Wbrew pozorom tworzenie Assassin’s Creed 2 nie było takie łatwe jak się może wydawać. Ubisoft znał błędy pierwszej odsłony gry. Eliminując je firma mogła jednak z łatwością popełnić nowe, a szukając świeżych, atrakcyjnych elementów rozgrywki wybrać te, które znów nie spodobają się graczom. Jak francuski wydawca wybrnął z tej trudnej sytuacji? Między innymi tego dowiecie się z recenzji jego nowego dzieła.
Spis treści
Ucieczka
Nocne igraszki
Historia opowiedziana w recenzowanym tytule zaczyna się w kilka chwil po tym, co zobaczyliśmy w pierwszej części Assassin’s Creed. Nasz bohater – Desmond – zdobywa nowe, dość niezwykłe umiejętności, pozwalające mu chociażby widzieć napisy wymalowane na ścianach krwią (niewidoczne gołym okiem!). Zanim jednak zdąży je wykorzystać zostanie zmuszony do ucieczki z budynku korporacji Abstergo. Firma należąca do Zakonu Templariuszy więziła go, próbując siłą zmusić do przypomnienia sobie, wydania sekretów jego przodków – asasynów.
Początkowe minuty zabawy to istna terapia szokowa dla osób znających oryginalne Assassin’s Creed. Pierwsza odsłona gry pozostawiła nas z wieloma pytaniami, na które nie poznaliśmy odpowiedzi. Teraz w ciągu kilku minut dowiemy się jak wielkie jest Abstergo i kim dokładnie jest pomagająca Desmondowi Lucy Stillman. Zanim zdążymy przetrawić tę wiedzę, już spotykamy współczesnych Asasynów, zwiedzamy ich kryjówkę i dowiadujemy się, że posiadają oni Animusa 2.0. Jest to ulepszona wersja maszyny umożliwiającej nam wcielanie się w swoich przodków i odkopywanie ich tajemnic.
Przez te kilka chwil pędzimy niczym na kolejce górskiej, z niesamowitą prędkością, przyswajając kolejne zaskakujące fakty. Nie jest to jednak zabieg bezcelowy. W dalszej części zabawy tylko dwa razy (z czego raz pod sam koniec gry) wychodzimy z Animusa. Tym samym Ubisoft w dość łatwy sposób pozbywa się jednej z rzeczy, na którą narzekali gracze.
O ile zabieg trzeba uznać za udany, to nie podobały mi się dwie inne rzeczy. Pierwszą jest to, że Assassins’s Creed 2 może nie być zrozumiały dla osób, które nie znają jego poprzedniej części. Gra w zasadzie nie wyjaśnia o co w niej chodziło, więc ci, którzy dopiero teraz wcielą się w Desmonda, mogą mieć problem ze zrozumieniem wszystkiego co się dzieje. Drugą wpadką jest próba zaimponowania młodszym fanom elektronicznej rozrywki poprzez dołożenie do gry wulgaryzmów i seksu. Zanim jeszcze wyjdziemy z budynku Abstergo z głośników polecą w naszym kierunku soczyste „fucki”. Kilka chwil później zakradniemy się do komnaty atrakcyjnej niewiasty i wciśniemy kilka przycisków na kontrolerze. Wiadomo w jakim celu. Moim zdaniem są to „atrakcje” bez których gra nie straciłaby swojego uroku. Można jednak przymknąć na nie oko – nie są to w zasadzie wady.
Animus 2.0
Leć gołąbku!
Zasadniczą część zabawy w Assassin’s Creed 2 polega na wcielaniu się w przodków Desmonda, należących do zakonu Asasynów. Robimy to za pomocą wspomnianego kilka chwil temu Animusa – maszyny umożliwiającej przeżywanie ich wspomnień na nowo. W drugiej części gry poznamy losy niejakiego Ezio Auditore da Firenze. Żyjącego w XV wieku młodzieńca pierwszy raz widzimy, gdy w Florencji załatwia porachunki między wielkimi włoskimi rodami. Początkowa, trochę zbyt długa część gry, to samouczek pozwalający nam przypomnieć sobie możliwości naszego protagonisty. Zadania takie jak pobicie grupy awanturników, rozniesienie kilku przesyłek i wieczorne odwiedziny u pewnej damy zapoznają nas z wygodnym sterowaniem, które w zasadzie nie zmieniło się od czasów oryginalnego Assassin’s Creed. Musimy jednak uzbroić się w cierpliwość. Szaty asasyna założymy dopiero po jakichś dwóch godzinach zabawy. Zabójcą z krwi i kości zostaniemy natomiast dopiero pod koniec gry. Zaskakujące, prawda?
Sama historia opowiedziana w recenzowanym dziele nie należy do wybitnych. Nie męczy, nie irytuje, ale nie jest szczególnie interesująca. Ot po raz kolejny mścimy się na skurczybykach, którzy wyrządzili krzywdę naszym bliskim. Rodzina Ezio, zamieszana w rozgrywki między asasynami i templariuszami przeżywa olbrzymią tragedię, a koniec końców zostaje wygnana z Florencji i musi osiąść na wsi. Motyw zemsty, eliminowania kolejnych przeciwników rodu Auditore, stanowi motor napędzający wydarzenia przedstawione w AC2. W tle po raz kolejny pojawiają się też tajemnicze Fragmenty Edenu. Artefakty o olbrzymiej mocy, o które tak naprawdę toczy się wyścig.
Choć fabuła gry nie poraża jakością, to miło zaskakują charyzmatyczne postaci, które poznamy w trakcie zabawy. Naszym dobrym przyjacielem będzie Leonardo da Vinci, a pod koniec gry poznamy również Machiavellego. Pomimo tego, że postaciom brakuje trochę głębi, to ich poczynania śledzi się z przyjemnością niezależnie od tego czy oglądamy to, co robi nasz arcywróg Borgia czy pomagająca nam zakonnica, właścicielka domu rozkoszy.
Zupełnie natomiast nie rozumiem dlaczego Ubisoft zakończył grę w taki sposób, w jaki ją zakończył. Jeśli nie podobało wam się wprowadzenie do zabawy Animusa, to że grę osadzono tak naprawdę w czasach współczesnych, a nie przeszłości, to po ukończeniu Assassin’s Creed 2 najpierw zaczniecie się śmiać, a później złorzeczyć. Finisz przygód Ezio (Desmonda) jest, ujmijmy to dyplomatycznie, szalenie oryginalny i oczywiście pozwala przypuszczać, że wkrótce zagramy w trzecią odsłonę gry.
Wmieszany w tłum
Na plus można też zaliczyć długość dzieła Ubisoftu. Jeśli zamierzacie zajmować się wszystkimi misjami pobocznymi i chcecie w pełni poznać świat gry, to powinna ona zatrzymać was przed konsolą przez kilka dobrych dni. Pędząc na skróty można ten czas zmniejszyć do dwóch wieczorów. Mimo to na tle bardzo krótkich produktów konkurencji Assassin’s Creed 2 wypada bardzo dobrze. Niestety odkrywanie wszystkich tajemnic recenzowanego tytułu w trakcie pierwszego podejścia sprawi, że nie będziemy mieli po co do niego wracać. Po ponownym rozpoczęciu zabawy nie znajdziemy w nim nic nowego. Dzieło Ubisoftu jest tytułem przeznaczonym tylko i wyłącznie dla jednego gracza. Nie posiada ono trybu multiplayer.
Wodny raj
Wiemy już dlaczego i o co walczymy. Pora więc poznać miejsca, które zwiedzimy w trakcie zabawy. W Assassin’s Creed 2 przeniesiemy się do XV-wiecznej Italii (a dokładniej do przełomu XV i XVI w.). Szukający zemsty Ezio przez kilka lat tropi swych wrogów. W tym czasie nasz bohater zwiedza Florencję, miasto kanałów Wenecję czy rodzinną posiadłość w Monteriggioni. W ostatniej części gry na chwilę zawitamy też (co było dla mnie dużą niespodzianką) do Rzymu gdzie obejrzymy wnętrze Kaplicy Sykstyńskiej. W sumie lokacji jest pięć. Możemy pomiędzy nimi błyskawicznie przenosić się dzięki usługom przewoźników.
Miasta i miasteczka podzielono na dwa typy. Florencja i Wenecja to lokacje, w których spędzimy najwięcej czasu. Są one więc siłą rzeczy największe. Nasza rodzinna posiadłość to najmniejsza mapa, a San Gimignano i Forli to twierdze wokół których rozrzucono wiejskie chaty czy niewielką ilość zabudowy miejskiej. Do Rzymu zawitamy tylko na chwilę. Jest on wisienką na torcie dla tych, którzy dojdą do końca gry.
Wygląd poszczególnych lokacji to oczywiście kawał dobrej roboty w wykonaniu ludzi z Ubisoftu. Każde miasto ma swój własny charakter, styl, kolorystykę a nawet stroje mieszkańców i straży. Niezależnie od tego czy będziemy skakali nad błękitnymi (to była tam tak czysta woda?) weneckimi kanałami, wdrapywali się na najwyższe budowle „miasta wież” czy też przemierzali ponurą, ciasną zabudowę Forli, gra zachwyci nas swym urokiem. Niestety druga część gry jest momentami łudząco podobna do swojego starszego rodzeństwa. Chwilami może się nam wydawać, że gramy w oryginalne Assassin’s Creed obłożone innymi teksturami. Nie do końca dobrym zabiegiem było też umiejscowienie początku naszej przygody w Florencji. To zdecydowanie najsłabsza (choć i tak świetna) lokacja w grze.
It’s-a me, Mario! :PPlanuję zakup, ale waham się pomiędzy wersją PC a X360. Co będzie lepsze? W jedynkę grałem na PCcie i nie miałem żadnych problemów z sterowaniem. A może lepiej będzie na padzie?
A ja bym proponował zakup pada Xa kompatybilnego z PC i praktycznie problem z głowy. Natomiast grze trudno się oprzeć.
A ja tylko chciałbym podziękować chłopakom z Valhalli za te wszystkie recki gier, którymi jesteśmy zasypywani, szczególnie w tak pracowitym okresie dla branży rozrywki elektronicznej. Praktycznie co kilka dni wychodzi recenzja nowej gry. Świetna robota panowie!!
Miejmy nadzieję że wersja PC będzie poprawiona : )
Na AC2 to poczekam na wydanie Premium games ;)A ja chcialbym zrobic malutkiego Offtopa, i zapytac sie, kiedy bedzie zapowiedziana recenzja Borderlands 😉
W tym tygodniu albo na początku przyszłego. Staramy się przechodzić i opisywać gry tak szybko jak się da, ale sam wiesz, że jest ich obecnie tyle, że nie wiadomo, którą „robić” w pierwszej kolejności.
Wiem, wiem. Po prostu zycie 😉
Moje zdanie na temat tej gry jest takie, że po przeczytaniu tych wszystkich peonów jak to Ubi poszedł po rozum i posłuchał fanów, gra mnie zachwyci. Otóż, nie:1. Gra jest nudna, najzwyczajniej w świecie nudna, no nie tak jak pierwowzór, ale zawsze. 2. Mapa jest skopana,3. Sterowanie okropne, mam wrażenie, że nawet gorsze niż w części pierwszej. Czasem postać najzwyczjniej w świecie nie regauje na to co jej się każe robić, szczególnie widać to podczas wspinania. 4. Ma bugi i to nie małe, czasem trzeba wyłączyć gre, aby coś ukończyć. . . . na zasadzie. . może tym razem gra mi pozwoli złapać się tej deski, którą przecież mam złapać. . . . no comments,5. Klimat jest średni, grafika nie powala, czasem mam wrażenie, że ta w części pierwszej była ciekawsza/bardziej klimatyczna, może mniej kolorowa, ale ciekawsza i pasująca do całości. 6. Główny bohater jest mało fajny, ot taki włoski lover za 5 groszy, Altair miał charyzme i klimat, ten ma tylko kaptur i głupi akcent,7. Może zadań jest sporo, może okraszone dodakowym dialogiem i motywem działania, ale koniec końców i tak sporawdza się to do tego samego ;|8. Ktoś nie pomyślał nad zadaniami – dostajesz zadanie. . widzisz gdzie masz iść, dymasz w drugi koniec miasta, nie udaje ci się, automatyczny restar, startujesz z tego samego punktu co wcześniej, znowu biegniesz jak głupek przez pół miasta. Zresztą kto wymyślił automatyczny restar ? Nie lepiej spytać gracza – chcesz jeszcze raz ?9. Leonardo – no jest, ale postać aspiruje do jakiegoś chłystka, domorosłego „inventora”. Nie wiem jaki był w realu 😉 ale na potrzeby gry mogli z niego zrobić ciekawszą postać,10. No i ten włoski język dżizas, co za debil wpadł na pomysł, aby połowe kwesti mówili po włosku, czy akcent nie wystarczył. A jak już mieli taki plan to niech przynajmniej to tłumaczą(napisy enyłan ?!) na język zrozumiały dla innych. ,11. Nie kumam zasad tej gry, a właściwie pomysłu dot. wtapiania się w tłum. Na początku uczą cię jak to musisz chodzić z tłumem, kurtyzanami itp. klimaty, aby móc się ukryć i niezwracać na siebie uwagi. . . . a teraz real, spróbujcie tak wykonać jakiegoś quest-a, jak tylko będziecie chcieli skorzystać z tych sztuczek to w 80% przypadków po podejściu do ofiray(która cię przecież w życiu na oczy nie widziała) skończy sie to tak, że podniesie alarm, wymieniony restart misji i jedziemy od początku. Sprowadza się to do tego, że większość misji gdzie mamy kogoś zabić, po prostu wykonujemy metodą „czołgu stalina”. 12. Są dodatkowe gadżety na zasadzie „zatrute ostrze”, tylko po co, sens korzystanie z tego tak samo jak i efekt/skuteczność jest mocno dyskusyjny. Mamy jeszcze bomby dymne, które jak by się wydawało mają zdezorientować wszystkich,że cię nie widzą, niestety w zadaniach gdzie nikt ma nas nie zauważyć nie możemy ich użyć, gdyż użycie kończy nam misję, zostaliśmy wykryci!. . . ta dam!Gra ma kilka dobrych cech, ale w natłoku powyższych po 3 dniach grania na myśl o niej miałem odruch wymiotny. Reasumując gra nie jest taka fajna jak ją opisuje większość serwisów, uważam, że jest przereklamowana, pomimo, że głupota misji w pierwszej części była nieprzejednana, to chyba już wolałem tamtą odsłone ze względu na klimat. Nie da się ukryć, że jest długa, a to dlatego, że są w niej nudne zabiegi, niepotrzbne dłużyzny. Dałbym max z 7 za chęcie i usprawnienia, bo jest to nic innego jak odgrzewany kotlet z inną przyprawą. W tym okresie jest dużo fajniejszych gier do nabycia niż „Ass 2”. Na koniec pamiętajcie, że to tylko moje zdanie ;]
Altair od dawna razem z Master Chiefem prowadzi w konkursach na najbardziej przereklamowaną postać w grach wideo. Właśnie Altair ma tylko kaptur i szósty palec. Jest wyczesany, racja, ale nic poza tym. Jest pusty. Ezio ma jakąś historię i przede wszystkim fabuła „wewnętrzna” (o otoczce współczesnej naprawdę nie chce mi się gadać), historia jego zemsty jest naprawdę ludzka i dobrze opowiedziana.
Zgadzam się z Mster Thief-em, to najgorszy gniot ever, gość w kasku od motokrosu, niemowa z gry dla dzieci z postaciami z Power rangers. Nie jestem ignorantem 😉 chciałem zrozumieć – mam 3 części Halo, każda obssya na coraz to nowszym, wyższym levelu. Co do Altaira – to prawda wygląda bardzo dobrze, ale nie opowiedzieli jego historii najlepiej, do tego debilny gameplay z Ass 1 zniszczył jego postać, bo ludzie przez to go zaczeli postrzegać: Nudna gra -> nudna postać. Tutaj może i jest historia, jakaś linia fabularna, ale to co prezentuje, to kwestia szeroko pojętego gustu i tego co człowiek chce odnaleźć w grze, czy kolejny real life i ludzkie historie czy bohatera, ktorym się fajnie gra. Może nawet się zgodze, że fabuła jest lepsza niż w jedynce, co nie zmienia faktu, że jeśli się nie idzie tylko po głównych misjach to gra jest tak nudna jak flaki z olejem, a nawet główne misje często, gęsto obsysają. Co z tego, że (załóżmy) historia jest super fajna jak gameplay jest „broken”:Idź tam. . . śledz gościa przez pół miasta, idzie wolno, trudno . . . o zobaczył cię, od nowa. . . dymasz pół miasta. . . same all, same all. . . . nuuuuuda, ale to jaka!W każdym nowym mieście jak nie jesteś icognito, to musisz chodzić 2 km na godzine, aby cię straż miejska nie zwinęła. . . przemieszczanie się trwa wieczność. Wybacz, nie przekonasz mnie do wielkości tego tytułu, dla mnie to średniak, mocny bo mocny, ale tylko tyle, reszta to prężny marketing.
Generalnie zgadzam się z Denialem. AC2 jest równie jeśli nie bardziej przereklamowane niż jedynka. Asasyn świetnie prezentuje się w reklamówkach i trailerach. Reszta skrzypi.
Przepraszam bardzo. Nie wiem, czy na Waszym portalu recenzje są pisane na tzw. podpuchę by zachęcić do dyskusji i zaognić środowisko. Jeśli celowo zniżacie się do poziomu tego typu portali, to mój poniższy tekst jest nieuzasadniony i można go pominąć. Jeśli natomiast miałbym nazwać ten tekst rzetelną „recenzją” to łapię się za głowę. Zanim przejdę do sedna sprawy – tak, każdy ma prawo do swojego zdania i opinii, ale jeśli tekst pisze osoba uważająca się za krytyka gier to rozumiem, że grał w więcej niż jedną grę. Oczywiście każdy może mieć też gorszy dzień, może recenzenta goniły terminy i miał kilka godzin na napisanie tekstu, spisanego na kolanie z przemyśleń po kilku pierwszych momentach gry. I choć nie ma szans by to udowodnić, to nie wierzę, że ukończył on drugie wydanie Assassin’s Creed. Bo w przypadku tej gry, by ją zrozumieć nie wystarczy obejrzeć końcowych napisów. Ukończyć grę, a dojść do jej końca to dwie różne rzeczy. Stąd też gdy widzę słowa „nie wybitna” historia ogarnia mnie furia. Jeśli Assassin Creed nie ma wybitnej historii, oznacza to, że:a) autor ma wielkie problemy z językiem angielskim lub nie nadążył czytać Polskich napisów i po prostu historii nie zrozumiałb) wszystkie gry w historii ludzkości nie posiadają „wybitnej” historii. Przecież do takiego stopnia można spłycić każdą grę. W każdej produkcji naszym celem jest „zabicie tego złego”. Stopień złożoności i genialnych pomysłów na jakie wpadli developerzy zasługuje na podziw, a nie na podsumowanie dwoma słowami co wskazuje tylko na niezorientowanie autora tego tekstu. Nie chcę psuć niespodzianki dla wszystkich osób którzy nie grali w tą grę, ale sposób łączenia faktów (które mają swoje autentyczne historyczne odniesienie), podobnie jak autentycznych postaci historycznych jest zdumiewający. Sam, nigdy w życiu nie wpadłbym na pomysł spojrzenia na historię naszego świata w ten sposób i daje to naprawdę do myślenia, nawet jeśli w kilku miejscach jest troszeczkę naciągnięta. Mógłbym jeszcze rozwodzić się na temat sterowania, choć w tym przypadku wystarczy żebym zadał pytanie czy autor kiedykolwiek grał w grę Mirrors Edge, ale z góry sam sobie odpowiadam na to pytanie. Opis misji pobocznych to kolejny dowód na to, że autor liznął tylko grę. A szkoda. Przepraszam bardzo, ale jeśli ktoś chce pisać o takiej grze, na poważnym portalu internetowym za jaki jak mniemam uważa się Valhalla to takie teksty po prostu nie przystoją. Może w naszym społeczeństwie minęły już czasy gdy recenzent do każdego tekstu się najzwyczajniej w świecie przygotowywał. Tak było za moich czasów, szkoda że teraz wszyscy idą na łatwiznę. Nie oczekuję odpowiedzi na swój tekst. Zarejestrowałem się u Państwa tylko by opublikować swój cichy bunt starszego gracza, który tęskni za czasami doceniania kreatywności ludzkiej.
To akurat da się sprawdzić i udowodnić. Zdaje się, że Xbox zapisuje daty zdobycia osiągnięć. Zapewniam Cię, że każdą grę – również Ass Creed 2 – kończę zanim napiszę jej recenzję. Zanim napisałem tekst spędziłem przy produkcji Ubisoftu wiele godzin.
To jest zdumiewająca czy naciągnięta? I jeszcze to „troszeczkę”, które zapewne jest jednoznaczne z „mocno”, ale dla niepoznaki używasz łagodniejszego słowa. Jeśli połączenie historii Altaira i Ezia z kilkoma postaciami takimi jak chociażby Marco Polo uważasz za niesamowite osiągnięcie, to proponuje Ci sięgnąć chociażby po grę Deus Ex. Tam masz właśnie wybitnie dobrze napisaną historię i świetnie stworzony świat, w którym połączono mnóstwo pomysłów i teorii.
I tu właśnie pokazałeś ile znaczy Twoja „krytyka” i to, że zasady, którymi podobno się kierujesz najwyraźniej nie dotyczą Ciebie. Skoro tak się do wszystkiego przygotowujesz, to wystarczyłoby żebyś zerknął na kartę Mirror’s Edge na Valhalli (zajmuje to mniej niż minutę) Wiedziałbyś czy i kto grał (recenzował) tę produkcję. Najwyraźniej z „twoich czasów” zostało tylko to, że wypada być hipokrytą, a nie do czegoś – łącznie z krytykowaniem – się przyłożyć. Patrząc zresztą na to kto pierwszy pozytywnie ocenił Twój wpis można bez problemu dojść do wniosku, że jesteś kolegą osoby, która niedawno sprowadziła krytykę do wypisania kilku bluzgów na krzyż.
Z tego co widzę jestem graczem jeszcze starszym od Ciebie. Doceniam kreatywność. Tam gdzie jest co doceniać.
No wiele się nie pomyliłeś – ja przez ostatnie 10 lat zagrałem w dwie, które mają 🙂
Panie Krzysztofie, z uwagą przeczytałem ponownie swój tekst na Moim Forum i dochodzę do wniosku, że Pańska lektura tego tekstu zakończyła się na drugim akapicie. Na dodatek, ma Pan najwyraźniej problemy z czytaniem ze zrozumieniem, chociaż może to też wynikać z nieznajomości struktury naszej „redakcji”. Trzy bluzgi, w jednym zdaniu rzeczywiście mogły przyprawić Pana, najwidoczniej niezwykle delikatną, duszę o cierpienie. Najmocniej Pana za to przepraszam i po raz drugi zapewniam, że pisząc ów akapit nie myślałem, że kogoś dotkną tamte słowa. Warto też, aby odróżnił Pan dwa słowa – polemika, to nie to samo co krytyka – a to właśnie na dyskusję miałem nadzieję publikując swój komentarz pod recenzją The Saboteur. Zresztą ciągle czekam, na obiecaną dłuższą i bardziej wyczerpującą odpowiedź.
@15Możesz darować sobie tego „Pana”. Jesteśmy jeszcze na tyle młodzi (tak mi się przynajmniej wydaje), że możemy sobie mówić po imieniu. Lektura Twojego wpisu nie skończyła się na drugim akapicie, choć zaznaczałem, że w zasadzie przeleciałem go wzrokiem, a nie wnikliwie czytałem. Dusza ma delikatna czy nie, nie lubi, Twoja zapewne też, kiedy w ten sposób krytykuje się jej twórczość, czy jak to teraz ujmujesz w ten sposób prowadzi polemikę. Zresztą tak jak zapowiadałem odniosę się do Twojego wpisu. Oczywiście kiedy tylko znajdę na to trochę czasu.
Miałem tego nie robić, ale że mój profil został prześwietlony i czuje sie wywołany do tablicy to zdecydowałem sie odpowiedzieć. Po pierwsze, jeśli poczułeś sie personalnie urażony to przepraszam, myślałem ze publikując swoje opnie w sieci wystawia sie je tez na próbę publiki. Jeśli uważasz ze to jakaś forma zgryźliwości czy zemsty lub czegokolwiek innego to równie dobrze mógłbym wejść na recenzje The Saboteur i napisać „jesteś głupi”. Tak jednak nie zrobiłem, ponieważ po pierwsze nie uważam ze jesteś głupi a po drugie nie grałem w ww. grę wystarczająco długo by moc sie o niej wypowiadać. Wybrałem wiec tytuł, który wyjątkowo przypadł mi do gustu, a ze sie trafiło ze również go recenzowałeś to postanowiłem sie wypowiedzieć. Nie wiem skąd przekonanie ze uwielbiam bluzgi, ale to przemilczę. Chciałbym tylko obronić swoje argumenty. Napisałeś o ułatwieniach w sterowaniu i pójściu na „łatwiznę”. Jedyny sposób w jaki Ubisoft mógł zmienić ten dobrze sprawdzający się system to go skomplikować. Skoro grałeś w Mirrors Edge to dobrze powinieneś wiedzieć jak to się kończy. Tam gdzie Ezio dostaje się w kilka sekund, Faith potrzebuje arsenału klawiszy do wciśnięcia. Powracając jednak do samej historii. Oczywiście, podałeś przykład którego się spodziewałem i z tym się zgodzę. Nie twierdzę również, że AC2 to gra wybitna na przełomie całych naszych dziejów, ale nie powiesz mi, że gdyby ktoś podał Ci nazwiska takie jak Hitler, Ford, Polo, Da Vinci, Tesla i kazał połączyć ich wspólną historią to wymyśliłbyś coś bardziej ambitnego. Ja bym nie wymyślił i właśnie to w tej grze doceniam. Oczywiście są tytuły takie jakby chociaż wydane w „naszych czasach” Mass Effect czy Dragon Age gdzie złożoność świata sugeruje, że każda tekstura ma w grze podłoże historyczne, ale powiedzenie, że AC2 ma mało wybitną historię to tak jakby stwierdzić, że nowe Ferrari jest mało wybitne bo nadal korzysta ze schematu 4 kół i silnika spalinowego. Czy nie uważasz, że Twój potencjalny czytelnik, który przeczyta Twoją recenzję odbierze AC2 jako przygotówkę w której cały sens opiera się na tym by skoczyć kilku osobom na łeb i wbić im szpikulca w oko? Nie miałem na celu obrażanie Twojej osoby, lecz nie mogę pojąć dlaczego nasze obecne społeczeństwo tak bardzo wszystko krytykuje. Może to tylko ja ale wszędzie gdzie spojrzę to wszystko jest „do dupy” (przepraszam za wulgaryzm, czasami chyba jednak tak lubię). Doceniajmy to co jest nam dane, bo niestety bardziej ambitne produkcje takie jak chociażby Fahrenheit którego do dziś wspominam niestety giną w naszym konsolowym społeczeństwie. Promujmy rodzynki jeśli na to zasłużyły i jeśli widać że developer wysila się na to by przynajmniej choć raz wyciągnąć od nas uczciwie kasę. I jeszcze raz podkreślam. Gdybym chciał Ci nawrzucać, to raczej nie korzystałbym ze swojego prawdziwego pseudonimu, i mógłbym zrobić to w mniej uczciwy sposób.
Czy tylko ja dostrzegam tu błąd logiczny? Twierdzisz, że fabuła jest wybitna bo prezentuje akceptowalny poziom spójności? Albo czegoś nie zrozumiałem, albo ktoś tu bardzo stara się przepchnąć tezę o tym, że AC 2 to szalenie ambitna pozycja.
Nie chcę nawiązywać do Twojej dyskusji z Katmayem bo mnie ona jakoś nieszczególnie obchodzi, ale najpierw zarzucasz komuś nierzetelność i to, że źle ocenia fabułę gry, bo jej nie rozumie a teraz wyskakujesz z czymś takim o Mirror’s Edge. Żeby wpisać się w ton Twoich wypowiedzi, ujmę to tak:Utrzymujesz, że Mirror’s Edge ma nazbyt skomplikowane sterowanie, tudzież że wymaga do zabawy obsługiwania arsenału klawiszy. Oznacza to, że:a) masz palce z drewna i nie potrafisz ogarnąć jednego z najbardziej intuicyjnych schematów sterowania w zręcznościówkach, jakie ukazały się w ostatnich latach. b) wszystkie gry w historii ludzkości mają kosmicznie skomplikowane sterowanie.
Fahrenheit akurat jest tytułem, który bardzo chciał być ambitny i rewolucyjny, ale Quantic Dream grubo przegięło i totalnie zniszczyło klimat tej gry, kiedy zaczęły się walki rodem z Matriksa, z cyborgami-emeytami, podlane sosem z azteckich przepowiedni. Jeżeli już szukasz dobrych, niedocenionych gier, to sięgnij po ICO, Beyond Good & Evil, serię Shin Megami Tensei 🙂
Dla mnie osobiście to więcej niż akceptowalny poziom spójności, biorąc pod uwagę jakoś gier jakie w ostatnich czasach dostajemy. I tak, dalej będę się upierać (nie)stety, że fabuła w AC2 nie zasługuje na miano „nie wybitnej”, bo jest przemyślana od początku do końca i daje nietypowe spojrzenie na historię opartą na faktach autentycznych. Teraz przynajmniej wiesz, że jest jakiś jeden łepek na tym świecie, którego to wszystko zaintrygowało i zafascynowało. A może mój łeb jest już tak skomercjalizowany, że łykam każdy hype który mi się podaje. To wszystko nie zmienia faktu, że bardzo dawno już nie bawiłem się już tak wybornie przy żadnej innej grze. Może jestem inny. Jeśli chodzi o Mirror’s Edge to moim prywatnym i osobistym zdaniem nie jest to intuicyjne sterowanie więc jeśli miałbym wybierać z Twoich odpowiedzi to jak najbardziej wybrałbym opcję „a)”. ICO niestety nie wyszedł z tego co wiem na Xbox’a a ale słyszałem o grze wiele dobrego i przyznam, że nadal mnie korci by kupić PS2 właśnie dla takich smaczków. O SMT szczerze przyznam nie słyszałem, ale skoro jest wybitniejsze od AC2 i niedoceniane to tym bardziej wygogluję.