Nienawidzę Colina Farrela! I to nie jest jakiś wymysł chwili, lecz ugruntowana nienawiść. Na szczęście (albo i nie?) dzięki niemu Ben Affleck podskoczył w moich osobistych rankingach. Ben bowiem był dla mnie uosobieniem aktora jednej roli – nieważne kogo gra, nieważne dla jakiego reżysera i nieważne w jakim filmie – on zawsze wszystko gra tak samo tą swoją tępą i niezbyt rozgarniętą buźką. Do tej pory wydawało mi się, że większego patałacha na ekranie prędko nie zobaczę. Wtedy pojawił się on – Colin Farrel i jego Wojna Harta. Niech go piekło pochłonie – myślałem podczas projekcji tego filmu wojennego. Los nie był łaskawy. Ktoś w Hollywood stwierdził, że ten aktor pozbawiony jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego i osobowości jest świetnie zapowiadającym się aktorem… i zaczęły się… fajne role spartaczone jego gębą! SWAT, Aleksander, Telefon i wreszcie Miami Vice… naprawdę było mi przykro patrząc w kinie na „film” Michaela Manna.
Wyjaśnię jeszcze jedną rzecz – Jamie Foxx. Jakkolwiek infantylnie i hiphopowo brzmi nazwisko tego czarnoskórego aktora, darzę go wielkim szacunkiem. Zaczęło się od Męskiej Gry Olivera Stone’a, który uważam za jeden z ważniejszych filmów sportowych jaki kiedykolwiek powstał. Wreszcie Zakładnik w reżyserii Michaela Manna – rewelacyjny scenariusz, świetnie zagrany przez Foxxa i niesamowite ujęcia kamery cyfrowej. Po tym duecie spodziewałem się naprawdę wiele. Podejrzewam, że każdy z Was miał wielkie oczekiwania…
Przygody nieustraszonych gliniarzy z Miami przeszły do klasyki seriali policyjnych nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Detektyw Crockett i jego partner Ricardo Tubbs rozpracowali jako tajniacy niejednego kryminalistę, bądź szajkę bandziorów. Jeżdżący najnowszymi samochodami lat osiemdziesiątych, zaliczający co odcinek nowe panienki, ubrani w stylowe garnitury z kolorowymi, obcisłymi koszulkami i polówkami. Te czasy przeminęły. Dzisiejszy Sonny jest tępym osiłkiem o twarzy nastoletniego kochasia. Sztucznie poruszający się i sprawiający wrażenie jakby zaraz miał wszystkich zastrzelić. Jestem panem i mistrzem świata, więc zejdźcie mi z drogi. Głos tak twardy i męski, że aż sztuczny do bólu. Gra aktorska fatalna. Wygląd żigolaka z Dworca Centralnego. Generalizując stwierdzę, że dokładnie tak wyobrażam sobie Zenka ze Złotopolskich w roli Zawady z Kryminalnych! Z kolei Tubbs w serialu nigdy nie zabłysnął ani intelektualnie, ani pod kątem męskości, czy twardości – a tutaj? Jamie Foxx wykreował postać niesamowitą. Twardy glina z zasadami, dla którego bieżące zadanie jest świętym celem do realizacji. Foxx ratuje lśniącego Farrela, ale niestety jeden Jamie to za mało by ocalić Miami Vice!
Scenariusz, którym szczyci się Michael Mann jest naciąganą i nudną opowieścią o tym jak para tajniaków rozpracowuje wielkiego bossa stojącego za wszelkimi możliwymi nielegalnymi dostawami broni, narkotyków, czy innnych niesprezycowanych sprzętów. Do tego wszystkiego dochodzi ograny do bólu stereotyp szczura w szeregach tych dobrych – czyli glianiarzy, lub FBI – kobieta u boku mafijnego bossa, która kradnie serce Crocketta i próba zorganizowania zakupu kontrolowanego… jeśli spytacie mnie co o tym wszystkim sądze, odeślę Was do rodzimej Ekstradycji, lub Oficera – obydwie produkcje są o wiele bardziej ciekawe niż dzisiejsza wizja Miami Vice zaproponowana przez Michaela Manna.
Dochodzę też do wniosku, że sam Mann został szybko odsunięty od kolejnych sezonów Miami Vice, które powstawały w latach osiemdziesiątych. To co przedstawił w kinowym filmie woła o pomstę do nieba. Infantylny Nash Bridges jest bardziej przekonywujący niż Sonny Crocket w wykonaniu Colina Farrela! Wiem, wiem… z całą pewnością część z Was okrzyknie mnie teraz wielkim malkontentem, ale naprawdę nie lubię reaktywacji na siłę. Temat Miami Vice może i umierał sobie powoli w zapomnieniu, ale teraz czeka go agonia…
Miami Vice było dla mnie negatywnym zwieńczeniem tygodnia ciężkiej pracy. Na szczęście ukojenie moich podrażnionych zmysłów znalazłem w SIN Episodes i Half Life 2: Episode One. Myślę, że obydwie pozycje Was interesują i jestem przekonany, że już niedługo przeczytacie coś niecoś więcej na temat tych gier na łamach Valhalla.pl. Zresztą obiecałem Wam w poprzednim blogu parę niespodzianek w tym tygodniu. Poniedziałek już niedługo. Myślę, że to będzie dobry tydzień!
Ja pamiętam tylko serial, rewelacyjny swoja drogą, a po przeczytaniu recenzji na pewno nie wybiore się na plastikowe przedstawienie do kina
A ja miałem iść na ten film do kina. Dzięki. Uratowałeś mnie od wyrzucenia pieniędzy w błoto.
Film jest naprawdę słaby. . . nawet DVD nie warto wypożyczać jak już będzie. . . może Polsat albo TV4 za 2 lata wyemituje. . . chociaż i wtedy pewnie każdy z Nas znajdzie coś ciekawszego do roboty
nic w tych kinach nie ma:/ tylko popcorn:)
Ostro pojechałeś. :>
Obawiałem się, że film okaże się beznadziejny. Pomimo to miałem się wkrótce udać na niego do kina, dzięki 50% zniżce na bilet. Pozostaje zmienić plany.
mam podobne zdanie o colinie f. . . . no i o jamie’m takze 😉 – zapomniales oczywiscie o genialnym ‚ray’u’ w jego wykonaniu. a any given synday mam nawet na dvd – po prostu znakomity. ale do rzeczy – wlasnie dokladnie takiej recenzji obawialem sie najbardziej – ale w glebi serca spodziewalem sie jej. mimo wszystko film ogladne – chocby dla foxxa, a moze – tutaj pewno mamy odmienne zdanie – dla manna – bo ja akurat go lubie – szczegolnie takiego jakim sie pokazal robiac goraczke. no, po prostu musze TO zobaczyc – TO czyli serial dla ktorego zwiewalismy z lekcji w podstawowce ;]
Ale dajecie sie manipulowac, trzeba zobaczyc samemu film zeby oceniac, a nie opierac sie na recenzjach, jak juz sie zobaczy mozna sie zgodzic albo nie, dlatego mnie dziwicie, ze glownym kryterium wybrania sie do kina na film jest recenzja, ja ide i ogladam, potem czytam recenzje, bo tak to sie nastawie tak jak recenzent napisal i po wyjsciu z kina bede mial takie samo zdanie 😉
Czego się można spodziewać po tkaim filmie. . . BTW. Farrel awansował u mnie na pierwsze miejsce najgorzej wyglądających w wąsach facetów na świecie 🙂
Mi się film podobał;D
@stnkJa czytuję po to recenzje, żeby wiedzieć, czy wydawać na film kasę czy nie. Po to się je pisze. Recka ma pomagać w wyborze filmu, na który mam duać sie do kina. Jeśli przeczytam na 5 poważanych przeze mnie serwisach pochlebne recenzje na temat lucky number i na każdym z nich dostanie się miami vice to nie będę długo się zastanawiał. Moja broszka w kogo gusta zawierzam, mnie ta recka uratowała przed kupnem biletu na badziewie, wybiorę inny seans. Gdybym każdy film miał testować empirycznie, nie miałbym na piwo:pOpinie widzów wiele razy już się sprawdziły, nie zostawiana suchej nitki na Stay Alive – obejrzałem, czego żałuję, takiego syfu dawno nie widziałem, prawie tak głupie jak Alone In The Dark Uwe Bolla.
heh, ale zeby rezygnowac po przeczytaniu jednej recki to glupota. . . No chyba ze dobrze znacie gust imc Kokosza 😛
Poslo – myślę, że po kilku moich recenzjach (bo zakładam, że nie znasz mnie z moich artykułów) opublikowanych na Valhalli będziesz w stanie oszacować czy warto, czy nie warto iść do kina na dany film. Wystarczy że przeczytasz 2-3 recenzje filmów, które widziałeś i będziesz wiedział czy warto się sugerować.
@poslo”Jeśli przeczytam na 5 poważanych przeze mnie serwisach pochlebne recenzje na temat lucky number i na każdym z nich dostanie się miami vice to nie będę długo się zastanawiał. ” by me, czytaj ze zrozumieniem
To trzeba było iść na 16 Przecznic czy Szczęśliwy Numer 7 genialnym z Brucem ;)a nie ryzykować dla muzyczki z trailera jak kto zgrabnie określił mój znajomy.
Micronus: nie czytalem calego twojego postu, wiec niekoniecznie do Ciebie moj post sie odnosil 🙂 Kokosz: no zgoda, ale na razie recenzja jest jedna 🙂
@microuns, tak jezeli na kilku serwisach opinie sa te same to tez nie ide, ale kierowanie sie jedna recenzja to przesada moim zdaniem.
A mi się podobało – nie jest to może Gorączka czy Zakładnik ale i tak uważam że dla miłośników Mann’a to pozycja obowiązkowa. Tylko trzeba się lekko „odstosunkować” od serialu – ja poszedłem do kina z nastawieniem że tylko tytuł i nazwiska bohaterów są takie same i całkiem nieźle się bawiłem. Zgadzam się tylko co do Farrela 🙂
Poslo. . . daj mi troche czasu, prosze 😉
Serial był kultowy i zgadzam się w zypełności z autorem co do Foxxa – potrafi zagrać, natomiast dla mnie Farrel(ka) – będzie zawsze homo Alexandrem i typowym ciapkiem nienadającym się do żadnej męskiej roli 🙂
Hmm. . . Chciałem na to iść (choćby za boskiego Numba w reklamówce;) ), ale usłyszałem dość negatywnych opinii, by jednak zrezygnować. . . Choć załuję, już dawno w kinie nie byłem, a tu kolejna interesująca mnie produkcja idzie do kosza;/.
Ja widziałem trailer który mnie już odstraszył od tego filmu. . .
Reaktywacja nie zawsze jest dobra.
Shittt :/ Miałem iść do kina. Kokosz mnie uratował, w takim razie spędzę z kumplami wieczór nad prawdziwym klasykiem godnym swojego tytuły – The Thing 🙂
Niestety mialem ta nieprzyjemnosc byc na filmie. Zgadzam sie z recenzentem. Wydawalo sie ze pomysl „urealnienia” poprzez zdjecia z kamery cyfry bedzie ciekawy. Ale jesli jeden z aktorow gra gorzej niz naturszczyk, to czego oczekiwac. I to lovestory z kobieta z angoli, lzawe scenki z Havany. Szkoda gadac. Serial nie byl epokowym osiagneiciem, ale mial swoja atmosfere i pomysl. takze swoj styl – tandetno cukierkowych lat 80tych. Tego nie udalo sie osiagnac, przenaszac fabule filmu w dzisiejsze realie. Totalna kula w plot.
No to zaoszczędziłem ~naście złotych :>
Kokosz, sam sobie przeczysz 🙂 „naprawdę nie lubię reaktywacji na siłę” a potem „ukojenie moich podrażnionych zmysłów znalazłem w SIN Episodes i Half Life 2: Episode One” 😀 no, chyba, że to zamierzony efekt, bo przecież trudno szukać w całym teraźniejszym świecie gier tytułów, które bardziej od tych dwóch pasują do miana „reaktywacji na siłę”, zwłaszcza w wypadku wyjątkowo przeciętnego SiNa. . . 🙂
sorry za podwójny post – fajna recenzja 🙂 zawsze chodź do kina na jakiś badziew 🙂
seraphim o ile SIN Episodes mozna uznac za reaktywacje na sile to chyba HL2 Ep. 1 juz do tej kategorii sie nie zalicz#24 Kurcze Ty sie chlopie zastanawiales czy isc na Miami Vice czy ogladac The Thing – przeciez tu nie ma o czym myslec 🙂
Zadowolony jestem z SIN-a. Być może dlatego, że patrzę na niego z perspektywy Half-Life’a. Chłopaki przez przypadek zrobili świat SIN-a na mechanice grywalności Half-Life’a i ten mariaż bardzo mi się podoba. Sorry, ale chyba mam prawo do własnego zdania? 🙂 No chyba, że dla Ciebie wyznacznikiem osobowości i gustu są cyferki z gamerankings, a nie własny gust?
A co do samego Miami Vice to dwie sceny były mistrzowskie! Początkowa egzekucja tajniaków przez handlarzy i moment, w którym informator rzuca się pod koła ciężarówki. Po tych scenach film rokował jeszcze nadzieję!
Kokosz—> oba tytuły mają oceny mocno zawyżone na gamerankings i na metacritic zresztą też 🙂 Jeden i drugi jest kiepściutki – nie chciało mi się nawet do końca ich przechodzić, a przecież są takie króciutkie, nie? 🙂 I już nie mówię o tym, że obie gry to po prostu ordynarne wyciąganie kasy i kosztują lekko 4 razy więcej niż powinny. Jedyna między nimi różnica jest taka, że w SiN nie ma Alex 🙂
I w związku z w/w te gry NIE MAJĄ PRAWA MI SIĘ PODOBAĆ?
Wybacz Sławku że Tobie nie przyklasnę. Nigdy nie wyrabiam sobie opinii na temat czegokolwiek tylko dlatego ze gamerankings czy metacritic daly takie, a nie inne srednie ocen. Gram i wiem czy mi sie podoba, czy tez nie. Ty masz prawno do wlasnego zdania, ale nie bede hipokryta i ślepo przyklaskiwać każdemu kto głośniej tupie na temat swojego niezadowolenia z tej, czy innej produkcji
Ja też nie – i właśnie dlatego uważam, że Episode One jeden i drugi są kiepskie, choć ogólna opinia światowa się zachwycała tym spod znaku HL2. Na początku wydawał mi się wcale znośny nawet, ale po Prey zmieniłem zdanie 🙂 a SiN to naprawdę słaba rzecz, z której strony by nie patrzeć. Już sam fakt, że daje 4 godziny zabawy i zero multi za 20 baksów dyskwalifikuje go zupełnie. No, ale robimy off-topic 😀 Pogadamy na forum, jak się zarejestruję 🙂
Myślę, że będziesz miał wielkie pole do popisu aby mnie zmiażdżyć w komentarzach do recenzji SIN E1 nad którą obecnie pracuję 🙂 Już wiem, że moje zdanie na temat tej gry się Tobie nie spodoba!
Kici, kici – misiu zmiazdze Cie motorkiem :)))A na powaznie – film był jak nedza ze Swarzedza. Chociaż rzeczywiście początek był obiecujący. Skończyło się na 15 minucie?U mnie nie więcej niż 45 na 100 i to wszystko.
Pierwsze ujecie i- kurcze gdzie jest motyw muzyczny znany z serialu?? no ale nic, moze scenariusz . . . no niestety troche za malo zeby wyrownac strate choc uwazam ze jest on po prostu sredni, trzyma sie jako tako kupy i choc miejscami banalny jest do zaakceptowania jako tresc filmuodtworcy glownych rol,z Farrel’em jest cos dziwnego, we wszystkich jego rolach czegos brakuje i tak naprawde to idealnie pasuje on do rol drugoplanowych (patrz rekrut)Foxx tez mnie niestety nie przekonal, moze gdyby sonny byl afroamerykaninem??Co najciekawsze po obejrzeniu nie jestem jakos specjalnie negatywnie nastawiony, mysle ze do dosc dobry film sensacyjny, a przynajmniej ogladalem wiele gorszych, chocby dark blue. Troche sie zagalopowalem, nie dotrwalem do konca dark blue:DFilm trzyma poziom swat’a ale tez serialu, nie oszukujmy sie, ten serial nie byl niewiadomo jak dobry, byl niezly ale nie bardziej niz inne serie policyjne takie jak chocby colombo
Filmy Manna to sztuka. . . Nie chodzi o sam scenariusz. . . Zdjęcia. . Muzyka. . Dźwięk. . . To że Crocket wygląda jak wygląda było zamierzone. On nie ma sie podobac. Ma być inny. . . Już nawet w serialu chodził w pantoflach i bez skarpetek. . . Takiego Mann chcial mieć Crocketa. . . Tutaj tez musi się różnić od reszty. . . Ja osobiście uważam, że to dobry film. Ale nie dla ludzi którzy chcą po prostu obejrzeć historyjke kryminalną. . . Tym polecam W11