inna osoba niż autor scenariusza.
Mini-Bayo?
Pozycja prezentuje się bez zastrzeżeń również od strony technicznej. A nawet więcej – jest naprawdę dobrze. Animacja jest płynna i dopracowana, zaś modele postaci i wykonanie otoczenia, jeżeli przeboleje się typowo japoński design wszystkiego, nie mogą się nie spodobać. Podobnie jak naprawdę niezłe efekty specjalne, wiążące się jednak często ze wszystkimi przegięciami, o jakich już wspomniałem. Pochwalić wypada też dźwiękowców. Popowe przygrywanie idealnie pasuje do luźnego, swobodnego klimatu całości i w tej kategorii absolutnie przoduje główny motyw muzyczny i świetna aranżacja słynnego Fly Me to the Moon, często towarzyszące walkom. Z kolei w ważniejszych momentach, czy podczas zwykłej eksploracji nieraz usłyszymy, jak ekipa od oprawy audio uderza w poważniejszą nutę, wprowadzając patetyczne utwory z dodającymi wzniosłości chórkami. Ale to co jest prawdziwą wisienką na torcie w udźwiękowieniu Bayonetty, to voice-acting. Wszyscy aktorzy odpowiedzialni za anglojęzyczną wersję spisali się świetnie, a pani podkładająca głos pod ostatnią żywą wiedźmę mogłaby mi czytać na dobranoc nawet książkę telefoniczną, a ja i tak rozkoszowałbym się jej słowami. Znakomicie spisał się również aktor wcielający się w Rodina, ale jego rola akurat jest dość niewielka, choć niewątpliwie bardzo udana.
Nowa gwiazda?
Bayonetta to kawał naprawdę solidnego softu. Przełknięcie tej ilości kiczu, jakim gra zalewa nas od pierwszej do ostatniej minuty może dla niektórych być dość ciężkim zadaniem, ale uwierzcie, że dla rewelacyjnej grywalności warto się poświęcić – taki Devil May Cry 4 nie ma u boku najnowszej produkcji byłego Clover czego szukać. Do nazwania tej pozycji lepszą niż Ninja Gaiden II co prawda bym się nie posunął, ale i tak Hideki Kamiya i spółka dali radę, dostarczając japoński do granic przyzwoitości (a nawet dalej!), ale za to szalenie zabawny produkt.
2010 rok zapowiada się jako prawdziwa uczta dla fanów slasherów. Do sklepów już zdążyły trafić Darksiders i Bayonetta, a na Dante’s Inferno oraz zwieńczenie trylogii God of War wciąż czekamy. Niedawno mogliście poczytać o tym, jakie wrażenie pierwsza z wymienionych produkcji wywarła na Pawle Borawskim. I gdy Fett siał śmierć i pożogę jako Wojna, ja z nieskrywaną radością uczestniczyłem w szalonych przygodach pięknej Bayonetty. Sprawdźcie, co z tego wyszło.
Grałem w demo. Gra wygląda niesamowicie dynamicznie i bardzo ładnie (minusem były cienie). Jak będzie kasa, to trza zakupić. No chyba że macie ją na zbyciu, skoro recenzja już napisana. Chętnie przygarnę 😉
interesujące. Poszukam dema na XL . .