Oczywiście, nie jest tak, że przekleństwo tej ziemi, czyli gry oparte o filmowe licencje całkowicie zniknęło z jej powierzchni. Największe produkcje, a szczególnie te, które mogą spodobać się dzieciom – Shrek Trzeci, Piraci z Karaibów, nowy Harry Potter czy Spider-man 3 zostały wydane, dostały średnie oceny i doskonale się sprzedały, to oczywiste. Ale jednak porównując aktualną sytuację z np. latami osiemdziesiątymi, w których to nieodżałowana firma ocean wydawała licencje wszystkiego, co się rusza, sytuacja wydaje się poprawiać.
Kto żyw ogląda „Skazanego na śmierć”, „Przez 24 godziny”, „Rzym” czy „Rodzinę Soprano”. A jednak dotąd nie powstała jeszcze kiczowata strzelanka czy pseudoprzygodówka z bohaterami tych serialów. Mamy dość przeciętne wersje CSI, The Shield czy „Gotowych na wszystko”, a ostatnio zapowiedziano także „Lost”, ale potencjalnych szitów, które można by stworzyć jest przecież znacznie więcej! Również w przypadku filmów kinowych – kiedyś nowa część Szklanej Pułapki bez własnej wersji komputerowej byłaby nie do pomyślenia. A przecież część czwarta była bardzo popularnym filmem.
Branża gier komputerowych ciągle się rozwija, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem pieniędzy na komercyjnego pewniaka, jakim niewątpliwie byłaby oficjalna gra wideo na podstawie serialu… na przykład Prison Break. Część „licencyjnego ciastka” zabrały gry na komórki (bo prostsze, tańsze i dostępne niemal dla każdego), ale i tak jest jeszcze wiele dziur na rynku do zapchania. Dlaczego?
Powoli ogrania mnie optymistyczne podejrzenie, że może producenci filmów nareszcie zaczęli dostrzegać branżę gier komputerowych i zaczynają dbać o swoją „własność intelektualną” (tfu!), zdając sobie sprawę, że kiepska gra nie przynosi chluby filmowi, a coraz większa ilość ludzi naprawdę w taką grę gra. Że to już nie jest tyko breloczek czy maskotka dodawana do edycji kolekcjonerskiej na DVD tylko pełnoprawny produkt – czasem nawet ważniejszy, niż oryginał. A może także wydawcy i producenci gier zauważyli, że czasem nie warto psuć sobie dobrego imienia kiepską grą na podstawie licencji?
To dość odważna koncepcja, ale… może prawdziwa?
a 24 The Game czasem sie nie pojawil? Nie jestem pewien, ale cos takiego obilo mi sie o uszy. Podobnie z Rodzina Soprano. Oczywiscie nie dam sobie nic za to uciac (nic, a nic!), ale chyba byla oficjalna zapowiedz gry o klanie Soprano. Poza tym, powstala nawet produkcja na podstawie Pimp my Ride z MTV O_o. Tak wiec, zakladajac oczywiscie, ze sie nie myle (ale ja sie nigdy nie myle ;]), mozna smialo stwierdzic, iz nie jest tak zle jak mowisz 😛
Gra na postawie 24: http://www.2kgames. com/24/site.html Czy ja nawet gdzieś o tym nie czytałem na Valhalli?IMHO z większości filmów nie da się zrobić w ogóle gier (ewentualnie dobrych gier). To co dobrze wygląda w kinie nie musi być dobre jako gra, bo właśnie chodzi o interakcję, która czasem może wszystko zepsuć. Oczywiście to działa w dwie strony :)Ja wolę oryginalne produkcje. Osobiście nie tęsknię za filmowymi licencjami. Na co filmowa licencja jak się ma Fallouty, Deus Exy, Enemy Territory, czy nawet OpenTTD ;D
Gra o rodzinie Soprano powstała. . . ale chyba nie kupisz jej w Polsce. Nie ma czego żałować. . . Gra jest denna, krótka i nie chce się jej kończyć, wyszła tylko na PS2
Chcemy więcej gier na licencji filmów, ale . . . DOBRYCH – gniotom mówimy NIE
Jest na komórkę
Na komorki ogolnie chyba wiecej takich rzeczy wychodzi. . A co do Prison Breaka – liecencjonowanej produkcji nie ma, ale gralem niedawno chwile w argentynskiego MMORPG, ktorego akcja toczy sie w wiezieniu, nie wiem czy to zainspirowane serialem czy nie 🙂
Aż boję się zapytać jakie tam są questy :)Malacar—> co do Twoich nadziei obawiam się, że są płonne, bo wyniki finansowe wydawców dowodzą że najlepiej chyba zarabia się właśnie na grach-szitach z licencją. Np. takie CARS. Sprzedało się świetnie na fali filmu. Zresztą właśnie THQ chyba zanotowało (o ile mnie starcza pamięc nie myli) świetne wyniki finansowe za ostatni rok właśnie dzięki licencjonowanym produkcjom. Nie zmienia to faktu, że podobnie jak Ty mam nadzieję, że kiedyś gry na licencji to będzie coś więcej niż jak to piszesz breloczek.
Jak boje sie myslec, jak wygladaly Moby ;]A z tego co czytalem o Autach (bo, ojej coz za pech, zagrac mi sie nie udalo :P) to jak na licencjonowany produkt na podstawie filmu animowanego, to byl to kawalek niezlej gry 🙂
No nie, z tymi Sopranosami i 24 to strzeliłem gafę :((Niby sprawdziłem na ToTheGame ale jak widać nie dość dokładnie.
Było sprawdzać na Valhalli 😛
co do ankiety – ja bym chciał. . . dziwne? może, ale kiedy ostatnio w E (nie bedę robił niepotrzebnej reklamy) natknąłem się na standa z transformers: the game @ x360 i zacząłem beztrosko „pykać”, to po 45 minutach ogarnałem się, że wokół mnie zebrała się grupka dzieci w wieku wczesno-szkolnym, które jak to na początku myślałem obserwują moje poczynania, ale zaraz z tego błędnego przekonania wyprowadził mnie jakiś jegomość (zapewne aspirujący na ojca jednego z dzieciąt) mówiąć „ty! co się tak przyssałeś? inne dzieci też chcą pograć. . . „, zszokowany odburknąłem: „a, tak, tak rzeczywiście. . . „, wiedziałem że tym razem niczego nie zwojuję i szybko wybrałem ‚exit game/new game’ (żeby dzieci same do czegoś doszły a nie żerowały na sukcesach innych :)) i powędrowałem w swoją stronę. . . potem zastanawiałem się co takiego było w trans’ach, że zapomniałem o bożym świeice na dłuższą chwilę i doszedłem do wniosku, że po prostu lubię proste nawalanki/zręcznościówki w klimatach komiksów, kreskówek i ich fabularnych (niezbyt ambitnych:)) superadaptacjachwięc jeśli chodzi o gry na tego typu licencjach moim zdaniem marketingowy strzał w dziesiątkęhowgh!
Powiem tak: Enter the Matrix było badziewne technologicznie, brzydkie, niedopracowane, postaci w focusie robiły się przezroczyste i generalnie było kiepsko. ALE! Wiedząc i widząc to wszystko bawiłem się przy tej grze fantastycznie i przeszedłem ją po dobrych kilka razy Niobe i Ghostem. Jako wielki fan całej trylogii odczuwałem niesamowitą przyjemność mogąc robić wszystko to, co bohaterowie filmu i odwiedzać te same miejsca (zwiedzanie domku Merowinga rox) które oglądałem na srebrnym ekranie. Wstyd się przyznać, ale nie miałem czasu jak dotąd wypróbować Path of Neo. Z tego co wiem technologicznie jest to taki sam shit jak EtM (pomijając może tylko technologię wyświetlania Smithów), ale i tak wiem, że będzie mi się bardzo przyjemnie grało. Wiem, że gry licencyjne to zwykle badziewie. Wiem, że są tworzone tylko po to żeby wyciągnąć kasę od fanów filmów ale. . . . niech powstają i niech mają się dobrze 😉
a ja tam lubie niszowe produkcje. nie jedna gra z notą na gamesrankings 65% dawała mi wiekszą przyjemnośc niż produkcje mające po 85%. Może jestem indywidualistą ale czasami takie gierki są ciekawsze od kolejnych tombrajderów i need for speedów od których robi się po prostu mdło