Zapewne tylko najstarsi Wikingowie pamiętają oryginalne Alien Breed. Młodszym przypomnę więc, że była to dwuwymiarowa strzelanka, w której wcielaliśmy się w wojaka (lub dwóch wojaków) rozprawiającego się z setkami paskudnych obcych. Uwięzieni wewnątrz stacji kosmicznej ISRC-4 musieliśmy wymyślić jak się z niej wydostać, przy okazji nie tracąc życia. Tyle historii. Czas przenieść się do teraźniejszości.
Leopold
W Alien Breed Evolution nie walczymy wewnątrz wielkiej bazy. Akcja gry przenosi nas za to na pokład statku kosmicznego Leopold, który po wyjściu z nadprzestrzeni uderza w inny, olbrzymi okręt. Wcielając się byłego superżołnierza Conrada (obecnie głównego inżyniera na Leopoldzie) musimy się dowiedzieć w co konkretnie uderzyliśmy. Prędko jednak okaże się, że zdobycie jakichkolwiek informacji na temat kosmicznej kraksy musi zejść na dalszy plan. Na pokładzie naszej jednostki pojawiły się krwiożercze potwory, które już zdążyły wymordować większą część jej załogi. Na dodatek statek rozlatuje się i trzeba z niego uciekać.
Atakują!!!
Pierwszy epizod strzelanki koncentruje się właśnie na tych wydarzeniach. W czterech rozdziałach gry biegamy po wnętrzu Leopolda próbując uratować siebie i statek. W piątym i ostatnim docieramy na pokład obcego okrętu. Gra rozkręca się powoli. Początkowy rozdział nie zasypuje nas setkami kosmitów do odstrzelenia i w spokoju pozwala się zapoznać z schematem sterowania. Naszego bohatera przemieszczamy się za pomocą lewej gałki kontrolera. Prawa służy do prowadzenia ognia i swobodnego obracania spluwy w kierunku kosmitów. Proste i wygodne. Kamerę można natomiast obrać o 360 stopni, choć nie swobodnie, ale skokowo co 45 stopni. Przez chwilę trzeba się przyzwyczajać do jej pracy, ale po oswojeniu się z nią, możliwość jej przemieszczania nie raz okaże się przydatna. W obu przypadkach plus wędruje na konto Team 17.
W dalszych etapach gry akcja dość mocno przyspiesza, byśmy mogli poczuć kopnięcie adrenaliny. Zewsząd wyskakują na nas dziesiątki kosmitów, a amunicji, jak na złość, zawsze mamy pod ręką bardzo mało. Na dodatek zazwyczaj walczymy w ciasnych korytarzach, a z większych pomieszczeń musimy się wycofywać, by nie zalała nas fala obcych.
Samo strzelanie, a więc esencja gry, nie wypada źle. Gorzej jest z jej poziomem trudności i długością. Zabawę od razu proponuję zaczynać od najwyższego z trzech dostępnych poziomów. Na prostszych (a nawet na tym najtrudniejszym) gracz obeznany ze strzelankami będzie się przedzierał przez krwiożercze bestie niczym rozgrzany nóż przez masło. Jeśli tylko obcy nie atakują nas całą chmarą, raczej bez problemu powinniśmy sobie poradzić z ich eksterminacją.Szybko też nauczymy się wyczuwać miejsca, w których szykują oni zasadzkę. Nie powinno więc dla nikogo być zaskoczeniem to, że Alien Breed Evolution da się ukończyć w mniej więcej pięć godzin.
Halo, kto wyłączył światło?!
Pozornie jest to liczba w miarę zadowalająca, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż jest to dość tania produkcja Xbox Live Arcade. Mimo to aż się prosi żeby Team 17 choć trochę ją zwiększył. W chwili obecnej za 800 Microsoft Points otrzymujemy „niedzielnego shootera”, w którym po skończeniu trybu single player nie pozostaje prawie nic poza możliwością przechodzenia już znanych poziomów w trybie swobodnej gry. Jedynym rodzajem zabawy, który nam zaoferowano jest coop dla dwóch żołnierzy, który w zasadzie powinien być podstawą gry. Zabawa ze znajomym lub znajomą na pewno przyniesie każdemu więcej radości niż przechodzenie Evolution samemu. Z kolegą być może łatwiej będzie też przymknąć oko na oldskulowe rozwiązania, które w dzisiejszych czasach dla mnie są już wadą recenzowanej produkcji.
Pójdź, wróć, pójdź raz jeszcze
A tu nadmiar jarzeniówek
Mam tu na myśli przede wszystkim dość nudne kręcenie się w kółko. Prawie cała gra sprowadza się do tego, że dochodzimy do jakiegoś miejsca, w którym dowiadujemy się, że nie mamy potrzebnego nam klucza albo drogę blokuje nam pożar lub jakaś usterka. Musimy więc wrócić się, często tą samą drogą, którą przyszliśmy, by zdobyć jakiś przedmiot albo uruchomić jakąś maszynę. Gdy już dotrzemy na miejsce często okazuje się, że i ona jest zepsuta, więc znów lecimy po klucz albo kolejną część zapasową. Jeśli jakimś cudem wszystko pójdzie po naszej myśli, to możemy być pewni, że już za chwilę znów natkniemy się na identyczną sytuację. I tak właśnie chodzimy sobie przez te kilka godzin.
Nuda, ciągłe wykonywanie tych samych zadań i krążenie po już znanych lokacjach są więc największą wadą recenzowanej produkcji. Dobrze więc, że akcja, jak już pisałem, stoi na niezłym poziomie. Nasz bohater znajdzie w trackie gry sześć rodzajów broni. Są wśród nich pistolet, karabin maszynowy, strzelba, miotacz ognia czy karabin laserowy. Pociski wystrzeliwane z tego ostatniego odbijają się nawet od ścian. Choć liczba broni wydaje się być skromna, to jak na tak krótką produkcję jest wystarczająca. Trzeba zresztą nadmienić, że oprócz broni palnej ekwipunek uzupełnia kilka przedmiotów takich jak apteczki, granaty odłamkowe i błyskowe czy działka stacjonarne. Znajdujemy je w szafkach rozsianych po Leopoldzie czy po przeszukaniu zwłok naszych byłych kolegów. Tu jednak jest już trochę gorzej niż w przypadku armat. Granaty błyskowe w zasadzie nie przydają się do niczego, a odłamkowe wybuchają przy kontakcie z obcym. Ci najczęściej pojawiają się natomiast bardzo blisko nas, więc korzystanie z tej broni zazwyczaj związane jest z ranieniem samego siebie. Równie średnim pomysłem są działka stacjonarne. Znajdujemy ich sporo, a wykorzystać możemy je jedynie w dwóch lub trzech miejscach w trakcie gry.
Leopold wkrótce przestanie istnieć
Trochę lepiej wypadają sami kosmici. Są wśród nich małe „twarzołapy”, ich więksi bracia oraz ich „turbodoładowana” odmiana. Mamy też bestie plujące w nas kwasem, dużych kosmitów, którzy wytwarzają wokół siebie tarczę czy innych, którzy potrafią leczyć pozostałe kreatury. Jak na tak niewielką grę ich liczba w pełni mnie zadowoliła, choć muszę przyznać, że absolutnie nie podobają mi się modele obcych. Strasznie kiepski jest też boss, którego spotkamy pod koniec piątego rozdziału. Jest zdecydowanie zbyt łatwy do pokonania i niezbyt duży, a jego słabą stronę odkryjemy w kilka sekund po rozpoczęciu finałowego starcia. W tej materii Team 17 powinno się bardziej postarać.
Nierealnie
Alien Breed Evolution napędzany jest przez silnik Unreal Engine 3. Momentami wykorzystano go w bardzo dobry sposób. Szczególnie podobało mi się oświetlenie i największe, uruchamiane przez nas mechaniczne części statku. Lokacje są natomiast nierówne. Spotkamy się tu z ładnymi fragmentami takimi jak pokład, na którym rośną rośliny czy statek kosmitów, którego ściany pokrywa jakaś obrzydliwa substancja i zaplątane w nią zwłoki. Na moment wyjdziemy też w przestrzeń kosmiczną. I choć tu do nikogo nie postrzelamy, to lokacja ta wypada przyzwoicie. Pozostałe części gry są niestety słabsze, a same korytarze Leopolda jak i konstrukcja poziomów niestety nie zachwyca. Nie podoba mi się również to, że co chwila naokoło nas coś wybucha. Może ludziom z Team 17 spodobał się efekt towarzyszący eksplozjom. Dla mnie ich nadmiar stał się dość uciążliwy. Nie wspominam nawet, że przy takiej ilości wybuchów, Leopold rozpadł by się na części zanim zdążylibyśmy przemierzyć choć jedną część statku.
Idź, wróć, idź dalej i znowu wracaj
Średnio w dziele Team 17 wypada również udźwiękowienie. Choć każdego kosmitę można poznać po wydawanym przez niego ryku, to niestety nie mrożą one krwi w żyłach. Brakuje im mocy podobnie tak jak praktycznie wszystkim pukawkom, a nawet granatom. Oprócz strzelania przez większą część zabawy towarzyszą nam odgłosy eksplozji czy najlepsza w tym temacie praca maszynerii podtrzymującej statek przy życiu, syk ulatniającej się pary czy wiecznie spokojny głos pokładowej sztucznej inteligencji. Muzyki jest w grze mało. Bawiąc się usłyszymy zaledwie kilka króciutkich utworów, które bardzo szybko się osłuchają.
Większego wrażenia nie wywarły na mnie także przerywniki pomiędzy misjami. Utrzymano je w formie komiksu z niewielką ilością kolorów i dialogów. Niektóre kadry są niestety niezbyt ładne i czytelne.
Ewolucja
Miałem nadzieję, że recenzowana produkcja okaże się bardzo dobrym tytułem. Może nie spodziewałem się hitu na miarę Shadow Complex, ale liczyłem na to, że Team 17 odda w nasze ręce produkt przypominający jego kultowe rodzeństwo. Niestety pierwszy epizod odświeżonego Alien Breed jest krótkim dziełem, którego mocną stroną jest możliwość zabawy ze znajomym. Samotny żołnierz może czerpać przyjemność z zabawy. Obawiam się jednak, że równie często będzie narzekał na nudę. Jeśli więc nie macie w kolekcji wymienionego przed chwilą dzieła Chair Entertainment, to właśnie w nie powinniście zainwestować w pierwszej kolejności. Osoby, które ukończyły już Shadow Complex mogą potraktować Alien Breed jako w miarę tanią grę, która umili im jeden wieczór. Przebojem Evolution nie jest, ale może Team 17 rozkręci się jeszcze w kolejnych epizodach tej produkcji. W chwili obecnej przed rozstaniem się z punktami Microsoftu radzę jednak pobrać wersję demonstracyjną ich produkcji.
Po prawie dwudziestu latach od wydania oryginalnego Alien Breed, studio Team 17 oddaje w ręce fanów staroszkolnych strzelanek odświeżoną wersję gry o podtytule Evolution. Pierwszy z kilku zapowiedzianych epizodów tej pozycji po raz kolejny pozwoli nam pobiegać po wąskich korytarzach i oczywiście postrzelać do krwiożerczych kosmitów. Zapewne zastanawiacie się jednak w jakiej formie jest brytyjskie studio, którego ostatnim dziełem był tragiczny Leisure Suit Larry: Box Office Bust. Na to pytanie znajdziecie odpowiedź w dalszej części tego tekstu.
Holender no, a ja akurat sprzedałem konsolę. . . . Dla niewtajemniczonych tu jest porównanie starego breeda i nowego: http://www.youtube. com/watch?v=pBk9HHJfvm4Może ktoś powiedzieć, czy ścieżkę dźwiękową komponował również Allister Brimble? Genialne dźwięki z pierwszych breedów wryły mi się w mózg aż do dziś. Gdzieś czytałem że główny utwór tytułowy jest remasterowaną wersją tego starego, ale nic więcej niestety nie pisało.
Teraz czekać na to, żeby Team 17 ponownie stworzył Wormsy w 2D.
Teoretycznie jest „odnowiona” wersja armagedona, bez problemu działa teraz pod xp, na dwurdzeniowcu, są jakieś nowe mapki i inne badziewia ;D Działa w wysokiej rozdziałce bez problemu i multi jest świetne 😉
A gdzie to cudo można znaleźć? 🙂 Jest w sklepach, a może via STEAM?
Kiedy wersja PC ?
Gdzieniegdzie pojawia się wzmianka o lutym bieżącego roku, ale gra ma status „wersja PC i PS3 w 2010” 🙁
Alien Breed byl swietny za amigowych czasow. Teraz jak widac nie jest juz az tak dobrze jak kiedys, niemniej trzymam kciuki za Team17, a po kryjomu licze na remake Super Froga 🙂
To była super klimatyczna gierka na Amidze. Zawdzięczam jej dużo emocji 🙂 Czekam aż będzie na PC.